fot. © www.nocnaligahalowa.pl
Opis i retransmisja 9.kolejki 3.ligi!
Górale wytrzymali ciśnienie i ogrywając w hicie niepokonaną Ternovitsię, kwestię awansu mają już tylko w swoich rękach.
Zmagania przedostatniej kolejki 3.ligi zaczęliśmy od bardzo ważnego starcia na dole tabeli. Bad Boys, którzy ostatnio pokonali Las Vegas, stanęli naprzeciwko Adrenalinie, która po dobrym początku sezonu, uwikłała się w walkę o utrzymanie. Ekipa z Ząbek była jednak w tej komfortowej sytuacji, że wygrana dawała jej gwarancję bezpieczeństwa, z kolei Bad Boys nawet w przypadku zdobycia trzech punktów i tak nie byliby niczego pewni. Ogólnie szanse w tym spotkaniu ocenialiśmy 50/50, chociaż informacja, że w Złych Chłopcach zabraknie trzech braci Woźniak, którzy mieli swój wyraźny udział w sukcesie nad Vegas, powodowała że szala zaczęła się delikatnie przechylać w stronę drużyny Roberta Śwista. Początek meczu należał jednak zdecydowanie do graczy z Ostrówka. Dość łatwo kreowali sobie okazje podbramkowe i w 6 minucie po ładnej akcji otworzyli swój dorobek, a konkretnie zrobił to Franek Oleksiak. Myśleliśmy, że pójdą za ciosem, tymczasem role zupełnie się w tym starciu odwróciły. Adrenalina po początkowych kłopotach przejęła inicjatywę i coraz częściej zagrażała Karolowi Jankowskiemu. Bramka wisiała w powietrzu i w 13 minucie był remis. Tyle że Bad Boys nie byli w stanie odsunąć zagrożenia od własnej strefy. Nie dość, że brakowało akcentów ofensywnych, to i obronie rywale poczynali sobie z coraz większą łatwością, a nagroda przyszła tuż przed końcem pierwszej połowy, gdy gola na 2:1 zainkasował Marek Kowalski. I Bad Boys wiedzieli, że jeśli szybko czegoś nie zmienią w swojej grze, to czeka ich bolesna porażka. Na starcie drugiej odsłony udało im się stworzyć dogodną okazję, lecz Krzysiek Stańczak nie był w stanie pokonać Marka Pałysa. Rachunek za tę niewykorzystaną szansę przyszedł od razu – lada moment zrobiło się 3:1, gdy po asyście Maćka Parkosza na listę strzelców wpisał się Kacper Waniowski. Doświadczeni zawodnicy z Ząbek długo utrzymywali korzystną dla siebie dwubramkową przewagę, a od 30 minuty rozpoczęli koncert strzelecki. W odstępie zaledwie kilku minut trzykrotnie zmuszali to kapitulacji Karola Jankowskiego, który często pozostawał sam sobie, bo gra jego kolegów z pola kompletnie się posypała. Bad Boys wyglądali na pogodzonych z losem i jedyne na co było ich stać, to gol w samej końcówce, który jednak niewiele zmienił w ogólnym obrazie spotkania. Źli Chłopcy mieli za mało argumentów na Adrenalinę. Gra do przodu, oprócz początkowych minut, praktycznie nie funkcjonowała i to musiało się źle skończyć. Tym samym ekipa Michała Szczapy musi już liczyć na cud, bo nie dość, że musi wygrać z Promilem, to jeszcze liczyć na dobre wieści z innych spotkań. Wydaje się to jednak mało realne. Adrenalina zrzuciła z siebie z kolei obowiązek oglądania się na innych. Zasłużone trzy punkty wywindowały ją na 4 miejsce w tabeli, które daje pewność udziału w 3.lidze na kolejną edycję. Dzięki temu ząbkowianie mogą ze spokojem podejść do ostatniego spotkania w lidze, chociaż zajęcie lokaty tuż za podium wydaje się na tyle kuszące, że przeciwko KSB można się spodziewać podejścia, jakby miałby to być dla nich mecz o wszystko.
O wszystko grali z kolei we wtorek Górale. Ferajna Marcina Lacha zdawała sobie sprawę z wysokości zawieszonej poprzeczki, jaką przygotuje im Ternovitsia, ale to nie miało dla nich znaczenia. Bez względu na okoliczności czy styl, musieli wygrać z zespołem z Ukrainy, by pozostać w grze o tytuł, ale przede wszystkim o awans. Ich rywale byli w dużo bardziej komfortowej sytuacji. Ekipa Romana Shulzhenko zadowoliłaby się nawet remisem, co wcale nie wydawało się takim złym rozwiązaniem, bo Ternovitsia przyjechała na przedostatnią kolejkę osłabiona. Brakowało Olega Liadrika i Maksyma Myshaka. To kazało się zastanowić, jak kondycyjnie ta drużyna wytrzyma losy spotkania, tym bardziej że Górale przyjechali w mocnym zestawieniu. Pierwszy raz w tym sezonie oglądaliśmy chociażby Michała Aleksandrowicza czy Damiana Ostrowskiego i trzeba powiedzieć, że tych dwóch zawodników miało swój udział w zwycięstwie Górali. Jak do niego doszło? Premierowa część meczu była bardzo wyrównana. Okazje mieli jedni i drudzy, ale pierwszego gola zdobyła Ternovitsia, a konkretnie Serhii Romanovskyi. To podrażniło Górali, którzy w końcówce tej odsłony postawili sobie za cel doprowadzenie do remisu. Byli tego blisko w 16 minucie, gdy Roman Shulzhenko tylko w sobie znany sposób obronił strzał Daniela Matwiejczyka. Co się jednak odwlekło, to nie uciekło. W 19 minucie gracze w białych koszulkach sprytnie rozegrali rzut wolny, Michał Aleksandrowicz zagrał do Damiana Ostrowskiego, a ten strzałem przy bliższym słupku oszukał golkipera przeciwników. Na drugą połowę wchodziliśmy więc przy wyniku 1:1, ale bardzo krótko ostał się on na tablicy świetlnej. A to za sprawą zawodników z Ukrainy, którzy wykorzystali słabszy moment Górali i bardzo szybko wyszli na dwubramkowe prowadzenie! Tutaj potrzebna była natychmiastowa reakcja przegrywających i taka też nastąpiła, bo w 26 minucie Kacper Smoderek ładnym strzałem zmniejszył straty i było tylko 2:3. I powoli dało się odczuć, że w obozie Ternovitsii odzywa się zmęczenie. Volodymyr Hrydovyi gdy tylko miał piłkę to strzelał, reszta zawodników starała się przede wszystkim bronić aniżeli atakować, z kolei Górale nacierali. I w 33 minucie mieliśmy remis. Znowu stały fragment gry, ale tym razem nie było podania tylko bezpośredni strzał – Daniel Matwiejczyk uderzył na tyle mocno, że Roman Shulzhenko nie był w stanie odbić piłki. To trafienie jeszcze bardziej nakręciło zespół Marcina Lacha. Chłopaki widzieli, że rywal oddycha coraz ciężej, z kolei Górale będąc na fali poprzedniego trafienia, jakby nie odczuwali zmęczenia. W 35 minucie mogło być 4:3, lecz Daniel Matwiejczyk zmarnował idealną okazję. Ale o ile wtedy Ternovitsii się upiekło, to w 38 minucie tyle szczęścia już nie mieli. Błąd popełnił Olexandr Rudchyk, który w prostej sytuacji podał niedokładnie i to spowodowało, że rywale mieli przewagę, z której zrobili użytek – Michał Aleksandrowicz zagrał do Daniela Matwiejczyka a ten nie miał problemów z umieszczeniem piłki w siatce. Lada moment mogło być nawet 5:3, ale dobrą interwencją popisał się golkiper przegrywających. To jednak niewiele zmieniło. Zmęczeni gracze zza naszej wschodniej granicy nie byli już w stanie przeprowadzić ataku, który dałby im tutaj punkt. A to oznaczało, że musieli pogodzić się z pierwszą porażką w sezonie. I pewnie nie przyszło im to łatwo, bo z przebiegu spotkania był to mecz na remis. Ternovitsii zabrakło pary dodatkowych płuc, bo dzięki niej być może udałoby się przetrwać trudny moment i dowieźć jedno „oczko” do ostatniego gwizdka. Stało się inaczej i gracze z Ukrainy muszą w ostatniej kolejce wygrać ze Squadrą, bo jeżeli tego nie zrobią, to może to się skończyć brakiem awansu do 2.ligi. Stopniały też ich szanse na złote medale, bo teraz trzeba już kalkulować stratę punktów przez Górali. Ale to wydaje się nierealne, bo tak grająca drużyna Marcina Lacha nie ma prawa potknąć się na Geodezji. Wtorkowy mecz był zdecydowanie najlepszym tej ekipy w sezonie, ale to też zasługa Ternovitsii. Nic więc dziwnego, że sędzia tego spotkania stwierdził, iż tak naprawdę to była potyczka na poziomie pierwszej ligi. A przecież może się skończyć tak, że jeden z jej uczestników za rok nadal będzie grał w trzeciej…
Odsunąć od siebie widmo spadku do 4.ligi – taki cel przyświecał zaś uczestnikom kolejnej pary. Będąca na w miarę bezpiecznej pozycji MR Geodezja zamierzała odeprzeć atak Ryńskich, którzy na tamten moment okupowali miejsce w strefie spadkowej. My nie widzieliśmy tutaj faworyta, nie widział go również BETFAN, aczkolwiek w ciut lepszej dyspozycji zdawali się być zawodnicy z Wołomina. Na wyobraźnię działała ich wysoka wygrana z Promilem, z kolei ich rywale nie byli ostatnio w stanie zdobyć nawet gola z Adrenaliną. No ale wszystkie te sprawy statystyczne odeszły na bok wraz z pierwszym gwizdkiem. I chyba od razu przeniesiemy się do finałowych minut pierwszej połowy, bo wcześniej tempo nie było porywające, ale wynagrodziła nam to końcówka tej części. W 18 minucie Ryńscy wyszli z dobrą kontrą, Grzesiek Pański uderzył na bramkę Błażeja Kaima, ten odbił piłkę do boku, ale na jego nieszczęście czyhał tam na nią Damian Augustyniak i wynik został otwarty. Deweloperzy mogli od razu dołożyć drugie trafienie, lecz Kamilowi Ryńskiemu zabrakło centymetrów, bo zamiast do bramki, trafił w słupek. To się zemściło – na kilka chwil przed ostatnią syreną Arek Major spowodował, że mecz zaczął się od początku. Geodetom nie przeszkodziła kilkuminutowa przerwa i gdy tylko wrócili na parkiet, poczęstowali oponentów dwoma golami. Najpierw Tomek Freyberg a potem Adam Baran znaleźli sposób na Marcina Częścika i sytuacja Deweloperów zrobiła się nie do pozazdroszczenia. Tym bardziej, że te bramki na dość długi fragment rozbiły Ryńskich, którzy sami zaczęli się prosić o kłopoty. To, że wynik nie zmienił się na ich niekorzyść zawdzięczają wyłącznie nieudolności strzeleckiej rywali i swojemu bramkarzowi. No i szczęściu, które mieli też w 28 minucie. Bo to właśnie wtedy zupełnie nieobstawiony Grzesiek Pański dostał piłkę, wyłożył ją Łukaszowi Grochowskiemu i ekipa z Marek wróciła do gry. To zapoczątkowało kluczowy moment spotkania. Ryńscy poczuli krew, w 33 minucie ich kapitan nastawił wreszcie celownik i na tablicy świetlnej zagościł remis. Geodeci mieli świadomość, że nawalili, że to spotkanie mogło być już rozstrzygnięte, ale w 35 minucie Adam Baran sprytnie wykorzystał zachowanie bramkarza konkurentów i po skutecznie wyegzekwowanym rzucie karnym, drużyna w zielonych koszulkach znów była na prowadzeniu. Jednak Ryńscy nie przejęli się tym. W 36 minucie znowu Kamil Ryński wpisuje się na listę strzelców, a 60 sekund później przypomina o sobie Mateusz Morawski i sytuacja odwróciła się o 180 stopni. W końcówce meczu doświadczenie Deweloperów wzięło górę i udało im się wyciągnąć spotkanie, które na początku drugiej połowy wyglądało na ich pożegnanie z 3.ligą. Musimy przyznać, że nawet po czasie mamy problem z oceną tego meczu. Jedno jest pewne – Ryńscy uciekli spod nadlatującej gilotyny, ale pewnie sami nie wiedzą w jaki sposób to zrobili. Podobnie jak zawodnicy Geodezji nie wiedzą, jakim cudem wypuścili tę potyczkę z rąk. Dziwny to był mecz, natomiast jego wynik powoduje, że Geodezja wciąż jest niepewna swojego losu, a we wtorek spotka się z naładowanymi Góralami. Może się jednak okazać, że nawet porażka krzywdy jej nie wyrządzi. Ryńscy mają trudniej, bo przegrana z Las Vegas oznaczać będzie definitywny spadek. A przypomnijmy, że oni w tamtym sezonie spadli też z 2.ligi. I chociaż wiadomo, że to tylko zabawa, to warto zrobić wszystko, by nie być częścią mało chlubnej historii NLH. Bo tak spektakularnego zjazdu w dwa sezony kompletnie sobie nie przypominamy.
Zupełnie inną drogą podąża Squadra. Zawodnicy z Serocka są bowiem o krok od tego, by w dwa lata zanotować skok o dwie ligi. Pamiętamy jak to wyglądało 12 miesięcy temu, gdy promocję do 3.ligi dał im remis… Kartoflisk nad HandyMan. Dziś, widząc jak ten zespół się rozwija, brzmi to trochę groteskowo, no ale faktem jest, że wtedy o losach swojego awansu dali zdecydować innym. Teraz nie zamierzali popełnić tego samego błędu. Co więcej – potencjalna wygrana nad KSB windowała ich w roli samodzielnego lidera rozgrywek przed ostatnią kolejką. To starcie miało więc duże znaczenie, ale podopieczni Patryka Jakubowskiego wiedzieli, że niczego od KSB nie dostaną za darmo. Co prawda ta drużyna walczy już tylko i aż o czwarte miejsce, natomiast do każdego spotkania podchodzi jak do osobnego rozdziału i nie zamierzała tutaj nikomu ułatwiać sprawy. Widać to było też po składzie, bo oprócz bramkarza Eryka Rogowskiego byli praktycznie wszyscy najlepsi zawodnicy. Po stronie Squadry zabrakło kontuzjowanego Michała Czarneckiego. I tak jak mogliśmy się spodziewać, ta potyczka do pewnego momentu była wyrównana. Nikt nie potrafił wyrobić sobie przewagi i było jasne, że dopóki nie padnie premierowy gol, to tak to może wyglądać dalej. Przełom nastąpił pod koniec pierwszej połowy. Zaczęło się od żółtej kartki dla Mateusza Pawlaka. KSB mieli 120 sekund gry w przewadze, ale sytuacja na boisku szybko się wyrównała, kiedy sędzia poczęstował kartonikiem bramkarza tej ekipy Kubę Strzałę, za to że zagarnął piłkę ręką będącą poza polem karnym. I właśnie z tego rzutu wolnego padł jedyny gol w premierowej odsłonie. Świetnym uderzeniem popisał się Kuba Pawlak i było 1:0. Ale przegrywający nadal grali swoje. Nie zrazili się niekorzystnym wynikiem do przerwy i dość szybko wrócili do gry, a autorem gola na 1:1 był Maciek Grabicki. Spotkanie przyspieszyło, zwłaszcza że remis to była dla obydwu zespołów ostateczność. Każdy chciał wygrać i w 28 minucie znów bliżej tego była Squadra, po efektownym golu Kuby Czarneckiego. Tyle że i w tym przypadku riposta była błyskawiczna – ponownie Maciek Grabicki i znów jest remis. To mogło spowodować nerwy u graczy w bordowych koszulkach, bo to zawsze jest trudny moment gdy uciekasz i dajesz się dwukrotnie dogonić. Squadra to jednak dużo bardziej doświadczona i odpowiedzialna ekipa niż rok wcześniej. Wtedy mogłoby się to skończyć różnie, ale teraz chłopaki odpowiedzieli na to w najlepszy możliwy sposób. W 33 minucie Kuba Cegiełka wykorzystuje podanie Kuby Czarneckiego, a potem ci zawodnicy zamieniają się rolami i z 2:2 robi się 4:2! To była już solidna zaliczka i teraz wystarczyło ją dowieźć. A rywale postanowili im w tym pomóc. Bracia Grabiccy w tym samym momencie obejrzeli łącznie trzy żółte kartki (dwie dla Maćka, jedna dla Piotrka) i grająca w podwójnym osłabieniu drużyna ze stolicy nie miała szans uciec przed przeznaczeniem. Konkurenci wykorzystali przewagę w zawodnikach i bez problemu dowieźli triumf, który zamknął się w stosunku 6:3. Squadra zrobiła więc swoje i w naszej ocenie, zrobiłaby to nawet wtedy, gdyby pod koniec spotkania szanse były równe. To oznacza, że w najbliższy wtorek ekipie Patryka Jakubowskiego wystarczy remis z Ternovitsią, a będzie mogła świętować kolejny awans. Ale pamiętajmy o drugiej stronie medalu – jeśli przegrają, to mogą zostać tylko z najniższym stopniem podium, co patrząc na miejsce w którym znajdują się obecnie, byłoby ogromnym rozczarowaniem. Zapowiada się niesamowita batalia. Co do KSB, to tutaj pozostaje pewien niesmak. Grali dobrze, byli blisko niespodzianki i z powodu jednej, błahej sytuacji, zniweczyli swój wysiłek. W imię czego? Nieodgwizdanego faulu na środku boiska? Jest takie powiedzenie, że „sędzia ma zawsze rację”. Sami nie raz mieliśmy problem z jego zrozumieniem, ale czasami trzeba po prostu zagryźć zęby. Dla dobra drużyny i własnego zdrowia psychicznego.
No i przechodzimy do ostatniego meczu, jaki odbył się w ostatni wtorek. Również niezwykle istotnego, w kontekście układu dolnej części tabeli a spotkały się w nim Razem Ponad Promil i Las Vegas Parano. Tych drugich kilka kolejek temu określiliśmy jako pewniaka do utrzymania, ale wystarczyły dwie porażki z drużynami, które były za nimi w ligowej hierarchii i sytuacja mocno się skomplikowała. Promil również ostatnich dwóch tygodni nie mógł zaliczyć do udanych, trochę też na własne życzenie, bo na nawiązanie wyrównanej rywalizacji z oponentami nie pozwalała frekwencja. Tym razem zespół Łukasza Głażewskiego zebrał się w dobrym zestawieniu, a i jego vis-a-vis nie mógł narzekać, bo Poza Piotrkiem Kwietniem też wyglądało to przyzwoicie. A jak przebiegał mecz? Miał on swoje fazy. Początek ciut lepszy dla Vegas, którzy zdobyli bramkę, a powinni nawet dwie, bo w 12 minucie w słupek trafił Tomek Skoneczny. To się szybko odbiło czkawką, bo chwilę po tej niewykorzystanej szansie, Łukasz Głażewski zagrał daleką piłkę do Patryka Woźniaka, a ten wiedział co z nią zrobić i mieliśmy remis. Wtedy też rozpoczął się dobry okres Promila. W ich poczynaniach było znacznie więcej odwagi, co przełożyło się na dwie bramki. Obydwie zainkasował Patryk Pawlik, którego strzały nie były może bardzo mocne, ale sprawiały ogromne problemy Robertowi Leszczyńskiemu i zwłaszcza przy drugim z nich, popularny „Dziadek” mógł się zachować lepiej. Te wydarzenia wpłynęły też na postawę Parano na starcie drugiej części. Zaczęło się od banalnej straty w obronie, którą wykorzystał Patryk Woźniak, a na 5:1 podwyższył Damian Szwarc. Kilka chwil później, po dwóch ciosach wyprowadzonych przez każdą ze stron rezultat zmienił się na 6:2 i zdawało się, że Promil może liczyć na spokojne odliczanie do końca meczu. Ale Las Vegas w końcu wzięli się w garść. Dobrze prezentował się Krzysiek Pawelec. Napastnik Parano wyglądał na zawodnika, któremu najbardziej się chce i to jego postawa przywróciła zespół do gry. Najpierw zdobył dwie bramki, a potem asystował przy trafieniu Konrada Orlika i przewaga przeciwników stopniała do tylko jednego gola! Przegrywający wytrwale szukali kolejnych okazji i chociaż trochę im zajęło zbudowanie akcji na wagę remisu, to w 39 minucie wykreowali sobie piłkę meczową. Krzysiek Pawelec nie zdołał jednak zmieścić futsalówki pod poprzeczką, a szkoda, bo swoim występem zasłużył sobie na to. To była ostatnia okazja dla Vegas, by powalczyć tutaj o punkt, a to co wydarzyło się dalej, to już historia. Czerwoną kartkę za ratunkowe zagranie ręką zobaczył Konrad Orlik, co Promil wykorzystał niemal w ostatniej sekundzie meczu, pieczętując zwycięstwo golem autorstwa Damiana Szwarca. Ten zespół trochę się najadł strachu, lecz najważniejsze że wykonał plan i nie ma już fizycznej możliwości, by spadł do 4.ligi. Nie jest to może jakiś wielki sukces, ale pamiętamy, że po pierwszej kolejce trochę Promil deprecjonowaliśmy. Tymczasem oni temat załatwili szybciej, niż wiele ekip które stawialiśmy przed nimi w hierarchii. Choćby Las Vegas. Grzesiek Dąbała i spółka są w tej chwili na ostatnim bezpiecznym miejscu w tabeli, ale przed nimi mecz o wszystko z Ryńskimi. O tym jak ważne będzie to spotkanie dla Deweloperów już pisaliśmy. Tyle że dla Parano również, bo przecież w tamtym sezonie spadli do 4.ligi, ale pojawiła się opcja pozostania w 3 i oni z niej skorzystali. Ale jeżeli zostaną relegowani drugi raz z rzędu, to być może sami uznają, że widocznie tam jest po prostu ich miejsce.
Retransmisję wszystkich spotkań trzeciej ligi (z komentarzem) można obejrzeć poniżej. Video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 1080p60 HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy! Jednocześnie prosimy Was o weryfikację statystyk z Waszych meczów - jeśli znajdziecie jakiś błąd, to prosimy o jak najszybszą informację.