fot. © Google

Opis i skróty ósmej kolejki czwartej ligi!

24 lutego 2018, 16:33  |  Kategoria: Video  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Czołowa trójka odjechała reszcie stawki na dobre. Medale rozdysponują między sobą Highlife, Marcova i Hyundai.

W teorii cały ten tercet czekały jednak w poniedziałek trudne spotkania, bo z zespołami będącymi podobnie jak one w górnej połowie tabeli. Jako pierwszy zaprezentował się Highlife, który musiał stawić czoła rozpędzającym się z meczu na mecz zawodnikom Na Fantazji. Maciek Kamiński w prywatnej rozmowie dał nam do zrozumienia, że zdaje sobie sprawę z potencjału jaki drzemie w rywalach, dlatego nastawia się na ciężki bój. I tak on był. Co więcej – do 35 minuty wynik pozostawał niekorzystny dla faworytów, bo to podopieczni Kacpra Jąkały prowadzili 1:0. Bramkę zdobył – po ładnej akcji całego zespołu – sam kapitan, a później – chociaż z obydwu stron nie brakowało okazji – wynik długo się nie zmieniał. Highlife był coraz bardziej nastawiony na atak i jego wysiłki przyniosły skutek w 35 minucie. Rafał Rusowicz zabrał piłkę Radkowi Tabaszewskiemu i podał do Piotrka Manaja, który nie miał problemów z dobrze tego dnia broniącym Kamilem Majewskim. Wydawało się, że w końcu złamana ekipa Na Fantazji za chwilę zacznie przyjmować kolejne ciosy, ale w 36 minucie to ona powinna ponownie prowadzić! Janek Szulkowski kapitalnie obsłużył Sebastiana Gołębiewskiego a ten miał przed sobą praktycznie pustą bramkę, lecz jego strzał powędrował obok słupka! Gdyby wówczas padł gol, moglibyśmy założyć niemal w ciemno, że gracze w białych koszulkach przynajmniej ten mecz zremisują, a tak zaczął się w ich przypadku ziszczać czarny scenariusz. W 37 minucie niefrasobliwa interwencja jednego z obrońców we własnym polu karnym i gol samobójczy daje bramkę przewagi Highlife! Wtedy to ekipie z Kobyłki zaczyna się spieszyć, ale ten pośpiech był złym doradcą, bo właśnie w jego wyniku w 40 minucie Adrian Szymański zdobył gola nr 3 dla faworytów, posyłając piłkę z kilkunastu metrów do pustej bramki i przyklepując trzy punkty dla liderów rozgrywek. Po ostatnim gwizdku zawodnicy Na Fantazji byli bardzo niepocieszeni. Przynajmniej na jeden punkt tutaj zapracowali, ale pretensje mogą mieć tylko do siebie. Mimo to zasłużyli na dobre słowo, bo mocno postraszyli ekipę Maćka Kamińskiego, która w końcówce miała trochę szczęścia. Ale mimo siedmiu zwycięstw w ośmiu meczach misja pt. "awans do trzeciej ligi" wcale się nie skończyła. Chłopakom został jeden mecz, który też trzeba będzie wygrać, by cały sezon – tuż przed metą – nie poszedł na stracenie.

A dopiero drugi triumf w sezonie zapisali na swoje konto gracze No Name. Po wygranej w trzeciej serii nad Bad Boysami, teraz dość gładko uporali się z Landtech. Prawdę mówiąc tutaj nikt nie zakładał innej opcji, nawet jeśli w ligowej hierarchii te zespoły były dość blisko siebie. Wiadomo jednak, że potencjał Bezimiennych jest znacznie lepszy niż wyniki osiągane przez ten zespół, dlatego tutaj nie zastanawialiśmy się kto wygra, ale jaka będzie różnica bramek na korzyść obozu Piotrka Wycecha. Dość niespodziewanie rezultat po pierwszej połowie brzmiał tylko 2:0. Mogło być wyżej, ale albo napastnicy No Name fatalnie pudłowali, albo dobrze między słupkami radził sobie Michał Kucharski. Co prawda pierwszy gol idzie na jego konto, lecz przy wielu późniejszych sytuacjach, gdyby nie jego interwencje to już do przerwy byłoby tutaj "pozamiatane". A dość niespodziewanie już w 17 sekundzie drugiej połowy, kontaktowego gola dla Landtech zdobył Ferenc Markolt i wprowadziło to pewnie chwilową dezorientację w głowach wszystkich, którzy ten mecz oglądali. Ale No Name od razu wzięli się w garść, na przestrzeni kolejnych 5 minut zdobyli szybko cztery gole, z czego aż trzy były autorstwa dobrze dysponowanego Michała Małaszczuka i emocje się skończyły. W dalszej fazie spotkania na listę strzelców po stronie faworytów zaczęli się wpisywać zawodnicy, którzy raczej mają w zespole inne zadania i w 39 minucie wynik brzmiał już 10:1. Ale i w tej odsłonie "czerwoną latarnię" rozgrywek było stać na jednego gola a skutecznym egzekutorem podania Michała Kucharskiego okazał się Alek Kuśmierz. Cóż, to był kolejny mecz z udziałem Landtech, który niestety większej historii nie miał. Nawet jeśli widzimy progres w postawie ekipy z Piastowa, to jak na razie nie wystarcza to do podjęcia równorzędnej rywalizacji z konkurentami. Bezimienni byli tutaj o klasę lepsi, a swojego rodzaju paradoksem jest, że mimo aż dziesięciu trafień dla graczy w czarnych koszulkach, ani jednego na swoje konto nie zapisał najlepszy strzelec drużyny, Arek Dalecki. Ale tego wieczora nie było po prostu konieczności, by as zespołu Piotrka Wycecha musiał dawać z siebie 100%.

Mecz o zupełnie inną stawkę rozpoczął się z kolei o 21:30. Hyundai rywalizował z Grochowem, a więc trzecia drużyna w tabeli rywalizowała z zespołem, który wygrywając to spotkanie zachowywał szanse, by wskoczyć na podium. Ale ci pierwsi także mieli o co walczyć – ewentualna strata punktów pozbawiłaby ich na dobre szans na awans, dlatego Michał Soja – w odróżnieniu od starcia z Landtech – zebrał pełny skład, bo zdawał sobie sprawę, że tylko to może pomóc w realizacji celu. Przybysze ze Skarżyska Kamiennej długo jednak nie mogli wejść w to spotkanie i z biegiem czasu nabieraliśmy przekonania, że ciężko będzie im złamać dobrze grający Grochów. Tym bardziej że po przemyślanej akcji z 9 minuty Olaf Gontarek dał prowadzenie ekipie z Warszawy, które było jak najbardziej zasłużonym w kontekście tego, co oglądaliśmy na parkiecie. Zawodnicy w różowych koszulkach grali spokojnie, rozważnie i gdyby w 13 minucie Sebastian Jaworski wykorzystał sytuację sam na sam z bramkarzem, prowadziliby już 2:0. Ta niewykorzystana akcja srogo się na nich zemściła. W 14 minucie Grochów strzela sobie bowiem gola samobójczego, a 120 sekund później Daniela Polaka pokonuje Filip Gac i sytuacja odwraca się o 180 stopni. Nie zmienia się za to obraz gry. Hyundai nadal był przyczajony na własnej połowie, skupiając się głównie na kontrach, natomiast Grochów mozolnie budował swój atak pozycyjny i szukał okazji do wyrównania. Najlepszą zmarnował w 33 minucie. Podopieczni Karola Gwardy grali wtedy o jednego zawodnika więcej po żółtej kartce dla Pawła Lisowskiego i udało im się wywieść w pole defensywę przeciwników. I to na tyle, że Olaf Gontarek miał przed sobą pustą bramkę, ale fatalnie skiksował! To był gwóźdź do trumny, bo lada moment Michał Soja wykorzystał podanie Roberta Orlikowskiego i zdobywając gola na 3:1, zamknął dywagacje na temat zwycięzcy tego pojedynku. Zastanawiamy się jednak, czy po tym spotkaniu coś oprócz trzech punktów ucieszyło jeszcze samego kapitana Hyundaia. Wiemy, że dość krytycznie podchodzi on do gry swojej drużyny, a powiedzmy sobie szczerze – ten poniedziałkowy występ do najlepszych nie należał. A wszystko działo się na oczach zawodników Highlife, którzy będą ich ostatnimi rywalami i ten mecz zadecyduje, która z tych drużyn uzyska promocję do trzeciej ligi. I jeżeli ma to być Hyundai, to ten zespół musi zagrać mecz, jakiego w tym sezonie jeszcze nie rozegrał. Bo to co wystarczyło na Grochów, na liderów czwartego poziomu będzie zdecydowanie za mało.

Niezłą formę z ostatnich kolejek podtrzymali za to Bad Boys 2. Rywalami Złych Chłopców na początku tygodnia byli reprezentanci Maximusa, którzy smaku zwycięstwa nie zaznali już bardzo długo i raczej nie było przesłanek, że w tej kwestii zmieni się coś w poniedziałek. Zwłaszcza, że przybysze z Ostrówka zjawili się w mocnym składzie i z ogromną chęcią przerwania serii remisów, których zanotowali aż cztery pod rząd. Swój plan zaczęli realizować od samego początku, bo dość szybko zdobyli gola nr 1 i oczyma wyobraźni widzieliśmy, jak Maciek Jędrzejek zaczyna regularnie schylać się do siatki po piłkę. Ale w 8 minucie Złym Chłopcom przytrafił się dość prosty błąd, który z zimną krwią wykorzystał Adam Gołębiewski i mecz zaczął się od nowa. Radość z wyrównującego trafienia nie trwała jednak długo. W 10 minucie Konrad Rybak znajduje sposób na golkipera Maximusa i wszystko ponownie zmierza w kierunku, jakiego należało się spodziewać. W pierwszej połowie więcej goli jednak nie pada, chociaż więcej okazji mieli faworyci, a najlepszą z nich zmarnował w 12 minucie Albert Woźniak, który z bliskiej odległości posłał piłkę obok słupka. Skuteczniejszy był za to Konrad Rybak, który na początku drugiej połowy wykorzystał podanie od Piotrka Stańczaka i podwyższył na 3:1. A że Maximus nie miał tego wieczora odpowiedniej siły przebicia, to zaczęliśmy oswajać się z myślą, iż wynik będzie regularnie się powiększał. Przegrywający w drugiej połowie tak naprawdę chyba ani razu nie zmusili Dawida Gorczyńskiego do pokazania swoich umiejętności, a gdy przypomnimy, że - jak się okazało - jedynego dla siebie gola strzelili po błędzie rywali, to uświadamia nam to ogromne problemy w budowaniu ataku przez zespół Grześka Cymbalaka. Takich kłopotów nie mieli Bad Boysi, którzy po pół godzinie gry prowadzili już 5:1, a w samej końcówce dołożyli jeszcze dwa gole i wygrali ostatecznie 7:1. Nie było więc niespodzianki i zespół który potrafił zremisować z Highlife czy Hyundaiem, zasłużenie odprawił z kwitkiem przedostatnią ekipę w tabeli. Dzięki temu bracia Stańczak i spółka zrównali się punktowo w tabeli z kilkoma innymi drużynami i będą walczyli by na koniec sezonu zameldować się na czwartym miejscu. Maximus jest już natomiast pewny przedostatniej pozycji, ale spotkania z Na Fantazji nie odpuści. Tutaj walka nie będzie bowiem szła o miejsce, ale o lepsze perspektywy na kolejny sezon.

Po wygranej Hyundaia i Highlife stało się jasne, że będąca przed tą kolejką druga w tabeli Marcova nie może przegrać z Ekipą Organizatora. Drużyna Ernesta Wiśniewskiego nie zakładała jednak takiego scenariusza, zwłaszcza po bardzo dobrych ostatnich występach, w których nie miała dla nikogo litości a nazwisko Damiana Zajdowskiego znają już chyba wszyscy uczestnicy Nocnej Ligi. Teraz o sile graczy w fioletowych koszulkach mieli się przekonać Organizatorzy, którzy po przegranej z Grochowem, definitywnie stracili szansę na podium i mogli przystąpić do tego spotkania całkowicie wyluzowani. Ale wcale nie potraktowali tego spotkania w sposób lekki – chcieli tutaj wygrać, by poprawić morale po ostatnich niepowodzeniach i udowodnić, że zasługują na miejsce jak najbliżej ścisłej czołówki. Marcova te nadzieje zweryfikowała jednak bardzo brutalnie. Śmiało możemy powiedzieć, że było to jednostronne spotkanie, bo jak inaczej podsumować fakt, że po kwadransie było tutaj 6:0, a w 36 minucie nawet 13:4? Fioletowi od samego początku grali bardzo wysoko, szybko doskakiwali do swoich rywali, co wprowadzało w poczynania przeciwników totalny paraliż. Szalał oczywiście Damian Zajdowski, autor dwóch pierwszych goli dla faworytów, które natychmiast ustawiły mecz i dzięki temu ekipie Ernesta Wiśniewskiego grało się tutaj znacznie spokojniej. Tym bardziej, że Organizatorzy w wielu przypadkach gole podawali przeciwnikom na tacy. Często nie zdążyli wymienić jeszcze jednego czy dwóch podań, a już futbolówkę przechwytywali wiceliderzy rozgrywek i z zimną krwią pokonywali najpierw Roberta Biskupskiego, a później Mikołaja Rokitę. To, że skończyło się tutaj na 14 golach, to i tak niewiele, bo łatwość z jaką rywale Ekipy stwarzali sobie dogodne okazje do zdobycia kolejnych goli była niesamowita. Przegranych stać było jedynie na kilkuminutowe zrywy, gdzie zdobywali po dwie bramki, by za chwilę stracić dwa razy tyle. Końcowy wynik 14:6 mówi zresztą wszystko. Tym samym Marcova praktycznie zapewniła sobie awans na wyższy poziom rozgrywkowy. Jest jej do tego potrzebne zwycięstwo z Landtech i chyba nikt innego scenariusza nie zakłada. Aż strach pomyśleć, ile goli może w tym spotkaniu zdobyć Damian Zajdowski. Z kolei Organizatorom pozostała już tylko walka o honorowe zakończenie rozgrywek. Ale z formą jaką ostatnio prezentują, nawet to może się okazać zadaniem ponad ich siły...

Video z poniedziałkowych zmagań znajdziecie poniżej. Na jego podstawie uzupełniliśmy asysty w protokołach meczowych. Jeśli widzicie jednak jakikolwiek błąd – dajcie znać. Wywiady przeprowadziliśmy po drugim spotkaniu, a przepytywani byli Michał Kucharski (Landtech) oraz Sebastian Kapłan (No Name).

Jak zwykle video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 720p HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Tuż obok jest również opcja "obejrzyj w witrynie youtube.com" - uruchomcie ją, jeśli podczas oglądania na stronie przycina Wam się obraz. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YT - z góry dziękujemy!

Komentarze użytkowników: