fot. © www.nocnaligahalowa.pl
Opis i retransmisja 8.kolejki 5.ligi!
8. kolejka najniższej klasy rozgrywkowej okazała się szczęśliwa dla Alphy Omegi. Wszystko za sprawą porażki Sokoła z Piłkarzykami.
Zanim jednak zajmiemy się górą tabeli, perspektywa na ciekawy mecz rysowała się w parze Joga Bonito – Zadymiarze. Te ekipy dzielił zaledwie jeden punkt i wiedzieliśmy, że przy założeniu dobrych składów możemy oczekiwać zaciętego spektaklu. No właśnie – o ile w Jodze mogliśmy się już przyzwyczaić do braku Adriana Poniatowskiego, o tyle kadra ekipy Alexa Wolskiego dawno nie była tak wąska. Brakowało wykartkowanego Kacpra Jankowskiego, nie było też nominalnego bramkarza czy Antka Ostachowskiego. Do tego tylko jeden rezerwowy, a gdyby tego było mało, to mecz źle się zaczął dla chłopaków z Warszawy, bo już w 3. minucie na strzał zdecydował się Michał Jędrzejczyk, a Cyprian Groborz nie dał rady odbić piłki. Zadymiarzom udało się jednak szybko wyrównać, za sprawą błędu golkipera oponentów. Mikołaj Rokita wyszedł z piłką poza pole karne i nie za bardzo wiedział, co chce z nią zrobić, więc w konsekwencji ją stracił, na czym skorzystał Kamil Bruździak. Jak się później okazało – ten gol stanowił tylko złudną nadzieję, że tutaj będzie wyrównanie. Kolejne minuty spowodowały, że mecz był praktycznie rozstrzygnięty. W 5. minucie gola dla Jogi zdobył Tomek Kozłowski, potem ten sam zawodnik znów miał za dużo miejsca i znów zrobił z tego użytek, a potem na 4:1, po pomyłce Cypriana Groborza, trafił Konrad Krupa. To wszystko spowodowało, że Zadymiarze podjęli decyzję o zmianie na pozycji bramkarza, między słupki wskoczył Artur Hermann, natomiast zmieniło to tyle, że goli dla Jogi padło już mniej, natomiast okazji nie brakowało. W pierwszej połowie jedną z nich wykorzystał Kuba Pełka i wynik 5:1 ostał się po 20 minutach rywalizacji. W drugiej połowie nie było już wielkich emocji. Jedni i drudzy zdawali sobie sprawę, jak to się wszystko skończy, ale Joga i tak chciała dorzucić do swojego dorobku kilka trafień. W pełni jej się to udało, bo jeszcze trzykrotnie znalazła sposób na umieszczenie piłki w siatce rywali i mecz zakończył się rezultatem 8:1. Zadymiarze, mimo chęci, nie podjęli rzuconej rękawicy. Nie mieli atutów, by przeciwstawić się Jodze i z jednej strony braki kadrowe na pewno zrobiły swoje, jakkolwiek nawet w okrojonym składzie można było oczekiwać trochę więcej. A wcale nie będzie łatwo, by tę plamę zmazać, bo w ostatniej kolejce mierzą się z Sokołem i trudno oczekiwać cudów. Z kolei Joga poradziła sobie tutaj nadzwyczaj łatwo. Nie jest to co prawda ekipa bramkostrzelna, natomiast tutaj regularnie kreowała okazje i nie było momentu, w którym „męczyła bułę”, tylko szybko wyjaśniła sprawę trzech punktów. I jeśli w niedzielę to samo zrobi z Klikersami, to sezon skończy na szóstym miejscu. Ta pozycja sama w sobie furory nie robi, ale dwucyfrowy dorobek punktowy byłby naprawdę niezłym osiągnięciem i nie wyobrażamy sobie, by Piotrek Miętus i spółka mogli tę kwestię zaniedbać.
Innym zespołem, który w miniony weekend dobrze wykonał swoją robotę, była Alpha Omega. Gdybyśmy nie znali kulisów tej potyczki, to tutaj jawiła się szansa, że Real Varsovia nie będzie chłopem do bicia dla kandydatów do awansu. Ale niestety – ciągnące się za tą ekipą problemy organizacyjne spowodowały, że Real nie tyle przyjechał do Zielonki mecz wygrać, co po prostu go zagrać. Zawodników do gry było tylko pięciu, nie dojechał kapitan i bramkarz w jednej osobie, czyli Alan Gwizdon, nie było najlepszego strzelca drużyny Marcina Zakrzewskiego i trudno było oczekiwać, że Real może być stać na coś więcej niż honorowa porażka. Potwierdziła to już praktycznie pierwsza akcja, po której bramkę dla Alphy zdobył Patryk Drużkowski, aczkolwiek akurat na tego gola przegrywający zareagowali nieźle, a gdyby w 3. minucie nowy w ich szeregach Tomek Zając miał lepiej nastawiony celownik, to mógł być nawet remis. Kara za niewykorzystanie tej szansy okazała się sroga. W 4. minucie na 2:0 podwyższył Patryk Drużkowski i spodziewaliśmy się najgorszego. Realowi udało się jednak opanować sytuację i przez kolejnych 10 minut grali z przeciwnikami jak równy z równym. Wszystko to zmieniło się pod koniec pierwszej połowy, a dwa kolejne gole z rzędu dla faworytów ustawiły nam tę potyczkę. Real walczył, za sprawą wspomnianego Tomka Zająca otworzył dorobek, jednak było jasne, że nie ma tutaj możliwości, by rozpoczął skuteczny comeback. Co więcej – z racji wąskiej kadry obawialiśmy się, czy Robert Świerzyński i spółka nie spuchną na tyle, że gole dla oponentów będą padały hurtowo. Na szczęście tego udało się uniknąć i za to największa chwała pokonanym. Owszem, rywal odjechał trochę z wynikiem, ale gdyby nie kiepska końcówka i przede wszystkim dość słaba skuteczność, rezultat wyglądałby trochę lepiej niż 2:9. Nie napiszemy tutaj niczego odkrywczego, ani też niczego nowego. Real Varsovia nie tyle rozgrywa, co dogrywa ten sezon. Widać, że niektórym tu się naprawdę chce i mamy nadzieję, że chłopaki nie odpuszczą ostatniej potyczki z Na Fantazji i, przeczuwając, że ten projekt prawdopodobnie będzie miał swój kres w tym ostatnim meczu, warto pokusić się, by ze sceny zejść z otwartą przyłbicą. A Alpha? Tak jak napisaliśmy we wstępie – dla nich wszystko ułożyło się w tej kolejce idealnie. Nie dość, że sami wygrali, to jeszcze skorzystali na wpadce ekipy z Brwinowa, co spowodowało, że nie ma już szans na małą tabelę złożoną z drużyn z miejsc 1-3. Dla nich to doskonała informacja, bo w tamtych okolicznościach musieliby wygrać bardzo wysoko, by zostać mistrzami, a obecnie nawet skromne 1:0 zapewni im tytuł, z kolei remis wystarczy do awansu. Wiemy, że ten zespół jest zdeterminowany i będzie chciał upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Faworytem nie będą, ale przy założeniu kompaktowej gry, neutralizacji kluczowych rywali i skuteczności z przodu, absolutnie nie wolno ich pozbawiać szans z Ekipą. Tym bardziej, że charakteru, który w takich meczach potrafi być decydujący, mają pod dostatkiem.
A skoro już wspomnieliśmy o niespodziewanej wpadce Sokoła, to należy przybliżyć jej okoliczności. Wszystko złożyło się dość niefortunnie dla ekipy Kamila Książka, bo nie dość, że kapitan zespołu wciąż jest nie do gry, to w poszukiwaniu wyższych temperatur z kraju wyleciał lider tej drużyny, Kuba Obsowski. Brak tych dwóch zawodników być może nie byłby tak odczuwalny z zespołem z dołu ligowej stawki, natomiast przeciwko Piłkarzykom mógł mieć swoje konsekwencje. I to nawet biorąc pod uwagę kiepski, choć wygrany mecz zespołu Dominika Skowrońskiego z Klikersami. Spodziewaliśmy się zresztą, że ekipa z Wołomina nie zagra dwóch tak marnych meczów na przestrzeni tygodnia i nie myliliśmy się. Od samego początku widać było tutaj determinację i chęć udowodnienia przede wszystkim sobie, że w przyszłym sezonie można pokusić się o mniej więcej taką lokatę, jaką w niedzielę okupował Sokół. No i ten plan chłopaki realizowali od samego startu. W 8. minucie objęli prowadzenie, gdy przy odrobinie szczęścia piłkę do bramki skierował Michał Kulesza, praktycznie nabity nią przez Dominika Skowrońskiego. Elementu przypadku nie było z kolei przy bramce na 2:0. Tutaj znów należą się brawa asystentowi, czyli Dominikowi Skowrońskiemu, który świetnie zachował się przy linii bocznej, po czym dobrze podał do Patryka Jędrysiaka, a ten podwyższył stan posiadania. Sokół musiał dość szybko zacząć grać odważniej, a skoro tak, to należało wymagać częstszych wyjść z bramki Kacpra Lewandowskiego. No i właśnie po takim wyjściu golkiper Sokoła przymierzył nie do obrony, po podaniu z rzutu rożnego od Kuby Jędrasika i zmniejszył część strat. Ostatnie słowo w tej odsłonie należało jednak do Piłkarzyków. W 18. minucie gola strzałem z własnej połowy zdobył Dominik Skowroński, aczkolwiek to trafienie chyba nie powinno zostać uznane, tylko arbiter powinien dać stały fragment gry Sokołowi, bo naszym zdaniem faulowany w całej tej sytuacji był Krzysiek Włodarski. To wszystko, co wydarzyło się w premierowej odsłonie, bez wątpienia nakręciło Piłkarzyków. Z kolei Sokołowi podcięło skrzydła, bo ten zespół zaczął popełniać coraz więcej błędów własnych albo podejmować niepotrzebne ryzyko. No i de facto jeszcze przed upływem 30 minut było po wszystkim, bo prowadzący mieli już cztery gole zapasu. I bardzo skutecznie pilnowali tego buforu. Sokół walczył, stać go było na dwa trafienia, natomiast rywale też nie próżnowali i w dobrym stylu odnieśli zwycięstwo nad byłym już wiceliderem tabeli w stosunku 7:3. Ten występ był w ich wykonaniu nieporównywalnie lepszy aniżeli z Klikersami. Potwierdziło się, że jeśli Piłkarzyki nie muszą prowadzić gry, to w takich okolicznościach zdecydowanie łatwiej im się odnaleźć. Teraz czeka ich mecz z Gawulonem, w którym powinni przypieczętować czwarte miejsce na koniec sezonu, co jak na kiepski początek tej edycji w ich wykonaniu, byłoby naprawdę czymś wartościowym. Sokół spadł natomiast na 3. miejsce i jeśli chodzi o uzyskanie promocji, jest zdany na to, co wydarzy się w rywalizacji Ekipa – Alpha Omega. Mimo wszystko tego należało się spodziewać, bo Kuba Obsowski stanowi 30, a może nawet 40% tej ekipy. Bez niego brakowało zdecydowania w grze, zwłaszcza w obronie. Trzeba jednak szybko się podnieść, bo najgorszym byłoby, gdyby ta drużyna straciła wiarę, że happy end jest możliwy. Dlatego najpierw trzeba trzymać kciuki za Ekipę, a potem zrobić swoje i pokonać Zadymiarzy. Zwłaszcza że choćby patrząc na tabelę, to wcale nie jest scenariusz z gatunku science fiction, tylko coś, co naprawdę może się wydarzyć.
O minionej kolejce jak najszybciej będzie chciał za to zapomnieć Gawulon. Wiadomo, że nie był on faworytem w parze z Na Fantazji, ale chyba nikt – zwłaszcza po dobrym występie w Pucharze Ligi tej ekipy – nie spodziewał się, że skończy się tutaj takim pogromem. Jest to również o tyle zaskakujące, że Fantazja tylko raz w tym sezonie zdobyła więcej niż pięć goli w meczu, ale widocznie uznała, że skoro rywal jej na to pozwala, to trzeba korzystać. Pierwsza połowa nie zwiastowała jeszcze takiego rozdźwięku bramkowego między jednymi a drugimi. Mimo że zespół Kuby Godlewskiego szybko zmienił wynik na 2:0, to potem choćby Kacper Pawłowski miał niezłą okazję, by odrobić część strat, lecz nie udało mu się pokonać Andrzeja Zająca. Ekipa Na Fantazji była bardziej skuteczna i gdy po jednej z kolejnych akcji miała już trzy gole zapasu, powoli pozbywaliśmy się myśli, że coś ciekawego jeszcze tutaj uświadczymy. Do końca premierowej odsłony faworyci zdobyli jeszcze dwa gole, prowadzili 5:0 i nie było opcji, aby Gawulon mógł jeszcze w jakikolwiek sposób zagrozić prowadzącym. Nie zmienił tego gola Jarka Czeredysa, przy stanie 0:6, bo kolejne minuty to była już totalna dezorganizacja w obozie miejscowych i dochodziło do tego, że Fantazja potrafiła dojść do sytuacji, gdzie miała dwóch graczy na przeciwko siebie tylko bramkarza. Już w 27. minucie pękła dwucyfrówka i zaczęliśmy się zastanawiać, jak wysoko się tutaj skończy. Pewnie goli byłoby ze 20, gdyby nie kilka niewykorzystanych okazji, jak również postawa bramkarzy Gawulonu. Ale i tak wynik 16:3 to jeden z najwyższych w tym sezonie. Jak to jest, że Gawulon dosłownie tydzień temu, z drużyny, która potrafiła pokonać w Pucharze Razem Ponad Romil czy dzielnie walczyć z Gencjaną, nagle wychodzi na plac i nie ma żadnych argumentów? Bez względu na to, jaka jest odpowiedź, nie tyle liczymy, co wręcz domagamy się poprawy gry tego zespołu w ostatnim meczu sezonu z Piłkarzykami. I nie piszemy tego po to, by liczba słów się zgadzała, ale jeśli w przyszłym sezonie będziemy mieli wybór, czy wziąć nową ekipę z potencjałem, czy Gawulon, który potrafi z zespołem ze środka tabeli przegrać tak wysoko, no to decyzja będzie prosta. Na Fantazji pewnie nawet nie przypuszczało, że wygra tutaj tak łatwo. Ale i dla nich na pewno czymś dużo bardziej wartościowym byłby mecz z ekipą na swoim poziomie, a nie taki trening strzelecki. Ta bardzo łatwa wygrana spowodowała, że Fantazyjni nie skończą sezonu niżej niż na piątej lokacie. Na czwartą chyba już nie wskoczą, ale i tak, mając w pamięci ich mecze z zespołami z TOP 4, nie sposób nie traktować ich inaczej, jak również drużynę ze ścisłego topu. I w ostatniej kolejce trzeba to będzie potwierdzić.
Po dotychczasowych meczach Kliksersów można było spokojnie napisać, że pod względem organizacyjnym to ekipa bardzo dobrze poukładana. Tym większe było nasze zdziwienie, że w niedzielę, na kilka godzin przed meczem, kapitan tej drużyny Alek Prządka pytał o możliwość dopisania zawodnika. Okazało się, że ma tylko cztery osoby do gry. I o ile nieobecność Julka Torbicza była planowana, o tyle brak kilku innych graczy wyniknął późno. Nie starając się szukać przyczyn takiego stanu rzeczy, łatwo było wywnioskować, jak to się może wszystko skończyć przeciwko liderowi tabeli, Ekipie. Pierwsza połowa nie była jeszcze taka zła, a to właśnie Klikersi mieli pierwszą okazję do zdobycia tutaj bramki, ale potem mecz przybrał bardzo jednostronny wymiar i chyba nie musimy nikomu tłumaczyć, co tutaj się działo. Przegranych stać było jedynie na to, by na 3 minuty przed końcem zdobyć bramkę honorową, aczkolwiek przy 26 golach straconych trudno mówić o uratowaniu honoru. Nie jest to jednak wina tych, którzy przyjechali, bo oni zostali po prostu pozostawieni na pastwę losu. Ekipa dość bezwzględnie wykorzystała zaistniałe okoliczności, zapewniła sobie awans do 4. ligi i ostatecznie wyrównała rekord najwyższej wygranej w historii NLH, który około 10 lat temu ustanowiła Niespodzianka, wygrywając z Angry Bears 25:0. Czy jednak można odczuwać jakąkolwiek satysfakcję z tego osiągnięcia? Ciężko powiedzieć. Zresztą, ten wynik i tak nie ma wielkiego znaczenia dla liderów tabeli, bo ogólny bilans bramkowy nie będzie brany pod uwagę w kontekście walki o złoto. Z Alphą Omegą trzeba będzie przynajmniej zremisować, żeby utrzymać pierwsze miejsce i w niedzielę dowiemy się, czy ta drużyna jest w stanie to zrobić bez Franka Kryczki, którego ma zabraknąć na wielkim finale. Wygrać w takich okolicznościach będzie dużą sztuką, na pewno większą niż rozgromienie grających w piątkę Klikersów.
Retransmisję wszystkich spotkań piątej ligi (z komentarzem) można obejrzeć poniżej. Video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 1080p60 HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy! Jednocześnie prosimy Was o weryfikację statystyk z Waszych meczów - jeśli znajdziecie jakiś błąd, to prosimy o jak najszybszą informację.