fot. © www.nocnaligahalowa.pl

Opis i retransmisja 1.kolejki 1.ligi!

8 grudnia 2024, 17:33  |  Kategoria: Video  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Już w pierwszym meczu elity doszło do małej niespodzianki. Punkty stracił obrońca tytułu, co może stanowić symbol dla całej, pierwszoligowej kampanii.

Tak jak pisaliśmy w zapowiedziach, mimo że konfrontacja między AbyDoPrzodu a AGD Marking była starciem aktualnego mistrza z beniaminkiem, to nie należało wyciągać z tego zbyt pochopnych wniosków. Każdy miał świadomość, że dawny Kasbud wchodzi do 1. ligi jako ekipa ukształtowana, która z miejsca może narobić szumu. Oczywiście AbyDoPrzodu pozostawało faworytem, natomiast w ciemno można było założyć, że mecz rozstrzygnie się na minimalnej różnicy bramek. Pierwsza połowa długo była zamknięta. Wzajemny szacunek, chęć uniknięcia prostych błędów, okoliczność pierwszego meczu w sezonie – to powodowało, że nikomu się tutaj nie spieszyło. I było blisko, by premierowa odsłona zakończyła się bez bramek, ale w 17. minucie fantastycznym uderzeniem pod ladę popisał się Kacper Banaszek. Ten gol chyba wybił z uderzenia zespół Michała Wytrykusa, który w końcówce zagapił się, zostawił nieobstawionego Bartka Balcera, ten podał piłkę do autora pierwszego trafienia i do przerwy było 2:0. Przegrywający musieli więc od samego startu drugiej części wziąć się do roboty i trzeba im oddać, że pedał gazu docisnęli dość mocno. W 26. minucie Rafał Radomski zmniejszył straty, a potem AbyDoPrzodu grało w przewadze, po żółtej kartce dla Kacpra Banaszka. Nie wykorzystało jednak okoliczności, chociaż paradoksalnie, lepsze okazje miało wtedy, gdy zawodników po obu stronach było równo. Sytuacje mieli Kamil Melcher czy Mateusz Marcinkiewicz, a niektóre z nich śmiało można nazwać setkami. Wynik się jednak nie zmieniał, a Kasbud od czasu do czasu groził niebezpiecznymi kontrami. W samej końcówce aktualni mistrzowie zdecydowali się zdjąć Piotrka Kozę i wprowadzili za niego Rafała Radomskiego, ale to właśnie po złym podaniu tego zawodnika Kacper Banaszek przejął piłkę i, kompletując hattricka, praktycznie podpisał wyrok na rywalach. Zespół z Duczek co prawda zdołał jeszcze zmienić wynik na 2:3, a w ostatniej akcji spotkania przeniósł ciężar gry na połowę konkurentów, lecz gol nie wpadł i niespodzianka stała się faktem. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że złoci medaliści poprzedniego sezonu obudzili się w tym spotkaniu zbyt późno. Dziś oczywiście łatwo gdybać, natomiast dało się odczuć, że Marking, przyciśnięty do ściany, popełnia błędy. Inna sprawa, iż okazji do wyrównania było pod dostatkiem i tutaj trzeba upatrywać główną przyczynę porażki. Tym samym AGD świetnie wchodzi w nowy sezon i, o ile wcześniej tylko sugerowaliśmy, że mogą być czarnym koniem 1. ligi, tak teraz dostaliśmy tego wszyscy namacalny dowód.

Strata punktów przez AbyDoPrzodu to na pewno dobra informacja dla pozostałych ekip, które chcą się liczyć w walce o mistrza. Choćby dla Offsidu, który w czwartek mierzył się z innym beniaminkiem, Auto-Delux. Długo nie mieliśmy informacji, jak może wyglądać skład ekipy Pawła Buli, no i jak się okazało – ta drużyna przyjechała w piekielnie silnym zestawieniu. Adam Pazio, Janek Szulkowski, Damian Gałązka – i tak moglibyśmy jeszcze powymieniać. Co prawda nazwiska nie zawsze grają, ale czy ktoś wyobrażał sobie, że ten Dream Team może przegrać na starcie? Nadziei ekipy Patryka Dybowskiego upatrywaliśmy w zgraniu Delux. Tutaj zawodnicy nie mają może (jeszcze) tej renomy co rywale, ale grają ze sobą nie od dziś, co miało stanowić handicap. No i początek był obiecujący. Beniaminek zaczął fajnie, Patryk Dybowski trafił w słupek, ale co z tego, skoro lada moment wynik otworzył Janek Szulkowski. Potem obraz wyglądał podobnie. Gracze z Kobyłki dążyli do wyrównania, trafili nawet w poprzeczkę, jednak Offside wyczekał lepszy fragment przeciwników i potem poczęstował go trzema golami z rzędu. To praktycznie zamykało nam szansę na jakąkolwiek sensację. Cień nadziei pojawił się na początku drugiej połowy, gdy Auto-Delux udało się otworzyć dorobek, lecz płomień szybko zgasł, bo Damian Gałązka przywrócił cztery gole przewagi, a potem ta różnica robiła się coraz większa. Reszta spotkania nie miała wielkiej historii. Końcowy wynik, czyli 10:4, jest pewnie trochę za wysoki jak na to, co oglądaliśmy na parkiecie, szczególnie że gracze Delux lubowali się w obijaniu słupków i poprzeczki, ale nie podlega dyskusji, iż wygrał zespół po prostu dojrzalszy. Możemy się zresztą zastanawiać, na ile procent zagrał Offside, widząc uśmiech na twarzach poszczególnych graczy i dość sporą liczbę rotacji. Nie ma to jednak wielkiego znaczenia, bo liczyła się wygrana. Nie ulega wątpliwości, że w tym składzie ekipa z Wołomina będzie bardzo mocna. Co do Auto-Delux, to byliśmy lekko zawiedzeni, bo ten mecz przypominał nam ich potyczki w 1. lidze sprzed dwóch lat. Liczymy, że szybko się rozkręcą, no i nastawią celowniki, bo jeśli 6 razy obijasz obramowanie bramki, to z takim rywalem jak Offside trudno liczyć na cud.

Al-Mar Wołomin w tym sezonie nie ukrywa swoich ambicji. 4. miejsce, które rok temu przyjęto z umiarkowanym zadowoleniem, tym razem może stanowić rozczarowanie. Oczywiście na ogólną ocenę danej drużyny składa się wiele czynników, w tym siła przeciwników, a okazuje się, że ta edycja może być dużo silniejsza od poprzedniej. I dobrym tego przykładem jest Gold-Dent. Dentyści w minionej kampanii mieli dużo problemów, ale chyba są na dobrej drodze, by je przezwyciężyć, bo w czwartek zagrali naprawdę bardzo przyzwoite zawody. Skąd ta zmiana? Przemek Tucin zadbał o szeroką kadrę, pojawiła się konkretna osoba na pozycji bramkarza i na efekty nie musieliśmy długo czekać. Już w 45. sekundzie tej potyczki Gold-Dent prowadził, a gola zdobył Maciek Lament. Czyżby więc miały powrócić koszmary Al-Maru, który nie wygrał inauguracji od sezonu 2017/18? Sprawa nie była prosta, bo rywal wyglądał dobrze, ale w 9. minucie faworyci skorzystali na zbyt krótkim zagraniu Michała Antola, które zapoczątkowało efekt domina i do remisu doprowadził Marcin Rychta. Mylił się jednak ten, kto sądził, że za chwilę ekipa Przemka Tucina zostanie rozjechana. Do przerwy wynik nie zmienił już swojej postaci i po 20 minutach wcale nie byliśmy bliżej wskazania, kto zgarnie tutaj całą pulę. Kluczowy moment drugiej połowy to z kolei 28. minuta. Patryk Czajka podszedł do rzutu wolnego i chociaż strzał nie był mocny, to zaskoczył Emila Anusiewicza, który miał w tej sytuacji pretensje do zawodnika ustawionego w murze. Role się więc odwróciły i teraz to Dentyści musieli gonić. Być może stwierdzenie, że zrobili tutaj wszystko, by zremisować, byłoby zbyt mocne, ale trafili w słupek po uderzeniu Kuby Spychaja, mieli też poprzeczkę po strzale Damiana Zajdowskiego, więc zabrakło naprawdę niewiele, by rozpocząć zmagania od cennego punktu. O tym, czy ten remis będzie miał potem jakieś znaczenie, przekonamy się na koniec sezonu, natomiast nie zmienia on nic w naszej ocenie Gold-Dentu. Coś się tutaj ruszyło. Wiadomo, że to dopiero pierwsza kolejka, na horyzoncie wielu trudnych przeciwników, ale wygląda to obiecująco. Co do Al-Maru, to jeśli po pierwszym meczu chciał wysłać sygnał, jak bardzo jest mocny, to potraktujmy tę potyczkę jako zasłonę dymną. Z drugiej strony – brakowało Dominika Ołdaka i Maćka Lęgasa, o czym też należy pamiętać. Chyba więc trzeba spuentować to tak, że najważniejsza była wygrana i przerwanie złej passy pierwszych meczów w sezonie. A teraz już pełny fokus na kolejnego rywala.

Podczas czwartkowej transmisji nie zabrakło pytań o Gato FS. Wszyscy byliśmy ciekawi, czy zespół, który wskoczył bezpośrednio do 1. ligi, okaże się konkurencyjny dla reszty stawki. Na pierwszego rywala ekipy Andrija Rosinskiego wybraliśmy Kartonat. Ferajna Wojtka Kuciaka poprzedni sezon miała słaby i gdyby nie wycofanie In-Plusu, spadłaby z ligi. To musiało być zapowiedzią zmian i wzmocnień. I takowe się pojawiły. Pierwszym bramkarzem został Mateusz Bajkowski, do drużyny dołączyli Marcin Kur i Kacper Pałka, regularną grę zapowiada Krzysiek Włodyga, a czekamy też na jego brata Maćka. Te nazwiska nie dają może gwarancji walki o najwyższe cele, ale chyba z pełną odpowiedzialnością możemy napisać, że absolutnie wykluczają takie mecze jak z Wesołą czy Łabędziami przed rokiem, gdzie Kartonat dostawał dwucyfrówkę. A jak wyglądał ich mecz z Gato? Początek był spokojny, co nie może dziwić, bo te zespoły musiały się nawzajem poznać. Akcji ofensywnych nie było zbyt wiele i jak to w takich sytuacjach często bywa, o pierwszym golu przesądził indywidualny błąd. Przytrafił on się Kacprowi Pałce, gdy z jego zbyt krótkiego zagrania skorzystał Maksym Drobotey i zdobył niezwykle łatwą bramkę. W kolejnej akcji było już 2:0, a autorem drugiego trafienia dla debiutantów był Dzmitry Kancheuski. Z perspektywy Kartonatu zaczęło się robić nieciekawie, ale na szczęście w kolejnej akcji pomylił się bramkarz Gato. Siarhei Hvazdou wyskoczył do piłki, lecz nie złapał jej i z gola cieszył się Adam Janeczek. To trafienie rozpoczęło ofensywę przegrywających i lada moment mieliśmy już remis. Wynik 2:2 pozostał końcowym w pierwszej połowie. W teorii przewaga psychologiczna była po stronie Kartonatu, ale to oponenci lepiej odnaleźli się na początku drugiej odsłony i gola na 3:2 zdobył dla nich Oleksii Ruzhynskyi. Nie wierzyliśmy jednak, że Gato utrzyma to prowadzenie do końca. Im dłużej spotkanie trwało, tym beniaminek coraz rzadziej wychodził poza własną strefę i koncentrował się głównie na obronie. Pech chciał, że po drugiej stronie boiska obudził się Karol Sochocki i to on okazał się game-changerem. Dwa gole spowodowały, iż Kartonat po raz pierwszy miał bramkę więcej, a widząc upływ sił przeciwników, nie zapowiadało się na zwrot akcji. I nie doszło do niego, a w ostatniej minucie drużyna Wojtka Kuciaka ucięła jakiekolwiek spekulacje i finalnie wygrała 5:3. Trochę się na to zapowiadało, bo Gato okazało się zespołem dobrze poukładanym, fajnym taktycznie, ale jednak brakowało im jakości z przodu. I jeżeli wśród zawodników nieobecnych nie ma kogoś, kto potrafi zrobić coś z niczego, to trzeba się liczyć, że w kolejnych spotkaniach wcale nie będzie łatwiej. Kartonat potrzebował co prawda czasu, by udowodnić swoją przewagę nad oponentem, ale biorąc pod uwagę, że trochę zmian w zespole nastąpiło, trzeba to zrozumieć. Rok temu tę ekipę dopadł marazm, lecz teraz widać chęci i determinację, co dobrze wróży przed kolejnymi potyczkami.

Dobrze w sezon wszedł także chyba główny kandydat do tytułu. Wesoła, po spektakularnych transferach, miała się w pierwszej kolejce przejechać po Łabędziach, zwłaszcza że rywale przyjechali na mecz wąskim składem, bez kilku podstawowych graczy. To zapowiadało wysoki wynik, ale jak się okazało, drużyna Maćka Pietrzyka bardzo dzielnie się trzymała i z zapowiadanego pogromu niewiele wyszło. Owszem, Wesoła miała dużą przewagę, jednak Łabędzie grały konsekwentnie, trzymały się swojego planu i to przynosiło efekt aż do 18. minuty. Wtedy worek z golami się rozwiązał, a kolegów z pola w ekipie Wesołej musiał wyręczyć bramkarz. Damian Krzyżewski popisał się kapitalnym strzałem, który wpadł pod poprzeczkę bramki totalnie zaskoczonego Kamila Kajetaniaka. Jeszcze przed przerwą faworyci dołożyli jedno trafienie i to dawało im spokój przed finałowymi 20 minutami. Były mistrz Nocnej Ligi nie forsował jednak tempa. Chyba miał świadomość, że tutaj nie grozi mu wielkie niebezpieczeństwo, a gole i tak w końcu przyjdą. I to się potwierdziło, bo w 28. minucie Janek Dźwigała podwyższył na 3:0, zamykając jakiekolwiek spekulacje. Łabędzie walczyły w tym momencie o gola honorowego, jak również o to, by nie pozwolić, aby ostatnie minuty zatarły ich dobre wrażenie, na które sobie zapracowali. To się w dużej mierze udało, bo przy stanie 0:4 bramkę zanotował Przemek Laskowski i chociaż ostatnie słowo należało do Mateusza Olszaka, to rezultat 1:5 wstydu przegranym nie przynosi. Łabędzie nie oddały niczego za darmo, a z innych pozytywów warto docenić pozytywny debiut braci Tomaszewskich, którzy mogą się przydać w dalszej perspektywie. Co do Wesołej, to tak jak pisaliśmy – ten zespół grał trochę, jakby na zaciągniętym hamulcu. Patryk Jach nie ma więc powodów do zmartwień, bo można być pewnym, że gdy przyjdą poważniejsze wyzwania, to Wesoła będzie gotowa.

Retransmisję wszystkich spotkań pierwszej ligi (z komentarzem) można obejrzeć poniżej. Video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 1080p60 HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy! Jednocześnie prosimy Was o weryfikację statystyk z Waszych meczów - jeśli znajdziecie jakiś błąd, to prosimy o jak najszybszą informację.

Komentarze użytkowników: