fot. © www.nocnaligahalowa.pl

Opis i retransmisja 2.kolejki 1.ligi!

15 grudnia 2024, 15:28  |  Kategoria: Video  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Nie było niespodzianek w czwartkowych meczach elity. Faworyci pewnie zgarnęli zwycięstwa, z czego niektórzy łatwiej, niż można się było spodziewać.

Czy do tego grona można zaliczyć Offside? Według nas tak, bo chociaż Kartonat miał swoje momenty w bezpośredniej rywalizacji, to oglądając ten mecz, mieliśmy przekonanie, że zespół Pawła Buli nie da sobie zrobić krzywdy. Co prawda skład trzykrotnych mistrzów NLH nie był tak mocny jak tydzień wcześniej, ale i tak wyglądał świetnie, co ostatecznie przełożyło się na dość pewną wygraną. Zaczęło się jednak dość niespodziewanie, bo już w 15. sekundzie gola dla Wojtka Kuciaka i spółki strzelił Karol Sochocki. To były jednak miłe złego początki, bo rywale potrzebowali dosłownie 4 minut, by straty odrobić z nawiązką. Jak zwykle mieli dużą łatwość w klarowaniu sobie okazji, co doprowadziło do zwiększenia przewagi w 12. minucie, która wynosiła już trzy gole. Wtedy znów dał o sobie znać Karol Sochocki. Trzeba przyznać, że napastnik Kartonatu jest w bardzo dobrej formie i po asystach Adama Marcinkiewicza i Marcina Kura zrobiło się 3:4. Tyle że lada moment drugi z asystentów zobaczył żółtą kartkę, co błyskawicznie wykorzystał Offside, a konkretnie Damian Gałązka. Kartonat jednak nie odpuszczał. Na starcie drugiej połowy, po naprawdę ładnej akcji, Karol Sochocki zanotował swoje czwarte trafienie w spotkaniu i mogło się wydawać, że walka o całą pulę wciąż jest otwarta. To był jednak ostatni moment, gdy faworyci czuli na plecach oddech Kartonatu. W 28. minucie Jacek Klimczak zmienił rezultat na 6:4, chociaż w tym przypadku przeciwnicy domagali się odgwizdania faulu, który według nich miał miejsce na kilkanaście sekund przed stratą gola. Nic jednak nie wskórali, a potem dobił ich Eryk Rakowski, bo wynik 7:4 zamykał tutaj jakiekolwiek spekulacje. W końcówce padło jeszcze kilka goli, natomiast nie miały one wpływu na ogólny obraz spotkania. Offside wygrał dość spokojnie i chyba każdy widział, że swój prawdziwy potencjał pokazywał głównie wtedy, gdy zaszła taka potrzeba. To jednak nie mogło się inaczej skończyć, bo gra obronna Kartonatu pozostawiała bardzo dużo do życzenia. Przeciwnicy mieli za dużo miejsca, łatwo rozgrywali piłkę w okolicach bramki Mateusza Bajkowskiego i w drugim kolejnym spotkaniu nie musieli się zbytnio przemęczać, by odnieść pewne zwycięstwo. Na razie z ich strony wygląda to przyjemnie dla oka, natomiast trzeba już powoli podnosić im poprzeczkę. Dlatego w kolejny czwartek czeka na nich…

AbyDoPrzodu. Urzędujący mistrz zaczął sezon od porażki z AGD i nikomu nie trzeba tłumaczyć, że w związku z tym wygrana w 2. serii nad Gold-Dentem stanowiła absolutny obowiązek. W tamtym sezonie co do wyniku takiego meczu nie mielibyśmy złudzeń, ale po naprawdę solidnym występie Dentystów z Al-Marem, szala zaczęła się troszkę wyrównywać. I gdy tak nastawialiśmy się na fajne widowisko, z perspektywą emocjonującej końcówki, plany te zniweczył Emil Anusiewicz. W 2. minucie spotkania popisał się kompletnie nieodpowiedzialnym zagraniem ręką poza polem karnym i sędziowie nie mieli wyjścia, jak poczęstować go czerwonym kartonikiem. To było coś szokującego, zwłaszcza biorąc pod uwagę doświadczenie tego gracza i jego naprawdę świetny występ siedem dni wcześniej. Już wtedy było jasne, że mecz jest praktycznie skończony. Co prawda obrońcy tytułu w 5-minutowej przewadze zawodnika zdobyli tylko jednego gola, lecz kolejne i tak wydawały się kwestią czasu. Gold-Dent nie chciał się jednak szybko poddać i po odpuszczeniu w kryciu Kuby Spychaja przez Łukasza Flaka, zawodnik Dentystów stanął oko w oko z Piotrkiem Kozą i wygrał ten pojedynek. Pomyśleliśmy wtedy, że może wcale nie będzie tutaj tak jednostronnie, jak się zapowiadało. Tym bardziej, iż w kolejnych minutach wynik 1:1 się nie zmieniał. Kulminacyjny moment meczu nastąpił w ostatnich minutach pierwszej odsłony. Najpierw faworyci zdobyli gola, wykorzystując przewagę jednego zawodnika, po kartce dla Wojtka Saulewicza, a potem błyskawicznie dorzucili kolejne dwa trafienia i było po sprawie. Nic w tej kwestii nie zmieniła bramka na początku drugiej połowy Jakuba Spychaja, bo AbyDoPrzodu błyskawicznie odpowiedziało dość kuriozalnym trafieniem Daniela Kani, po prostym błędzie Przemka Tucina, który po kartce dla Emila Anusiewicza przejął funkcję bramkarza. Dalsza część spotkania to już dobijanie leżącego i finalnie licznik zatrzymał się przy stanie 9:3. Z takiego meczu trudno wyciągać jakieś daleko idące wnioski. Można jedynie żałować, że tak fajnie zapowiadające się spotkanie przybrało taki przebieg. To tylko pokazuje, że możesz mieć swoje nadzieje, przygotowywać plan i strategię, rozpracować przeciwnika, a potem przychodzi jedna sytuacja i wszystko idzie jak krew w piach.

Podobny wynik, aczkolwiek zupełnie inny przebieg, miał miejsce w konfrontacji Wesołej z Gato FS. Zespół Andrija Rosinskiego musiał w końcu zostać rzucony przez nas na głęboką wodę i byliśmy ciekawi, jak zaprezentuje się w konfrontacji z jednym z głównych kandydatów do tytułu. Wesoła przyjechała w mocnym składzie, choćby z Danielem Matwiejczykiem, i za zadanie miała dorzucić do swojego dorobku drugie zwycięstwo z rzędu. Okazało się to zadaniem dość prostym, nie licząc kilku początkowych minut. Być może faworyci dopiero nastawiali swój celownik, bo już wtedy mieli dość dużą przewagę, lecz nie potrafili znaleźć sposobu na Siarheja Hvazdou. Gdy jednak napoczęli beniaminka, to worek z bramkami otworzył się na dobre. Między 8. a 18. minutą zespół Patryka Jacha zanotował pięć trafień z rzędu, co powodowało, że ekipa Gato musiała zmierzyć się ze świadomością, że gra głównie po to, by uniknąć pogromu. Było to o tyle trudne zadanie, że debiutanci nie mieli argumentów w ofensywie i bardzo rzadko zapuszczali się pod świątynię Damiana Krzyżewskiego. I gdyby nie pomoc golkipera Wesołej, to pewnie dłużej czekaliby na otwarcie dorobku bramkowego, niż do 24. minuty. Właśnie wtedy, przy stanie 0:6, z pomyłki bramkarza oponentów skorzystał Oleksandr Ichanskyi, ale to nie miało prawa czegokolwiek w tym spotkaniu zmienić. Wesoła już w 34. minucie miała na swoim koncie 10 goli i nie zamierzała się zatrzymywać. Finalnie ta nierówna potyczka zatrzymała się przy stanie 12:2, co wyraźnie pokazało, jak duża dysproporcja była między tymi zespołami. Dla faworytów to był bardziej trening strzelecki niż mecz o punkty. Nie mogli tutaj odczuwać jakiegokolwiek zagrożenia ze strony oponentów, którzy skupiali się głównie na defensywie, lecz i to wychodziło im – delikatnie mówiąc – średnio. Na pewno trudne doświadczenie dla Gato, a przecież przeciwników pokroju Wesołej jeszcze kilku będzie. Mimo wszystko nie wolno spuszczać głowy i trzeba traktować to wszystko jako lekcję. Bolesną, ale taką, która może przynieść owoce w przyszłości.

Po serii spotkań, gdzie szybko okazało się, kto wygra, liczyliśmy, że batalia między Łabędziami a AGD Marking da nam odrobinę więcej ekscytacji. Niby i tutaj, gdyby spytać 10 ankietowanych, na kogo stawiają, to 9 wskazałoby AGD, ale Łabędzie od czasu do czasu potrafią zaskoczyć, więc należało zachować ostrożność. Maciek Pietrzyk miał w dodatku lepszy skład niż z Wesołą, jednak już w pierwszej akcji jego podopieczni dali się łatwo zaskoczyć. Marcin Jadczak zagrał w pole karne, a za plecami Karola Kopcia pojawił się Paweł Żmuda, który kapitalnym strzałem z główki otworzył wynik. Coś pięknego! Na szczęście dla widowiska, ten gol nie ustawił nam spotkania, bo im dłużej mecz trwał, tym Łabędzie powoli układały sobie grę. No ale w 10. minucie same utrudniły sobie sprawę. Żółtą kartkę zobaczył Rafał Raczkowski, co ponownie wykorzystał Paweł Żmuda. Zapas dwóch goli stanowił porządny bufor bezpieczeństwa, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że do tego momentu Szymon Knap nie był specjalnie niepokojony. Łabędzie musiały jak najszybciej rozpocząć proces odrabiania strat i w 17. minucie, po dwójkowej akcji braci Raczkowskich, starszy z nich w końcu pokazał, że defensywę Markingu można złamać. Tym bardziej szkoda tego, co wydarzyło się chwilę później. Tuż przed przerwą Kamil Kajetaniak pomylił się w dryblingu na środku boiska, piłkę zabrał mu Paweł Żmuda i po trzecim trafieniu tego zawodnika AGD zdobyło bramkę do szatni. Ten cios wpłynął na morale przegrywających. Chęci nie wolno im odmówić, ale to nie przekładało się na sytuacje, które w drugiej połowie mogłyby przywrócić ich do gry. Co gorsza, w 30. minucie było już 1:4 i po tym ciosie Łabędzie zdecydowały, że wprowadzą lotnego bramkarza w postaci Karola Kopcia. To jednak też nie przyniosło oczekiwanych efektów, a zespół z Sulejówka nie był nawet w stanie wykorzystać przewagi zawodnika po żółtej kartce dla Kamila Kośnika. Z jednej strony, z obozu Łabędzi mogą dochodzić głosy, że w sumie znowu "nie było źle". Tylko że za "nie było źle" punktów nie ma. Możemy się zgodzić, że ta ekipa – w przeciwieństwie do niektórych starć z poprzedniego sezonu – unika pogromów, ale efekt punktowy jest taki sam. I powiedzmy sobie uczciwie – jeżeli przeciwko Gato również nie zapunktują, to sytuacja zrobi się bardzo zła. Co do AGD, to oni zrobili po prostu swoje. Bez fajerwerków (nie licząc pierwszego gola), ale też bez przesadnej obawy, że może im się tutaj stać krzywda. Warto też zauważyć, że tak jak bohaterem pierwszego meczu był Kacper Banaszek, tak teraz został nim Paweł Żmuda. I to duża wartość Markingu, który ma naprawdę równy skład, i to będzie jego największą siłą na przestrzeni całego sezonu.

Gdy rok temu wspomniany wyżej Marking i Auto-Delux osiągali awans do elity NLH, to większe szanse na lepszy wynik dawaliśmy graczom z Kobyłki. Chłopaki prezentowali się stabilnie, zdobywali sporo goli i widać było, że w każdym spotkaniu wychodzą jak po swoje. Kompletnie nie było tego widać przeciwko Offsidowi, ale zakładając, że Al-Mar jest półkę niżej niż drużyna Pawła Buli, to tutaj należało oczekiwać znacznej poprawy gry obozu Patryka Dybowskiego. Czy coś takiego nastąpiło? W naszej ocenie nie do końca. Już pierwsza połowa pokazała, że to Al-Mar będzie dyktował warunki. Mimo że pierwszy groźny strzał należał do Auto-Delux (w słupek trafił Remek Muszyński), to premierowego gola strzelili podopieczni Marcina Rychty. Fantastyczne dalekie podanie z ręki zaliczył bramkarz Paweł Wysocki, a Dominik Ołdak idealnie skleił futsalówkę i posłał ją obok bezradnego Bartka Muszyńskiego. Po upływie kwadransa było już 2:0, gdy na listę strzelców wpisał się Damian Bąk, z kolei 180 sekund później gracze Delux sami sprokurowali trafienie dla oponentów, gdy złe zagranie Bartka Muszyńskiego wykorzystał Mateusz Błoński, trafiając z własnej połowy na pustą bramkę. Widząc anemię graczy z Kobyłki w ataku pozycyjnym, trudno było sobie wyobrazić, że oni coś tutaj jeszcze wymyślą. No i gdyby nie ich bramkarz, który coraz częściej podłączał się do akcji ofensywnych, to niewykluczone, że nie zdobyliby tutaj żadnego gola. Ale właśnie golkiper Delux w 30. minucie posłał piłkę w światło bramki Al-Maru i w dość szczęśliwych okolicznościach jej lot skończył się w siatce. Od razu pojawiło się ożywienie w drużynie i nadzieja na szczęśliwy finisz. Tyle że Al-Mar dosłownie kilka chwil później powinien ten mecz zamknąć. Dominik Ołdak miał piłkę na 4:1 na nodze, ale tak bardzo kombinował, że ostatecznie jego strzał na linii bramkowej zatrzymał jeden z obrońców. To się zemściło, gdy w 36. minucie ponownie uderzył z dystansu Bartek Muszyński, a Paweł Wysocki chyba zobaczył piłkę zbyt późno i nie zareagował. Z niemal pewnego zwycięstwa drużyny z Wołomina, zaczęło się robić nerwowo. Wówczas uaktywnił się Patryk Czajka. To jego dogranie otworzyło drogę do kluczowego trafienia Mateusza Adamskiego, które rozwiało tutaj jakiekolwiek wątpliwości. Delux musieli się więc pogodzić z kolejną porażką i nie chcemy być złymi prorokami, ale z taką grą nie zapowiada się szybko na pierwsze punkty. Fakt, że gole zdobywa bramkarz, a nie zawodnicy z pola, jest tutaj bardzo wymowny. Ich akcje są pozbawione elementu zaskoczenia, a przeciwnicy wiedzą, czego można się spodziewać po Patryku Dybowskim czy Remku Muszyńskim. Al-Mar miał tego pełną świadomość i konsekwentnie realizował swój plan. Tak naprawdę na własne życzenie sprowadził mecz do nerwowej końcówki, bo jednak z przebiegu spotkania był zespołem dojrzalszym i konkretniejszym. Czy taki okaże się również przeciwko Wesołej? Odpowiedź na to pytanie może być jedną z najważniejszych w trwającej kampanii.

Retransmisję wszystkich spotkań pierwszej ligi (z komentarzem) można obejrzeć poniżej. Video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 1080p60 HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy! Jednocześnie prosimy Was o weryfikację statystyk z Waszych meczów - jeśli znajdziecie jakiś błąd, to prosimy o jak najszybszą informację.

Komentarze użytkowników: