fot. © www.nocnaligahalowa.pl

Opis i retransmisja 2.kolejki 2.ligi!

17 grudnia 2023, 13:48  |  Kategoria: Video  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Każdy kto w środę obstawił zwycięstwa faworytów był zadowolony. Drużyny z czuba tabeli zanotowały komplet wygranych, nawet jeśli nie zawsze robiły to w przekonującym stylu.

Jako pierwsi z roli faworyta wywiązali się gracze Burgerów Nocą. Dla nas było to dość oczywiste, zwłaszcza w sytuacji, gdy w obozie JMP brakowało dwóch kluczowych zawodników – kapitana Damiana Zalewskiego i najlepszego strzelca, Adriana Wrony. Niczego nie ujmując reszcie zespołu, byłoby ogromną niespodzianką, gdyby bez tego duetu graczom w granatowych koszulkach udało się tutaj wyrwać choćby punkt. Potwierdziła to pierwsza połowa, gdzie w pewnym momencie było już 3:0 dla nominalnych gospodarzy. Kluczowe było przede wszystkim pierwsze trafienie, po nim od razu przyszło drugie, a JMP mimo że też miało swoje okazje, to wciąż pozostawało z zerem na koncie. Trochę optymizmu w serca przegrywających wlała bramka tuż przed przerwą Tomka Cześnika, ale nie oszukujmy się – tutaj nikt (poza samymi zawodnikami JMP) nie wierzył, że to może być ich początek powrotu do tego spotkania. A jednak! Na drugą połowę do tej ekipy dołączył Jacek Toczyski, który rozruszał zespół i poszły za tym konkretne efekty. Na 2:3 gola zdobył Piotrek Kamiński, a wyrównał wspomniany chwilę wcześniej Jacek Toczyski. Burgery musiały się wziąć w garść i lada moment powróciły na prowadzenie, a bardzo ważnego gola ustrzelił dla nich Arek Dalecki. W 33 minucie JMP miało doskonałe okoliczności, by znowu dopaść oponentów. Chłopaki nie wykorzystali jednak gry w przewadze, po żółtej kartce dla Piotrka Boruckiego, a gdy siły się wyrównały, na listę strzelców wpisał się Piotrek Bober i było jasne, że Burgery nie roztrwonią już takiej przewagi. W końcówce spotkania padły jeszcze dwa gole, po jednym dla każdej ze stron i końcowy wynik brzmiał 6:4. Triumfatorzy zgarnęli trzy punkty, co oczywiście było dla nich najważniejsze, zwłaszcza że ich skład też nie był tego wieczora optymalny. Trochę bigosu jednak sobie narobili i można się zastanawiać, czy gdyby JMP zagrało cały mecz tak, jak wiele fragmentów drugiej połowy, to czy ten wynik nie byłby inny. Tym samym można się chyba pokusić o stwierdzenie, że przegrani jak na zaistniałe okoliczności spisali się lepiej niż należało zakładać, ale domyślamy się, iż jakiś niedosyt pozostał, bo środowe Burgery nie były nie do ugryzienia. Mimo wszystko wynik jest sprawiedliwy, co dla jednych i drugich oznaczało podtrzymanie swojej passy i umocnienie się na zajmowanych pozycjach. Ale tylko Burgery mogą być z tych obu faktorów zadowolone.

Do deklasacji doszło za to w drugiej środowej parze. Niby zdawaliśmy sobie sprawę, że Kasbud Development powinien poradzić sobie z AutoSzybami, ale w żadnym ze scenariuszy nie zakładaliśmy, iż może to się skończyć tak źle dla ekipy Kamila Wiśniewskiego. Tak naprawdę, to kłopoty tej drużyny zaczęły się jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. Nie było bowiem nominalnego bramkarza, którego między słupkami zastępował niemal do końca pierwszej połowy kapitan zespołu. Po stronie Kasbudu kadra prezentowała się bardzo dobrze, zwłaszcza że do drużyny powrócił Bartek Balcer i to on już w 1 minucie zdobył bramkę, która otworzyła worek z golami. Za chwilę było już 2:0, ale potem nastąpił okres, w którym to AutoSzyby przejęły chwilowo inicjatywę. Efektem tego było trafienie Konrada Kanona, a potem była jeszcze okazja, by doprowadzić do remisu. I praktycznie na tym gra Szyb się zakończyła. Rywale dość szybko otrząsnęli się z kilkuminutowego letargu, strzelili gola na 3:1, a potem poszło już z górki. Na 4:1 podwyższył Kacper Banaszek, a Szybom nie pomógł nawet przyjazd Mateusza Wiśniewskiego, który wskoczył między słupki ekipy w szaro-zielonych trykotach. Zanim bowiem zdążył cokolwiek złapać, musiał wyjmować piłkę z siatki po samobójczym trafieniu jednego z kolegów. Nie wydaje nam się, by w obozie przegrywających tliła się jeszcze jakaś nadzieja na cud, a nawet gdyby tak było, to szybko zgasił ją Bartek Balcer, który niemal od razu po wznowieniu gry podwyższył wynik na 6:1. W tej odsłonie przewaga faworytów była już bardzo duża, zaowocowała kolejnymi bramkami z rzędu i skończyło się rezultacie 11:1! Pogrom. Tak naprawdę nie ma tutaj o czym pisać. Szyby były tylko tłem dla przeciwnika i muszą o tym meczu jak najszybciej zapomnieć, bo dawno takiego lania jak to nie zaznały. Dla Kasbudu miał to być z kolei pierwszy prawdziwy test w tej edycji, ale poszło bardzo łatwo, co tylko pokazuje potencjał tej ekipy. Teraz trzeba dorzucić zwycięstwo z Burgerami i będzie można w spokoju oczekiwać meczów w nowym roku. A te – jeśli wszystko dobrze pójdzie – powinny być ostatnimi dla zespołu z Radzymina w tej klasie rozgrywkowej na dłuższy czas.

Awans do 1.ligi marzy się pewnie również Ternovitsii. Ale do tego jest długa droga, zwłaszcza po porażce na inaugurację z Góralami. Tutaj nie ma więc co snuć dalekosiężnych planów, tylko trzeba punktować z kolejki na kolejkę. Teraz nadarzyła się dobra okazja do otwarcia dorobku, bo przeciwnikiem była Nadbużanka. Podopieczni Kamila Kozłowskiego zagrali siedem dni wcześniej bardzo naiwnie przeciwko Burgerom i ponieśli zasłużoną porażkę. Ale wiedzieliśmy, że wnioski zostaną wyciągnięte i liczyliśmy na dużo lepszy mecz w ich wykonaniu. I nie zawiedliśmy się! Ekipa ze Słopska postawiła faworytom wysoko zawieszoną poprzeczkę i do końca nie było jasne, kto zapisze na swoje konto całą pulę. Przede wszystkim nocnoligowy beniaminek zadbał o zabezpieczenie tyłów, co od razu przyniosło oczekiwany rezultat, bo Ternovitsia długo nie potrafiła nic tutaj strzelić. Jedynego gola w premierowych 20 minutach zobaczyliśmy po upływie kwadransa i był on skutkiem jednego z niewielu błędów, jaki popełniła Nadbużanka. Nikt nie przykrył Serhija Romanovskiego, a ten dostał świetne podanie od Volodymyra Hrydovyia i otworzył wynik. Na kolejne gole musieliśmy poczekać do drugiej odsłony. Ta zaczęła się świetnie dla przegrywających, bo już w 35 sekundzie gola wyrównującego zdobył Kamil Kozłowski. Chociaż – czy na pewno to była bramka? Sędzia uznał, że interwencja debiutującego w bramce Ternovitsii Vasyla Borysa była spóźniona, jednak powtórki pokazują, iż raczej zdążył on zagarnąć piłkę, zanim ta przekroczyła linię bramkową. Na szczęście ten błąd arbitra niewiele zmienił, bo ekipa z Ukrainy bardzo szybko wróciła do prowadzenia. W 28 minucie mogliśmy mieć kolejny remis, lecz Wiktor Wiśniewski zmarnował sytuację sam na sam z bramkarzem, co zemściło się kilka chwil później, gdy inny debiutant w Ternovitsii, Oleh Borys strzelił gola na 3:1. To nie był jednak koniec emocji. Lada moment świetnym i skutecznym strzałem z dystansu popisuje się Mateusz Reniewicz i mamy 3:2. Potem żółtą kartkę ogląda Roman Shulzhenko i Nadbużanka dostaje 120 sekund gry w przewadze. Brakuje jednak konkretów, a najlepszą okazję marnuje w 35 minucie Dawid Kozłowski. Drużyna ze Słopska walczy o remis, lecz tuż przed końcem spotkania decydujący cios wyprowadza rywal, a konkretnie Ivan Pastukh i mecz kończy się przy stanie 4:2. Ternovitsia wygrała zasłużenie, natomiast musiała się sporo napocić, by zgarnąć komplet punktów. Styl nie był jednak najistotniejszy. Z innych plusów warto odnotować udany debiut braci Borys. Co do Nadbużanki, to w jej stronę też kierujemy słowa uznania. To była zupełnie inna ekipa niż ta tydzień wcześniej. Inna pod względem rozumienia gry, bo zawodnicy byli praktycznie ci sami. To pokazuje, że została tam wykonana fajna praca, dzięki której udało się zostawić dobre wrażenie. Następnym celem będą punkty.

A czy jakiekolwiek oczka mogły być w orbicie zainteresowań Warsaw Fire? Pewnie przeciwko wielu zespołom będą, natomiast w rywalizacji z Góralami trudno było przypuszczać, że drużyna Tomka Janusa będzie w stanie nawiązać równorzędną walkę z jednym z drugoligowych faworytów. Zwłaszcza, że w składzie nie było Dawida Kolanowskiego, który bardzo nam się podobał tydzień wcześniej, z kolei Marcin Lach dysponował praktycznie najmocniejszym zestawieniem. No i nie trzeba było długo czekać, by zobaczyć efekty na parkiecie. Już w 3 minucie Szymon Bielański musiał skapitulować po strzale Daniela Matwiejczyka, a gdy w 11 minucie na 2:0 podwyższył Bartek Górczyński, zaczęliśmy się zastanawiać, jak wysoko może się to wszystko skończyć. Jednak Warsaw Fire już w pierwszym spotkaniu pokazali, że szybko się nie poddają i potrzebowali dosłownie kilkudziesięciu sekund, by wyrównać. Najpierw gola strzelił Mariusz Kapsa, a potem – w swoim debiucie w NLH – na listę strzelców wpisał się Bartek Gdula. Co więcej – po upływa kwadransa, gdy obie ekipy grały w osłabieniu, wyborną okazję na gola dającego prowadzenie zmarnował Łukasz Grabowski. To spowodowało efekt domina, bo lada moment samobójcze trafienie zanotował Piotrek Sylwoniuk i wynik 3:2 okazał się końcowym po pierwszej połowie. Na początku drugiej części gry faworyci szybko jednak udowodnili swoją wyższość. Zdobyli dwie bramki, łącznie prowadzili już trzema i mimo bardziej ambitnej postawy, Strażakom w żadnym momencie meczu nie udało się dojść rywali na bliżej niż dwa gole. Nastąpiła tutaj obustronna wymiana ciosów – gdy jedni strzelali, to drudzy odpowiadali, ale ten scenariusz pasował tylko Góralom, którzy po 40 minutach okazali się lepsi i wygrali 9:6. Nie był to jednak taki spacerek, na jaki zapowiadało się po kilkunastu minutach gry. Co prawda można odnieść wrażenie, że Górale nie grają jeszcze na 100% możliwości, ale to nie zmienia faktu, że Warsaw Fire niczego nie oddali tutaj za darmo i po raz kolejny zasługują na dobre słowo. Pewnie chętnie by je zamienili na jakieś punkty, ale według nas to może zdarzyć się już w najbliższej kolejce. Z kolei Górale na razie mają komplet oczek i trzeba poczekać, aż ktoś zmusi ich do maksymalnego wysiłku. Wtedy poznamy prawdziwą wartość tej kapeli, nawet jeśli domyślamy się, jaka ona faktycznie jest.

Drugą kolejkę 2.ligi zwieńczyliśmy meczem, który w naszej ocenie miał największy potencjał na niespodziankę. Wydawało nam się, że dyscyplina w grze Ferajny United będzie receptą na czasami gorące głowy zawodników Auto-Delux. Trochę zmartwił nas jednak skład ekipy z Warszawy, bo brakowało przede wszystkim Marcina Makowskiego, który odpowiada za defensywę tego zespołu, a nie było też Andrzeja Vertuna. Dojechał za to Patryk Grzelak. Po drugiej stronie barykady Kacper Pałka jak zwykle mógł liczyć na wszystkich swoich kolegów, z czego jeden z nich, Kamil Boguszewski, już w 2 minucie otworzył wynik. Na reakcję Ferajny nie musieliśmy jednak długo czekać. Wspomniany wcześniej Patryk Grzelak uderzył z rzutu wolnego, piłka jak w pinballu poodbijała się po drodze od różnych osób, ale najważniejsze, że finalnie wpadła do siatki. Kolejne minuty spotkania wyglądały z kolei następująco – zawodnicy Delux próbowali coś stworzyć w ataku, a rywale ustawili się na swojej połowie i czerpali z momentów, gdy w bramce rywali nie było Bartka Muszyńskiego. I dwukrotnie stanęli przed okazją, by wykorzystać ten fakt, ale za każdym razem brakowało skuteczności. W końcu dopięli jednak swego, chociaż w innych okolicznościach. Patryk Grzelak przejął piłkę jeszcze w okolicach własnego pola karnego, pobiegł z nią kilkanaście metrów, a następnie wykorzystał sytuację, w której nikt do niego nie doskoczył i mieliśmy 2:1 dla Ferajny. Radość nie trwała jednak długo, bo dość szybko odpowiedział Remek Muszyński i pierwsza połowa zakończyła się remisem. Druga odsłona nie była już tak wyrównana jak pierwsza. Gracze Ferajny być może odczuwali skutki dość dużej pracy, jaką musieli wykonać w obronie i zostawiali coraz więcej przestrzeni przeciwnikom. A ci to wykorzystali. W 23 minucie Rafał Pawlak zdobywa bramkę na 3:2, a potem show daje Wojtek Jabłoński, który po dwóch asystach Tomka Lisickiego wprawił w zachwyt swoich fanów na czacie i było jasne, że Delux nie dadzą sobie wyrwać trzech punktów. Do końca meczu obejrzeliśmy jeszcze trzy gole a mecz skończył się przy wyniku 7:3. Dzielna postawa Ferajny nie wystarczyła, by sprawić tutaj sensację. Ale były też plusy, jak np. dobry debiut Adama Smolenia, który przyda się w kolejnych spotkaniach, a już zwłaszcza w najbliższym, gdzie rywal jest absolutnie w zasięgu Damiana Białka i spółki. Co do Auto-Delux, to niemal jak zwykle trochę się męczyli, głównie przez własną indolencję pod bramką rywala. Ale muszą pamiętać, że przyjdą mecze, gdzie nie będą mieli tylu okazji i jeśli procent skuteczności się nie poprawi, to skutki mogą być opłakane.

Retransmisję wszystkich spotkań drugiej ligi (z komentarzem) można obejrzeć poniżej. Video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 1080p60 HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy! Jednocześnie prosimy Was o weryfikację statystyk z Waszych meczów - jeśli znajdziecie jakiś błąd, to prosimy o jak najszybszą informację.

Komentarze użytkowników: