fot. © Google

Opis i skróty drugiej kolejki trzeciej ligi!

16 grudnia 2017, 18:55  |  Kategoria: Video  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Mieliśmy pewne obawy, że w trzeciej lidze kilka drużyn w każdym spotkaniu będzie wygrywało dużą różnicą bramek. Jak się okazuje nawet na tym poziomie trzeba dać z siebie maksimum, by nie zaliczyć niespodziewanej wpadki.

We wtorkowy wieczór pierwszy gwizdek sędziego wybrzmiał w rywalizacji Sokołów z Promilem. Te ekipy dobrze się znają, wielokrotnie rywalizowały już w naszych ósemkach, czy nawet rok temu w Nocnej Lidze. Zwykle trzy punkty padały łupem przybyszów z Woli Rasztowskiej, którzy po minimalnej porażce z Bomba Boys, bardzo liczyli na zgarnięcie całej puli. I byli na dobrej drodze, bo już po 8 minutach prowadzili 2:0. Przy obydwu trafieniach udział miał nieobecny przed tygodniem Tomek Kryszkiewicz, z kolei jego brat Kamil zmarnował w 13 minucie kolejną dogodną okazję, która mogła się okazać gwoździem do trumny Sokołów. Zielonkowscy weterani poczuli, że jeśli szybko nie wezmą się w garść, to trzeci gol i tak tutaj padnie i mniej więcej w końcówce pierwszej połowy zaczęli się prezentować znacznie lepiej. Jeszcze zanim zespoły zamieniły się stronami, gola po ładnej akcji całego zespołu zdobył Chrystian Karczewski, a na początku drugiej połowy wyrównał Rafał Kusiak. A ponieważ przez kilka kolejnych minut bramki nie padały, wydawało się, że ten kto zdobędzie następną, będzie bliżej ostatecznego triumfu. Nie do końca to się jednak sprawdziło, bo chociaż gola na 3:2 zdobył Łukasz Polak, to trzy minuty później odpowiedział Adam Wronka. Więcej trafień nie zobaczyliśmy, a piłkę meczową zmarnował w 39 minucie Rafał Kusiak, któremu nie udało się posłać futbolówki obok Darka Wasia. Ale remis chyba nie krzywdzi żadnej ze stron. Nikt nie osiągnął tutaj ani znaczącej przewagi ani też nie postawił wszystkiego na jedną kartę, więc żaden z obozów nie powinien być zawiedziony końcowym rozstrzygnięciem.

Nie wykluczaliśmy, że wokół podziału punktów zakręci się też kolejne spotkanie. Progresso podejmowało Bomba Boys, więc według tego co pisaliśmy jeszcze przed startem rozgrywek, spotkały się drużyny, którym przypięliśmy łatkę faworytów. A jeśli tak, to tym ważniejszy był to pojedynek, bo jego wynik mógł mieć kolosalne znaczenie choćby w sytuacji, gdyby na koniec sezon jedni i drudzy zebrali tyle samo punktów. Ten mecz okazał się wyrównanym widowiskiem, gdzie tak jak można się było spodziewać, grę prowadziło Progresso, lecz bardzo długo nic z tego nie wynikało. To, że pierwszy gol dla ekipy z Radzymina padł tutaj dopiero w 16 minucie, jest sporą „zasługą” Bartka Balcera, który w 7 minucie nie trafił praktycznie z metra do pustej bramki. Na jego szczęście w 16 minucie Radek Gajewski zanotował kluczowy przechwyt, podał do Huberta Zacha a ten otworzył wynik meczu. Dla Bomby oznaczało to, że nie może już czekać skryta wyłącznie za podwójną gardą i musi zaryzykować. I tak się stało – w 25 minucie gola zdobył Szymon Gołębiewski, lecz błyskawicznie odpowiedział Hubert Sochacki. Będąca na musiku Bomba nie składa broni. Może nie jest w swoim rozgrywaniu akcji tak błyskotliwa jak rywal, lecz potrafi jednym podaniem przeszyć całą defensywę Progresso i właśnie tak pada gol wyrównujący, którego autorem jest Mateusz Nowaczyński. Niestety – w 39 minucie defensywie Bombowych Chłopców przytrafia się banalny błąd, który z zimną krwią wykorzystuje Kamil Żmuda. Ekipa z Rembertowa wie, że teraz trzeba już wszystkie siły oddelegować do ataku, ale to kończy się źle, a konkretnie kolejnymi dwoma bramkami w plecy. Wynik 5:2 był zdecydowanie za wysoki jak na to, co zobaczyliśmy na parkiecie, a Bomba udowodniła, że stawianie jej w jednym szeregu z Progresso nie było błędem. Tutaj mecz mógł się przechylić na każdą ze stron i „detale” zadecydowały o tym, że to zawodnicy z Radzymina zabrali w drogę powrotną całą pulę.

Żadnych wątpliwości kto jest lepszy, nie było za to w trzecim meczu. Piorun zgniótł Orzechy i nawet przez chwilę nie dał Atomowym pomyśleć, że są tutaj w stanie cokolwiek ugrać. Nie mogło być inaczej, skoro już po 4 minutach jest 3:0 a późniejsi zwycięzcy wcale nie musieli się jakoś specjalnie starać, by wpisywać na listę strzelców. W większości przypadków korzystali na prostych stratach rywala, a później wystarczyły dwa podania i padał gol. Gdy tuż przed przerwą na 4:0 podwyższył Daniel Zieliński, zaczęliśmy się zastanawiać, czy Grześkowi Silickiemu uda się w drugim meczu z rzędu zachować czyste konto. Golkiper Pioruna tą nadzieją żył do 22 minuty, bo wtedy żaden z jego obrońców nie powstrzymał Damiana Rudnika, który podał do Patryka Banaszkiewicza, a ten wpakował piłkę do pustej bramki. Nie było jednak szans, by za tym ciosem poszły kolejne. Ekipa Artura Świderskiego szybciutko opanowała sytuację i na przestrzeni 60 sekund powiększyła swój dorobek o następne dwa gole. To spowodowało, że końcówki spotkania można już było nie oglądać, bo tutaj nic nie mogło się zmienić w kwestii zwycięzcy. Atomowe przegrały aż 3:10 i nie przypominały siebie z premierowej potyczki, gdzie przecież tak dobrze radziły sobie z Multi-Mediką. Być może wynikało to z okrojonego składu, ale przy tak dobrze dysponowanym przeciwniku, chyba nawet pierwszy garnitur, nie dałby rady ugrać tutaj coś więcej. Piorun zamazał tym samym kiepskie wrażenie jakie pozostawił po inauguracji, nawet jeśli prawdziwy test jego potencjału dopiero przed nim.

Do dużej niespodzianki doszło natomiast w konfrontacji Multi-Mediki z Dar-Marem. Pisaliśmy o tym przy okazji podsumowania Ligi Typerów – tutaj 98% uczestników zabawy widziały pewnego triumfatora w drużynie z Kobyłki. Ale Medica to taki „paskudny” przeciwnik, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Podopieczni Krzyśka Rozbickiego zawsze potrafią w sezonie ograć jakiegoś rywala z górnej półki albo przynajmniej go nastraszyć i tutaj wydawało się, że mamy raczej do czynienia z tą drugą opcją. Bo o ile Multi dwukrotnie wychodziła w pierwszej połowie na prowadzenie, to Dar-Mar za każdym razem odpowiadał. Wszyscy czekali więc na moment, kiedy to gracze w czerwonych koszulkach osiągną bramkę przewagi, a następnie będą ją regularnie powiększać. I okazje były, zwłaszcza na początku drugiej połowy. Cały czas fantastycznie bronił jednak Michał Birek, a gdy i on nie dawał rady, koledzy wybijali piłkę z linii bramkowej. I gdy Dar-Mar czuł, że jest o włos od kluczowego trafienia, w 25 minucie Krystian Szóstak po raz trzeci wyprowadził na prowadzenie Medikę! Ten gol załamał na dłuższy czas dyspozycją Dar-Maru i lada moment było już 4:2. Przegrywający zdecydowali się wpuścić lotnego bramkarza, ale nic to nie pomogło i w końcówce Tomek Bicz skarcił rywali jeszcze dwukrotnie, co w konsekwencji dało zwycięstwo Multi w stosunku 6:2! Słusznie jednak zauważył w wywiadzie Paweł Godlewski z Dar-Maru, że może to i lepiej, iż ta porażka przyszła teraz. Być może otworzy to niektórym szeroko oczy i da do zrozumienia, że nikt Dar-Marowi drogi do drugiej ligi czerwonym dywanem nie wyścieli. Już z Sokołami nie wyglądało to najlepiej, a teraz skończyło się bolesną wpadką. Brawa natomiast dla Multi za konsekwentną postawę, gdzie nie sposób nie wyróżnić bramkarza Michała Birka i ligowego debiutanta – Tomka Bicza. Obydwaj zrobili różnicę w tym spotkaniu, choć każdy z przedstawicieli Mediki miał w tym sukcesie swój niemały udział.

Gdy w 5 minucie Karol Urbaniak zdobył gola dla MK-BUDu w meczu z Antykwariatem, oczyma wyobraźni widzieliśmy, jak chłopaki z Kobyłki wreszcie się przełamują i zgarniają trzy punkty, które tak naprawdę należały im się już po poprzedniej kolejce. Tym bardziej, że chwilę wcześniej Bartek Roguski strzelił w słupek, a później Piotrek Zieliński nie wykorzystał okazji niemal sam na sam z bramkarzem. Wtedy jeszcze nie zdawaliśmy sobie sprawy, że będą to ostatnie dobre minuty, jakie Budowlani tutaj uskutecznią. W 6 i 7 minucie dwa gole dla Antykwariatu zdobył niezawodny Paweł Madej, co było zresztą początkiem jego strzeleckiej kanonady w tym spotkaniu. Jeszcze przed upływem 20 minut, ten gracz dopisał do swojego konta kolejne dwa trafienia, a ponieważ Olafa Pisarka pokonywali też Tomaszowie: Madej i Terpiłowski, to MK-BUD wiedział, że druga połowa będzie dla niego męczarnią. Nic dziwnego – nigdy nie jest przyjemnie grać ze świadomością, że i tak zmierzasz w kierunku porażki, a tutaj nic innego nie mogło się wydarzyć. Gra drużyny Kacpra Kraszewskiego rozeszła się kompletnie, z kolei przeciwnik widział, że ma okazję podreperować strzeleckie statystyki, więc czemu miałby nie skorzystać? Sam Paweł Madej zdobył łącznie sześć trafień, a cały zespół Antykwariatu dziesięć. MK-BUD tylko dwa i sami nie wiemy czy bardziej zabolała go taka przegrana, gdzie nie miał nic do powiedzenia, czy też ta sprzed tygodnia, różnicą tylko dwóch goli, ale po znacznie lepszej grze. Nie zmienia to stanu faktycznego – MK-BUD jest w tej chwili ostatni w tabeli i po tym co zaprezentował we wtorek, szybko może stamtąd nie uciec. Z kolei Antykwariat pokazał, że dobry mecz z Progresso nie był przypadkiem. Na grę tej ekipy naprawdę przyjemnie się patrzy i nie zdziwimy się, jeśli w kolejnych spotkaniach będzie ona kontynuowała swój zwycięski marsz.

Video z wtorkowych zmagań znajdziecie poniżej. Na jego podstawie uzupełniliśmy asysty w protokołach meczowych. Jeśli widzicie jednak jakikolwiek błąd – dajcie znać. Wywiady przeprowadziliśmy po czwartym spotkaniu, a przepytywani byli Paweł Godlewski (Dar-Mar) oraz Patryk Maliszewski (Multi-Medica). Przepraszamy za drobny błąd w meczu Progresso - Bomba Boys. Jedną z bramek błędnie przypisaliśmy Damianowi Suchockiemu, podczas gdy do siatki trafił Hubert Sochacki. Podobne nazwiska i stąd niezamierzona pomyłka.

Jak zwykle video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 720p HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Tuż obok jest również opcja "obejrzyj w witrynie youtube.com" - uruchomcie ją, jeśli podczas oglądania na stronie przycina Wam się obraz. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YT - z góry dziękujemy!

Komentarze użytkowników: