fot. © Google

Opis i skróty pierwszej kolejki drugiej ligi!

16 grudnia 2018, 15:23  |  Kategoria: Video  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Na zapleczu elity z impetem w rozgrywki weszły zespoły Progresso i AGD. Znacznie niżej wygrał Dar-Mar, ale on z tego tercetu miał zdecydowanie najsilniejszego przeciwnika.

W drugiej lidze padł w tej serii jeden remis – miał on miejsce już w pierwszej wtorkowej potyczce, do której przystąpiły Ormed i Łabędzie. Ci pierwsi zaimponowali formą na turnieju przed ligą, lecz byliśmy sceptyczni, czy równie dobrze będzie im szło w spotkaniach 40-minutowych. Tym bardziej, że za pierwszego rywala miały Łabędzie – ekipę dobrze zgraną, która liczyła że po sezonach "dobrej gry bez wymiernych korzyści" tendencja wreszcie się odwróci. Ale jak widzimy po wyniku – nie do końca tak się stało. Podopieczni Maćka Pietrzyka po pierwszej połowie prowadzili po samobójczym trafieniu Przemka Kaczmarczyka, który dograł do swojego bramkarza, a temu piłka przeleciała pod stopami. Prowadzący mieli okazję, by przed przerwą zbudować większą przewagę, lecz w 15 minucie Przemek Laskowski zamiast wbić piłkę do pustej bramki, postanowił ją... wybić. Ale co się odwlekło to nie uciekło – na początku drugiej odsłony ten zawodnik odkupił swoje winy i Łabędzie miały dość bezpieczną przewagę. Problem w tym, że to na co tak mozolnie pracowały, straciły w 180 sekund. Najpierw gola zdobył Piotrek Dudziński, wyrównał Mateusz Kowalski i mecz zaczął się na nowo. Scenariusz, w którym na Detoxie zostają z zaledwie jednym punktem tak ich zdeterminował, że zaczęli grać z lotnym bramkarzem. Nie przynosiło to jednak efektów, ale w 36 minucie Adam Jurkowski dobił strzał jednego z kolegów i było 3:2. Tylko co z tego, skoro na zegarze nie upłynęła nawet minuta, a losy rywalizacji wyrównał Przemek Kaczmarczyk. W końcówce jedni i drudzy dążyli do przechylenia wyniku na swoją stronę, ale nikomu to się nie udało. Ten remis był chyba zresztą zasłużony, nawet jeśli to Łabędzie miały tutaj zwycięstwo niemal na wyciągnięcie ręki. Fakt że je wypuściły nie jest jednak niczym nowym i oby tylko to nie była zapowiedź, że podobnie będzie dalej. Bo jeśli tak, to szykuje się kolejny rozczarowujący sezon...

Ostatnie zdanie może też stać się udziałem Tuba Juniors. Miało być nowe otwarcie, nowa jakość, a zamiast tego Kamil Sadowski i spółka zjawili się na mecz z JSJ Development bez zmian, co niemal z góry przekreślało ich szansę na udaną inaugurację. Niewielu ekipom udaje się wytrzymać trudy całego spotkania bez możliwości rotacji, no i dawni Bomba Boys tej tezy również nie obalili. Ale musimy im oddać, że bardzo długo trzymali się nieźle. Objęli tutaj zresztą prowadzenie, gdy wykorzystali błąd Deweloperów w rozegraniu piłki i Mateusz Nowaczyński zdobył gola strzałem na pustą bramkę. Ładnym – a co najważniejsze celnym - uderzeniem z dystansu odpowiedział Sebastian Zakrzewski, ale mylił się ten kto myślał, że kolejne bramki dla JSJ są jedynie kwestią czasu. Tuba grała bowiem dobrze w obronie i groźnie kontratakowała. Faworyci mogli mówić o szczęściu, że w dwóch sytuacjach które stworzyli konkurenci nie stracili gola, a tuż przed przerwą to Deweloperom udało się zdobyć bramkę nr 3 w tym spotkaniu – jej autorem był Adrian Dalba. Tuba wydawała się być w sytuacji bez wyjścia, bo wynik zaczął uciekać, co w połączeniu z coraz większym zmęczeniem, niemal zamykało drzwi do ewentualnego sukcesu. Ale gdy w 23 minucie po świetnym rajdzie bramkę zainkasował Paweł Długołęcki, zrobiło się ciekawie. Co więcej – w 25 minucie Mateusz Nowaczyński doszedł do sytuacji sam na sam z Michałem Dudkiem i możemy jedynie spekulować, jak to spotkanie wyglądałoby dalej, gdyby zdołał pokonać popularnego "Dudiego". To był moment zwrotny w tej potyczce, bo lada moment JSJ za sprawą Maćka Błaszczyka znów było o gola z przodu, a później ekipa Sebastiana Zakrzewskiego wykorzystała błąd w rozegraniu akcji przez Tubę i Patryk Piekarniak zamknął dywagacje na temat trzech punktów. W końcówce gola dołożył jeszcze wspomniany Sebastian Zakrzewski i JSJ wygrało na inaugurację 5:2. Dalecy jednak jesteśmy od gratulowania triumfatorom, bo w naszej ocenie rezultat był lepszy niż gra. Podobnie odczuwali to reprezentanci Tuby, którzy już pod szatnią mówili między sobą, że gdyby mieli chociaż dwóch rezerwowych, to tego meczu nie wypuściliby z rąk. My również mieliśmy podobne wrażenie, ale niestety – to że było ich tylko pięciu jest winą tylko ich samych. Organizacja to jedna ze składowych recepty na klasowy zespół a w tym temacie Tuba ma jeszcze sporo do zrobienia.

Dawni Bomba Boys tego, jak się prowadzi zespół mogliby się uczyć od Progresso. Nie przypominamy sobie, by drużyna Adriana Płócienniczaka kiedykolwiek miała problemy kadrowe lub organizacyjne, a i piłkarsko wygląda to tutaj równie dobrze. Zespół z Radzymina w pierwszej kolejce dwunastej edycji mierzył się z Ryńskimi Development i nikt nie zakładał tutaj innego planu, jak to że całą pulę zabiorą sobie reprezentanci Progresso. I to że tak się finalnie stało, nie jest dla nikogo zaskoczeniem, jakkolwiek końcowego wyniku chyba nikt by tutaj nie przewidział. Gracze ubrani na biało nie mieli bowiem żadnej litości dla braci Ryńskich i spółki rozbijając ich aż 11:2. Był to zresztą dość niski wymiar kary, bo Development byli przez całe 40 minut tłem dla konkurentów, którzy błyskawicznie narzucili swój styl gry i już po 10 minutach mieli trzy gole zapasu. Później był krótki fragment, w którym to Ryńscy stworzyli sobie dwie dogodne okazje do zdobycia bramki, lecz obydwie zmarnowali. Spotkało się to z karą w postaci kolejnego trafienia dla Progresso, które już do przerwy mogło sobie wyobrażać jak będzie wyglądała tabela, gdy dopisze sobie w niej trzy punkty. W drugiej odsłonie faworyci nie spuszczali nogi z gazu i w pewnym momencie zrobiło się nawet 7:0. I wciąż było im mało – tutaj nie mieliśmy żadnych wątpliwości że dojdzie do dwucyfrówki, natomiast poważnie się zastanawialiśmy, czy Ryńskim uda się zdobyć przynajmniej bramkę honorową. Progresso nie za bardzo zresztą chciało to tego dopuścić, ale w 31 minucie Sebastian Ryński mocnym strzałem po długim rogu pokonał Karola Zalewskiego i Deweloperzy mogli trochę odetchnąć. Niestety w kolejnych minutach nadal łatwo oddawali pole wicemistrzom trzeciej ligi i ci wygrali ostatecznie aż 11:2. Nie ma tutaj zbytnio o czym pisać, bo było to starcie do jednej bramki. Jedni i drudzy nie mają też co o tym wyniku za długo myśleć. Progresso wie, że to co najtrudniejsze dopiero przed nimi, z kolei Ryńscy pewnie i tak nie liczyli, że to tutaj zdobytą część punktów potrzebnych im do utrzymania. Co nie zmienia faktu, że z taką grą jak w środę, kolejne spotkania mogą być dla nich równie rozczarowujące jak to inauguracyjne.

Po tym jak zobaczyliśmy jednego ligowego faworyta w akcji, byliśmy ciekawi co zaprezentuje kolejny. Mowa oczywiście o Dar-Marze, który podejmował Antykwariat i choć wiedział, że przeciwnik to ekipa wymagająca, to jednak chyba nie zakładał, iż tak długo przyjdzie mu tutaj udowadniać swoją wyższość. Co więcej – możemy gdybać jakby się to widowisko potoczyło, gdyby w 17 minucie gola samobójczego, zupełnie przypadkowego, nie strzelił Paweł Madej. Do tego momentu Dar-Mar poza strzałem w słupek Maćka Lamenta zupełnie nie przypominał drużyny, która miałaby w cuglach awansować o klasę wyżej. Niby gracze w czerwonych koszulkach próbowali różnych schematów, lecz dobrze grający w obronie Antykwariat nie dawał się oszukiwać, a sam również nie skupiał się wyłącznie na defensywie, co potwierdza sytuacja z 6 minuty gdy aluminium obił Szymon Strychalski. To samobójcze trafienie trochę wybiło jednak z rytmu zespół Łukasza Głażewskiego. I to na tyle, że pod koniec pierwszej połowy Dar-Mar stworzył sobie dwie dogodne okazje, do których wykorzystania zabrakło centymetrów. W drugiej połowie przegrywający musieli się trochę odkryć, ale drugiego gola znowu stracili w okolicznościach, którym można było zapobiec. Paweł Madej sfaulował bowiem Przemysława Tucina, a gola bezpośrednio z rzutu wolnego zdobył Dominik Ołdak. Mimo usilnych starań ze strony Antykwariatu, nie udało im się zaliczyć trafienia kontaktowego, a gdy zegar wskazywał 34 minutę, decydujący cios zadał Maciek Lament. Nastąpiło spuszczenie głów, nie było już – bo być nie mogło – wiary w pozytywne zakończenie i Dar-Mar na wszelki wypadek wystrzelił jeszcze jedną kulę ze swojego karabinka i wygrał mecz 4:0. Ale tak jak napisaliśmy na wstępie – faworyci męczyli się bardzo długo i ich gra nas zupełnie nie przekonywała. Może to skutki pierwszego meczu o stawkę? Przekonamy się o tym w kolejnych spotkaniach. Co do przegranych to na pewno siedzi w nich żal, bo tutaj można było pokusić się o coś więcej. Dar-Mar nie był tego wieczora nieosiągalny, nawet jeżeli suchy rezultat może sugerować co innego.

A wynik niepozostawiający żadnego pola do dyskusji osiągnęli gracze AGD Marking. Wiedzieliśmy, że Marcin Markowicz stworzył ekipę bardzo silną, ale nie wiedzieliśmy, że jej potencjał jest tak duży. Przekonał się o tym MK-BUD, który pozbawiony braci Roguskich został zmiażdżony przez konkurentów, ale nawet z nimi nie miałby tutaj jakichkolwiek szans na punkty. To było jak spotkanie seniorów z juniorami, gdzie ci pierwsi już w 14 sekundzie otworzyli wynik i później regularnie budowali swoją przewagę. Marking grał bardzo dobrze w obronie, kreatywnie w ataku, a gdy coś działo się nie po jego myśli, to skutecznie interweniował Rafał Kreduszyński. Był zresztą taki krótki moment w pierwszej połowie, jeszcze przy stanie 0:2, gdzie MK-BUD dysponował sytuacją sam na sam, lecz Karol Urbaniak zamiast do siatki trafił w słupek. Przy stanie 0:3 była też poprzeczka dla ekipy Kacpra Kraszewskiego, ale nie łudźmy się – nawet wykorzystanie obydwu tych okazji nic by tu nie zmieniło. AGD było o klasę lepsze i w 32 minucie wygrywało już 9:0! Zawodnicy w białych kostiumach po prostu bawili się na parkiecie, nie przeszkadzało im nawet marnowanie sytuacji, gdzie bramka była już pusta, a nawet stracony gol - autorstwa Kamila Śliwowskiego - humorów nie miał prawa im popsuć. Tym bardziej, że w ostatnich minutach zdobyli jeszcze dwie bramki i ich różnica wyniosła ostatecznie aż dziesięć. Jeśli więc ktoś pytałby się nas, czemu nie piszemy tak długich relacji jak kiedyś, to ten mecz daje na to jedną z odpowiedzi – o czym tu bowiem pisać? Budowlani dostali bardzo surową lekcję futbolu, ale na pocieszenie dodajmy, że rok temu w drugiej kolejce przegrali 2:10 z Antykwariatem, a mimo to nie złożyli broni i w następnych kolejkach prezentowali się dużo lepiej. Oby tak było i tym razem, zwłaszcza w meczach z zespołami, będącymi w ich zasięgu. AGD gra w innej lidze, chociaż nie chwalmy może dnia przed zachodem słońca. Prawdziwe oblicze tego zespołu poznamy bowiem wtedy, gdy po drugiej stronie boiska stanie ktoś bardziej wymagający. A takich w drugiej lidze nie brakuje.

Skróty wszystkich spotkań drugiej ligi pojawiły się już w raportach meczowych. Na ich podstawie uzupełniliśmy asysty, jakkolwiek jeśli widzicie jakiś błąd, to dajcie znać. Wywiady przeprowadziliśmy po piątym spotkaniu, a przepytywani byli Kacper Kraszewski (MK-BUD) i Daniel Giera (AGD Marking). Obydwie rozmowy można znaleźć na naszym Facebooku, w menu FILMY czyli TUTAJ.

Jak zwykle video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 720p HD (lub wyższą) i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YT - z góry dziękujemy!

Komentarze użytkowników: