fot. © www.nocnaligahalowa.pl

Opis i retransmisja 2.kolejki 3.ligi!

16 grudnia 2023, 20:56  |  Kategoria: Video  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Tylko dwie ekipy na poziomie 3.ligi zachowały szansę na komplet punktów w tym sezonie. A wydawać by się mogło, że po 2.kolejce będzie ich co najmniej dwa razy tyle.

Wtorkowe zmagania zainaugurowaliśmy potyczką starych, dobrych znajomych z 4.ligi. Jeszcze w lutym tego roku Klimag (czyli ówczesna Joga Bonito) rywalizował o tytuł z Gencjaną i wówczas Fioletowi okazali się dużo lepsi, wygrywając tamto spotkanie i zgarniając złote medale. Nominalni gospodarze liczyli na skuteczny rewanż, aczkolwiek obydwie drużyny potrzebowały tutaj punktów, bo sezon zaczęły do porażek. Gencjana do rywalizacji przystąpiła bez spóźnionego Piotrka Hereśniaka i to znalazło odzwierciedlenie w wyniku, bo w 7 minucie Mateusz Kowalczyk ładnym strzałem pokonał Artura Fiodorowa i było 1:0. Ten rezultat mógł być zresztą wyższy, bo Michał Kulesza obił słupek, a w innych sytuacjach dobrze interweniował golkiper Gencjany. Im jednak dłużej ten mecz trwał, tym do głosu zaczęli dochodzić gracze nieobecnego Maćka Zbyszewskiego. I tuż przed końcem pierwszej połowy na tablicy świetlnej pojawił się remis. Artur Fiodorow zagrał kapitalną, wymierzoną co do milimetrów piłkę, a Evgenio Asinov technicznym strzałem pokonał Rafała Michalaka. Fioletowi kontynuowali swoją dobrą passę również na początku drugiej części meczu. Co prawda kilka okazji zmarnował Kuba Strzała, ale wyręczył go Piotrek Hereśniak i w 24 minucie Gencjana wyszła na pierwsze prowadzenie. Klimag nie odpuszczał, tylko co z tego, skoro nie potrafił zagrozić bramce oponentów. Nie potrafił nawet wykorzystać sytuacji, gdzie miał o jednego zawodnika więcej, po kartce dla Rafała Malinowskiego. To stanowiło wyraźny sygnał, że dawne Joga Bonito nie będzie w stanie nic tutaj ugrać. A nadziei definitywnie pozbawił ich Kuba Strzała, który wreszcie się przełamał i ustalił wynik na 3:1. Gencjana odniosła więc kolejne zasłużone zwycięstwo nad ferajną Piotrka Miętusa. Początek był trudny, ale gdy chłopaki poukładali sobie grę, to Klimag nie mógł za wiele zrobić. Tym samym chyba mamy jasność, że przegrani z tego meczu będą w tym sezonie walczyli co najwyżej o utrzymanie, z kolei Gencjana cele powinna mieć ambitniejsze. Styl ich gry jest bardzo niewygodny dla przeciwników i jeszcze niejedną drużynę w tym sezonie, Fioletowi powinni złapać w swoje sidła.

W drugim meczu trzecioligowych zmagań Adrenalina podejmowała NetServis. Ci pierwsi byli dla nas dość zdecydowanym faworytem, bo w dobrym stylu ograli na inaugurację Gencjanę, natomiast NetServis jawił nam się jako zespół z potencjałem, ale który musi jeszcze trochę meczów przegrać, by zrozumieć specyfikę gry na hali. Potwierdzeniem tych słów była chociażby pierwsza połowa wtorkowego pojedynku. Ekipa Kamila Zbrzeźniaka miała bowiem dużo więcej okazji niż rywal, ale co z tego, skoro nic nie chciało jej wpaść, a rywal co miał, to wykorzystywał. Bramka na 1:0 dla Adrenaliny to zresztą opowieść na oddzielny akapit, bo fatalny błąd popełnił Miłosz Kozak, który podał piłkę wprost pod nogi Kacpra Waniowskiego, a ten nie mógł takiego prezentu nie wykorzystać. A to był dopiero początek pomyłek bramkarskich w tym meczu. Za chwilę Karol Bieńczyk tak niefortunnie trafił w piłkę, że nabił nią Norberta Grzymałę i było 1:1. Adrenalina dość szybko zapomniała jednym o tym zdarzeniu, Kacper Waniowski znów dał swojej drużynie prowadzenie, lecz tuż przed przerwą ponownie odpowiedział Norbert Grzymała. I ponownie z pomocą bramkarza, który niepotrzebnie wyszedł z bramki i został za to ukarany. Po 20 minutach mieliśmy więc remis 2:2, aczkolwiek korzystniej wyglądał NetServis. Długa połowa lepiej rozpoczęła się dla ekipy z Dobczyna. Rzut karny na gola zamienił Aleksy Gorczyński, jednak 4 minuty później Kacper Waniowski skompletował hat-tricka i mieliśmy 3:3. Okazji na kolejne gole nie brakowało, Adrenalina przez pewien czas grała też w przewadze zawodnika, jednak wynik aż do 33 minuty nie zmieniał się. Wtedy NetServis wyprowadził kontrę, którą skutecznie zamknął Kacper Urban i nocnoligowy beniaminek był o krok od pierwszego zwycięstwa w NLH. Decydujący cios nastąpił chwilę później. W 36 minucie Aleksy Gorczyński zagrał do Mateusza Kowalczyka, a ten pozbawił rywali jakichkolwiek złudzeń. Tym samym NetServis wygrał mecz, w którym nie był faworytem, a mimo to był lepszy i zgarnął całą pulę całkowicie zasłużenie. Co prawda wciąż jest tutaj nad czym pracować, ale tak jak mówiliśmy – ten zespół z każdą kolejką będzie coraz bardziej świadomy i widać, że aklimatyzacja potrwała krócej, niż mogliśmy to zakładać. Brawo. Natomiast Adrenalina w tym konkretnym spotkaniu trochę zawiodła. Dużo prostych błędów, małe wsparcie dla Kacpra Waniowskiego, kiepskie powroty do defensywy – tak to wyglądało w skrócie. To tylko pokazuje, jak sytuacja potrafi się zmienić w siedem dni. Po euforii z inauguracji nic już bowiem nie zostało…

Po pierwszym meczu z udziałem FSK Kolos, trochę nam się oberwało. Zapowiadaliśmy trzecioligowego giganta, a okazało się, że Bad Boys nie mieli z nimi żadnych problemów. To spowodowało, że kurs na zwycięstwo ekipy Ruslana Khudyka z MR Geodezją był bardzo wysoki, bo trudno było uwierzyć, iż w tak krótkim czasie gra ekipy z Ukrainy mocno się zmieni. Co prawda doszedł do nich jeden zawodnik, ale Geodeci wydawali się po prostu stabilniejsi. Jednak już początek spotkania pokazał, że Kolos wyciągnął wnioski z inauguracji. Chłopaki od samego początku byli bardzo energetyczni, co już w 3 minucie zaowocowało trafieniem Pawla Paduka. Ten gracz zrobił na nas od samego początku świetne wrażenie i wiedzieliśmy, że defensywa Geodezji będzie z nim miała problemy. Przegrywającym dość szybko udało się jednak opanować sytuację i w 4 minucie, po ładnej drużynowej akcji, było 1:1. Te dwa gole okazały się jedynymi w premierowej odsłonie, chociaż okazji było tyle, że spokojnie mogło się skończyć wyżej. Dobrze bronili obydwaj bramkarze, z kolei ważnym momentem spotkania mogła się okazać żółta kartką, jaką pod koniec pierwszej odsłony zobaczył Oleg Gevalo. Geodeci nie wykorzystał jednak przewagi i na kolejne gole musieliśmy poczekać. Przełamanie nastąpiło w 31 minucie. Kolejna łada akcja ekipy z Wołomina, piłka krążyła jak po sznurku, a ostatnim ogniwem był Kacper Cebula, który dał Geodezji pierwsze prowadzenie w meczu. Myśleliśmy, że ten gol załatwi sprawę zwycięstwa dla faworytów, lecz nikt nie mógł jeszcze wtedy przypuszczać, iż to co najgorsze dopiero przed nimi. Kolos desperacko próbował doprowadzić do wyrównania i jego ataki wreszcie przyniosły efekt, a strzelcem gola okazał się Pavel Paduk. Graczom z Ukrainy było mało i na dwie minuty przed końcem Volodymyr Grabowski strzelił nie do obrony dla Błażeja Kaima, co spowodowało radość wielu kibiców, którzy dopingowali FSK Kolos na trybunach. Nocnoligowym debiutantom udało się dowieźć wynik 3:2 do końca i można jedynie żałować, że w taki sposób nie zagrali tydzień wcześniej, bo wówczas organizator nie musiałby się z ich postawy tak gęsto tłumaczyć. W ostatni wtorek to była jednak zupełnie inna ekipa, grająca z większą werwą, popełniająca mniej błędów, a różnicę zrobił wspomniany wcześniej Pavel Paduk. Nikomu nie stałaby się jednak wielka krzywda, gdyby ten mecz zakończył się remis. Bo Geodezja wcale nie była gorsza, a niektóre jej akcje bardzo nam się podobały. Dlatego mimo iż rezultat stanowił dość sporą niespodziankę, to na miejscu prezesa MR Geodezji nie decydowalibyśmy się na mrożenie pensji czy inne, radykalne kroki. Bo wynik wynikiem, ale sama gra była momentami naprawdę fajna.

Zwycięski marsz kontynuuje za to Las Vegas. Tego zresztą oczekiwaliśmy, bo ekipa Grześka Dąbały wyglądała solidnie w pierwszym meczu, z kolei Razem Ponad Promil dość szczęśliwie wymęczył sukces nad mało doświadczonym NetServisem. Po obydwu stronach składy było niemal optymalne, więc liczyliśmy na dobry mecz, chociaż zdawaliśmy sobie sprawę, że na wiele goli nie ma co liczyć. Zaskoczenie przyszło dość szybko – już w 11 sekundzie Parano wyszli na prowadzenie. Fatalne zagranie Piotrka Paćkowskiego przejął Sławek Lubelski, po czym podał do Krzyśka Pawelca, a ten dopełnił formalności. Okazało się jednak, że to nie jest zapowiedź kolejnych trafień, bo wynik 1:0 utrzymał się aż do końca pierwszej połowy, co tylko potęgowało ból w Promilu, że stracili jedyną bramkę w tak fatalnych okolicznościach. Trzeba im jednak oddać, że dość szybko wrócili do równowagi, mieli kilka dobrych okazji (choćby Patryk Woźniak czy Łukasz Mroczek) i gdyby po 20 minutach był remis, to nie byłaby to żadna kontrowersja. Szans należało poszukać w drugiej połowie, ale ta zaczęła się niemal identycznie jak pierwsza. Tym razem Las Vegas potrzebowało 50 sekund, by pokonać Łukasza Głażewskiego, a na listę strzelców wpisał się Tomek Skoneczny. To bezpieczne prowadzenie zdeterminowało losy dalszej części spotkania. Prowadzący nie musieli się nigdzie spieszyć, z kolei goniący nie za bardzo mieli argumenty, by zagrozić świątyni Piotrka Wąsowskiego. Jakiekolwiek marzenia o dobrym wyniku Promilu zostały pogrzebane w 32 minucie, gdy Konrad Orlik zagrał do Krzyśka Pawelca, a ten po raz drugi zapisał się do protokołu meczowego. Tutaj nie było już opcji na jakąkolwiek niespodziankę, a wynik spuentował gol Sławka Lubelskiego. Las Vegas wygrało więc 4:0 i zrobiło to na dość dużym spokoju. Ważne trafienia na początku obu połów zrobiły swoje, a fakt wygrania bez straty gola to dodatkowy powód do zadowolenia. Promil w wielu momentach spotkaniach był równorzędnym rywalem dla triumfatorów i być może gdyby zdobył pierwszą bramkę, to łatwiej byłoby mu o kolejne. Niestety magazynku z nabojami nie udało się odblokować i chociaż skończyć bez bramki nie jest miłym uczuciem, to wydaje się, że nawet ta jedna czy dwie, niewiele by tutaj zmieniły.

Po drugiej kolejce nie poprawiła się również sytuacja KS Sety. Miejscowi na inaugurację przegrali z Las Vegas, a w drugiej serii byli zdecydowanie niżej notowani od Bad Boys. Na domiar złego rozchorował się Czarek Szczepanek, więc naprędce trzeba było szukać jakiegoś bramkarza, co nie polepszało sytuacji ekipy z Zielonki. Kapitan Bad Boys, Michał Szczapa, miał większy komfort jeśli chodzi o skład, a po dobrym spotkaniu z FSK Kolos, ta ekipa liczyła na kolejną wygraną. No i nie zawiodła ani siebie, ani swoich kibiców, bo dość pewne udało jej się udowodnić swoją wyższość nad Setą. O wszystkim zdecydowały konkrety, bo tych po stronie drużyny z Ostrówka było więcej. W 4 minucie wynik otworzył niezawodny Krzysiek Stańczak, co dość szybko postawiło Setę w trudnej sytuacji. Próby ataku pozycyjnego, czy też gry z daleko wysuniętym bramkarzem na niewiele się zdawały i Karol Jankowski nie miał w tym okresie za dużo pracy. Z kolei w 13 minucie było już 2:0, gdy po drugiej asyście Adriana Rybaka, wynik zmienił Kuba Stryjek. Miejscowi swój dorobek otworzyli dopiero po upływie kwadransa. Czarek Zaboklicki wykorzystał podanie Bartka Kamińskiego i wlał trochę nadziei w serca gospodarzy. Ale euforia, na której Seta miała pójść po kolejne trafienia, skończyła się dość szybko. Tuż po przerwie Karol Jankowski zagrał daleką piłkę do Krzyśka Stańczaka, a ten delikatnie przedłużył tor lotu futbolówki i było 3:1. Strzelec tej bramki kilka minut później pobawił się w asystenta, dogrywając do Adriana Rybaka i mieliśmy trzy gole przewagi, co bezdyskusyjnie kończyło spekulacje dotyczące trzech punktów. Seta musiała się trochę odkryć, za co została skarcona w 34 minucie, gdy debiutanckiego gola w NLH ustrzelił Hubert Padamczyk. Końcówka spotkania należała za to do Sety, której udało się trochę przypudrować wynik, jednak nic to nie zmieniło w kontekście punktów. Gra była na pewno lepsza niż tydzień wcześniej, ale jak się okazuje – to wciąż za mało, by otworzyć swój dorobek. Może jednak finałowe minuty spotkania, gdzie udało się zamknąć Bad Boys we własnej strefie, będą stanowił podwaliny pod przełamanie, które przydałoby się ugrać jak najszybciej. Wyjmując jednak końcówkę meczu, Źli Chłopcy mieli kontrolę nad spotkaniem i potwierdzili, że w tej edycji powalczą o zdecydowanie więcej, niż to miało miejsce ostatnio. Zwłaszcza, że mają na rozkładzie dwóch niezłych rywali, pokonanych po dobrej grze. W kontekście zbudowania pewności siebie na kolejne spotkania, chyba nic więcej zrobić nie mogli.

Retransmisję wszystkich spotkań trzeciej ligi (z komentarzem) można obejrzeć poniżej. Video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 1080p60 HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy! Jednocześnie prosimy Was o weryfikację statystyk z Waszych meczów - jeśli znajdziecie jakiś błąd, to prosimy o jak najszybszą informację.

Komentarze użytkowników: