fot. © www.nocnaligahalowa.pl

Opis i retransmisja 3.kolejki 3.ligi!

28 grudnia 2023, 00:59  |  Kategoria: Video  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Tylko dwa zespoły miały okazję powalczyć o samodzielne przodownictwo w 3.lidze przed świąteczną przerwą. Tę korespondencyjną walkę wygrali ostatecznie zawodnicy…

Las Vegas. Ekipa Grześka Dąbały nie miała jednak we wtorek łatwej przeprawy. MR Geodezja jawiła się jako rywal solidny, który gra przyjemną dla oka piłkę, natomiast nie zawsze potrafi przekuć wykreowane przez siebie okazje na bramki. Marcin Rychta pewnie liczył na przełamanie swojej ekipy, chociaż początkowo miał inny problem, bo brakowało mu podstawowego bramkarza. Błażeja Kaima zastąpił między słupkami Serek Modzelewski, ale ten gracz nie będzie najlepiej wspominał swojego występu. Już na samym starcie zdarzyła mu się fatalna wpadka, bo jego podanie przejął Krzysiek Pawelec, który podał do Sławka Lubelskiego, a ten nie miał żadnych problemów, by otworzyć wynik. Te piorunujące początki stają się powoli znakiem rozpoznawczym dla Vegas. Ale często tak jest, że gdy szybko pada pierwszy gol, to na kolejne musimy poczekać. I tak było również w tym wypadku. Wynik 1:0 nie zmienił się w pierwszej połowie, chociaż okazje były z obydwu stron. Wiedzieliśmy jednak, że ten stan zawieszenia nie może trwać długo. To szybko się potwierdziło, bo na starcie finałowej odsłony żółtą kartkę obejrzał Piotrek Kwiecień i dla Geodetów stworzyły się idealne warunki do wyrównania. Ale nie dość, że nic z tego nie wyszło, to dodatkowo, po kontrze graczy Parano, na 2:0 podwyższył Robert Sawicki. Myśleliśmy, że te okoliczności spowodują, iż drużyna z Wołomina spuści głowę. Było jednak odwrotnie. Geodeci wreszcie wzięli się na poważnie do roboty i najpierw zmniejszyli straty za sprawą Tomka Freyberga, a potem mieli naprawdę dobry moment, który jednak nie przyniósł im bramki nr 2. To powinno się zemścić, bo w 38 minucie oponenci dwa razy w krótkim okresie obili słupek ich bramki. Mogło więc być po meczu, a okazało się, że to co najlepsze dopiero przed nami. Chwilę potem, jak MR Geodezja zerwała się ze stryczka, do remisu doprowadził Marcin Błoński. Radość z tego trafienia trwała jednak bardzo krótko, bo dosłownie w następnej akcji na listę strzelców wpisał się Sławek Lubelski i Las Vegas wygrało to spotkanie 3:2. Nie wszystko tutaj wyglądało tak łatwo, jak przy poprzednich zwycięstwach Parano, natomiast najważniejszy był skutek. Trzy mecze = trzy wygrane i nie ma cienia wątpliwości, że pozycja lidera dla Grześka Dąbały i spółki jest zasłużona. Co do Geodetów, to znów zagrali niezłe zawody, a łącznie to już ich trzeci mecz w sezonie, gdzie wszystko rozstrzyga się na poziomie jednego gola. Tylko że po raz drugi z rzędu, to oni mają o jedną bramkę mniej i pewnie już to pisaliśmy, ale jeśli tutaj nie znajdzie się jakiś skuteczny napastnik, to na samym dobrym wrażeniu Geodezja daleko w 3.lidze nie zajedzie.

Fatalny mecz ma z kolei za sobą Razem Ponad Promil. Gdy dowiedzieliśmy się, że w obozie ich rywali, czyli Gencjany, zabraknie Piotrka Hereśniaka, Artura Fiodorowa czy Rafała Malinowskiego, to pomyśleliśmy, że to idealne warunki dla Promila, by odnieść drugą wygraną w sezonie. Co prawda Łukasz Głażewski też nie miał do dyspozycji choćby Damiana Szwarca, jednak tych strat personalnych w żaden sposób nie dało się porównać. Zakładaliśmy więc, że nawet jeśli jest tutaj szansa na w miarę wyrównaną potyczkę, to z biegiem czasu przewaga Promila zacznie się zwiększać i skończy się na kilkubramkowej różnicy. Pomyliliśmy się okrutnie… Mimo braków kadrowych, Gencjana grała tak naprawdę to co zwykle. Nikomu się tutaj nie spieszyło, rywal też niespecjalnie pressował, więc można było dość swobodnie wymieniać piłkę i oszczędzać siły. A gdy Fioletowi wyczuli, że jest dobry moment do przyspieszenia akcji, to tak też robili. No i w 9 minucie prowadzili 1:0, po indywidualnej szarży Michała Orzechowskiego. To z jaką łatwością ten gracz przebiegł całe boisko z piłką, stanowiło duży kamyczek do ogródka gry defensywnej Promila. I to nie była jedyna tego typu sytuacja. W 14 minucie Michał Orzechowski podwyższa 2:0, a potem ten sam zawodnik znów wykorzystuje fakt, że przeciwnicy zostawili mu za dużo miejsca i jest 3:0. Podsumowaniem tej – nie bójmy się tego słowa – kompromitującej połowy w wykonaniu ekipy Łukasza Głażewskiego był gol na 0:4. Rywal praktycznie się nie spocił, a mimo to prowadził czterema bramkami! Na szczęście druga połowa była już lepsza w wykonaniu Promila, choć tak naprawdę, to ciężko było zagrać gorzej. Przypomniał o sobie Patryk Woźniak, który był tak naprawdę jedynym zawodnikiem, stwarzającym potencjalne zagrożenie Gencjanie. To jego dwa szybkie gole spowodowały, że tutaj wszystko było jeszcze możliwe. Gencjana po tym jak straciła połowę ze swojej przewagi, zdecydowała się na zmianę w bramce – Jacka Grześkowiaka zastąpił Evgenio Asinov. Ale i to nie pomogło, bo lada moment Patryk Woźniak skompletował hat-tricka, efektownym lobem z własnej połowy. Oczyma wyobraźni widzieliśmy już remis na tablicy świetlnej a okazji ku temu nie brakowało. W 31 minucie Kamil Pamrowski w dogodnej sytuacji strzelił obok bramki, z kolei w 37 minucie Promil zmarnował zdecydowanie najlepszą okazję, by zgarnąć tutaj przynajmniej punkt. Najpierw w słupek trafił Patryk Woźniak, a potem strzał z najbliższej odległości Rafała Wiśniewskiego szczęśliwie obronił Evgenio Asinov. Te zmarnowane okazje okazały się gwoździem do trumny dla przegrywających. Lada moment skarcił ich Jacek Grześkowiak, a całość podstemplował najlepszy na boisku Michał Orzechowski. Gencjana wygrała 6:3 i chociaż było blisko, by wypuściła swoją przewagę, to nie ma wątpliwości, że rywale nie zasłużyli na to, by ich dogonić. Pod wieloma względami to był najgorszy mecz Promila od dawien dawna i ta porażka po prostu im się należała. Tę relację piszemy w Święta, więc to nie jest czas, by się na kimś wyżywać, ale fragmentami wyglądało to bardzo, bardzo źle. Brawa z kolei dla Gencjany, która wykorzystała indolencję taktyczną i piłkarską przeciwnika i w bardzo trudnym dla siebie położeniu, zgarnęła całą pulę. Było w tym wszystkim sporo farta, bo silniejszy rywal prawdopodobnie nie pozostawiłby Fioletowym złudzeń, ale to tylko teoria. Realia są natomiast takie, że Maciek Zbyszewski i spółka mają  6 punktów na koncie i brakuje naprawdę niewiele, by swój plan minimum na ten sezon zrealizowali już w najbliższej kolejce.

Walka o premierowy komplet oczek szła z kolei w konfrontacji KS Sety z Klimagiem. Jedni i drudzy mieli do tego momentu same porażki na koncie, dlatego nieprzypadkowo sparowaliśmy je w trzeciej serii, by któraś z nich jeszcze przed Świętami mogła otworzyć swój dorobek. Minimalnym faworytem był Klimag, tym bardziej, że Piotrek Miętus dopisał do składu Tomka Bicza, a zawodnik z takimi gabarytami, mógł narobić mnóstwo problemów defensywie miejscowych. Gospodarze mieli z kolei inny atut – żywiołowo reagującą publiczność, która przeżywała każde udane i nieudane zagranie swoich pupili. Niestety w pierwszej połowie tych drugich było zdecydowanie więcej. Po 20 minutach gry dawna Joga Bonito prowadziła bowiem 2:0. Pierwszego gola – co jest swojego rodzaju tradycją – zdobył dla nich Mateusz Kowalczyk, a drugiego wspomniany Tomek Bicz, który wykorzystał różnicę w fizyczności, oszukał Mateusza Dąbrowskiego i ze spokojem podwyższył prowadzenie. Na szczęście na drugą połowę Seta wyszła z dużo lepszym nastawieniem. W ich grze widać było zawziętość, aczkolwiek nie przekładało się to na gole, co nie pozwalało zbliżyć się do oponenta. Z kolei przyczajony Klimag w 31 minucie skorzystał na błędzie rywala i po dwójkowej akcji Tomek Bicz – Piotrek Bergiel, ten drugi zdobył swoje debiutanckie trafienie na zielonkowskim parkiecie. Myśleliśmy, że jest po meczu, natomiast drużynie Czarka Szczepanka udało się zdobyć bramkę, a pomógł im w tym rywal, a konkretnie Mateusz Kowalczyk. Spotkanie otworzyło się na dobre, a Seta poszła za ciosem i po trafieniu Patryka Sadurka przegrywała już tylko 2:3. I miała apetyt na więcej, o czym świadczyła zmiana w bramce i wprowadzenie lotnego bramkarza. Kilka razy zagotowało się pod świątynią Rafała Michalaka, co pewnie zafundowało zawodnikom tego zespołu wyższe tętno, bo oni jeden mecz potrafili już w tej edycji w podobnych okolicznościach przegrać. Tym razem nie wypuścili jednak trzech punktów z rąk, a pieczęć na wygranej postawił Tomek Bicz, który skutecznie wyegzekwował rzut karny, podyktowany na nim samym. KS Seta po raz trzeci z rzędu musiała więc obejść się smakiem, natomiast można chyba uczciwie stwierdzić, że ze spotkania na spotkanie, dobrych fragmentów w grze tej ekipy jest więcej. Oby jak najszybciej zaowocowało to jakimś przełamaniem, bo wówczas może im będzie trochę łatwiej. Z kolei Klimag po serii dwóch porażek odbił się od ligowego dna. Co prawda trochę na własne życzenie sprowadził wynik do nerwowej końcówki, ale nie podlega dyskusji, że z przekroju całego meczu był lepszy. Piotrek Miętus może więc odetchnąć. Te trzy punkty niczego - rzecz jasna - nie gwarantują, ale w kontekście dalszej części sezonu, powinny stanowić duży zastrzyk optymizmu.

A skoro o zadowolonych ekipach mowa, to w tym gronie zdecydowanie jest NetServis. Ferajna Kamila Zbrzeźniaka we wtorek podejmowała w derbach Gminy Klembów ekipę Bad Boys. Faworytem byli Źli Chłopcy, jednak gdybyśmy mieli wolne 2 zł, nie postawilibyśmy ich na drużynę z Ostrówka. To było bowiem spotkanie, gdzie każdy scenariusz wydawał się prawdopodobny, tym bardziej, że NetServis przyjechał do Zielonki z Konradem Bulikiem, który miał zatroszczyć się o defensywę swojego zespołu. Po stronie przeciwnej skład był praktycznie najsilniejszy, nie licząc oczywiście tych, na których Michał Szczapa nie mógł liczyć od początku sezonu. Start meczu, podobnie jak i cała pierwsza połowa, był równy. Widać było wzajemny szacunek, nikt specjalnie tempa nie forsował, ale to się zmieniło, wraz z pojawieniem się na parkiecie Norberta Gawrysia, który praktycznie w pierwszej akcji zdecydował się na indywidualną szarżę zakończoną trafieniem. Na odpowiedź Bad Boys nie musieliśmy długo czekać. Praktycznie w odstępie minuty gracze w żółtych koszulkach zdobyli dwa gole i to oni mogli snuć plany, jak to odjeżdżają rywalom z wynikiem. Wystarczyło jednak niedopatrzenie w obronie przy stałym fragmencie gry i debiutujący na naszym parkiecie Olaf Sycik doprowadził do remisu. Po 20 minutach było więc 2:2, więc na rozstrzygnięcie musieliśmy jeszcze poczekać. Wydawało się, że zbliżyć nas do niego może gol Krystiana Kurka, ale natychmiast wyrównał Krzysiek Stańczak i mecz rozpoczął się niemal na nowo. Ponieważ byliśmy jednak coraz bliżej finałowych minut, to wiedzieliśmy, że każdy kolejny gol może mieć decydujące znaczenie. W 31 minucie Norbert Grzymała korzysta z podania Pawła Michalskiego i Netservis znów jest o gola z przodu, a Bad Boys nie potrafią na to odpowiedzieć. I to mimo, iż sytuacji nie brakuje. W 36 minucie świetną okazję marnuje Bartek Woźniak, którego strzał dobrze broni Miłosz Kozak. Czas ucieka, zmęczenie narasta i kto wie, czy to właśnie nie ten czynnik zdecydował, że na 120 sekund przed końcem fatalny błąd popełnia Adrian Rybak. Na jego niedokładnym zagraniu korzysta Norbert Gawryś, który podwyższa prowadzenie NetServisu i mamy już pewność, że zespołowi z Dobczyna włos z głowy nie spadnie. Rywale walczą jeszcze o trafienie kontaktowe, ale brakuje im wykończenia, a ostatnią dobrą okazję spektakularnie marnuje Bartek Woźniak. I to byłoby na tyle - NetServis lepszy od Bad Boys w derbach Gminy Klembów! Z jednej strony niespodzianka, natomiast nie można nie wspomnieć, że triumfatorzy mieli naprawdę dużo lepszy skład niż podczas dwóch ostatnich kolejek, a tacy gracze jak Konrad Bulik, Olaf Sycik czy Paweł Michalski zrobili tutaj różnicę. Tym samym NetServis wygrywa drugi kolejny mecz, drugi z trudnym przeciwnikiem i chyba musi zacząć się rozglądać za poważnymi celami w swoim debiutanckim sezonie. Co do Bad Boys, to najbardziej powinni żałować okoliczności gola na 3:5, bo gdyby nie on, to być może udałoby się tutaj wyszarpać remis, który z przebiegu spotkania spokojnie by się obronił. Natomiast brawa dla nich, że mimo porażki w dość prestiżowym spotkaniu, jak zwykle potrafią docenić zwycięstwo przeciwnika. Czasami może im zabraknąć szczęścia czy jakości, ale nigdy szacunku i klasy.

No i jesteśmy już przy ostatnim meczu 3.kolejki 3.ligi, który paradoksalnie skończył się dużo szybciej, niż zakładaliśmy. FSK Kolos rozkręcił się na tyle, że po porażce z Bad Boys nie ma już śladu, o czym we wtorek dość boleśnie przekonała się Adrenalina. I to Adrenalina, która miała dobry skład, do którego wrócił nawet Hubert Czady, lecz z takim rywalem jak maszyna Ruslana Khudyka, nie było tutaj szans na podjęcie wyrównanej rywalizacji. Tak naprawdę, to tylko początek był pozytywny dla ekipy z Ząbek. Debiutujący w Adrenalinie Piotr Chodziutko zagrał do Roberta Śwista, a mimo że ten stracił chwilę wcześniej but, to nawet bez niego zdołał pokonać Ivana Dudę. To był dobry znak, jeśli chodzi o potencjalne emocje w tej parze, natomiast szybko zostaliśmy wyjaśnieni w tej kwestii. Kolos otrząsnął się błyskawicznie i grając w swoim najsilniejszym zestawieniu, bardzo szybko zapakował rywalom cztery gole z rzędu. Bardzo dobrze grał Marjan Rusiak, dla którego był to pierwszy mecz w NLH, poziom trzymał Pavel Paduk a w defensywie skutecznie spisywał się Vitalij Makarow. No i ze stanu 1:0, zrobiło się 1:4, co praktycznie ustawiło mecz. Ostatni moment, gdzie Adrenalina mogła uwierzyć, że jeszcze tutaj powalczy, nastąpił w 15 minucie, gdy udało się zmniejszyć część strat, ale dosłownie chwilę potem Kolos wrócił do trzybramkowego prowadzenia, a na początku drugiej połowy zwiększył je aż do sześciu trafień i nie było już czego zbierać. Przegrywający walczyli do końca, próbowali różnych sztuczek, choćby z lotnym bramkarzem, lecz wystarczyło to, by przegrać w stosunku 5:10. Mecz bez historii, który nie tyle co obnażył przegranych, ile pokazał, na jak wiele stać Kolos. Adrenalinie nie jest łatwo strzelić tyle goli, a triumfatorzy zrobili to na dużym luzie i gdyby chcieli, to pewnie tych bramek byłoby więcej. Jeśli więc pisaliśmy, że ten zespół już w starciu z MR Geodezją nabrał rozpędu, to teraz stoimy na stanowisku, iż ciężko będzie ich komukolwiek powstrzymać. Dlatego Adrenalina nie ma co przesadnie analizować tej porażki. Rywal był po prostu poza zasięgiem i lepiej skupić się na pozytywach, tak jak wspomniany powrót Huberta Czadego czy udany debiut Piotrka Chodziutki. Zwłaszcza że po takim meczu nic innego nie pozostaje.

Retransmisję wszystkich spotkań trzeciej ligi (z komentarzem) można obejrzeć poniżej. Video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 1080p60 HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy! Jednocześnie prosimy Was o weryfikację statystyk z Waszych meczów - jeśli znajdziecie jakiś błąd, to prosimy o jak najszybszą informację.

Komentarze użytkowników: