fot. © www.nocnaligahalowa.pl

Beer Team najlepszy w turnieju Dla Franka!

13 września 2021, 11:39  |  Kategoria: Ogólna  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Za nami wyjątkowa edycja Letniego Pucharu NLH. Graliście oczywiście dla siebie, dla własnej satysfakcji, ale w ogromnej mierze rywalizowaliście dla bohatera naszego turnieju.

Franek – bo o nim mowa, a więcej o jego historii przeczytacie TUTAJ – pojawił się w trakcie niedzielnych zmagań. Podobnie jak jego rodzice, w których imieniu chcielibyśmy Wam BARDZO podziękować. Informowaliśmy już o tym na Facebooku, ale łącznie uzbieraliśmy kwotę 5700 zł! Fantastyczna liczba, zwłaszcza że oprócz obowiązkowego wpisowego, zdecydowaliście się dokonać wielu dobrowolnych wpłat do naszych puszek. Dwa plastikowe pudełka były praktycznie pełne od banknotów, a pomyśleć, że początkowo zastanawialiśmy się, czy jest sens by je w ogóle udostępniać. Znakomicie było obserwować jak ta puszka się wypełnia, mając świadomość jak wiele może ona zmienić w życiu Franka. Dzięki jeszcze raz!

Teraz przejdźmy do sportowego aspektu naszych zmagań. Do rywalizacji przystąpiły łącznie 22 drużyny. Niestety jedna nie dojechała, ale na szczęście miało to miejsce w grupie 6-zespołowej, więc uczestnicy tej stawki i tak rozegrali sporo spotkań. Mowa o grupie A, którą ostatecznie wygrała Moja Kamanda. O ile to nie stanowiło wielkiego zaskoczenia, bo Kamanda mimo wąskiego składu (chłopaki grali bez zmian) dysponowała znanymi na rynku piłkarskim nazwiskami, to fakt że za jej plecami finiszował Show Team stanowiło już pewną niespodzianką. O wszystkim rozstrzygnął ostatni mecz, w którym Przemek Matusiak i spółka pokonali skromnie Inter Europol, co spowodowało, że zwycięzcy Wiosennego NLH CUP musieli obejść się smakiem. Z czterema punktami grupę skończyła RDK Szewnica, a bez punktu i bez bramki Orlik w Kobyłce opuścił Green Team.

Sensacji nie było z kolei w grupie B. Tutaj kandydatów do awansu upatrywaliśmy w Al-Marze oraz AutoSzybach i te zespoły w komplecie zameldowały się w fazie play-off. Reszta ekipa walczyła tak naprawdę tylko o trzecie miejsce, które przypadło finalnie Bad Boysom. Trudno ocenić z kolei występ Al-Maj Car. Markowianie na pięć spotkań przegrali zaledwie jedno, ale cztery remisy nie pozwoliły im myśleć na poważnie o uzyskaniu promocji. Po dwa „oczka” skompletowały z kolei Bil3T Tune Garage oraz Lema Logistic. Ten dorobek nie robi może wielkiego wrażenia, ale te drużyny niczego w swoich spotkaniach za darmo nie oddały. Tego dnia trafiły po prostu na silniejszych od siebie.

Do samego końca nie było z kolei jasne, kto zgarnie bilety do ćwierćfinałów przeznaczone dla grupy C. Do ostatniej minuty walczyły o nie cztery ekipy - Byczki Stare Babice, Copa, Margerita Team i Osiedle Błotna. Obecność w tej stawce Osiedla była zaskoczeniem, albowiem ten zespół gra w piłkę już wyłącznie od święta, a mimo to potrafił napsuć mnóstwo krwi przeciwnikom i przy stole - gdzie rozstrzygały się najważniejsze kwestie - siedział do samego końca. Podobnie jak Margerita. To co podobało nam się w tej ekipie, to nastawienie. Widać, że obserwowali swoich przeciwników, starali się podejść dobrze taktycznie do każdego oponenta i gdyby nie porażka z Copa FC, to dziś nasz turniej wspominaliby z dużo większym sentymentem. Mimo to i tak zaprezentowali się bardzo fajnie, w przeciwieństwie choćby do Szmulek, które zawiodły na całej linii. Ale najlepsi byli inni – przede wszystkim Byczki Stare Babice. Obóz Kacpra Krzyta grał bardzo ekonomicznie, wygrywał zazwyczaj skromnie, ale co najważniejsze – ani razu nie dał się pokonać i bilans 3-2-0 pozwolił mu wypatrywać ćwierćfinałowego rywala. Copa FC musiała z kolei do samego końca oglądać się za siebie, lecz ostatecznie nie dała nikomu wskoczyć przed siebie i mogła się szykować na wieczorne granie.

No i czas przejść do grupy śmierci, bo tak na papierze wyglądała ostatnia stawka eliminacyjna. Uformowały ją drużyny dobrze nam znane, które w takich imprezach jak nasza, zwykle dochodzą do ostatnich etapów. Ale tutaj aż trzy z nich już przed pierwszym gwizdkiem wiedziały, że to będzie szybka przygoda. Najprędzej z batalii o medale odpadł MTS Sokołów. Dla tej drużyny to był drugi turniej tego dnia i nogi po prostu ich nie niosły. Również Dar-Mar nie pokazał wszystkiego co najlepsze. Wygrał jedynie ze wspomnianym MTSem i chociaż w kolejnych spotkaniach nie odstawał od konkurentów, to i tak więcej punktów już do swojego dorobku nie dopisał. Z perspektywą szybkiego odpadnięcia nie zamierzał się za to pogodzić PrefBud. Zespół Rafała Kowalczyka łącznie uzbierał siedem punktów i niewykluczone, że w innych grupach z taką grą rywalizowałby dalej. Niestety – o wszystkim zaważył przegrany mecz z Beer Teamem oraz remis z Narodowym Śródmieściem. Szkoda zwłaszcza tego drugiego spotkania, bo jego dużą część PrefBud grał o jednego mniej, a mimo to wyszarpał punkt. Gdyby mógł walczyć w komplecie, to być może zgarnąłby zwycięstwo i wszystko potoczyłoby się inaczej, ale teraz to już tylko teoria. Nieosiągalny dla rywali był z kolei Beer Team. Żadnej porażki, trzy zwycięstwa, bilans bramkowy 8:0 – klasa! A tuż za nimi uplasowali się „Narodowcy”. Przybysze ze stolicy w wielu spotkaniach mieli do siebie pretensje o prezentowany poziom, ale liczył się awans oraz fakt, że trzeba było szybko wyczyścić głowę przed zbliżającymi się play-offami.

Ćwierćfinały rozpoczęliśmy od serii rzutów karnych. Moja Kamanda i wzmocniona Mateuszem Marcinkiewiczem Copa FC nie potrafiły w regulaminowym czasie gry zdobyć bramki i tym samym bohaterem miał zostać jeden z bramkarzy. Okazał się nim Łukasz Trąbiński, który wybronił strzał Michała Łapińskiego i Kopacze musieli obrać kierunek na drogę powrotną. Który to już turniej, gdzie kończą na ćwierćfinale?! Ta faza stanowi dla nich fatum, ale tak to już w sporcie bywa. W drugim ćwierćfinale rzutów karnych uniknęliśmy. Al-Mar okazał się minimalnie lepszy od Narodowego Śródmieścia, chociaż gdyby ten mecz także skończył się remisem, to nikt nie mógłby mieć pretensji. O udział w strefie medalowej dzielnie walczył też Show Team. Uczestnicy Strefy 6 jechali z dużymi nadziejami na swoje spotkanie, jednak mimo dobrego meczu musieli uznać wyższość Byczków Stare Babice. A za chwilę niedosyt zapanował w innej ekipie z ligi w Woli Rasztowskiej. AutoSzyby miały chrapkę na kolejne trofeum do swojej kolekcji, a zamiast tego uległy Beer Teamowi 1:3. A najgorsze, że wszystko zaczęło się od prezentu jaki dał ich bramkarz przeciwnikom. A wiadomo jak ciężko jest odrabiać straty na krótkim dystansie. AutoSzyby dobitnie się o tym przekonały i ulegając 1:3 resztę turnieju mogły już śledzić tylko zza orlikowych krat.

Przyszła pora na półfinały. Tradycji od razu stało się zadość, bo ponownie oglądaliśmy tutaj serię strzałów z „wapna”. Jej uczestnikami byli Moja Kamanda oraz Al-Mar. Być może w obozie tych pierwszych panowało przekonanie, że skoro w poprzedniej rundzie w ten sam sposób odprawili Copę, to perspektywa rzutów karnych może być dla nich korzystna. Ale nic z tego! Ich zamiary skutecznie odczytywał Kamil Portacha, z kolei koledzy z pola popularnego „Jaszyna” mieli dobrze nastawione celowniki i Al-Mar został pierwszym finalistą imprezy. Drugim został natomiast Beer Team. Fani chmielowego trunku skromnie, bo w stosunku 1:0 odprawili Byczki, które mimo że walczyły do ostatnich sekund, to nie były w stanie doprowadzić do wyrównania. Gdy czujesz, że przegrywasz mecz, który wcale nie musiał się dla ciebie źle skończyć, to coś takiego trudno wyrzucić z głowy. I to było też widać w spotkaniu o trzecie miejsce, które zawodnicy ze Starych Babic także przegrali i ponownie w najniższym możliwym stosunku. Ale oni sami nie chcieliby pewnie aby tłumaczyć ich zmęczeniem, bo przecież rywalizowali z zespołem, który cały turniej rozegrał bez zmian. Moja Kamanda chyba więc po prostu zasłużyła medal, choć następnym razem należałoby przemyśleć, czy ta dodatkowa para płuc jednak by się nie przydała...

A jak wyglądał wielki finał? Kto lubi szachy, ten mógł być zadowolony. Wiadomo, jaka była stawka, dlatego ani Al-Mar ani Beer Team nie forsowały tempa, licząc przede wszystkim na błędy przeciwnika. I gdy tak minuty upływały, a rezultat się nie zmieniał, byliśmy już niemal pewni, że o wszystkim znów zdecyduje fortuna. Tak też było. Sędzia Maciek Nowak zagwizdał po raz ostatni i kapitanowie obydwu ekip musieli podjąć ważne decyzje – kto i kiedy będzie strzelał. W pierwszej serii nikt się nie pomylił, ale w drugiej doskonałą interwencją popisał się Mateusz Karpiński. I to właśnie kapitan Beer Teamu podszedł do piłki, która mogła dać zwycięstwo jego ekipie. Głęboki oddech, krótki rozbieg i GOOOL! BEER TEAM WYGRYWA PIĄTĄ EDYCJĘ LETNIEGO PUCHARU NLH „DLA FRANKA”! I nie możemy mówić o jakimkolwiek przypadku. Wyszli z grupy śmierci, łącznie stracili tylko jednego gola i zasłużyli by na uroczystym zakończeniu odebrać trofeum o największych gabarytach. Ale brawa też dla Al-Maru. Dawno już nie osiągnęli spektakularnego sukcesu w turnieju na trawie, lecz w końcu przełamali impas i wygrali srebro. Tak, tak – wygrali. Bo w tym turnieju przegranych nie było…

Beer Team I miejsce

Na finałowej ceremonii co swoje odebrały jednak nie tylko drużyny, ale też poszczególni zawodnicy. Najwięcej goli wystrzelał Mateusz Smoktunowicz (Moja Kamanda), który potwierdził że nieprzypadkowo gra w naszej ligowej reprezentacji. Miano najlepszego golkipera przypadło Mateuszowi Karpińskiemu – tylko jeden stracony gol, pewny w swoich interwencjach, odważny, no i autor decydującego karnego w finale. Brawo! A MVP? Kandydatów było kilku, jednak największe wrażenie zrobił na nas Damian Komorowski ze zwycięskiej ekipy. Silny, zdeterminowany, skuteczny i harujący dla zespołu. Widzieliśmy go pierwszy raz i mamy nadzieję, że to nie było nasze ostatnie spotkanie. Gratulacje!

I mimo, że powoli zbliżamy się do końca naszego podsumowania, to teraz ważny akapit. Chcemy serdecznie podziękować wszystkim sędziom, którzy BEZINTERESOWNIE przeprowadzili wszystkie spotkania turnieju. Paweł Łysik, Jarek Rudy, Damian Truszkowski, Mikołaj Kupiec i Maciek Nowak – szacunek dla Was ogromny. Bardzo dziękujemy też sponsorom:

Warszawski Kopacz - https://warszawskikopacz.pl/ 

Warszawski Elektryk - http://warszawskielektryk.pl/

Grzegorz Roguski - http://grzegorz-roguski.waw.pl/

W obecnych czasach nie jest łatwo namówić kogokolwiek do finansowego wsparcia. A ich nie trzeba było namawiać. Jeśli wiec kiedyś będziecie potrzebowali usług z zakresu budowlanki czy poprawy uzębienia – polecamy powyższy tercet.

Dziękujemy też za zupełnie niespodziewany prezent od Daniela Szczepanika z firmy Inter-Europol. Kilka kartonów pełnych drożdżówek, pączków i innych słodkości. Super sprawa! Ukłony również dla dyrekcji Szkoły Podstawowej nr 2, pana Andrzeja Szypszaka oraz pracowników Urzędu Miasta w Kobyłce za bezpłatne użyczenie boiska.

Na koniec mała refleksja. Wspaniale było pomóc i widzieć Wasze zaangażowanie. Jakkolwiek chcielibyśmy, aby to był ostatni turniej charytatywny jaki zorganizowaliśmy. Wolelibyśmy widzieć wszystkich w zdrowiu i w pełni sił, ale wiemy że tak ten świat nie działa. W każdym razie jeśli wspólnie sprawiliśmy, że na twarzach rodziców Franka i jego samego, chociaż na chwilę pojawił się uśmiech i poczucie nawet najdelikatniejszej ulgi, to znaczy że było warto.

Wszystkiego dobrego i do następnego!

Komentarze użytkowników: