fot. © www.nocnaligahalowa.pl
Opis i retransmisja 7.kolejki 3.ligi!
Sypnęło nam kilkoma niespodziankami w 3.lidze. A jedna z nich spowodowała, że zmienił się lider rozgrywek.
Zmiana na pierwszej pozycji to konsekwencja sensacyjnej straty punktów Las Vegas z FSK Kolos. Sam fakt podziału punktów nie jest może szokujący, natomiast chyba w żadnym poprzednim meczu ekipa z Ukrainy nie była tak osłabiona, a mimo to Grzesiek Dąbała i spółka ledwo uratowali remis. Być może jest to oznaka delikatnej zadyszki tego zespołu, tym bardziej że w tym spotkaniu ich katem okazał się głównie jeden zawodnik. Ale po kolei. Mecz rozpoczął się świetnie dla faworytów, którzy po trafieniu z rzutu karnego Piotrka Kwietnia wyszli na prowadzenie. Myśleliśmy, że to początek ich strzeleckiego festiwalu, natomiast rywale na to nie pozwolili i bardzo szybko się otrząsnęli. Ich gra w defensywie mogła się podobać, a zwłaszcza o nią baliśmy się najbardziej, bo to tutaj wyrwy personalne były największe. O to, że Kolos będzie miał swoje okazje nie było z kolei obaw, bo z przodu gra Oleg Grabowski. Ten zawodnik rozkręca się ze spotkania na spotkanie i byłemu już liderowi tabeli też zaszedł za skórę. To właśnie on w 15 minucie doprowadził do remisu i taki wynik pozostał końcowym po pierwszej połowie. Druga odsłona rozpoczęła się niemal bliźniaczo jak pierwsza. Znów szybki gol dla Vegas, ale zaraz przyszła odpowiedź Olega Grabowskiego. Ten schemat trochę nam się później zmienił. W 32 minucie to FSK Kolos wychodzi na prowadzenie, a hat-tricka kompletuje wiadomo kto. Teraz to gracze Parano byli na musiku, lecz odpowiedzieli błyskawicznie, a gola z rzutu wolnego zdobył Robert Sawicki. Na zegarze było wówczas kilka minut do końca i myśleliśmy, że doświadczenie Las Vegas weźmie górę. Tymczasem to gracze z Ukrainy wykreowali świetną akcję, którą skutecznie spuentował Oleg Gevalo. Szykowała się jedna z największych niespodzianek w tym sezonie, lecz faworytów uratowali Sławek Lubelski i Piotrek Wąsowski. Ten pierwszy dlatego, ponieważ zdobył gola na 4:4, a drugi, bo tuż przed końcem, wybronił sytuację sam na sam z Olegiem Grabowskim. Końcowy rezultat wydaje się sprawiedliwy. Las Vegas coraz częściej pokazuje ludzką twarz i tak jak jeszcze jakiś czas temu zastanawialiśmy się, czy ktoś może odebrać im mistrzostwo, tak z obecną dyspozycją muszą jak najszybciej zdobyć punkt, który zapewni im promocję. Idealna szansa to najbliższy mecz z Klimagiem i wówczas ze spokojem będzie można podejść do spotkania o wszystko. Co do FSK Kolos, to zastanawiamy się, dlaczego ten zespół nie wyglądał w ten sposób w poprzednich spotkaniach. Bo tutaj było poświęcenie, walka, skuteczność, no i ten niesamowity Oleg Grabowski. To pokazuje, że nawet bez dużych nazwisk, jakich nie brakuje w ich składzie, można stworzyć fajny kolektyw, który potrafi walczyć z każdym jak równy z równym. I oby potwierdzeniem tych słów były również dwa ostatnie spotkania.
Pochwaliliśmy Kolos, to czas – po raz kolejny w ostatnim okresie – powiedzieć dobre słowo o KS Secie. Mówiliśmy, że ta drużyna rozkręca się z kolejki na kolejkę, ale naiwnym było sądzić, że po siódmej serii gier chłopaki awansują na trzecie miejsce w tabeli! A tak właśnie się stało po wtorkowej wiktorii nad Adrenaliną. Wynik robi wrażenie, bo miejscowi rozgromili przeciwników aż 9:2. I to nie jest tak, że po drugiej stronie boiska były jakieś problemy kadrowe. Wręcz odwrotnie – w stosunku do poprzedniego meczu wrócili choćby Robert Świst czy Kacper Waniowski, więc Seta wcale nie miała taryfy ulgowej. Ba! – w pierwszej połowie to Adrenalina miała więcej z gry i powinna prowadzić. Zaczęło się od sytuacji sam na sam Kacpra Waniowskiego, która spełzła na niczym, a wszystko przez bramkarza Sety, Czarka Szczepanka. Za chwilę ekipa z Zielonki musiała grać o jednego mniej po żółtej kartce dla Mateusza Dąbrowskiego i wówczas Adrenalina stworzyła sobie 100% szansę na bramkę, lecz znowu kapitalnie zachował się Czarek Szczepanek. No i jak można się domyślić – zamiast 1:0 niedługo zrobiło się 0:1. A dokładnie miało to miejsce pod koniec pierwszej połowy, gdy bramkę dla miejscowych zdobył Patryk Sadurek. Prowadzący od razu poszli za ciosem i tuż przed przerwą Bartek Kamiński zagrał z rzutu rożnego do Mateusza Hopci, ten uprzedził Szymona Osieleńca i było 2:0. Adrenalina musiała wziąć się w garść w finałowej odsłonie, ale powietrze zeszło z tej ekipy po bramce na 0:3. Ponownie pokarał ich Mateusz Hopcia, który wziął piłkę na własnej połowie, przebiegł niemal całe boisko i za chwilę cieszył się z trafienia. Ekipę Roberta Śwista sparaliżowało. Rywale za chwilę zafundowali im kolejne dwie bramki i było już 5:0! Dopiero wtedy zespół z Ząbek zdołał przełamać strzelecką niemoc. Kacper Waniowski zdobył bramkę z rzutu karnego, co jednak tylko rozsierdziło Setę, która zaczęła niemiłosiernie punktować oponentów. W tym okresie szczególnie skuteczny był Bartek Kamiński i ze stanu 1:5 lata moment zrobiło się 1:8! Potem padły jeszcze dwie bramki, po jednej dla każdej ze stron i tym samym KS Seta odniosła swoje najwyższe zwycięstwo w tej edycji. Ale do tej pory nie możemy wyjść ze zdumienia, że stało się to akurat z Adrenaliną. Trudno wytłumaczyć jak doszło do tego, że w zespole, który mógł prowadzić nawet 2:0, doszło do takiej tragedii. Pewnie nawet Robert Świst tego nie wie. Bardzo bolesna porażka, która zepchnęła ten zespół tuż nad czwartoligową przepaść. A Seta – jak wspominaliśmy na wstępie – jest już trzecia. Co więcej – jeśli we wtorek pokona Gencjanę, a potem ta sama Gencjana przegra z Las Vegas… Zielonka zapłonie.
A o tym, jak szybko potrafi zmieniać się nocnoligowa rzeczywistość, możemy się przekonać biorąc za przykład NetServis. Niedawno byli na trzecim miejscu w tabeli, a dziś są na… ostatnim. Stało się tak za sprawą przykrej porażki z Klimagiem. Ekipa Piotrka Miętusa zapomniała już o klęsce z Bad Boys, potrafiła uratować remis z Promilem, a teraz w równie cudownych okolicznościach wyrwała zwycięstwo przeciwnikom z Dobczyna. A jak doszło do tego, że wszystko rozstrzygnęło się w końcówce? Tak naprawdę, to całe spotkanie toczyło się w schemacie gol za gol. Rozpoczął NetServis, który po bramce Konrada Bulika prowadził i nie brakowało mu okazji, by swój stan posiadania zwiększyć. Najlepszą okazję zmarnował Wiktor Kania. To spotkało się z odwetem. W 9 minucie Rafał Michalak zagrał do Tomka Bicza, ten nie miał problemów by odkleić się od Dawida Gawińskiego, po czym strzelił nie do obrony na 1:1. Na kolejnego gola czekaliśmy do 16 minuty. Ale było warto! Michał Antczak zdecydował się na strzał z dystansu i za chwilę usłyszał brawa od swoich kolegów, jak również postronnych kibiców, bo było to trafienie z najwyższej półki. NetServis nie zdołał odpowiedzieć w pierwszej połowie, a w drugiej wciąż był groźny głównie za sprawą Konrada Bulika. I to on po asyście Wiktora Kani doprowadził do remisu. Taki stan utrzymał się aż do 38 minuty. I wtedy zaczęło się dziać. Do Klimagu dojechał Piotrek Bergiel, który bardzo szybko udowodnił, dlaczego niemal z marszu pojawił się na placu gry. To właśnie on idealnie odnalazł Tomka Bicza i Klimag na 120 sekund przed końcem spotkania prowadził 3:2. Wtedy fatalny błąd przytrafił się golkiperowi dawnej Jogi Bonito – Rafałowi Michalakowi. To nie pierwszy raz, gdy ten zawodnik niepotrzebnie próbuje wszystkim udowodnić, jak dobrze potrafi grać nogami, bo zamiast korzyści, wychodzą z tego głównie problemy. I tak było również teraz, gdy bramkarz Klimagu nabił piłką Konrada Bulika a ten dopełnił formalności. Myśleliśmy, że więcej goli tutaj nie padnie, ale innego zdania był duet Piotrek Bergiel – Tomek Bicz. Ten tandem znowu udowodnił, że nadaje na podobnej częstotliwości i to po ich akcji Piotrek Bergiel zdobył zwycięskiego gola dla Klimagu! Mecz, który tak naprawdę był spotkaniem na remis, skończył się porażką NetServisu. Można mówić trochę o pechu, ale z drugiej strony to ich czwarta z rzędu przegrana, więc słowo przypadek też tutaj nie pasuje. W tym konkretnym przypadku zabrakło zimnej krwi i doświadczenia, natomiast nie da się ukryć, że problem leży też w ofensywie. Chłopaki zdobyli tylko 6 goli w 4 meczach w 2024 roku, a napastników tej drużyny musi wyręczać obrońca. To stawia wyzwanie przed Kamilem Zbrzeźniakiem, by w dwóch ostatnich spotkaniach dobrze dobrać linię ataku, bo z taką średnią goli, nie uda się uciec przed spadkiem. Klimag również nie może być pewny pozostania w 3.lidze, natomiast zrobił ku temu ważny krok. Nie wolno jednak spocząć na laurach, zwłaszcza że terminarz jest trudny, bo w kolejce czekają Las Vegas i Adrenalina. Ale z taką wolą walki, jaką chłopaki pokazali we wtorek, "misja utrzymanie" powinna się powieść.
Niezwykle kluczowy mecz, tyle że w kwestii trzeciego miejsca, przegrali z kolei Bad Boys. Ekipa z Ostrówka wydawała się mieć prostą drogę do najniższego stopnia podium, lecz potknęła się już o pierwszą przeszkodę, którą był Razem Ponad Promil. Jak do tego doszło? To pytanie wydaje się proste, lecz tylko w teorii. Prawda jest taka, że mecz z Promilem od początku nie układał się po myśli Złych Chłopców. Chłopaki dali się bardzo szybko zaskoczyć przeciwnikom, którzy po 7 minutach prowadzili 2:0. Ten wynik najbardziej nie podobał się Jarkowi Przybyszowi, u którego widać było chyba największa wolę walki i chęć odrobienia strat. I to za jego sprawą zrobiło się 1:2. Niewykluczone, że ten rezultat ostałby się do końca pierwszej połowy, lecz w 17 minucie fatalny błąd popełnił Bartek Woźniak. Młody zawodnik Bad Boys stracił nieodpowiedzialnie piłkę, którą zabrał mu Damian Szwarc. Reprezentant RPP doszedł do sytuacji sam na sam z Karolem Jankowskim i wygrał ten pojedynek. Przy wyniku 3:1 obie strony udały się na krótki odpoczynek. Przegrywającym kurczył się czas przeznaczony na odrobienie strat, a gdyby mało im było przeszkód po drodze, to w 27 minucie przegrywali już 1:4. Mimo wszystko było w nas przekonanie, że ten zespół nie może grać dłużej tak słabo i że wreszcie nastąpi przełom. I tak też było, chociaż zaskoczyły nas jego okoliczności, bo pomocną dłoń dla graczy z Ostrówka wyciągnął Łukasz Głażewski. W 25 minucie złapał on piłkę po jednym ze strzałów i chciał wyjść z nią poza pole karne, ale nieszczęśliwie zaplątała mu się ona pod nogami, z czego skorzystał Jarek Przybysz. To był właśnie moment, którego Bad Boys potrzebowali. Ich ataki się zintensyfikowały, co szybko przyniosło kolejne zmiany rezultatu. W 30 minucie gola zdobył Radek Stańczak, a potem idealnie mierzonym strzałem popisał się Jarek Przybysz i mieliśmy remis! Widząc jak to spotkanie się układa, kolejny gol dla BB wydawał się kwestią czasu. Ale Promil wrócił do gry i w 38 minucie znów prowadził. Bramkę zdobył Damian Szwarc, chociaż zawodnicy Bad Boys sugerowali sędziemu, że faulowany był Karol Jankowski, lecz ten pozostał niewzruszony. Złość należało jednak szybko odłożyć, bo było jeszcze trochę czasu, by powalczyć o punkt. No i tuż przed końcową syreną piłkę wartą remis miał na nodze Krzysiek Stańczak, ale Łukasz Głażewski zrehabilitował się za kilka poprzednich wpadek i uratował swojej ekipie zwycięstwo! Ten Promil to dziwna drużyna. Bywa, że grają totalny piach, ale nagle potrafią wrócić do swojej pragmatycznej postawy, która przynosi im punkty. Taki już ich urok. Utrzymanie mają już niemal pewne i jeśli we wtorek pokonają FSK Kolos, to w ostatniej kolejce zagrają o brąz z KS Setą. Bad Boys prawdopodobnie nie będą w tej walce o pudło uczestniczyć. Co prawda za ostatnią bramkę mieli trochę pretensji do sędziego, ale gdy ochłonęli, to konkluzja była pewnie następująca: może i arbiter popełnił błąd, ale wzięliśmy się do roboty zdecydowanie za późno.
A tylko jedną bramkę zobaczyliśmy w ostatniej potyczce z 6 lutego. Gdybyśmy jednak mieli obstawiać zespół, którego udziałem stanie się wynik 1:0, to Gencjana byłaby naszym pierwszym wyborem. Okoliczności do tak niskiego rezultatu były zresztą idealne, bo rywalem Fioletowych była MR Geodezja, a więc ekipa która zdobyła w 3.lidze najmniej bramek ze wszystkich uczestników. No ale skoro skończyło się na najniższym możliwym zwycięstwie faworytów, to chyba była tutaj perspektywa na niespodziankę. Minimalna różnica w rezultacie na to by wskazywała, ale Geodeci dalecy byli od remisu. Z jednej strony o strzelonym golu czasami decyduje przypadek. Wystarczy wbić piłkę w pole karnego, potem odrobina szczęścia i można cieszyć się z trafienia. Żeby jednak do tego doszło, trzeba wykazać trochę inicjatywy, a Geodezja stwarzała tylko pozory. Tak naprawdę, to na przestrzeni całego spotkania wykreowała sobie tylko jedną okazję, którą można nazwać dogodną. Było to w 33 minucie, gdy Kacper Cebula dostał piłkę w polu karnym i próbował umieścić ją po dalszym słupku bramki Artura Fiodorowa. Ta sztuka mu się nie powiodła. Gencjana okazji miała więcej, a tę złotą wykorzystała w 12 minucie. Evgenio Asinov zagrał do Michała Kazimierczuka, a ten zdołał pokonać Kamila Portachę. Dla golkipera Geodezji był to pierwszy mecz w tym sezonie i trzeba powiedzieć, że spisywał się bardzo solidnie. Przy straconej bramce nic nie można mu zarzucić, natomiast nie brakowało sytuacji, gdzie nikt nie miałby do niego pretensji, gdyby padł gol dla rywali, ale dzięki jego postawie tak się nie działo. Artur Fiodorow nie miał tyle pracy, aczkolwiek w końcówce meczu musiał być czujny, bo oponenci rzucili wszystko na jedną kartę, łącznie z lotnym bramkarzem. Dobrze w barwach Gencjany zagrał wtedy Kuba Strzała, rozbijając wiele ataków swoich rywali. No i w ten sposób dobrnęliśmy do końca meczu, który według nas zakończył się w pełni zasłużonym sukcesem nowych liderów tabeli. Wynik jest trochę mylący, bo według nas Gencjana miała pełną kontrolę nad tym co się dzieje. I chociaż prosi się, żeby odtrąbić sukces tego zespołu w postaci awansu, to jeszcze trzeba poczekać. Jedno jest pewno – Gencjana nie spadnie poniżej 3 miejsca. Ale czekają ją mecze z Las Vegas i KS Setą, gdzie w przypadku dwóch porażek, może się skończyć wypadnięciem poza strefę awansu. Trudno to sobie wyobrazić, lecz trzeba się z tym liczyć. Oby tylko do zdrowia wrócił Evgenio Asinov, który nabawił się urazu, a to niezwykle ważna postać w tym zespole. Co do Geodezji, to niestety potwierdziło się, że ten zespół nie potrafi zdobyć bramek. Chociaż w tym konkretnym przypadku brakowało po prostu okazji. Teraz czas na mecz, który prawdopodobnie zdecyduje o ich losie. Rywalem będzie NetServis, ale kto by nim nie był, to w takiej (nie)dyspozycji strzeleckiej, Geodeci nie mają czego szukać.
Retransmisję wszystkich spotkań trzeciej ligi (z komentarzem) można obejrzeć poniżej. Video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 1080p60 HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy! Jednocześnie prosimy Was o weryfikację statystyk z Waszych meczów - jeśli znajdziecie jakiś błąd, to prosimy o jak najszybszą informację.