fot. © www.nocnaligahalowa.pl

Opis i retransmisja 7.kolejki 1.ligi!

12 lutego 2024, 16:21  |  Kategoria: Video  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Mamy to, czego chcieliśmy! Bez względu na wyniki w przedostatniej kolejce, o mistrzostwie 1.ligi zadecyduje ostatnia seria gier!

W 7.kolejce elity NLH rozegraliśmy tylko cztery spotkania. Nie odbyło się to między In-Plusem a Gold-Dentem, więc jako pierwsi na parkiet wybiegli przedstawiciele Propertiki i Offsidu. Mecz zapowiadał się jako szlagier, natomiast kłopoty kadrowe jednych i drugich spowodowały, że zespoły miały do dyspozycji tylko po pięciu zawodników. Wyrwy po obydwu stronach były ogromne i zastanawialiśmy się, kto w tych okolicznościach poradzi sobie lepiej. Ale mimo tych ubytków oraz faktu, że żaden z uczestników spotkania nie mógł liczyć na złapanie oddechu na ławce rezerwowych, to nikt się tutaj nie oszczędzał. Dzięki temu oglądaliśmy zacięty bój, w którym gdy jedni strzelali, to drudzy natychmiast się rewanżowali. Ten schemat ciągnął się przez całe spotkanie i początkowo to Propertica była o gola z przodu. Na każdą bramkę Juliana Świątka odpowiadał jednak Dominik Bula. Przy stanie 2:2 trafienie dla ekipy braci Trąbińskich zanotował Mateusz Smoktunowicz, lecz końcówka tej części należała do oponentów. Praca duetu Bartek Męczkowski – Grzesiek Trzonkowski zaowocowała dwoma trafieniami z rzędu i to Offside schodził na przerwę prowadząc. W drugiej połowie, chociaż goli padło mniej, to sytuacji było równie sporo co wcześniej. W 27 minucie do kolejnego remisu doprowadził Julian Świątek, ale skoro on zdobył hat-tricka, to Dominik Bula nie chciał być gorszy i Offside ponownie był bliżej trzech punktów. Ostatnie trafienie zobaczyliśmy w 36 minucie. Mateusz Smoktunowicz zagrał do Krystiana Rogali, a ten pokonał Damiana Jarzębskiego, który w pierwszej połowie zmienił kontuzjowanego Piotrka Manaja. Więcej bramek nie obejrzeliśmy i prawdę mówiąc trzymaliśmy kciuki, by żaden z bramkarzy nie dał się już tutaj pokonać. A to dlatego, że w naszej ocenie obydwa zespoły włożyły w to starcie mnóstwo wysiłku i nikt nie zasługiwał, by po końcowym gwizdku zostać z niczym. Co ten remis oznacza dla jednych i drugich? Dla Offsidu to praktycznie koniec marzeń o mistrzostwie. Ten zespół musi się skupić głównie na tym, by obronić trzecią lokatę, a ponieważ dostanie walkowera za mecz z In-Plusem, to wystarczy, że pokona Kartonat i skończy na podium. Propertica wykonała z kolei cel minimum tym jednym punktem. Dzięki temu nawet gdyby przegrała teraz z Łąbędziami, to i tak losy pierwszego miejsca zdecydują się dopiero w ostatniej serii, gdy rywalem będzie AbyDoPrzodu. I nie ukrywamy, że bardzo nas to cieszy. Tym bardziej, że Propertica w dwóch ostatnich meczach grała bez zmian, a mimo to zdołała ugrać aż cztery punkty z trudnymi rywalami. Możemy im jednak obiecać, że termin spotkania o wszystko będzie dużo korzystniejszy niż ostatnio, by mogli w pełnym składzie powalczyć o swój pierwszy, mistrzowski tytuł w 1.lidze NLH. Zasłużyli sobie na to bez cienia wątpliwości.

Wynik 5:5 to na hali rzadkość. A dwa razy z rzędu taki rezultat? Coś takiego zdarza się pewnie raz na kilkaset przypadków, a właśnie w czwartek po tym jak Propertica zremisowała z Offsidem, to w identycznym stosunku Łabędzie na Detoxie podzieliły się punktami z Tubą. Przebieg spotkania był jednak trochę inny niż to, co działo się kilkadziesiąt minut wcześniej, bo o ile w tamtej parze nie było jasne, do kogo trafią trzy punkty, tak tutaj wszystko wskazywało na to, że zabiorą je ze sobą Łabędzie. Taką tezę determinowała zwłaszcza druga połowa, ale zanim do niej doszło, to kilka słów o tym, co działo się w pierwszej odsłonie. Tutaj nikomu nie udało się wyrobić wielkiej przewagi. Ciut lepiej wyglądali podopieczni Maćka Pietrzyka, ale rywale, którzy wreszcie mieli niemal optymalny skład, w niczym nie odstawali. I za każdym razem gdy przeciwnicy zdobywali gola, to odpowiadali swoim. Aż wreszcie, przy stanie 2:2, trafienie samobójcze zanotował Damian Bąk i Juniorzy po raz pierwszy byli o gola z przodu. No ale właśnie – potem przyszła druga połowa, która bardzo długimi fragmentami toczyła się pod dyktando faworytów. Zaczęło się od bramki na 3:3 Damiana Bąka, a potem Karol Kopeć dwukrotnie wykorzystał kiepskiej jakości strzały Kamila Sadowskiego i zaliczał gole strzałami do pustej bramki. Te trafienia przychodziły Łabędziom tak łatwo, że nie dawaliśmy Tubie większych szans, by mogła tutaj coś jeszcze wymyśleć. Ale boiskowa rzeczywistość okazała się inna. Przegrywający po strzale Rafała Wielądka z rzutu wolnego zmniejszyli dystans do najmniejszej możliwej wartości i nie zamierzali odpuszczać walki o remis. W 36 minucie dostali zresztą rzut karny, a odpowiedzialność na swoje barki wziął Mateusz Nowaczyński. Strzał był silny, lecz piłka uderzyła jedynie w słupek. To powinno się zemścić, bo piłkę na 6:4 miał na nodze Karol Kopeć, ale Kamil Sadowski zapobiegł niechybnej porażce. A po chwili było już 5:5! Rafał Wielądek świetnie wypuścił w bój Piotrka Długołęckiego, ten z impetem wszedł w pole karne i celnym strzałem ustalił wynik spotkania. Może i ten remis nie jest szczytem marzeń dla Juniorów, ale pokazał, że potencjał tego zespołu jest większy niż to, co widzimy obecnie w tabeli. Zwłaszcza, jeśli dopisuje skład, a tak było w ostatni czwartek. I chociaż perspektywa utrzymania wciąż jest minimalna, to mamy nadzieję, że chłopaki do końca powalczą o to, by po pierwszym remisie w elicie, zanotować pierwsze zwycięstwo. Co do Łabędzi, to trochę na własne życzenie stracili tutaj dwa punkty. Nie będzie to jednak miało większego znaczenia, no chyba że Kartonat pokona w czwartek Offside. Ale naszym zdaniem nic takiego się nie wydarzy, a to będzie oznaczało, że Łabędzie znów zrealizują plan minimum. I chociaż nie w tak dobrym stylu jak rok temu, ale najważniejsze że bez żadnych, niepotrzebnych nerwów.

Swój cel zrealizowali także gracze AbyDoPrzodu. Michał Wytrykus i spółka pokonali w ostatni czwartek Wesołą i tym sposobem zrównali się punktami z Propertiką. Nie był to jednak łatwy mecz dla drużyny z Duczek, nawet biorąc pod uwagę, że rywale grali bez Dawida Brewczyńskiego czy też Janka Dźwigały. Odchodzący mistrz może i w teorii nie ma wielkiej motywacji na ostatnie kolejki, bo nie grozi im ani podium ani spadek, ale skoro już przyjeżdżają do Zielonki, to nie na wycieczkę. I potwierdzili to przeciwko AbyDoPrzodu. Tak naprawdę, to ten mecz do 30 minuty był wyrównany, chociaż bardziej podobała się gra pretendentów do tytułu. Handicap dawnego Alpanu był taki, że oni ani razu nie musieli tutaj odrabiać strat, tylko niemal non stop byli o gola z przodu. Po pierwszej połowie powinni prowadzić różnicą dwóch trafień, bo mieli w garści wynik 4:2, lecz w samej końcówce dali się zaskoczyć i Damian Krasnodębski zmniejszył straty. Jeden gol różnicy powodował, że Wesoła nie zamierzała długo czekać z podjęciem ryzyka w drugiej odsłonie. Od pierwszej akcji w tej części gry wysoko grał Damian Krzyżewski, którego postawa okazała się zresztą kluczowa dla losów spotkania. Bo gdy on grał bezpiecznie i odpowiedzialnie, to wszystko wyglądało dobrze. A gdy zaczął się mylić, to ten mecz uciekł Wesołej bezpowrotnie. Zanim jednak doszło do tego, że wciąż aktualni mistrzowie stracili szansę na punkty, to w 28 minucie doprowadzili do remisu. Potem dali się jednak zaskoczyć dwójce rezerwowych AbyDoPrzodu. W 30 minucie Artur Radomski idealnie wyłożył piłkę Przemkowi Wycechowi a ten nie miał problemu z przywróceniem prowadzenia swojej ekipie. I właśnie po tym golu zaczęły się kłopoty Damiana Krzyżewskiego. W jednej z kolejnych akcji zdecydował się on na strzał, który był jednak bardzo słabej jakości i Piotrek Koza łatwo złapał piłkę, po czym od razu kopnął ją w kierunku świątyni rywali, zdobywając gola na 6:4. Lada moment doszło do niemal bliźniaczej sytuacji. Golkiper Wesołej ponownie pokusił się o uderzenie z dalszej odległości, nastąpił blok i Rafał Radomski również nie pomylił się strzelając na pustą bramkę z własnej połowy. Na tym emocje się skończyły, chociaż Wesołą stać było jeszcze na gola po kolejnej akcji duetu Damian Jach – Janek Kozłowski. AbyDoPrzodu wygrało 7:5 i jeżeli w czwartek pokona również Tubę Juniors, to zapewni sobie przynajmniej srebrne medale. A potem czas na mecz o wszystko z Propertiką, którego stawką będzie drugie mistrzostwo w ich przygodzie z NLH. Jeśli chodzi o Wesołą, to momentami przypominali siebie z poprzedniego sezonu i dobrze się ich oglądało. Ale potem wróciły błędy, które w tej edycji zdarzają im się dość często. Ale tak jak mówiliśmy – w kontekście tabeli nie ma to większego znaczenia, tym bardziej że dostali już walkowera za In-Plus. Teraz pozostaje im czekać na ostatnią kolejkę, by godnie przekazać schedę swojemu następcy.

W jednym z poprzednich akapitów wskazywaliśmy, że niemal na 100% to Tuba będzie pierwszym spadkowiczem z elity NLH. Zagadką pozostaje kto będzie drugim, ale po tym, jak Gold-Dent dostał punkty bez gry z In-Plusem, sprawa mocno skomplikowała się w Kartonacie. Bo teraz ten zespół nie może już tylko czekać i patrzeć, ale musi zacząć punktować, bo w przeciwnym razie nie przeskoczy Dentystów w ligowej stawce. Z Al-Marem szansa na zwycięstwo zdawała się być dość niewielka. Co prawda te zespoły, tak jak pisał w zapowiedzi Maciek Włodyga, grały ze sobą nie raz i w NLH pewnie lepszy bilans ma Kartonat, to jednak w tym sezonie Al-Mar prezentuje się korzystniej i nie wydawało nam się, że może tutaj stracić punkty. No i po 15 minutach mogło być po wszystkim. Niby początek był wyrównany, ale potem faworyci wykorzystali moment słabości oponentów i w krótkim odstępie zdobyli trzy gole. Zaczął Rafał Błoński, potem na listę strzelców wpisał się Patryk Czajka, a skończył Marcin Rychta. Bramek mogło być więcej, bo w 14 minucie Patryk Czajka miał przed sobą pustą bramkę, ale chyba zlekceważył sytuację i z okolic koła środkowego nie zdołał zmieścić futsalówki między słupkami. Wtedy nikt się tym specjalnie nie przejmował, tymczasem Kartonat w końcówce tej części gry wrócił do meczu, Najpierw przypomniał o sobie Karol Sochocki, a niemal równo z końcową syreną gola zdobył Adam Janeczek. I ze spotkania, które teoretycznie zmierzało w jednym kierunku, pojawiły się emocje. Nie trwały one jednak specjalnie długo. W 26 minucie Dominik Ołdak ładnym strzałem pokonał Mateusza Baja i Al-Mar ze spokojem mógł oczekiwać dalszych losów spotkania. Być może stwierdzenie, że miał pełną kontrolę nad tym co dzieje się na placu gry byłoby przesadzone, natomiast chyba nie było momentu, w którym mógł się poczuć zagrożony. Pod koniec meczu zrobiło się jednak trochę nerwowo. Najpierw Marcin Rychta nie wykorzystał okazji na 5:2, co spotkało się z zemstą Maćka Włodygi i dawało nadzieję Kartonatowi, że uda się wyszarpać remis. Ale mimo prób w ostatnich 120 sekundach, tak naprawdę zawodnicy dawnego Fil-Polu tylko raz poważniej zagrozili bramce Maćka Soboty, który efektownie wybronił strzał Mateusza Baja. Zryw Kartonatu okazał się spóźniony i ciekawe, czy tego samego nie napiszemy w kontekście całego sezonu. Bo tak jak zaznaczyliśmy wcześniej – zakładając, że Gold-Dent przegra ostatnie dwa mecze (co jest prawdopodobne, bo gra z Al-Marem i Wesołą), Kartonat potrzebuje zwycięstwa albo z Offsidem albo z Tubą. I chyba nie musimy podpowiadać, w którym z tych przypadków będzie łatwiej o sukces. Co do Al-Maru, to ten zespół chyba nie ma już nadziei na 3 miejsce. Strata do Offsidu to tylko dwa oczka, ale ekipa Pawła Buli trzy punkty dostanie bez gry (za In-Plus) i nie wydaje się, by mogła potknąć się na Kartonacie. Jednak gdyby tak było, to Marcin Rychta na pewno odpowiednio to wynagrodzi. Domów zawodnikom Wojtka Kuciaka może nie postawi, ale o dobre piwo mogą być spokojni.

Retransmisję wszystkich spotkań pierwszej ligi (z komentarzem) można obejrzeć poniżej. Video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 1080p60 HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy! Jednocześnie prosimy Was o weryfikację statystyk z Waszych meczów - jeśli znajdziecie jakiś błąd, to prosimy o jak najszybszą informację.

Komentarze użytkowników: