fot. © www.nocnaligahalowa.pl

Opis i retransmisja 4.kolejki 4.ligi!

18 stycznia 2024, 15:44  |  Kategoria: Video  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Nie ma już choćby jednej ekipy w 4.lidze, która mogłaby się poszczycić nieskazitelnością. Ostatni bastion zdobyli w poprzedni poniedziałek gracze HandyMan.

Zanim jednak przejdziemy do rywalizacji z udziałem Mocnej Ekipy, wpierw kilka słów o spotkaniu, gdzie zmierzyły się drużyny, które nie zaznały jeszcze smaku zwycięstwa. Ani Joga Finito ani Wybrzeże Klatki Schodowej nie mogą zaliczyć początku sezonu do udanych, a zwłaszcza występy tych pierwszych są ostatnio sporym rozczarowaniem. W tamtej edycji też nie mieli na swoim koncie przesadnej liczby zwycięstw, natomiast niemal wszystkie ich mecze mogły się potoczyć praktycznie w każdą stronę. Ostatnio nie wygląda to tak dobrze i żeby choć trochę odbić się od ligowego dna, należało wygrać z WKSem. Rywal plany miał identyczne, dlatego liczyliśmy na dobry mecz. I tak naprawdę na przestrzeni niemal pełnego dystansu oglądaliśmy bardzo równe zawody. Żadna ze stron nie potrafiła wyrobić sobie takiej przewagi na boisku, by znalazło to odzwierciedlenie w wyniku. Na przełamanie strzeleckiego impasu czekaliśmy zresztą dość długo, bo dopiero w 12 minucie pierwszego gola w spotkaniu zdobył dla WKSu Eryk Kaczmarczyk. Odpowiedź przyszła bardzo szybko, bo Joga potrzebowała 120 sekund, by do wyrównania doprowadził Adam Wiśniewski, który rozgrywał naprawdę dobre zawody. Na rozstrzygnięcie musieliśmy więc poczekać do drugiej połowy i tutaj działo się zdecydowanie więcej. Joga miała okazję wyjść na prowadzenie, lecz strzał Maćka Banaska okazał się minimalnie niecelny i piłka trafiła w słupek. Te brakujące centymetry okazały się brzemienne w skutkach, bo lada moment z podania Gabriela Skiby skorzystał Aleks Kaczmarczyk. Joga nie potrzebowała jednak dużo czasu na odpowiedź. Po tym jak żółtą kartkę obejrzał Eryk Kaczmarczyk, do remisu doprowadził Dominik Foryś. Stało się więc jasne, że ta ekipa która zapisze na swoje konto kolejną bramkę, będzie pewna remisu i niemal pewna zwycięstwa. Pierwszą piłkę meczową mieli gracze z Sulejówka, lecz strzał Adama Wiśniewskiego wybił z linii bramkowej Patryk Tyka. Również Patryk Tyka miał swój kluczowy udział w kolejnej akcji, tym razem w ofensywie, gdzie dograł do Gabriela Skiby, a ten nie miał kłopotów, by umieścić piłkę w siatce. Joga musiała wtedy zaryzykować, lecz po akcji, gdzie zaatakowała niemal całym zespołem, popełniła błąd, który wykorzystał ponownie Gabriel Skiba, chociaż trudno powiedzieć, dlaczego Łukasz Świstak będący dość blisko piłki, nie był w stanie przeciąć toru jej lotu. Nie miało to jednak wielkiego znaczenia, bo trzy punkty tak czy siak pojechałyby do Serocka. Pierwsze zwycięstwo WKSu stało się faktem i to na pewno pomoże tej drużynie z optymizmem spojrzeć na kolejne potyczki. W obozie Jogi nastroje są minorowe, bo tutaj można było pokusić się o punkty. I chyba nawet fakt, że ten wynik i tak jest dużo lepszy niż dwa poprzednie (4:11, 4:13), nie stanowi dla nich wielkiego pocieszenia.

Ekipa Byczków, która ma w tym sezonie bardzo wysokie aspiracje, przeciwko Lemie zakładała wyłącznie komplet punktów. Nie było innego wyjścia, po druga porażka z rzędu stawiałaby ich przedsezonowe założenia pod dużym znakiem zapytania, zwłaszcza że najtrudniejsze mecze dopiero na horyzoncie. Ale na Logistyków trafili akurat w dobrym momencie, bo zespół z Radzymina przyjechał bez Darka Piotrowicza, Damiana Kossakowskiego czy też najbardziej rozpoznawalnego gracza tej ekipy, Kuby Grabowskiego. Dojechał za to pierwszy raz w sezonie Damian Nowaczuk. Skoro jednak po stronie Byczków był niemal optymalny skład (brakowało jedynie Kamila Ryńskiego), to zakładaliśmy, że cała pula pojedzie do Starych Babic. Ale Lema udowodniła, że im trudniej, tym dla niej lepiej. Już początek spotkania pokazał, że chłopaki nie zamierzają nikomu niczego ułatwiać i dwukrotnie cieszyli się z goli po strzałach Pawła Wyżykowskiego. Pierwsza bramka padła po błędzie Dawida Pływaczewskiego, co zresztą zapoczątkowało serię kiepskich interwencji bramkarskich po obydwu stronach. W 7 minucie nie popisał się bowiem Marek Gajewski i Krystian Tymendorf zmniejszył straty. Lema błyskawicznie wróciła jednak do dwubramkowego prowadzenia i chociaż Krystian Tymendorf znów odpowiedział, to ostatnie słowo w tej części gry należało do graczy w pomarańczowych koszulkach. Wynik 4:2 zwiastował duże emocje w drugiej połowie, a ta zaczęła się katastrofalnie dla Logistyków. W dwie minuty stracili to, co tak mozolnie budowali przez całą pierwszą odsłonę. A mogło być jeszcze gorzej, bo Byczki miały okazję, by po raz pierwszy wyjść na prowadzenie. Pomarańczowym udało się nie stracić więcej bramek i na pewien czas mecz się wyrównał. Ciekawiej zrobiło się w końcówce. W 36 minucie Damian Nowaczuk huknął nie do obrony i Lema była o kilka chwil od zwycięstwa. I dobrze broniła minimalnej przewagi, ale tuż przed końcem spotkania fatalne zagranie Olka Klosa doprowadziło do tragedii. Piłka zamiast do jednego z kolegów powędrowała do Krystiana Tymendorfa, a ten pokonał Marka Gajewskiego i mecz zakończył się remisem. Dla obydwu stron stanowił on spory niedosyt, chociaż Byczki muszą go bardziej uszanować, bo zagrały poniżej oczekiwań i gdyby nie indywidualna pomyłka rywala, zasłużenie zostałyby z niczym. Prawda jest taka, że tej ekipie nie pasował styl Lemy, która dobrze się broniła, nie pozwalała na hasanie we własnym polu karnym i gdyby nie szereg prostych błędów, powinna ten mecz wygrać. Tych dwóch punktów na pewno szkoda, ale wyłączając pomyłki indywidualne, to był kolejny dobry mecz ekipy Kacpra Piątkowskiego. I to napawa optymizmem, że w kwestii batalii o podium nie wszystko jeszcze stracone.  

W walce o TOP 3 pozostają również HandyMan. Ferajna Krzyśka Smolika miała przed sobą niełatwe zadanie, bo w 4.kolejce podejmowała niezwyciężoną do tego momentu Mocną Ekipę. O tych drugich można napisać, że nie jest to zespół prezentujący piłkarskie fajerwerki, natomiast grający bardzo skutecznie, odpowiedzialnie, a do tego cierpliwie. Michał Zimolużyński miał jednak poważny zgryz przed poniedziałkowym meczem, bo do Zielonki nie dojechał Łukasz Żaboklicki, a więc najlepszy napastnik jego ekipy. W jego miejsce przyjechał Dawid Skup, który okazał się bardzo wartościowym zawodnikiem, ale jak się później okazało – ani jego postawa, ani forma całego zespołu, nie pozwoliła na podtrzymanie zwycięskiej passy. Stało się tak głównie za sprawą bardzo dobrej gry HandyManów. Ten zespół od samego początku był zdeterminowany i skoncentrowany, zupełnie nie dając po sobie poznać, że wcześniejsze występy miał takie sobie. I już w pierwszej połowie przełożyło się to na wynik, bo po bramce Krystiana Jackowskiego, HandyMan prowadzili 1:0. Mocna Ekipa najlepszą okazję do wyrównania miała na przełomie połów, gdy grała w przewadze jednego zawodnika, ale nawet wtedy nie potrafiła wejść na swój poziom i wykorzystać okoliczności. Na domiar złego, w 27 minucie za bardzo w swoje umiejętności dryblingu uwierzył Mariusz Horych. Fakt kiwania się nie jest jeszcze niczym nagannym, ale co innego, gdy robisz to we własnym polu karnym. Początkowo udało mu się zwieść dwóch rywali, lecz na trzecim zabawa się skończyła i Łukasz Pokrzywnicki zmienił wynik na 2:0. Od tego momentu HandyMani byli na fali. Z łatwością przychodziło im zdobywanie kolejnych trafień i zatrzymali się dopiero przy stanie 5:0! Wówczas zwolnili nogę z gazu, co wykorzystali oponenci, a konkretnie wspomniany wcześniej Dawid Skup, który dwukrotnie pokonał Daniela Pszczółkowskiego. Więcej goli już tutaj nie padło i tym samym Mocna Ekipa straciła miano niepokonanej w 4.lidze. Ten mecz od początku nie wyglądał tak, jak życzyliby sobie zawodnicy tego zespołu, natomiast w tym przypadku po prostu trzeba docenić klasę oponentów. Bo ci zagrali zdecydowanie najlepszy mecz w sezonie, będąc odpowiedzialnymi zarówno w obronie, jak i w ataku, ani przez chwilę nie oddając inicjatywy przeciwnikowi. Na taki zespół Krzyśka Smolika liczyliśmy od pierwszej kolejki i wreszcie się doczekaliśmy. Daleko nam tym samym do biczowania Mocnej Ekipy, która po prostu musi ten cios przyjąć i szybko o nim zapomnieć. A powinno być o to o tyle prościej, że grali jednak bez swojego najlepszego zawodnika. Wraz z powrotem Łukasza Żaboklickiego wszystko powinno szybko wrócić na właściwe tory.

W każdym sezonie zdarza się taki mecz, który stanowi idealny scenariusz dla przewodnika pt. „Jak przegrać wygrany mecz”. Bohaterami takiego wydania w 17 edycji NLH są jak na razie gracze Semoli, którzy w poprzedni poniedziałek w sobie tylko znany sposób wypuścili z rąk wygraną nad Szmulkami. Nawet teraz, z dość dużej perspektywy czasu, zachodzimy w głowę, jak można było, będąc po prostu lepszym zespołem, przegrać spotkanie w tak kuriozalnych okolicznościach. Ale zacznijmy od początku. Pierwsza połowa tej potyczki była bardzo wyrównana. Świadczy o tym tylko jeden gol, jaki tutaj obejrzeliśmy, a był on autorstwa Kuby Kaczmarka, który dobrze zamknął podanie w kontrze od Adriana Cieplińskiego. W drugiej połowie to jednak Semola przejęła inicjatywę i w pełni dyktowała warunki gry. Najlepszy moment ten zespół zanotował między 27 a 33 minutą, gdzie zdobył trzy bramki z rzędu i wyrobił sobie solidną przewagę. Szmulki odpowiedziały sprytnym trafieniem z rzutu wolnego Kuby Kaczmarka, ale to nie zrobiło wielkiego wrażenia na ekipie Krzyśka Jędrasika, bo dosłownie minutę później Kazimierz Grotte zmienił rezultat na 4:2 i byliśmy pewni, że drużynie z Ursusa krzywda się tutaj nie stanie. Tym bardziej, że były kolejne okazje, by jeszcze wyśrubować prowadzenie. Szmulki grały bowiem nieporadnie w defensywie i aż prosiły się o to, by dostać przynajmniej jeszcze jednego gola. Szczęśliwie udało im się nie stracić więcej bramek, z kolei w 37 minucie nadzieję temu zespołowi przywrócił Sebastian Mędrzycki. Ten gol spowodował zamieszanie w obozie Semoli, która ewidentnie się pogubiła. Za to rywale poszli za ciosem. W 38 minucie Adrian Kaczmarek zagrywa do Kuby Kaczmarka, a ten fantastycznym, miękkim lobem nad bramkarzem doprowadza do wyrównania! Bramka stadiony świata! Remis to wydawało się i tak dużo, jak na to, co Szmulki prezentowały w drugiej odsłonie, ale widać było, że ten zespół wyczuł słabość rywala i nie chciał zadowolić się jednym oczkiem. Zwłaszcza, iż Semola nie była w stanie wrócić na wcześniej prezentowany przez siebie poziom i tuż przed końcem meczu została za to skarcona. Dosłownie na kilkanaście sekund przed finałową syreną bracia Kaczmarek pokusili się o kolejną akcję, którą tym razem kapitalnie wykończył młodszy z nich i Szmulki wygrały mecz, którego naszym zdaniem nie miały prawa nawet zremisować! Ogromny hart ducha, połączony z trudną do wytłumaczenia blokadą zawodników Semoli w finałowych fragmentach dał efekt, którego nie sposób było przewidzieć. Stanowi dla nas ogromną zagadkę, jak tak doświadczony zespół, mógł w taki sposób zniweczyć dobre zawody w swoim wykonaniu. Czyżby myślami byli już na pizzy u swojego sponsora? Jeśli tak, to mają nauczkę, że mecz trwa 40 minut, a nie 37. Brawa z kolei należą się Szmulkom. Nie będziemy ukrywać – nie wierzyliśmy w ich powrót, zwłaszcza że ich gra w drugiej połowie nie dawała argumentów, by dawać im jakiekolwiek nadzieję. Oni walczyli jednak do końca, a chwała należy się przede wszystkim braciom Kaczmarek, którzy w kluczowych momentach wznieśli się na wyżyny swoich umiejętności, zdobywając fantastyczne bramki. Ich radość była ogromna i chyba możemy być spokojni, że wyświetlenia transmisji 4.kolejki 4.ligi będą rosnąć jeszcze przez długi czas. Kuba i Adrian na pewno się o to zatroszczą.

Dobry mecz, choć zdecydowanie mniej emocjonujący obejrzeliśmy na koniec poniedziałkowych zmagań - Squadra podejmowała Faludżę. Faworyt był jeden, jakkolwiek to nie był jeden z takich meczów, gdzie obstawiasz w ciemno sukces wyżej notowanej ekipy i możesz w spokoju oczekiwać końcowego rezultatu. Ekipa z Falenicy nikomu niczego nie oddaje za darmo i teraz również chciała sprawić, że rywal będzie drżał o swój potencjalny sukces. Podopieczni Kamila Lubańskiego dość szybko zaprezentowali nam, w jaki sposób chcą pokrzyżować szyki przeciwnikowi. Ustawili się na swojej połowie i czekali, co zaproponuje rywal, a w sytuacji, gdyby ten popełnił błąd, zamierzali skorzystać z szybkości swoich zawodników. No i w 8 minucie stali się beneficjentami swojego planu na mecz, bo Czarek Kubowicz znalazł w kontrze przestrzeń między Michałem Sokołowskim a słupkiem i pokonał golkipera Squadry. Faworyci zostali zaszachowani, ale znamy ich nie od dziś i wiemy, że potrafią do takich okoliczności podchodzić spokojnie. Za chwilę zrobiło się jeszcze ciekawiej, bo każda z ekip miała 2 minuty na grę o jednego więcej, ale nikomu nie udało się tego czasu odpowiednio spożytkować. I gdy myśleliśmy, że do przerwy skończy się sensacyjnym 0:1, sprawy w swoje nogi wziął Kuba Pawlak, który niemal w akompaniamencie końcowej syreny strzelił nie do obrony. To trafienie napędziło zespół z Serocka, który na starcie drugiej odsłony był już na prowadzeniu, a gola w 36 sekundzie zainkasował Kuba Cegiełka. Sprawy dla Squadry zaczęły wyglądać dobrze, ale do czasu. W 28 minucie drugą żółtą kartkę zarobił Mateusz Pawlak, co dla Faludży stanowiło kapitalny prezent. Przy założeniu, że udałoby się go wykorzystać. Tyle że drużyna Kamila Lubańskiego kompletnie nie wiedziała, jak dobrać się do skóry oponentowi. Pięć minut w przewadze zostało całkowicie zaprzepaszczone, co błyskawicznie się zemściło, bo gdy rywal uzupełnił skład, to na 3:1 podwyższył Tomek Lipski. Faludża wiedziała, że mecz wymyka się z rąk i potrzeba bramki, by mieć nadzieję na cokolwiek. Wówczas fenomenalnym uderzeniem z dystansu popisał się Kamil Lubański, co spowodowało, że końcowy rezultat nadal pozostawał niewiadomą. Squadra mądrze rozegrała jednak ostatnie fragmenty meczu, a tuż przed syreną sprawę domknął Szymon Darkowski. I reasumując to spotkanie, to wyglądało ono dokładnie tak, jak zakładaliśmy. Faworyt wygrał, lecz wcale nie miał lekko, a gdyby Faludża potrafiła grać 5 na 4, to kto wie, jakby to się wszystko zakończyło. W tym temacie chłopaki mają jeszcze sporo do nadrobienia, natomiast nie sposób nie pochwalić Squadry, która potrafi grać w osłabieniu najlepiej w całej 4.lidze. Dlatego nic dziwnego, że po drobnym potknięciu na starcie sezonu, ten zespół jest już na ligowym szczycie. Bo w tym momencie, ze wszystkich drużyn tego poziomu, wygląda po prostu najsolidniej.

Retransmisję wszystkich spotkań czwartej ligi (z komentarzem) można obejrzeć poniżej. Video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 1080p60 HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy! Jednocześnie prosimy Was o weryfikację statystyk z Waszych meczów - jeśli znajdziecie jakiś błąd, to prosimy o jak najszybszą informację.

Komentarze użytkowników: