fot. © www.nocnaligahalowa.pl
Opis i retransmisja 8.kolejki 2.ligi!
Auto-Delux i Kasbud wygrały bilety do 1.ligi! Pewne jest również to, że na trzecim miejscu sezon zakończą Burgery Nocą.
Tak naprawdę, to promocja ekipy Auto-Delux wydawała się jedynie formalnością. Wystarczyło zremisować z Auto-Szybami, ale gracze z Kobyłki wyszli z założenia, że po co mamy remisować, jak można wygrać. Rywal nie należał do najtrudniejszych, bo chociaż obóz Kamila Wiśniewskiego ma swoje przebłyski, to jednak w tym sezonie nieprzypadkowo przegrał aż sześć spotkań. W środę nie miał wielkich perspektyw na zwycięstwo, bo skład był daleki od optymalnego. Wykartkowany Mateusz Muszyński, nie dojechał Konrad Kanon a brakowało również nominalnego bramkarza. Mimo tych ubytków Szyby nie poddały się łatwo, aczkolwiek umiejętności w tym składzie personalnym starczyło im na kwadrans wyrównanej rywalizacji. Co więcej – między 10 a 11 minutą ten zespół zdobył dwie bramki z rzędu, czym nie tylko odpowiedział na jedno trafienie rywali, ale mógł się łudzić, że tu wcale nie musi się skończyć porażką. Tyle że przy pierwszym golu jaki zdobył dla nich Tomek Mikusek, autor trafienia doznał kontuzji, co oznaczało, że AutoSzyby już do końca spotkania musiały sobie radzić bez zmian. To tylko potęgowało w nas myśl, że długo nie nacieszą się prowadzeniem. I tak było – faworyci odpowiedzieli błyskawicznie i jeszcze przed upływem 15 minut prowadzili 3:2. A końcówka pierwszej części to już wyraźna przewaga przyszłych pierwszoligowców, którzy zaczęli regularnie pokonywać Kamila Wiśniewskiego. Wynik 6:2 nie pozostawiał jakichkolwiek złudzeń i być może dlatego druga połowa była już dużo spokojniejsza. Oba zespoły zdobyły po jednym golu i Auto-Delux przypieczętowali w ten sposób swój powrót do elity NLH. Szkoda tylko, że stracili Kacpra Pałkę, który niepotrzebnym faulem i w wyniku kolekcji trzech żółtych kartek, nie zagra przeciwko Kasbudowi. A właśnie to spotkanie zdecyduje, kto zostanie mistrzem 2.ligi i Delux na pewno będą faworytem tego starcia. A AutoSzyby? Ich sytuacja jest trudna, aczkolwiek nie jest beznadziejna. Żeby marzyć o pozostaniu na tym poziomie rozgrywkowym muszą wygrać z Warsaw Fire i liczyć na wpadki innych ekip. Będzie ciężko, bo nawet jeśli przyjadą pełnym składem (a Kamil Wiśniewski na pewno zrobi wszystko, by tak się stało), to Strażacy nie oddadzą im trzech punktów za darmo. Walczyć jednak trzeba, gdyż zajęcie nawet przedostatniego miejsca może spowodować, że ostatecznie Szyby pozostaną w 2.lidze. A chyba taki powinien być ich cel, bo chociaż w tej edycji trochę odstają od drugoligowej czołówki, to nie ma wątpliwości, że to tutaj jest ich miejsce. Zwłaszcza, że znając ich kapitana, pewnie będzie polował na Janka Skotnickiego czy Patryka Szeligę. Ale perspektywą gry w 3.lidze raczej ich nie zachęci…
Własna wygrana i porażka Górali – tak wyglądał optymalny scenariusz dla Burgerów Nocą na 8.kolejkę. Podopieczni Arka Daleckiego wiedzieli, że szansa na miejsce premiowane awansem jest iluzoryczna, dlatego należało skupić się na tym, by obronić trzecią lokatę. W środę przeciwnikiem Mięsożernych była Ternovitsia. I wiedzieliśmy, że ze swoim stylem gry, drużyna z Ukrainy będzie twardym orzechem do zgryzienia. Dodatkowo ferajna Romana Shulzhenko wciąż ma o co grać. Po pierwsze dlatego, że o króla strzelców walczy Volodymyr Hrydovyi, a po drugie – co ważniejsze – nie jest jeszcze pewna utrzymania. Nastawialiśmy się więc na wyrównane widowisko, które rozstrzygnie się dopiero w drugiej połowie. Intuicja nas nie zawiodła. W pierwszej połowie zobaczyliśmy tylko trzy gole. Zaczęło się błyskawicznie, bo już w 27 sekundzie Mateusz Grochowski tak szczęśliwie nabił piłką jednego z rywali, że Ternovitsia zaczęła mecz od gola samobójczego. Przegrywający nie zrazili się jednak takim obrotem sprawy i w 9 minucie mieliśmy remis. Piłkę stracił Piotrek Jankowski, dotarła ona do Volodymyra Hrydovyia, a ten widząc, że zastępujący w bramce Pawła Wojciechowskiego Tomek Terpiłowski jest daleko od własnej świątyni, posłał idealnego loba i wyrównał. Ternovitsia miała też kolejne okazje, w tym taką, gdzie jej zawodników było dwóch, a z rywali tylko bramkarz, lecz nie potrafiła wykorzystywać nawet takich okoliczności. To się zemściło tuż przed przerwą, gdy bramkę dla Burgerów zdobył Patryk Kamiński. W drugiej połowie wciąż oglądaliśmy zażartą batalię. Nikt nie chciał odpuścić, okazje były po obydwu stronach, chociaż to gracze z Ukrainy mieli najlepszą w tej części gry, lecz skuteczność wciąż była mizerna. To musiało się spotkać z karą. W 30 minucie Piotrek Cygan sprytnym strzałem pokonuje Romana Shulzhenko, a chwilę później Patryk Kamiński zablokował strzał Volodymyra Hrydovyia, a ponieważ bramka była pusta, to doświadczony gracz Mięsożernych nie miał problemów, by zmienić wynik na 4:1. Ternovistia wiedziała, że może ją uratować tylko cud. No i perspektywa tego nadprzyrodzonego zjawiska dość nieoczekiwanie zaczęła się zwiększać. W 34 minucie Volodymyr Hrydovyi skutecznie wykorzystuje kontrę, a minutę później ten sam zawodnik idealnie egzekwuje rzut wolny i jest już tylko jedna bramka różnicy! Gracze Burgerów zdołali jednak poukładać swoją grę i tak naprawdę, to poza jedną okazją rywali, dobrze przypilnowali korzystnego dla siebie rezultatu. No i dzięki temu, bez względu na wyniki meczów z ostatniej serii, skończą sezon na najniższym stopniu podium. Według nas to maksimum co mogli wyszarpać i to przyjemna nagroda za cały, sezonowy trud. Teraz czekają na nich Górale i zobaczymy, czy Burgerom uda się podstemplować ten dobry sezon zwycięstwem. Ternovitsia na taki spokój przed ostatnią kolejką liczyć nie może. Najważniejsze jednak, że wszystko ma w swoich rękach, bo jeśli pokona Ferajnę, to pozostanie w 2.lidze. O ich motywację jesteśmy więc spokojni, zwłaszcza że gracze z Ukrainy są szalenie ambitni i zrobią wszystko, by swojego losu nie uzależniać od innych.
Czy w związku z tym, że losy miejsc 1-3 zostały rozstrzygnięte i wśród tej trójki nie ma Górali, można uznać za porażkę tej ekipy? Tak naprawdę, to była jeszcze szansa, by o ten brązowy medal powalczyć, ale żeby do tego doszło, team Marcina Lacha musiał pokonać Kasbud. A na to się nie zapowiadało, bo znów brakowało kilku ważnych graczy, z kolei przeciwnicy dysponowali już wiedzą, że trzy punkty dadzą im awans. W normalnych warunkach, gdzie kadry byłyby optymalne, moglibyśmy mówić o hicie. W zaistniałych okolicznościach mogliśmy po prostu liczyć na to, że zobaczymy dobry i wyrównany mecz. Ale początkowo nie zapowiadało się na taki. Już w 1 minucie, po błędzie Marcina Lacha, gola dla Kasbudu zdobył Bartek Balcer. Ekipa z Radzymina dążyła od razu do kolejnych trafień i jej przewaga nie podlegała dyskusji. Ale następne gole nie padały, a role się odwróciły, gdy w 8 minucie żółtą kartkę zobaczył Kamil Kośnik. Wówczas Górale błyskawicznie wyrównali i od tego momentu byli zespołem równorzędnym dla faworytów. Co więcej – zaczęli wykorzystywać rozkojarzenie w obozie oponentów i głównie za sprawą Mikołaja Tokaja prowadzili już 3:1. Ale trudno wytłumaczyć to, co zrobili w samej końcówce premierowej odsłony. Wystarczyły bowiem dwie akcje rywali i to w odstępie zaledwie kilkudziesięciu sekund, by dwukrotnie pokarał ich Paweł Żmuda. I to był początek końca Górali. Na starcie drugiej odsłony Kasbud już w pierwszej sytuacji zdobył gola na 4:3, a potem kolejny błąd popełnił Marcin Lach i zrobiło się 5:3. Wiedzieliśmy, że zmierza to w jednym kierunku. Jakiekolwiek nadzieje przegrywających zostały rozwiane w 29 minucie, gdy oponenci strzelili im gola na 6:3 grając w stracie jednego zawodnika. Wszystko co wydarzyło się dalej, to już historia. Kasbud nie tylko kontrolował wynik, ale regularnie powiększał stan posiadania i finalnie wygrał aż 9:4! Dzięki temu w przyszłym sezonie, po wielu latach pukania do elity NLH, w końcu zagra w 1.lidze! Zasłużenie, to nie podlega żadnej dyskusji. Szkoda tylko, że w ostatnim meczu chłopaki prawdopodobnie będą mocno osłabieni, ale nawet bez kilku podstawowych graczy nie ułatwią Auto-Delux drogi do mistrzostwa. Górale tej walce o prymat będą się jedynie przyglądać. Chęci, żeby trochę namieszać w tej rywalizacji były, ale na tym się niestety skończyło. Szkoda, bo nawet ten jeden punkt więcej spowodowałby, że w ostatniej kolejce, gdzie rywalem będą Burgery, stawką byłby brązowy medal. A tak będzie to spotkanie o pietruszkę, jednak mamy nadzieję, że jak na nazwę zespołu przystało, chłopaki pokażą charakter i postarają się swój debiutancki sezon w 2.lidze zakończyć zwycięstwem.
A kto wie, czy nie najlepszy mecz w swojej przygodzie NLH nie rozegrała w środę Ferajna United. I zrobiła to w idealnym momencie, bo jej sytuacja nie była zbyt ekskluzywna, jeśli chodzi o perspektywę utrzymania. Co więcej – nawet rywal nie był wcale łatwy, bo JMP jeszcze niedawno aspirowało do miejsc w okolicach podium, a w środę przyjechało w naprawdę solidnym zestawieniu. Ale Ferajna, pod względem osobowym, także nie miała się czego wstydzić. I od początku była groźna, co potwierdziło się już w 4 minucie, gdy pierwszego gola zdobył Michał Walętrzak. Co prawda przeciwnicy odpowiedzieli po akcji Jacka Toczyskiego i strzale Michała Gostkowskiego, ale potem rozpoczął się prawdziwy strzelecki festiwal graczy w białych koszulkach. Fantastycznie prezentował się Daniel Białek, nakręcając ofensywę swojej drużyny, która zaczęła przynosić znakomite efekty. W 9 minucie Ferajna powróciła na prowadzenie, potem za sprawą Michała Gałązki podwyższyła stan posiadania, aż strzelanie – po dwóch kontrach – zakończyła tymczasowo przy stanie 5:1! Gracze JMP, znani zawsze ze swojej stabilności w defensywie, wydawali się totalnie pogubieni. Dopiero w końcówce tej części troszkę się obudzili, ale to pozwoliło, by zaledwie odrobinę zmniejszyć straty. Druga połowa rozpoczęła się więc przy wyniku 3:6. No i właśnie wtedy, na starcie tej odsłony, team Damiana Zalewskiego miał dwie bardzo dogodne okazje, by zmniejszyć różnicę do dwóch trafień. Ale najpierw Adrian Wrona trafił w poprzeczkę, a potem doszło do kuriozalnej sytuacji, gdzie ten sam zawodnik na spółkę z Jackiem Toczyskim obili obydwa słupki bramki Ferajny w jednej akcji. To się zemściło, a katem znowu okazał się Daniel Białek. Od tego momentu już do końca spotkania trwała obustronna wymiana ciosów, która zatrzymała się na wyniku 9:5 dla United. Tym samym Damian Białek i spółka utrzymali się w 2.lidze i nie ma już nawet matematycznej możliwości, by spadli klasę niżej. To cieszy, podobnie jak fakt, że udało się to zrobić w naprawdę dobrym stylu. Co do JMP, to tutaj jest jeszcze możliwość relegacji, dlatego żeby nie bawić się w małą tabelę i tego typu historie, należy przynajmniej zremisować w ostatniej kolejce. Ale żeby to osiągnąć, trzeba wrócić do zbilansowanej postawy, z jakiej chłopaki słynęli. Bo to, co zaprezentowali z Ferajną, to nie była ich gra i nie przypominamy sobie, kiedy ta drużyna straciła aż dziewięć goli. Wszystko co dobre w tej ekipie od zawsze zaczynało się od defensywy. I jeśli to nie powróci, to w środę przeczuwamy kolejne kłopoty.
A tak się składa, że kolejnym rywalem JMP będzie Nadbużanka. Drużyna Kamila Kozłowskiego zrobiła w ostatnim czasie małą furorę kompletując 6 punktów w spotkaniach, gdzie raczej nikt na nich nie stawiał. A że apetyt rośnie w miarę jedzenia, to chłopaki bardzo chcieli dopisać do swojego konta kolejny skalp. Warsaw Fire wydawał się rywalem będącym w zasięgu, zwłaszcza że Tomek Janus nie miał do dyspozycji kilku ważnych ogniw. Ale nawet bez nich Strażacy również celowali w komplet punktów. Wszystko zaczęło się jednak kiepsko, bo w 2 minucie Przemek Borkowski uderzył z rzutu wolnego, a rozstępujący się mur nie ułatwił sprawy Szymonowi Bielańskiemu, który musiał wyciągać piłkę z siatki. Wtedy trudno było założyć, że to będzie pierwsze i jednocześnie ostatnie trafienie, jakie zainkasują tego wieczora gracze ze Słopska. Tym bardziej, że okazji nie brakowało, ale rywale także wykreowali sobie sporo szans i w odróżnieniu do oponentów, potrafili je wykorzystywać. W 7 minucie Wojtek Gacek skorzystał na nieobecności w bramce Pawła Ołowia i doprowadził do remisu. Potem mieliśmy okres, gdzie gole nie padały, chociaż powinny, a ten impas trwał aż do 18 minuty. I ponownie w roli główniej wystąpił Wojtek Gacek. Ładny strzał pod poprzeczkę i golkiper Nadbużanki musiał uznać się za pokonanego. Więcej bramek w pierwszej połowie nie zobaczyliśmy, z kolei w drugiej doświadczyliśmy skutecznej i dojrzałej gry Warsaw Fire. Bez problemów udało im się unieszkodliwić najgroźniejszych zawodników przeciwnika, a gdy tylko nadarzała się okazja, kilkoma podaniami przechodzili do strefy ataku i zdobywali kolejne bramki. W 27 minucie na 3:1 podwyższył Łukasz Grabowski, a w 30 minucie w końcu przełamał się Tomek Janus, który wreszcie zamiast na siłę, spróbował wykończyć akcję technicznie, co przyniosło zamierzony efekt. Nadbużanka wiedziała, że powoli nie ma tutaj czego bronić, lecz nawet postawienie większego nacisku na ofensywę nic nie zmieniło. Dorobek strzelecki tej ekipy ani drgnął, chyba że policzymy samobójcze trafienie, jakie przytrafiło się jednemu z zawodników. Końcowy wynik brzmiał 1:6 i nie pozostawił on złudzeń, kto był w tej parze lepszy. Dla Strażaków ten triumf oznaczał podpisanie umowy na kolejny sezon w 2.lidze. To było nieuniknione, bo drużyna z takimi zawodnikami musiała się utrzymać i należy ich pochwalić, że zrobili to już na kolejkę przed końcem. Nadbużanka nie ma takiego komfortu, jakkolwiek nie wszystko jest jeszcze stracone. Co prawda sytuacja nie jest kolorowa, bo trzeba wygrać z JMP i dobrze policzyć bramki, bo może dojść do małej tabeli z trzema zespołami. To wszystko jest trochę skomplikowane, ale podstawa to dobra gra. Bo z taką jak w ostatnią środę, zderzenie z marzeniami o utrzymaniu może się okazać wyjątkowo bolesne.
Retransmisję wszystkich spotkań drugiej ligi (z komentarzem) można obejrzeć poniżej. Video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 1080p60 HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy! Jednocześnie prosimy Was o weryfikację statystyk z Waszych meczów - jeśli znajdziecie jakiś błąd, to prosimy o jak najszybszą informację.