fot. © www.nocnaligahalowa.pl

Opis i retransmisja 1.kolejki 3.ligi!

9 grudnia 2023, 21:13  |  Kategoria: Video  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Nie tak wyobrażaliśmy sobie tabelę 3.ligi po premierowej kolejce. Na czołowych lokatach są bowiem dwie ekipy, którym na inaugurację wieszczyliśmy porażki…

Jedną z nich jest Las Vegas Parano. Tutaj jesteśmy jednak trochę usprawiedliwieni, bo nawet jeśli faworytem potyczki z ich udziałem uznawaliśmy KS Setę, to było jasne, że jeżeli miejscowi zgarną komplet punktów, to przyjdzie im to z trudem. A im bardziej oglądaliśmy to spotkanie, tym rosło w nas przekonanie, że ekipa Czarka Szczepanka nie podoła zadaniu. Pierwsza połowa była w miarę wyrównana, aczkolwiek więcej okazji mieli gracze Grześka Dąbały. Strzelanie rozpoczął Krzysiek Pawelec, natomiast dość szybko odpowiedział Mateusz Hopcia, w którym upatrywaliśmy największą nadzieję Sety. Tyle że w drugiej odsłonie ani ten zawodnik, ani żaden inny z pola, nie potrafił pociągnąć swojej ekipy do sukcesu. Być może to wszystko wyglądałoby trochę inaczej, gdyby tuż na starcie finałowej części spotkania niemal do pustej bramki trafił Marcin Sobieski. Niewykorzystanie tak dogodnej okazji zemściło się błyskawicznie, bo niemal od razu poszła akcja w drugą stronę i swoje drugie trafienie w meczu zanotował Krzysiek Pawelec. A potem poszło już z górki. Lada moment debiutanckiego gola w barwach Vegas zapisał na swoje konto Sławek Lubelski, z kolei w 28 minucie było już 4:1. Seta na gwałt potrzebowała trafienia, po którym mogłaby uwierzyć, że nie wszystko jeszcze stracone. Cel udało się osiągnąć, tylko co z tego, skoro rywale rozpoczęli grę od środka i praktycznie od razu odpowiedzieli bramką. W 33 minucie przypomniał o sobie dawno nieoglądany na zielonkowskim parkiecie Czarek Zaboklicki. Ładny strzał z dystansu i mamy 5:3. Las Vegas nie pozwoliło jednak swoim oponentom na więcej, skutecznie oddalało zagrożenie od własnego pola karnego, a wynik tuż przed końcem ustalił Piotrek Kwiecień. KS Seta na papierze wydawała się znacznie groźniejsza niż na boisku. Trudno powiedzieć dlaczego ten zespół był tak anemiczny, ale właśnie w takich chwilach oczekujemy czegoś od liderów, natomiast tutaj nikt nie potrafił wziąć ciężaru odpowiedzialności na siebie. Naszym zdaniem zabrakło mocy z przodu, bo nominalni napastnicy byli w większości przypadków bezradni w starciach z silnymi fizycznie obrońcami Vegas. Nie ma więc żadnego przypadku w końcowym wyniku i brawa dla Las Vegas, że w sposób dość kontrolowany zapisali na swoje konto całą pulę. I chociaż błędy też się pojawiały, to wyglądało to na tyle solidnie, że wreszcie jesteśmy w stanie uwierzyć w słowa Grześka Dąbały, że w drużynie zaszły zmiany na lepsze. Pierwszy mecz to potwierdził i coś nam podpowiada, że na jednym się nie zakończy.

PRZEPRASZAM – pewnie na to słowo gracze Bad Boys czekali najbardziej w opisie swojego spotkania z FSK Kolos. Sugerowaliśmy, że Źli Chłopcy nie będą mieli większych szans z debiutantem z Ukrainy, tym czasem jak już każdy doskonale wie, ekipa z Ostrówka bez większych problemów uporała się z zespołem Ruslana Khudyka 8:2. Zanim jednak zaczniemy się kajać, trzeba powiedzieć wprost – spodziewaliśmy się, że Kolos będzie drużyną na trochę innym poziomie. Mieli grać podobnie jak Ternovitsia, natomiast albo potrzebują więcej czasu, by uwolnić swoje umiejętności, albo nie wszyscy najlepsi zawodnicy przyjechali na mecz. Jest też trzecia opcja – to Bad Boys zagrali tak dobrze. I to akurat nie podlega dyskusji, bo podopieczni Michała Szczapy bardzo szybko zorientowali się, że rywal ma tylko wielkie oczy (namalowane zresztą przez organizatora) i nie ma się kogo bać. Wynik otworzył Krzysiek Stańczak, a potem mieliśmy okres wyrównanej gry, gdzie szans nie brakowało po jednej i drugiej stronie. Końcówka pierwszej połowy należała już do Bad Boys. Najpierw dopisało im trochę szczęścia po rzucie wolnym Jarka Przybysza, ale potem nie było mowy o przypadku, gdy Marcin Perzyna podwyższył na 3:0. Było oczywiste, że FSK Kolos nie będzie w stanie tych strat odrobić. A jeśli ktoś miał w tym temacie wątpliwości, to zostały one rozwiane błyskawicznie po dwóch kolejnych trafieniach Krzyśka Stańczaka. Gracze z Ukrainy grali już wówczas wyłącznie o honor. Na szczęście przy stanie 0:5 udało im się zdobyć gola, potem mieli jeszcze jeden moment chwały, ale finalnie przegrali aż 2:8. Ta porażka nie podlegała żadnej dyskusji. Chęci były, natomiast brakowało dyscypliny taktycznej, konsekwencji i można by jeszcze tak powymieniać. No i przede wszystkim, w porównaniu do Ternovitsii, to nie jest tak mocna ekipa pod względem motorycznym. Ale żeby nie było, że wszystko tutaj było złe. Nie brakowało momentów, gdy gra się zazębiała i jesteśmy przekonani, że po analizie video, wskazaniu błędów i ogólnej wymianie wskazówek, jakość piłkarska pójdzie do góry. W Bad Boys żadne pogadanki nie są konieczne. A domyślamy się, że nie były nawet potrzebne przed meczem z Kolosem, bo organizator swoim scenariuszem na to spotkanie, wystarczająco zmotywował ich do gry. Pozostaje nam przyznać się do błędu, przeprosić, a w ramach samoukarania postanowiliśmy napisać 10 razy NIGDY NIE BĘDĘ LEKCEWAŻYŁ BAD BOYS. Oczywiście bez kopiowania.

NIGDY NIE BĘDĘ LEKCEWAŻYŁ BAD BOYS

NIGDY NIE BĘDĘ LEKCEWAŻYŁ BAD BOYS

NIGDY NIE BĘDĘ LEKCEWAŻYŁ BAD BOYS

NIGDY NIE BĘDĘ LEKCEWAŻYŁ BAD BOYS

NIGDY NIE BĘDĘ LEKCEWAŻYŁ BAD BOYS

NIGDY NIE BĘDĘ LEKCEWAŻYŁ BAD BOYS

NIGDY NIE BĘDĘ LEKCEWAŻYŁ BAD BOYS

NIGDY NIE BĘDĘ LEKCEWAŻYŁ BAD BOYS

NIGDY NIE BĘDĘ LEKCEWAŻYŁ BAD BOYS

NIGDY NIE BĘDĘ LEKCEWAŻYŁ BAD BOYS

W trzecim spotkaniu 3.ligi debiut w zmaganiach ligowych NLH zanotował NetServis. Częściowo tę ekipę poznaliśmy na Pucharze Ligi, rozgrywanym w tamtej edycji, natomiast dopiero teraz zaczynamy prawdziwy proces wyrabiania sobie zdania o drużynie Kamila Zbrzeźniaka. Po drugiej stronie boiska ustawili się gracze Razem Ponad Promil. Tutaj nasza wiedza była dużo większa, bo zmiany okazały się kosmetyczne i zobaczyliśmy niemal identyczny zespół jak przed rokiem. Nie zmieniło się także to, że najlepszym strzelcem ekipy jest Patryk Woźniak, który potrzebował zaledwie ośmiu minut, by potwierdzić swoje możliwości. Najpierw pomógł mu bramkarz rywali Miłosz Kozak, któremu piłka przełamała palce, ale potem golkiper NetServisu nie miał już żadnych szans i początek przygody ekipy z Dobczyna z NLH zapowiadał się na wyjątkowo trudny. Na szczęście inauguracyjny stres w końcu opadł i beniaminek wreszcie zaczął grać tak, jak powinien od początku. Miał tylko jeden problem – swoich okazji nie potrafił zamieniać na gole. Najlepszą sytuację zmarnował Norbert Grzymała, który w 15 minucie przegrał pojedynek sam na sam z Łukaszem Głażewskim. Przegrywającym w sukurs przyszedł przeciwnik. Tuż przed przerwą Patryk Woźniak zabawił się w św.Mikołaja i wystawił piłkę jak na tacy Robertowi Wojtyrze, a ten zapisał się do annałów swojej drużyny, jak autor pierwszego gola w zielonkowskich zmaganiach. I był to ważny gol, bo pozwolił nakręcić się NetServisowi. Początek finałowej odsłony to dużo lepsza gra debiutantów, którzy szybko doprowadzili do remisu. I wyglądało to tak, jakby gol na wagę prowadzenia był jedynie kwestią czasu. Jak to jednak często bywa w takich sytuacjach, to rywal zadał decydujący cios. Ni z tego, ni z owego, w 34 minucie Damian Szwarc skorzystał z niechlujnego wybicia piłki przez Kamila Roguskiego i bez skrupułów wpakował Selecta do siatki. To na jakiś czas ostudziło zapał NetServisu, którzy mimo ogromnych chęci, nie byli w stanie dopisać do swojego dorobku jeszcze jednej bramki. Chociaż niewykluczone, że tuż przed końcem należał im się rzut karny, bo naszym zdaniem Łukasz Głażewski faulował Norberta Gawrysia. Ale czy z tego karnego padłby gol? Dziś to już tylko teoria. Ostatecznie Ponad Promil wygrał mecz 3:2, natomiast nie da się ukryć, że trochę się w tym spotkaniu prześlizgnął. Początek był dobry, a potem wszystko jakoś wyhamowało i gdyby skończyło się remisem, to naszym zdaniem byłby to wynik sprawiedliwy. NetServis może żałować straconej szansy, jakkolwiek najważniejsze, że już w dużej mierze wie, z czym „je się” Nocna Liga. A nie zapominajmy, że w składzie tej ekipy brakowało Konrada Bulika czy Mateusza Kowalczyka. Dlatego chyba możemy odetchnąć z ulgą. Ten zespół bardzo ułatwił nam zadanie, zgłaszając się na ochotnika do 3.ligi, ale nie mieliśmy 100% pewności, że sobie tutaj poradzi. Dziś już wiemy, że nasze obawy były płonne i o chłopaków martwić się nie musimy.

Zasadne wydaje się z kolei pytanie, co stało się z Gencjaną przez te kilka ostatnich miesięcy. Zaczynamy może z grubej rury opis ich starcia z Adrenaliną, lecz nie taki zespół Maćka Zbyszewskiego chcieliśmy tutaj obejrzeć. Idźmy jednak po kolei. Fioletowi nie dokonali żadnej rewolucji w swoim składzie. Poza Tomkiem Wasakiem nie odszedł nikt, kto stanowił ważne ogniwo drużyny, która w tamtym roku wywalczyła mistrzostwo 4.ligi. Dlatego z dużym optymizmem oczekiwaliśmy ich debiutu o klasę wyżej. Adrenalina jawiła się jako rywal do pokonania, chociaż nie byliśmy do końca pewni, czego się po tej drużynie spodziewać. Zmiany były daleko idące, poziom wielu zawodników stanowił zagadkę, więc należało po prostu poczekać na rozwój boiskowych wypadków. I tak jak mogliśmy się spodziewać, to starcie długo przypominało piłkarskie szachy. Okazji podbramkowych nie było zbyt wiele i w pierwszej połowie zobaczyliśmy tylko jedno trafienie. Różnicę zrobił Kacper Waniowski, który po indywidualnym rajdzie otworzył wynik spotkania. Co prawda to był tylko jeden gol, ale dla widowiska znaczył on bardzo dużo, bo Gencjana musiała w drugiej połowie być bardziej odważna. Finałowe 20 minut zaczęło się jednak fatalnie dla beniaminka 3.ligi. Po strzale Roberta Śwista i paskudnym rykoszecie, piłka przelobowała Artura Fiodorowa. Na szczęście połowa strat została szybko odrobiona przez Michała Orzechowskiego, z kolei w 31 minucie Maciek Zbyszewski powinien doprowadzić do remisu, lecz z bliskiej odległości nie zmieścił piłki w siatce. To się zemściło, a najgorszy był sposób, w jaki Gencjana straciła kontakt z rywalem. Za lekkie podania od obrońców dwukrotnie przechwytywał Tomek Świeczka, który następnie zrobił kilkanaście metrów z piłką i najpierw idealnie obsłużył Kacpra Waniowskiego, a potem Mikołaja Świderskiego. Ekipa z Ząbek nie miała prawa wypuścić z rąk trzech punktów. Co prawda po golu Evgenio Asinova przez chwilę zrobiło się nerwowo, ale ten stan trwał zaledwie chwilę a dzieła zniszczenia dokończył Mikołaj Świderski. Adrenalina wygrała 5:2 i gdybyśmy mieli na podstawie tylko tego meczu ocenić ruchy kadrowe wykonane przez Roberta Śwista, to wyglądało to naprawdę dobrze. Trudno się przyczepić do któregokolwiek z nowych graczy, bo wszyscy pokazali fajną grę i zaangażowanie, a chyba zwłaszcza na tym drugim zależało kapitanowi szczególnie. Co do Gencjany, to tak jak napisaliśmy na wstępie – daleko było do tego, co chłopaki prezentowali w 4.lidze. Rafał Malinowski niewidoczny, Piotrka Hereśniaka też widzieliśmy w lepszej dyspozycji, podobnie Evgenio Asinova, nawet jeśli tego ostatniego bronią liczby. Najgorsze były jednak proste błędy, które zupełnie nie pasowały do drużyny tej klasy. Zrzucamy jednak wszystko na karb pierwszego spotkania i mamy nadzieję, że we wtorek wszystko wróci do normy.

A tylko trzy gole zobaczyliśmy w ostatnim meczu 3.ligi. Po dwóch stronach barykady stanęły Klimag oraz MR Geodezja. Ci pierwsi dopiero co awansowali na ten szczebel, po tym jak pod nazwą Joga Bonito zajęli drugie miejsce w 4.lidze. I zdając sobie sprawę z wyżej zawieszonej poprzeczki pokusili się o trochę wzmocnień, co miało przynieść efekt już w pierwszym spotkaniu. Geodeci również dokonali kilku korekt, aczkolwiek w podstawowym składzie menager zespołu Marcin Rychta postawił na tych, którzy już w tej drużynie byli. Z kolei bohaterem pierwszej połowy okazał się były zawodnik MR Geodezji, Mateusz Kowalczyk. Ten gracz barwy zmienił właśnie przed tym sezonem i w 12 minucie chytrym strzałem zdobył pierwszego gola w meczu. I wydawało się, że to może być równocześnie ostatnia bramka, jaką tutaj zobaczymy. Wynik bardzo długo się nie zmieniał, a i okazji nie było za wiele. Klimag zdawał się kontrolować sytuację, ale wszystko zmieniło się w samej końcówce. Tutaj pierwszoplanową rolę odegrał Maciek Karczewski. Najpierw obsłużył podaniem Kacpra Cebulę, a ten pokonał Rafała Michalaka, a następnie dograł do Pawła Godlewskiego, który strzałem z lewej nogi, niemal tuż przy samym słupku, dał Geodetom niespodziewane prowadzenie. To było 60 sekund, które wstrząsnęło Kimagiem. I widać było, że ten zespół totalnie się pogubił. To rywale przejęli inicjatywę i gdyby byli bardziej skuteczni, to mogło się tutaj skończyć trochę wyżej, bo jeszcze dwukrotnie po strzałach Geodetów piłka trafiała w słupek. Podopieczni Piotrka Miętusa nie zdołali się otrząsnąć już do końca meczu i pewnie do tej pory zastanawiają się, jak mogli ten mecz wypuścić z rąk. Z przebiegu spotkania nie zasłużyli na porażkę, bo na pewno nie byli słabsi i remis był chyba optymalną opcją jako końcowe rozstrzygnięcie. Niestety – piłka nożna nie zawsze bywa wymierna, natomiast trzeba oddać Geodetom, że jak przystało na swój przydomek, idealnie wszystko wymierzyli. Oczywiście nie mamy złudzeń, czy to było zaplanowane, natomiast liczy się końcowy efekt, a ten jest bardzo dobry. Marcin Rychta nie może jednak ustawać w poszukiwaniu napastnika, bo pod względem skuteczności, ale też przebojowości w ataku wyglądało to bardzo podobnie jak przed rokiem. Dlatego niech to zwycięstwo nikogo nie omami, że oto mamy gotowy zespół do walki o najwyższe cele. Do tego jeszcze daleka droga.

Retransmisję wszystkich spotkań trzeciej ligi (z komentarzem) można obejrzeć poniżej. Video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 1080p60 HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy! Jednocześnie prosimy Was o weryfikację statystyk z Waszych meczów - jeśli znajdziecie jakiś błąd, to prosimy o jak najszybszą informację.

Komentarze użytkowników: