fot. © www.nocnaligahalowa.pl
Opis i retransmisja 6.kolejki 3.ligi!
Zwycięska passa Las Vegas Parano wreszcie została powstrzymana. Chociaż w kontekście walki o mistrzostwo, tak naprawdę niewiele to zmieniło.
W tym sezonie 3.ligi, przynajmniej na ten moment, bardziej pasjonujemy się nie tym, kto uzyska awans (bo to wydaje się pewne), ale kto zajmie 3 miejsce i kto spadnie. Kandydatów w obydwu przypadkach jest bowiem aż ośmiu, bo różnice punktowe między zespołami z lokat 3-10 są na poziomie zaledwie czterech punktów. W tym momencie na ostatniej pozycji jest Klimag, z kolei najniższe miejsce na podium okupują Bad Boys i właśnie te dwa zespoły spotkały się na inaugurację 6.kolejki 3.ligi. Faworytem byli Źli Chłopcy, tym bardziej gdy okazało się, że skład przeciwników jest dość wąski. Co prawda siedmiu chętnych do gry to nie wydaje się wcale tak mało, ale Klimag słynie z tego, że zawsze ma do dyspozycji przynajmniej dwa składy. Ale bardziej niż ilość martwiła jakość, bo brakowało choćby Piotrka Bergiela, jak również kapitana zespołu Piotrka Miętusa. Nie przeszkodziło to jednak temu zespołowi w dobrym rozpoczęciu spotkania, bo Tomek Bicz już w premierowych minutach miał dwie dogodne okazje, do pokonania Karola Jankowskiego i chociaż obydwie zmarnował, to zapowiadało się optymistycznie. No właśnie – z tej chmury nic jednak nie spadło, bo Bad Boys szybko opanowali boiskowe wydarzenia i w 12 minucie było już 2:0. Najpierw gola zdobył niezawodny Krzysiek Stańczak, a potem podwyższył Bartek Woźniak. Klimag zdołał częściowo odpowiedzieć w 16 minucie, gdy wreszcie przełamał się Tomek Bicz i wynikiem 2:1 zakończyła się pierwsza połowa. Druga rozpoczęła się z kolei od fatalnego w skutkach błędu Rafała Michalaka. Bramkarz Klimagu w banalny sposób dał sobie zabrać piłkę Krzyśkowi Stańczakowi i to zapoczątkowało efekt domina. Kolejne minuty były w wykonaniu przegrywających tragiczne. W trzy minuty stracili dwa gole i wynik z ich perspektywy brzmiał już 1:5. Potem było jeszcze gorzej. Dawne Joga Bonito posypało się kompletnie, widać było zniechęcenie i chęć jak najszybszego udania się pod prysznic. A Bad Boys punktowali, zapachniało nawet dwucyfrówką, ale ostatecznie skończyło się na 9:2. Klimag rozegrał tym samym najsłabszy mecz w tym sezonie i poniósł zasłużoną klęskę. Mimo wszystko mamy wrażenie, że w tym składzie można było wycisnąć więcej i wiara po kilku straconych bramkach z rzędu uleciała w nich zbyt szybko. W konsekwencji spadli na ostatnie miejsce w tabeli i z taką grą na pewno szybko się stamtąd nie wygrzebią. Z kolei Bad Boys dali jasny sygnał, że to oni zamierzają wygrać wyścig po 3 miejsce. Szczególnie, że terminarz mają korzystny i jeśli tylko zagrają w ostatnich trzech spotkaniach tak, jak z Las Vegas i Klimagiem, to nie powinni wypuścić medalu z rąk. A taki wynik, po kiepskim poprzednim sezonie, gdzie zajęli przecież ostatnie miejsce w 3.lidze, byłby sporym osiągnięciem, dlatego nie mamy wątpliwości, że Źli Chłopcy zrobią wszystko, by tak to się właśnie skończyło.
A kto wie, czy nie najpoważniejszym przeciwnikiem Bad Boys w rywalizacji o najniższy stopień podium nie będzie KS Seta. Brzmi to trochę niedorzecznie po tym, jak ekipa Czarka Szczepanka nie zdobyła nawet punku w premierowych trzech kolejkach, ale ostatnio chłopaki grają dobrze i udowodnili to również w konfrontacji z FSK Kolos. Drużyna z Ukrainy niestety znów nie dojechała do Zielonki w optymalnym zestawieniu, co od razu spotęgowało myśli w naszej głowie, że Seta staje przed szansą na trzecie z rzędu zwycięstwo. I nie pomyliliśmy się. Miejscowi okazali się drużyną bardziej zbilansowaną, skuteczniejszą, chociaż bramkę, która otworzyła im wrota do trzech punktów zdobyli w dość kontrowersyjnych okolicznościach. W 15 minucie Mateusz Hopcia osłaniał piłkę przed Bogdanem Grabowskim, za chwilę obydwaj zawodnicy wylądowali na parkiecie, a sędzia uznał, że to zawodnik Kolosa ściągał do parteru przeciwnika. Faulujący nie chciał się pogodzić z takim postawieniem sprawy, ale decyzja zapadła i do piłki ustawionej na 9 metrze podszedł Daniel Kowalski, skutecznie egzekwując stały fragment gry. Lada moment było już 2:0. FSK Kolos nie zabezpieczył tyłów, nikt nie przypilnował Czarka Zaboklickiego, a ten ma w tym sezonie dobrze nastawiony celownik i nie miał problemów ze skutecznym wykończeniem swojej okazji. Za chwilę sędzia zaprosił drużyny na krótki odpoczynek i nic nie wskazywało na to, że po powrocie na plac gry, coś się tutaj zmieni. Bo tak naprawdę tylko jeden zawodnik w FSK Kolos dawał nadzieję na odwrócenie losów spotkania. To Oleg Grabowski, który w 24 minucie popisał się kapitalnym strzałem z lewej nogi, po którym Czarek Szczepanek musiał skapitulować. Kolos nie poszedł jednak za ciosem. Seta szybko wyrównała rachunki po trafieniu Bartka Kamińskiego, a potem podwyższyła stan posiadania po bramce na 4:1 Patryka Sadurka. A gdy w 32 minucie Mateusz Dąbrowski zdobył gola strzałem na pustą bramkę, wszystko było jasne. W dalszej części spotkania zespoły trafiły jeszcze po razie i mecz zakończył się w stosunku 6:2. Kolos znowu przegrał, jednak w takim składzie personalnym nie był w stanie ugrać więcej. Z tygodnia na tydzień dojeżdża coraz mniej zawodników z podstawowego składu, a ci którzy ich zastępują, nie prezentują zbliżonej jakości. To powoduje, że Kolos wypisał się z walki o podium i będzie musiał uważać, aby swojego premierowego sezonu w Nocnej Lidze Halowej nie zakończyć spadkiem. Taki scenariusz raczej nie grozi już KS Secie. I to nie tylko z powodu liczby punktów, ale coraz lepszej gry, która powoduje, że tych oczek na koncie na pewno jeszcze przybędzie. Do medalu to raczej nie wystarczy, ale do pozostawienia po sobie pozytywnego wrażenia po tej edycji – jak najbardziej.
A gdybyśmy mieli wskazać największego przegranego 6.kolejki, to bez zastanowienia wskazujemy na MR Geodezję. Ekipa sponsorowana przez Marcina Rychtę miała doskonałą okazję, by wskoczyć na trzecie miejsce w ligowej hierarchii, ale koncertowo zmarnowała zaistniałe okoliczności. A tak trzeba je nazwać, bo rywalem była zdekompletowana drużyna Razem Ponad Promil. Łukasz Głażewski nie mógł skorzystać we wtorek z Patryka Woźniaka oraz Damiana Szwarca, a więc dwójki zawodników, od których w bardzo dużym stopniu zależą wyniki tego zespołu. Co więcej – na ławce rezerwowych był tylko jeden zawodnik, co w porównaniu z trzema zmiennikami w Geodezji, dawało niemal gotową odpowiedź na to, jak ten mecz będzie wyglądał. Nic jednak nie wyglądało tutaj tak, jak się zapowiadało. Geodeci nie byli w stanie w żadnym momencie spotkania zbudować sobie przewagi zarówno pod kątem bramkowym, ale też w innych aspektach. Nie pomógł im nawet fakt, że dwukrotnie wychodzili na prowadzenie. Najpierw na 1:0, a potem na 2:1, bo za każdym razem dawali sobie wbić gola wyrównującego. Szkoda przede wszystkim trafienia na 2:2, po błędzie Błażeja Kaima i strzale na pustą bramkę Łukasza Mroczka. Z kolei w 19 minucie doszło do najbardziej spektakularnego wydarzenia w tym spotkaniu. Piotrek Paćkowski widząc, że golkiper przeciwników jest daleko od własnej świątyni, posłał kapitalny strzał z własnej połowy, po którym piłka zatrzepotała w siatce. W tej sytuacji, MR Geodezja straciła nie tylko gola, ale też Błażeja Kaima, który przy próbie interwencji nabawił się poważnej kontuzji. Między słupkami zmienił go Marcin Błoński, co jak się później okazało – nie pozostało bez znaczenia dla wyniku spotkania. Zanim jednak opowiemy o sytuacji, która zdecydowała o przydziale punktów, to na początku drugiej połowy hat-tricka skompletował Arek Major i w tym momencie rezultat brzmiał 3:3. Ekipa z Wołomina dążyła do kolejnych goli, miała większy procent posiadania piłki i nie brakowało też dogodnych okazji, ale przeciwnicy skutecznie się bronili i byli blisko cennego remisu. I właśnie wtedy, w 37 minucie koszmarna pomyłka przytrafiła się Marcinowi Błońskiemu. W prostej sytuacji podał on piłkę wprost pod nogi Kamila Pamrowskiego, który nie omieszkał skorzystać z prezentu i wyprowadził Promil na prowadzenie. Geodeci mimo usilnych prób wywalczenia choćby punktu, nie dali rady zmusić do kapitulacji Łukasza Głażewskiego i przegrali mecz w stosunku 3:4. Powiedzmy dosadnie - taka porażka nie przystoi zespołowi, który ma tylu młodych i fajnych zawodników. Miało być łatwo, gładko i przyjemnie, bo porównując potencjał piłkarski, to był on zdecydowanie po stronie Geodetów. A wystarczyło, że rywal zagrał solidnie i zamknął dostęp do własnej bramki, by MR Geodezja okazała się bezsilna. Tym wynikiem, przynajmniej w naszej ocenie, zespół z Wołomina zamknął sobie drogę do dobrego wyniku na koniec trwającej edycji. Nasza wiara w nich niestety uleciała. Brawo natomiast dla zawodników Promila. Zagrali mądrze taktycznie, wykorzystywali nadarzające się okazje i nawet bez swoich liderów, pokazali wołomińskiej młodzieży miejsce w szeregu. Tym samym pogłoski o ich piłkarskiej śmierci okazały się przedwczesne, bo ten zespół żyje i jak pokazały dwa ostatnie spotkania – ma się naprawdę nieźle.
Podobnie jak MR Geodezja, w odwrocie jest także NetServis. Z zespołu, który momentami zachwycał w pierwszej części sezonu niewiele już zostało i zamiast walki o najwyższe cele, trzeba uważać, by nie znaleźć się w tabeli na miejscach, zaznaczonych na czerwono. A było to dość prawdopodobne po tej kolejce, bo we wtorek po drugiej stronie boiska stanęła Gencjana. I tak się złożyło, że skład Fioletowych na ten mecz był naprawdę bardzo mocny, co źle wróżyło graczom z Dobczyna. Powrócił Piotrek Hereśniak, dojechał Marek Zbyszewski, a między słupkami znów stanął Artur Fiodorow. To sugerowało, że wicelider tabeli powinien tutaj zgarnąć całą pulę, chociaż wiedzieliśmy, że trochę zdrowia trzeba będzie zostawić. I tak naprawdę, to tylko w pierwszej połowie faworyci mieli jakiekolwiek problemy. Mimo to i tak prowadzili, po ładnej zespołowej akcji, którą wykończył Michał Kazimierczuk. NetServis nie dał się jednak stłamsić, od czasu do czasu potrafił przenieść ciężar gry na połowę oponenta, lecz brakowało konkretów. Te wreszcie jednak przyszły. Na starcie drugiej połowy Norbert Gawryś popisał się świetnym strzałem po dalszym słupku i mieliśmy remis. Zwykle taki gol napędza zespół do kolejnych ataków, ale tutaj tylko rozzłościł reprezentantów Gencjany. I to na tyle, że dosłownie dwie minuty później było już po meczu. Fioletowi w 120 sekund zdobyli bowiem trzy gole z rzędu! Pierwsze dwie bramki były autorstwa Marka Zbyszewskiego, który najpierw wykorzystał podanie Rafała Malinowskiego, a potem sam wyłuskał piłkę, obiegł Dawida Gawińskiego i podwyższył na 3:1. Losy spotkania przechylił za to Piotrek Hereśniak, bo różnica trzech goli zdawała się być nie do zniwelowania. To się potwierdziło. NetServisu nie tylko nie było stać, aby zmniejszyć straty, ale by utrzymać je na poziomie trzech trafień. Gencjana wyraźnie się rozegrała, w końcówce meczu zdobyła kolejne trzy gole i w naprawdę dobrym stylu zapisała na swoje konto komplet punktów. Przyjemnie oglądało się zespół Maćka Zbyszewskiego, który jest tym samym o krok, by zapewnić sobie awans do 2.ligi a do gabloty z trofeami dorzucić kolejny puchar. I nie sposób nie kibicować tej ekipie, by udało jej się dotrzymać kroku Las Vegas, bo wówczas czekają nas fantastyczne emocje związane z "meczem o wszystko". Co do NetServisu, to wyraźnie wytracił na prędkości w ostatnim czasie. Brakuje trochę stabilizacji w składzie, bo rzadko było tak, że Kamil Zbrzeźniak miał do dyspozycji wszystkich swoich najlepszych zawodników. Nie wolno jednak szukać wymówek, tylko trzeba jak najszybciej zdobyć punkty, które pozwolą spokojnie oczekiwać końcówki sezonu. A tak się składa, że w najbliższy poniedziałek za przeciwnika będą mieli Klimag. I chyba lepszego rywala na przełamanie nie mogli sobie wymarzyć.
To teraz czas przybliżyć okoliczności największej niespodzianki tej serii gier w 3.lidze. Bo czy ktoś wierzył, że Adrenalina będzie w stanie zatrzymać rozpędzonego lidera tabeli? Las Vegas mogli tym meczem postawić pieczęć na awansie i taki też mieli plan, przyjeżdżając na to spotkanie praktycznie w najsilniejszym zestawieniu. Robert Świst takiego komfortu nie miał, ale byliśmy przekonani, że przy odrobinie szczęścia i skutecznej egzekucji planu taktycznego, drużyna z Ząbek może sprawić małego psikusa. Taką mieliśmy nadzieję, jakkolwiek gdy po kwadransie gry było 2:0 dla Parano, to miny trochę nam zrzedły. Co prawda to nie było tak, że lider tabeli był o klasę lepszy, natomiast wykorzystywał swoje okazje i był na dobrej drodze do szóstego z rzędu kompletu punktów. Ale wtedy obudził się Kacper Waniowski. Jego gol z 16 minuty wprowadził trochę zamieszania w obozie faworytów, którzy na dłuższy okres zgubili trochę pewności siebie. Nie pomogła im nawet przerwa w grze, bo po powrocie na parkiet, Adrenalina wciąż była groźna i co najważniejsze – skuteczna. W 26 minucie Kacper Waniowski zagrywa do Roberta Śwista a ten doprowadza do remisu! Z prowadzenia Las Vegas zostały wspomnienia i trzeba było nastawić się na ciężką harówkę w końcówce meczu, by nie zaznać goryczy premierowej porażki. Sprawa skomplikowała się w 31 minucie. Znowu w roli głównej Kacper Waniowski, który wykłada piłkę Szymonowi Osieleńcowi, a ten pokonuje Piotrka Wąsowskiego i jest 3:2 dla Adrenaliny! Gracze z Ząbek mieli niemal 100% skuteczność w swoich okazjach i byli o dosłownie kilka minut od bardzo cennego wyniku. Ich plan popsuł jednak Krzysiek Pawelec. Na 4 minuty przed końcem spotkania wykorzystał on zagranie od Tomka Skonecznego i mocnym strzałem nie dał szans na interwencję Karolowi Bieńczykowi. Gracze Parano nie zamierzali na tym poprzestać i dosłownie lada moment Konrad Orlik miał piłkę meczową. W idealnej sytuacji nie zdołał jednak zmieścić futsalówki w siatce, a lepszej okazji lider tabeli nie zdołał już sobie wykreować. Tym samym mecz zakończył się wynikiem 3:3, który stanowi dużo większą wartość dla Adrenaliny. Ten remis ma przede wszystkim duży walor psychologiczny. Podopieczni Roberta Śwista w 1.kolejce pokonali przecież Gencjanę, co pokazuje, że potrafią skutecznie rywalizować z najlepszymi. Dlatego walki o 3 miejsce też nie odpuszczą. A co ten punkt oznacza dla Las Vegas? Praktycznie nic. Wciąż wszystkie karty zarówno w kwestii podium, jak i awansu czy mistrzostwa mają tylko w swoich rękach. Zmieniło się tylko jedno. Potencjalnego tytułu nie zdobędą już jako nieskazitelni. Ale wciąż mogą go zdobyć jako niepokonani.
Retransmisję wszystkich spotkań trzeciej ligi (z komentarzem) można obejrzeć poniżej. Video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 1080p60 HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy! Jednocześnie prosimy Was o weryfikację statystyk z Waszych meczów - jeśli znajdziecie jakiś błąd, to prosimy o jak najszybszą informację.