fot. © www.nocnaligahalowa.pl

Opis i retransmisja 7.kolejki 2.ligi!

12 lutego 2024, 02:09  |  Kategoria: Video  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Auto-Delux jest jedną nogą w 1.lidze. Mogło być dwiema, ale kto oglądał końcówkę ich spotkania z Burgerami, temu nic nie trzeba tłumaczyć.

W dość komfortowej sytuacji jeśli chodzi o promocję jest również Kasbud. Stało się tak za sprawą remisu goniących ich Burgerów, ale również dzięki własnej wygranej nad JMP. Daleko jesteśmy jednak od stwierdzenia, że zespół z Radzymina nie miał żadnych problemów z odniesieniem zwycięstwa. Niech nikogo nie wprowadzi w błąd wynik, bo duża część bramek dla Kasbudu padła w momencie, gdy rywale nie mieli już nic do stracenia. Faworytom w uspokojeniu spotkania nie pomógł też rewelacyjny początek, gdzie już po 7 minutach prowadzili 2:0. Wykorzystali w ten sposób fakt, że do zespołu JMP dopiero zaczęli dojeżdżać kluczowi zawodnicy. Piotrek Jędra i Jacek Toczyski zjawili się na hali po około 10 minutach i mieli świadomość, że trzeba odrabiać straty. Wejście zwłaszcza tego drugiego znacznie ożywiło zespół i to właśnie on był autorem bramki kontaktowej. Co więcej – miał również sytuację na 2:2, aczkolwiek Kasbud też nie próżnował, więc wynik z każdej strony mógł być zdecydowanie wyższy. W przerwie do JMP dojechał z kolei Damian Zalewski i to wszystko powodowało, że istniało spora szansa na odrobienie jednobramkowej straty. W drugiej połowie wynik długo się jednak nie zmieniał a kulminacyjny moment, to 33 minuta i żółta kartka dla Marcina Jadczaka. Zdawać by się mogło, że gra w przewadze jednego zawodnika to idealna okazja by wyrównać. Gracze JMP nie mogli jednak stworzyć żadnej konkretnej okazji, co być może zniecierpliwiło Jacka Toczyskiego, który jedną z akcji próbował rozegrać sam. Niestety dla siebie stracił piłkę na rzecz Dawida Banaszka, a ten zrobił z nią kilkanaście metrów, dograł do Bartka Balcera i Kasbud grając w osłabieniu zdobył gola na 3:1. To podcięło skrzydła przegrywającym. Podobnie jak sytuacja z żółtą kartką dla Piotra Jędry, którą ponownie wykorzystał Bartek Balcer i było po meczu. Potem było jeszcze trafienie Dawida Banaszka i Kasbud wymęczył wygraną w stosunku 5:1. Ekipa JMP może żałować, że do tego spotkania nie przystąpiła w pełnym składzie od pierwszej minuty. Bo rywal nie grał nic wielkiego i gdyby to wszystko się lepiej zaczęło, to może lepiej by się też skończyło. A tak przegranym pozostanie dokończyć sezon, przyklepać utrzymanie i powalczyć o 4 miejsce, bo o więcej będzie chyba ciężko. Z kolei Kasbud jest dosłownie o włos od uzyskania promocji. Ten środowy mecz nie był w jego wykonaniu idealny, natomiast liczy się cel, a tutaj misja jest już prawie wykonana. Stempel można postawić w najbliższej kolejce – wystarczy pokonać…

Górali. Tych samych, którzy właśnie stracili szanse na trzecie z rzędu mistrzostwo w NLH. Byli triumfatorami 4.ligi oraz 3.ligi, ale jest jasne, że na zapleczu elity nie powtórzą tego osiągnięcia. Nie jest to wielkie zaskoczenie, jakkolwiek szokują okoliczności, w jakich to się stało. Ekipa Marcina Lacha przegrała bowiem w środę z Nadbużanką, chociaż uczciwiej byłoby napisać, że została przez rywali rozgromiona. Początek nie zapowiadał tragedii, bo faworyci dysponując Mikołajem Tokajem i Michałem Aleksandrowiczem stworzyli sobie trochę okazji, lecz nie potrafili otworzyć dorobku. O ile jednak niewykorzystanie kilku szans można im darować, tak to, co zaczęli robić w obronie, wołało o pomstę do nieba. Między 7 a 13 minutą stracili bowiem trzy gole i przy każdym z nich mieli swój udział. Wszystko brało się albo ze złego rozegrania od bramki, albo pomyłki indywidualnej, takiej jak choćby ta Marcina Lacha przy bramce na 0:2. To zresztą nie był koniec kłopotów faworytów. W 14 minucie Janek Endzelm zobaczył żółtą kartkę i po chwili Nadbużanka miała już cztery gole zapasu, a na listę strzelców wpisał się Mateusz Paź. Górale tuż przed końcem pierwszej połowy zmniejszyli straty i pewnie liczyli, że od początku drugiej przypuszczą szturm na świątynię Pawła Ołowia. Zamiast tego dali się tak zaskoczyć, że rywale wbili im gola w 12 sekundzie finałowej odsłony! W końcu jednak zespół w granatowych koszulkach wziął się do roboty. Zaczął Marcin Makulec, który wykorzystał podanie Janka Endzelma. Potem gola zdobył Michał Aleksandrowicz. Okazji na 4:5 również nie brakowało, lecz na pewien czas karabinek Górali się zaciął. A ponieważ czas mijał, to ten zespół zdecydował się zdjąć z bramki Marcina Lacha, którego zastąpił Michał Aleksandrowicz. To była brzemienna w skutkach decyzja, bo to właśnie popularny Alex popełnił stratę, z której użytek zrobili Przemek Borkowski i Wiktor Wiśniewski. Sprawca zamieszania przy poprzednim golu zrehabilitował się chwilę później, lecz dwa gole straty to było wszystko, na co było stać Górali. W samej końcówce ten zespół dał się jeszcze wypunktować i przegrał ostatecznie aż 4:9! Prawdziwa klęska, której nikt się nie spodziewał, ale grając w taki sposób, jak w pierwszej połowie, to się nie mogło inaczej skończyć. Marzenia o mistrzostwie uleciały, natomiast jest jeszcze cień szansy, by powalczyć o awans, a już na pewno o brąz. I jesteśmy przekonani, że Marcin Lach zrobi wszystko, by zmotywować wszystkich swoich najlepszych graczy, by zjawić się na dwie ostatnie kolejki i powalczyć. Wyrazy uznania kierujemy natomiast w stronę Nadbużanki. Ta drużyna przeszła kapitalną drogę od kilku wstydliwych porażek do wielkiego zwycięstwa nad jednym z faworytów do awansu. I tym sposobem nadal jest w grze o utrzymanie, na co jeszcze kilka tygodni temu nikt nie postawiłby złamanego grosza. Brawo!

Relegacji nie zamierza również doświadczać Ferajna United. Tej drużynie udało się przełamać serię porażek a zrobiła to triumfując nad AutoSzybami. Tymi samymi, które siedem dni wcześniej sprawiły lanie Burgerom Nocą. Jak do tego doszło? Przede wszystkim ekipa Damiana Białka wreszcie miała kim grać, bo w ostatnich tygodniach wyglądało to różnie. Dojechali Michał Gałązka i Marcin Makowski, a w ataku biegał Michał Walętrzak. I to właśnie on był bohaterem początkowych fragmentów. Potrzebował bowiem zaledwie minuty, by skolekcjonować dwa trafienia i dać swojej drużynie solidną zaliczkę. Szyby, które męczyły się w ataku pozycyjnym i nie są znane ze swojej cierpliwości w tym aspekcie gry, długo biły głową w mur. Potrafiły jednak odpowiedzieć na gola rywali, ale potem prosty błąd popełnił Kuba Skotnicki. Piłkę zabrał mu Michał Gałązka, który popędził z nią w kierunku bramki Artura Jaguszewskiego, po czym zmusił do kapitulacji dawno nieoglądalnego na naszym parkiecie golkipera Szyb. Kłopoty Szyb narastały. Nie dość, że z przodu wciąż skuteczność była fatalna, to w 16 minucie zrobiło się z ich perspektywy 1:4. I tak naprawdę, to na tym można by opis zakończyć, bo druga część spotkania nie tylko nie była tak ciekawa, ale też obfitowała w sporo żółtych kartek. W większości incydentów uczestniczył Mateusz Muszyński, któremu było chyba najtrudniej pogodzić się z tym, że w jednym tygodniu wygrywamy z Burgerami, a w drugim przegrywamy z Ferajną. A tej porażki nic już nie mogło odwlec, zwłaszcza po golu na 1:5 Adam Smolenia. Wspomniany Mateusz Muszyński nie dokończył zresztą spotkania, bo po scysji z autorem poprzedniego gola wyleciał z boiska. Nie miało to jednak większego wpływu na licznik bramek, który zatrzymał się przy stanie 6:2. Ferajna odniosła zasłużony triumf, czerpiąc z dobrej defensywy i skutecznych kontr. Wszystko trzymał w ryzach Marcin Makowski, który fajnie rozdzielał piłki i zadania kolegom. A ci zrobili swoje. Ten sukces oznacza, że ekipa z Warszawy ma spore szanse na zachowanie drugoligowego bytu, bo dysponuje atutem bezpośrednich zwycięstw nad dwoma innymi kandydatami do spadku. Ciekawe czy okaże się to kluczowe w końcowym rozrachunku. Z kolei Szyby właśnie stanęły nad przepaścią. W dwóch meczach, w których miały zapewnić sobie utrzymanie, nie zdobyły nawet punktu. Straciły też Mateusza Muszyńskiego i nie sposób sobie wyobrazić, by w takich okolicznościach ugrały cokolwiek z Auto-Delux. A to będzie oznaczało, że swoje być albo nie być sprowadzą do ostatniego meczu sezonu. A w nim spotkają się z…

Warsaw Fire. A Strażacy są właśnie po spotkaniu, które mimo iż zakończyło się tylko remisem, to należy je traktować na równi ze zwycięstwem. A do dlatego, że Tomek Janus miał ogromne problemy ze składem. Tak duże, że jednego zawodnika musiał dopisać, a tym dopisanym okazał się Dawid Leśniakiewicz, swojego czasu występujący w Samych Konkretach. To pozwoliło ogarnąć skład, natomiast gra bez zmian nie nastrajała optymistycznie w rywalizacji z Ternovitsią. Może i ekipa z Ukrainy nie prezentuje się wybitnie w tej edycji, lecz nie mieliśmy złudzeń, że w tych okolicznościach dość spokojnie zainkasuje trzy punkty. Jak więc doszło do tego, że mecz skończył się remisem? To zasługa dobrej, sprytnej, a czasami szczęśliwej postawy Warsaw Fire. Zdając sobie sprawę, że trzeba oszczędzać energię, chłopaki od początku postawili na defensywę, natomiast daleko im było do Obrony Częstochowy. Byli aktywni, nie odpuszczali, a gdy nadarzała się okazja, to szukali swoich szans. W ten sposób zdobyli pięknego gola na 1:0, po perfekcyjnym podaniu Grześka Śliwińskiego i równie dobrym wykończeniu Mariusza Kapsy. Potem do głosy doszła jednak Ternovitsia. I najpierw wyrównała, a potem powinna prowadzić, lecz niesamowite pudło na pustą bramkę zanotował Vasyl Borys. To się zemściło, gdy w 16 minucie z podania Mariusza Kapsy skorzystał Tomek Janus. Do przerwy było więc sensacyjnie, bo tak należało ocenić wynik 2:1. Ale to co najtrudniejsze było dopiero przed Strażakami. Zmęczenie się nasilało, przeciwnik cisnął i karta zaczynała się odwracać. W 27 i 28 minucie dwa gole z rzędu zdobył Volodymyr Hrydovyi i byliśmy przekonani, że na tym heroiczna postawa Warsaw Fire właśnie się skończyła. Zawodnicy tej ekipy nie chcieli się jednak poddać. Przetrwali nawet grę w osłabieniu po żółtej kartce dla Mariusza Kapsy. Wynik 2:3 wciąż dawał im nadzieję, tyle że czas uciekał, a rezultat ani drgnął. I gdy chyba wszyscy myśleli, że nic się nie zmieni, w 40 minucie Strażacy doprowadzili do wyrównania. W zamieszaniu podbramkowym świetnie zachował się Dawid Leśniakiewicz, któremu szczęśliwie, z pozycji siedzącej udało się dograć piłkę do Grześka Śliwińskiego, a ten dopełnił formalności i coś co wydawało się niemożliwe, stało się możliwe. Ale to nie był jeszcze koniec. Ternovitsia na 10 sekund przed końcem miała bowiem piłkę meczową. Ivan Pastukh nie zdołał jednak pokonać z bliskiej odległości Szymona Bielańskiego, a dobitkę Volodymyra Hrydovyia golkiper Warsaw Fire obronił twarzą! To była interwencja na wagę punktu, która idealnie zwieńczyła heroiczną postawę Strażaków. Docenili ją nawet rywale, którzy po mecz pogratulowali przeciwnikom remisu, chociaż z racji okoliczności na pewno nie było to dla nich łatwe. Ternovitsia straciła dwa punkty, co trochę symbolizuje nam postawę tej drużyny w trwającej edycji. Ciągle czegoś im brakuje, przez co aż do ostatniej kolejki będą walczyli o utrzymanie. Podobnie zresztą Warsaw Fire, ale po takim meczu nie wydaje się, by mogli spaść. To było spotkanie do którego będą często wracali, bo takie rzeczy nie zdarzają się na co dzień. Brawa dla wszystkich zawodników, który przyczynili się do tego wyniku i chociaż do Drużyny Tygodnia wybraliśmy ostatecznie tylko bramkarza, to mieliśmy ochotę znaleźć tam miejsce dla każdego z tej piątki. Bo naprawdę sobie na to zapracowali.

Serię środowych meczów w 2.lidze zwieńczył thriller. Tak należy bowiem określić to, co wydarzyło się w rywalizacji Auto-Delux z Burgerami Nocą. Ci drudzy ostatnio polegli z AutoSzybami i mieli świadomość co może oznaczać kolejna porażka. Los trochę się do nich uśmiechnął, bo tak się złożyło, że przeciwnicy nie przyjechali w wyjściowym garniturze. Brakowało Bartka Muszyńskiego w bramce, no i dwóch bardzo kreatywnych zawodników z przodu, czyli Patryka Dybowskiego oraz Tomka Lisickiego. To mogło spowodować, że zwycięska seria ekipy z Kobyłki zostanie przerwana, chociaż perspektywę tego scenariusza nieco zakłamał początek spotkania. Bo w naszej ocenie te inauguracyjne minuty były lepsze w wykonaniu Burgerów, dwie patelnie wyłożył kolegom chociażby Piotrek Bober, ale to Delux zdobyli pierwszego gola po trafieniu Michała Jakubika. Radość nie trwała długo. Szybko odpowiedział Piotrek Bober, a ten sam zawodnik zaliczył asystę przy trafieniu Piotrka Jankowskiego, które zamknęło premierową odsłonę zasłużonym prowadzeniem Mięsożernych. A gdy w 25 minucie genialne podanie Patryka Kamińskiego wykończył Bartek Sosnówka, zastanawialiśmy się, czy aktualnych liderów tabeli stać na to, by wrócić jeszcze do tego meczu. Sygnał do ataku dał Remek Muszyński. Jego bramka przywróciła wiarę w drużynie a jednocześnie stanowiła tylko preludium do tego, co podziało się w końcówce. Zaczęło się od bramki wyrównującej Rafała Pawlaka, który z lewej nogi huknął pod ladę i Paweł Wojciechowski był bez szans. Ale Burgery nie podłamała utrata prowadzenia i dosłownie w kolejnej akcji Piotrek Jankowski znalazł sposób na Kacpra Zaboklickiego. Ten sam zawodnik mógł zamknąć emocje w tej potyczce, lecz w 37 minucie nie potrafił zmieścić piłki w siatce, chociaż okoliczności miał wyśmienite. To się zemściło. 60 sekund później przypomniał o sobie Kacper Pałka, który przeprowadził ładny rajd zakończony idealnym strzałem. Wynik 4:4 sprawiedliwie oddawał boiskowe wydarzenia, natomiast sadząc po postawie jednych i drugich, nikomu za bardzo nie pasował. Poszukiwania złotej bramki trwały, no i wtedy stało się to, co pewnie znakomita większość z Was już widziała. Burgery zaspały w obronie, nikt nie przypilnował Remka Muszyńskiego, który wystawił piłkę Rafałowi Pawlakowi, a ten miał za zadanie skierować ją do pustej bramki. Na zegarze było kilkanaście sekund, więc ten gol byłby decydujący i dałby Auto-Delux awans do 1.ligi. I chociaż Rafał Pawlak mógł zrobić wszystko, bo nikt go nie atakował, to w sobie tylko znany sposób trafił piłką w słupek. Dodatkowy pech polegał na tym, że futsalówka odbiła się tak niefortunnie od obramowania bramki, że nie mógł jej dobić. Ale od razu przyszła okazja na rehabilitację. Los postanowił dać mu drugą szansę i mimo, że okoliczności także były świetne, gol nie padł. Burgery wróciły tutaj z bardzo dalekiej podróży. Mimo, iż nie zasługiwały na porażkę, to trudno powiedzieć, na co liczyły, zostawiając w finałowych sekundach tyle miejsca przeciwnikom. Los jednak nad nimi czuwał, a ten punkt może mieć duże znaczenie na koniec sezonu. Najważniejsze jednak, że udało się szybko otrząsnąć po porażce z Szybami, co optymistycznie każe spojrzeć na perspektywę meczów z Ternovitsią i Góralami. Co do Auto-Delux, to tak jak się spodziewaliśmy, bez swoich kluczowych graczy nie grali tak dobrze, jak zdarzało im się w tym sezonie. A mimo to i tak mieli zwycięstwo na wyciagnięcie ręki. Ale według nas nie ma co tego roztrząsać, a i Rafał Pawlak nie powinien swojej sytuacji specjalnie przeżywać. To wszystko przestanie mieć znaczenie, jeśli w środę Delux pokonają AutoSzyby. A chyba nikt nie ma wątpliwości, że tak to się właśnie skończy.

Retransmisję wszystkich spotkań drugiej ligi (z komentarzem) można obejrzeć poniżej. Video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 1080p60 HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy! Jednocześnie prosimy Was o weryfikację statystyk z Waszych meczów - jeśli znajdziecie jakiś błąd, to prosimy o jak najszybszą informację.

Komentarze użytkowników: