fot. © Google

Opis i skróty ósmej kolejki pierwszej ligi!

26 lutego 2018, 11:23  |  Kategoria: Video  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Czwartkowe spotkania niewiele wyjaśniły nam w kwestii walki o podium, natomiast definitywnie pozbawiły szans na utrzymanie Team4Fun i Niespodziankę.

Emocje związane z ósmą serią zaczęły się jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. Okazało się, że Team4Fun nie zbierze na godzinę 20:00 składu, ale ponieważ Niespodzianka oddała walkowerem mecz z Samymi Swoimi, to dzięki uprzejmości "Złych Chłopców", mogliśmy przesunąć tę potyczkę na 22:15. Pierwszym czwartkowym meczem był więc ten z godziny 20:45, w którym wzięli udział Białowieska i Ostropol. Węszyliśmy tutaj małą niespodziankę, bo zdawaliśmy sobie sprawę, że obrońcy tytułu wystąpią bez wykartkowanego Daniela Matwiejczyka, nie będzie też kontuzjowanego Marcina Wojciechowskiego, a dodatkowo brakowało również Filipa Górala. To - przynajmniej w teorii - dawało nadzieję Białowieskiej na podjęcie równorzędnej rywalizacji, lecz podopieczni Darka Jaskłowskiego nie zamierzali z tej okazji skorzystać. To, co zaprezentowała ekipa z Warszawy to był kryminał. Już po 11 minutach wynik brzmiał 4:0 na korzyść faworytów, którzy specjalnie nie musieli się nawet wysilać, bo większość bramek to były prezenty ze strony przeciwnika, który tracił piłkę, później nie nadążał z powrotem i zostawiał swojego bramkarza na pastwę losu. Ostropol korzystał z okazji, grał na solidnym poziomie i to w zupełności wystarczyło na kompletnie rozbitych oponentów. Brak Kuby Bednarowicza czy Kamila Jaskłowskiego dał się mocno we znaki graczom w czerwonych koszulkach, których w pierwszej połowie dobił jeszcze gol Marcina Milerskiego, zdobyty "od bramki do bramki". Mimo wyniku 1:6 wydawało nam się, że to nie jest jeszcze ostatnie słowo przegrywających. Ale chyba zbyt rozluźniająco wpłynęła na tę drużynę informacja, że w związku z odpuszczeniem spotkania przez Niespodziankę, mają praktycznie pewne utrzymanie, bo druga połowa w ich wykonaniu wyglądała tylko trochę lepiej, co nie oznacza, że wyglądała dobrze. Ostropol nadal był stroną przeważającą i prawdę mówiąc dziesięć goli jakie tutaj zdobył, to najniższy wymiar kary. Białowieska odpowiedziała tylko trzema i mecz, który zapowiadał się na ciekawe widowisko, ostatecznie był jednostronny, a liczbą błędów popełnionych przez zespół przegrany, można by obdzielić kilka spotkań. Tym samym triumfatorom przyszło już tylko czekać na wynik spotkania z udziałem Starej Gwardii, bo w przypadku remisu lub porażki tej ekipy, istniała szansa, że mistrzostwo jedenastej edycji przypadnie drużynie ze Stanisławowa wcześniej niż można się było spodziewać.

A Stara Gwardia zdawała sobie sprawę, że przeciwko Al-Marowi nie ma marginesu błędu. Bracia Choińscy i spółka musieli wygrać, bo tylko takie rozstrzygnięcie zapewniało im, że rywalizacja z Ostropolem będzie starciem o mistrzostwo, a nie o pietruszkę. Czwartkowy przeciwnik Gwardzistów nie miał tutaj jednak nic do stracenia. Zespół z Wołomina zapewnił sobie utrzymanie w elicie, więc mógł zagrać na luzie. I tak też się prezentował – nawet Marcin Rychta niespecjalnie pokrzykiwał na swoich kolegów, zdając sobie sprawę, że nie ma to większego sensu. Początkowo nie było zresztą powodów do takich zachowań, bo Al-Mar grał dobrze i po bramce Rafała Błońskiego objął nawet prowadzenie. Ale rywal szybko odpowiedział – dobrze dysponowany Rafał Barzyc umiejętnie grał jako najbardziej wysunięty napastnik ekipy z Rembertowa i skutecznie punktował Błażeja Kaima. W 13 minucie Stara Gwardia była już o bramkę z przodu, chociaż nie oznacza to, iż miała pełną kontrolę nad spotkaniem. Wręcz przeciwnie – Al-Mar nadal był groźny a wiemy, że Gwardziści potrafią być w obronie nie do końca skoncentrowani i w gdyby nie kilka świetnych interwencji Mateusza Baja, wynik mógł być różny. A tak w samej końcówce pierwszej połowy faworyci dołożyli jeszcze dwie bramki i rezultat przyjął korzystną dla nich postać 4:1. Znamy jednak Gwardię nie od dziś i wiemy, że ma duży problem z utrzymaniem stuprocentowej mobilizacji przy wysokim prowadzeniu, ale tutaj wyglądało to lepiej niż na przestrzeni innych meczów. Co prawda Al-Mar dwukrotnie zbliżył się na odległość dwóch goli (4:2 i 5:3), ale na więcej nie było go stać. W końcówce beniaminek pierwszej ligi nie miał zresztą czego bronić i w konsekwencji rezultat wyraźnie zmienił swoje oblicze, bo finalnie Stara Gwardia wygrała 8:4. To oznacza, że w najbliższy czwartek podopieczni Arka Choińskiego zagrają z Ostropolem o złoto. Jaką zastosują taktykę? Czy będą od samego początku grali z lotnym bramkarzem, jak to miało miejsce rok temu, gdy pokonali drużynę ze Stanisławowa? A może mają jeszcze inny pomysł? Bez względu na system gry, nie można Gwardzistów skreślać. Bo chociaż wiele meczów było w ich wykonaniu niewyraźnych, to w dziewiątej serii dadzą z siebie wszystko. I jeśli zbiorą mocny skład, gdzie nie zabraknie Karola Kopcia i Pawła Nowackiego, to szykuje nam się genialne widowisko.

O godzinie 22:15 rozpoczął się natomiast wspomniany na wstępie pojedynek Bad Boys z Team4Fun. Dla tych drugich to była już ostatnia szansa, by przedłużyć nadzieję na pozostanie w elicie, ale czy poza samymi zawodnikami, ktoś wierzył w taki scenariusz? Co prawda trzykrotnym mistrzom NLH nie można odmówić ambicji, lecz nic nie wskazywało na to, że będą w stanie przeciwstawić się Złym Chłopcom, którzy nadal mieli szansę wskoczyć na trzecie miejsce. To spotkanie długo jednak było wyrównane i praktycznie do 16 minuty nie sposób było wskazać, kto jest bliżej zwycięstwa. Wszystko zaczęło się po myśli Team4Fun, bo w 2 minucie Daniel Wicher dobił strzał z rzutu karnego Bartka Rzeźnika, ale radość trwała krótko, bo już 120 sekund później wyrównał Adam Matejak. W 11 minucie zespół Norberta Cioka znowu był o bramkę z przodu, bo soczystym uderzeniem w sam róg bramki Alberta Michniewicza popisał się Oskar Bajkowski. Tyle że zawodnicy w czerwonych koszulkach byli mocno nieporadni w obronie i o ile w 14 minucie udało im się "ujść z życiem", gdy Konrad Litwiniuk naprawił swoje złe podanie i obronił strzał jednego z rywali, to lada moment i tak stan meczu wyrównał Adam Matejak. Ale Team4Fun błyskawicznie mógł wyjść na ponowne prowadzenie. W 18 minucie doskonałą okazję zmarnował Bartek Rzeźnik, później był jeszcze strzał w słupek, aż wreszcie te dwie niewykorzystane szanse srogo się zemściły. W końcówce pierwszej połowy najpierw na listę strzelców po stronie Bad Boys wpisał się Michał Szczapa, a następnie Marcin Szczapa i szala zaczęła się drastycznie przechylać na stronę drużyny z Ostrówka. A gdy na początku drugiej odsłony kolejne dwie bramki na swoje konto zapisał Adam Matejak, stało się jasne, że Team4Fun jest już jedną nogą w drugiej lidze. Mimo ambitnej postawy do samego końca, gdzie w pewnym momencie dawnemu DUETowi udało się dojść rywali na dwa gole, mecz zakończył się trzybramkowym zwycięstwem Bad Boys. A to oznaczało, że dla ekipy Norberta Cioka nie ma już ratunku. Jedna z najbardziej utytułowanych ekip w NLH kolejny sezon spędzi w drugiej lidze. Na to zapowiadało się od dawna i chociaż kilkukrotnie chłopakom udało się oszukać przeznaczenie, to teraz nie było na to szans. Ale to wcale nie musi być takie złe. Może na zapleczu elity uda się zbudować podwaliny pod zespół, który za kilka lat znowu będzie stanowił o sile rozgrywek? Oby. Co do Bad Boysów, to chociaż wygrali, to nie zachwycili. Znamy jednak przypadki spotkań, gdzie grali lepiej, a punktów nie zdobyli, a przecież niedługo o stylu nikt nie będzie pamiętał. Tutaj było potrzebne zwycięstwo, dlatego "nieważne jak, ważne że".

Najpoważniejszym kandydatem do trzeciego miejsca wciąż był jednak KroosDe Team. Zespół z Duczek, by zbliżyć się do najniższego stopnia podium potrzebował w czwartek nie przegrać z In-Plusem, bo to spowodowałoby, że spadłby w ligowej hierarchii na czwarte miejsce. Remis nie był więc zły, a oczywiście najlepsze byłoby zwycięstwo, chociaż należało wziąć pod uwagę, że z Księgowymi dawna Szóstka zawsze miała trudne przeprawy. Rok temu wynik brzmiał 7:7, ale wcześniejsze trzy potyczki to zdecydowane zwycięstwa zespołu z Marek. Teraz trudno było jednak wskazać faworyta. Wiele zależało tutaj od tego, w jakim składzie zagra In-Plus. Patrykowi Gall udało się zebrać bardzo przyzwoitą kadrę, a to oznaczało, że będziemy świadkami wyrównanej potyczki, trzymającej w napięciu do samego końca. Praktycznie przez całe spotkanie przewaga należała jednak do graczy w niebieskich koszulkach. KroosDe Team skupiał się przede wszystkim na obronie i kontrach i właśnie w ten sposób objął prowadzenie w 4 minucie. In-Plus miał wiele dogodnych okazji, by doprowadzić do wyrównania i nie było w tym nic dziwnego, skoro niemal non stop przesiadywał na połowie przeciwnika. Impas strzelecki trwał do 16 minuty, gdy wreszcie Michał Madej znalazł sposób na Michała Wytrykusa, a markowianie poszli siłą rozpędu i ten sam zawodnik doprowadził do stanu 2:1 tuż przed końcem pierwszej połowy, zdobywając bramkę po strzale... klatką piersiową. Ale to, co tak ciężko przyszło In-Plusowi, ten zespół w głupi sposób stracił w 22 minucie. Centrostrzał w pole karne Artura Radomskiego zaskoczył wszystkich graczy w niebieskich kostiumach, z bramkarzem na czele i znowu mieliśmy remis. W 29 minucie zmienił on swoją postać z 2:2 na 3:3, ale gdy chwilę później markowianie dwa razy pokonali bramkarza KroosDe, wydawało się, że są na prostej drodze do zwycięstwa. Ale wiadomo – Księgowi nie byliby sobą, gdyby nie uprzykrzyli sobie życia i za chwilę zrobiło się 4:5, a później podopieczni Patryka Gall wyglądali, jakby wręcz prosili się o gola wyrównującego i w 39 minucie dostali go! Ładny strzał Mateusza Lewandowskiego i mamy 5:5! Ten wynik utrzymał się do ostatniego gwizdka i zadowoleni z niego mogli być tylko przybysze z Duczek. Ten punkt oznacza, że jeśli chłopaki pokonają w czwartek Niespodziankę, to bez względu na wynik spotkania Samych Swoich, staną na najniższym stopniu podium jedenastej edycji. In-Plus stracił z kolei definitywnie szansę na brąz, chociaż nawet w razie zwycięstwa i tak była ona minimalnych rozmiarów. Zadecydował o tym jednak nie ten mecz, ale poprzedni, bo gdyby takim składem jak w czwartek, Patryk Gall dysponował z Bad Boys, to mogło się to wszystko zupełnie inaczej potoczyć...

Video z czwartkowych zmagań znajdziecie poniżej. Na jego podstawie uzupełniliśmy asysty w protokołach meczowych. Jeśli widzicie jednak jakikolwiek błąd – dajcie znać. Wywiady przeprowadziliśmy po trzecim spotkaniu, a przepytywani byli Norbert Ciok (Team4Fun) oraz Mateusz Domżalski (Bad Boys).

Jak zwykle video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 720p HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Tuż obok jest również opcja "obejrzyj w witrynie youtube.com" - uruchomcie ją, jeśli podczas oglądania na stronie przycina Wam się obraz. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YT - z góry dziękujemy!

Komentarze użytkowników: