fot. © Google

Opis i magazyn 7.kolejki drugiej ligi!

8 lutego 2022, 17:34  |  Kategoria: Ogólna  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Porażka Wesołej z Tubą to zdecydowanie najważniejsze wydarzenie minionej środy. Czyżby miało się okazać, że ekipa Rafała Sosnowskiego wyłoży się na ostatniej prostej do awansu?

Miejsca premiowane udziałem w 1.lidze są już poza zasięgiem AGD Marking i Auto-Delux. Niby ci drudzy matematyczne szanse zachowują, lecz nie wierzymy, by w ich obozie ktokolwiek w ten sposób myślał i żył złudną nadzieją, że tegoroczna kampania skończy się happy-endem. Oni muszą się skupiać na każdym kolejnym spotkaniu, a teraz chcieli udowodnić swoją wyższość nad przeciwnikami z Radzymina. Zapowiadało się na dobry mecz, bo w obydwu obozach mamy młodych i ciekawych graczy, którzy mogli stworzyć dobre widowisko. Trzeba jednak zaznaczyć, że Marking musiał sobie radzić bez Damiana Kossakowskiego, Daniela Giery czy Tomka Terpiłowskiego, co mocno ograniczyło jego siłę rażenia. No i miało to przełożenie na boiskowe wydarzenia, bo Auto-Delux bardzo szybko przejęli tutaj inicjatywę i już po 8 minutach byli o dwie bramki do przodu. Potem obronili się też grając o jednego zawodnika mniej, po żółtej kartce dla Pawła Bartochowskiego, a gdy siły się wyrównały, na 3:0 podwyższył Wojtek Jabłoński. Ale ekipie Kacpra Pałki było mało. Oni chcieli zdobywać kolejne bramki i mieli ku temu okazje, jednak niewykluczone, że troszkę przeszarżowali i w końcówce pierwszej połowy wyraźnie spuścili z tonu. A AGD to wykorzystało – najpierw skutecznie wyegzekwowany rzut karny, potem bramka Kamila Kośnika, a niewiele zabrakło by minutę przed końcem pierwszej części gry był remis! To zapowiadało ogromne emocje w drugiej połowie. Tyle że Marking musiał finałowe 20 minut rozpocząć znacznie lepiej aniżeli poprzednie, jednak ta sztuka nie do końca mu się udała. Chłopaki dali sobie wbić gola na 2:4, a w 30 minucie mogło być po wszystkim, gdyby Wojtek Jabłoński zdobył gola na pustą bramkę. Na szczęście dla graczy w białych koszulkach fatalnie skiksował, od razu poszła akcja w drugą stronę i Marcin Pszczółkowski w efektowny sposób oszukał Kacpra Zaboklickiego. Graczom z Kobyłki udało się jednak opanować nerwy. Oni w tym sezonie potrafili się pogubić w sytuacji, gdy mecz mieli na widelcu, a nagle coś zaczęło się przestać układać. Tym razem zareagowali jednak właściwie i w 35 minucie Patryk Dybowski praktycznie wybił rywalom z głowy marzenia o punktach. Lada moment padł zresztą kolejny gol dla Delux i wtedy było już jasne, że ani punkt ani tym bardziej trzy, do Radzymina nie pojadą. I gdyby oceniać to na podstawie boiskowych wydarzeń, to zaskoczenia nie ma. Tego wieczora zwycięzcy byli po prostu lepsi, poza jedną sytuacją ich celownik był dobrze nastawiony i to przyniosło efekty. Tym samym triumfatorom udało się wskoczyć na czwarte miejsce w tabeli, no i zobaczymy, czy jakimś cudem zdołają zahaczyć się o podium. Takie marzenia już definitywnie porzucić muszą przedstawiciele AGD. Szkoda, że nie mogli tutaj zagrać w najmocniejszym składzie, bo mecz byłby na pewno jeszcze ciekawszy. Natomiast to nie jest tak, że oni nie mają już w tym sezonie o co walczyć. Przewaga nad strefą spadkową to są tylko dwa punkty i w tym temacie trzeba szybko postawić kropkę nad i. Najlepiej już w najbliższym podejściu.

A gdyby wskazać zespół, który na ten moment rokuje najsłabiej pod kątem utrzymania drugoligowego statusu, to byłby nim Klimag. Mieliśmy nadzieję, że po całkiem niezłym meczu z AGD, ta ekipa da się mocno we znaki Ryńskim Development i zakładaliśmy scenariusz, w którym zgarnia bardzo ważne trzy punkty. Jakże się pomyliliśmy… Trudno nam wytłumaczyć, co dzieje się z zespołem Krzyśka Rozbickiego w niektórych spotkaniach, ale to nie jest pierwszy raz, gdy dobrze wchodzą w mecz, gdzie mają swoje sytuacje, gdzie widać że rywal nie jest od nich lepszy o kilka klas, a potem nagle odcina im prąd i dostają bęcki. Tutaj było dokładnie tak samo – początek naprawdę optymistyczny, strzał w słupek, dwie dobre okazje, po czym nagle nikt nie zostaje w obronie, co daje Grześkowi Pańskiemu idealne okoliczności do otwarcia wyniku, których ten gość nie marnuje. Za chwilę robi się 2:0, potem Klimag znowu gra jak równy z równym, potrafi stworzyć zagrożenie pod świątynią Kamila Woszczyka, ale jak to się wszystko kończy chyba nie musimy pisać. Do przerwy jest aż 0:4, gdzie naprawdę nie możemy powiedzieć, że mamy do czynienia z deklasacją, no ale Klimag rozdaje po prostu za dużo prezentów i szansa na zdobycie jakichkolwiek punktów wydaje się być iluzoryczna. A zostaje totalnie pogrzebana w 22 minucie, gdy Patryk Maliszewski nawet z rzutu karnego nie potrafi pokonać bramkarza Ryńskich i zamiast bramki, która być może dałaby chłopakom jakąś nadzieję, po chwili robi się 0:5 i jest po meczu. To co działo się później nie miało już żadnego wpływu na wynik i przegrani umacniają się tym samym na ostatnim miejscu w tabeli. A co gorsze – niby ligowa hierarchia sugeruje, że ich strata do ostatniego bezpiecznego miejsca to zaledwie trzy punkty, ale nie zapominajmy, że oni przegrali z obydwiema ekipami, które są bezpośrednio nad nimi, a to oznacza, że w dwóch finałowych kolejkach muszą zdobyć przynajmniej cztery punkty, by dać sobie szansę na utrzymanie. I trudno być w tym temacie optymistą. Sytuacja Ryńskich wygląda lepiej, no i przede wszystkim lepiej rokuje. Aczkolwiek i oni nie mogą przestać punktować, bo porażka w bezpośrednim starciu z Burgerami plasuje ich (wbrew temu co mówi tabela) na miejscu spadkowym. Ale dopóki wszystko mają w swoich nogach, to broni na pewno nie zwieszą.

Punkty były również bardzo potrzebne N-BUDowi. Niby wszystkim podoba się gra tego zespołu, jednak w drugiej części sezonu zupełnie przestała się ona przekładać na punkty i coś trzeba było z tym zrobić. Tylko problem polegał na tym, że po drugiej stronie boiska stanęła w środę drużyna StimaWell, również potrafiąca grać w sposób efektowny, tyle że bardziej skuteczna jeśli chodzi o punktowanie. Dla uważnego obserwatora 2.ligi nie jest jednak tajemnicą, że Stima potrafi sama sobie utrudnić sprawę i nie inaczej postanowiła zrobić przed spotkaniem 7.kolejki. Znów dysponowała bardzo wąskim składem, zaledwie jednym rezerwowym, a w dodatku nie było też menagera zespołu – Kacpra Kraszewskiego. Z kolei N-BUD przyjechał niemal w optymalnym zestawieniu, co dawało nadzieję na przerwie serii porażek i ulokowanie się w środku ligowej stawki. No i Budowlani swój cel osiągnęli. Nie sposób jednak nie dodać, że zrobili to w dużej mierze przy pomocy bramkarza przeciwników. Pierwszy gol jaki padł w tym spotkaniu to kuriozalna interwencja Krystiana Matulki, gdzie piłka po wbiciu jej z rzutu rożnego w pole karne, nawet nie leciała w bramkę, a mimo to znalazła metę w siatce. Szybko zrobiło się 2:0, gdy na listę strzelców wpisał się Kamil Kłopotowski, z kolei w 12 minucie Mateusz Hopcia zmienił wynik na 3:0 i miejscowi mogli powoli przyzwyczajać się do myśli o zwycięstwie. Ale wtedy przypomniał o sobie Dominik Ołdak. To jego strzał z lewej nogi otworzył dorobek bramkowy dawnego MK-BUDu, a jego asysta w 24 minucie pozwoliła zanotować trafienie Bartkowi Roguskiemu. Było więc tylko 2:3, Stima wyglądała w tym okresie lepiej i gdybyśmy komuś mieli tutaj wyrokować zdobycie kolejnego gola, to właśnie jej. No ale niestety – w 32 minucie kolejną niezrozumiałą interwencję zapisał na swoje konto Krystian Matulka. Tak naprawdę, to najlepiej byłoby to zobaczyć na skrócie, bo aż trudno wytłumaczyć w jaki sposób bramkarz StimaWell dał się pokonać swojemu vis-a-vis Bartkowi Muszyńskiemu. Ten gol totalnie podciął skrzydła drużynie goniącej i już do końca meczu nie było jej na parkiecie. To pozwoliło N-BUDowi na szybkie odbudowanie swojej przewagi i zamknięcie tego spotkania w stosunku 6:3. No cóż – chciałoby się – pocieszając ekipę Kacpra Kraszowskiego – napisać, że takie spotkania też się zdarzają. Były mecze, gdzie ich golkiper wielokrotnie ratował im skórę, no ale w tym konkretnym przypadku nie pomógł (mówiąc bardzo delikatnie) swoim kolegom. Być może szczęście w nieszczęściu, że te fatalne błędy skumulowały się na jedno spotkanie i pozostaje mieć nadzieję, że w kolejnych wróci do swojej normalnej dyspozycji. Tym bardziej, że sytuacja Stimy nadal nie jest stabilna i nawet jeśli ich ligowe EKG wskazuje, że wszystko jest w normie, to po kolejnej środzie tak kolorowo może już nie być. Również N-BUD powinien trzymać rękę na pulsie, bo mimo iż odniósł bardzo ważny triumf, to wciąż musi oglądać się za siebie. Zwłaszcza, że chyba żadne gole w końcówce sezonu, nie przyjdą mu już tak łatwo, jak niektóre z poprzedniego tygodnia.

Tak się złożyło, że niemal we wszystkich wcześniejszych potyczkach mówiliśmy o zespołach zaangażowanych w grę o zachowaniu drugoligowego bytu. No ale tak ułożyła się tabela, że dosłownie 3-4 ekipy mogą pozwolić sobie na komfort gry o najwyższe cele. Wśród nich są Wesoła i Tuba i wiemy, że dużo osób czekało na ich bezpośrednią rywalizację. Zdecydowanie większą rangę to spotkanie miało dla zespołu Pawła Długołęckiego. Porażka to był definitywny koniec marzeń o awansie, jak również ryzyko, że za chwilę mogą się dać doścignąć Auto-Delux. Wesoła teoretycznie na jedną wpadkę mogła sobie pozwolić, aczkolwiek nikt takiego scenariusza zakładać nie chciał. Chociaż pewne braki w składzie sugerowały, że to może być trudny mecz dla faworyta, aczkolwiek w obozie rywali wyglądało to jeszcze gorzej, bo brakowało Pawła i Piotrka Długołęckich, Marcela Steca czy też Maćka Gołębiewskiego. W tych okolicznościach, gdybyśmy mieli powiedzieć, gdzie pojedzie cała pula, wskazalibyśmy na samochód Rafała Sosnowskiego. No i do pewnego momentu tutaj wszystko szło po myśli ówczesnych liderów tabeli. Co prawda pierwszy gol padł łupem przeciwników, ale potem konsekwentna i skuteczna gra z wysoko wysuniętym bramkarzem dała Wesołej dwie bramki. No i gdy tak przyzwyczajaliśmy się do myśli, że wynik 2:1 będzie obowiązującym do przerwy, że tutaj nic ciekawego już się nie wydarzy, kompletnie nieodpowiedzialnie zachował się Patryk Jach. Ten zawodnik miał już na swoim koncie żółtą kartkę, a mimo to pokusił się o kompletnie niepotrzebny faul. Być może sama próba przerwania akcji nie była złym pomysłem, ale sposób w jaki zrobił to zawodnik w niebieskiej koszulce był fatalny. Ewidentne pociągnięcie za koszulkę nie mogło umknąć uwadze sędziego, a o tym że nie było wyjścia i trzeba było wysłać Patryka na trybuny, niech świadczy fakt, że ten gracz – lubiący pokomentować decyzję arbitra – nie miał po tej sytuacji nic do powiedzenia. To był kluczowy moment spotkania. Wesoła musiała grać 5 minut w bezwzględnym osłabieniu i jak łatwo można się domyśleć – nie skończyło się to dla niej najlepiej. W 22 minucie do remisu doprowadził Szymon Gołębiewski, a spory ubytek sił jaki miał miejsce, gdy faworyci musieli biegać za dwóch, odbił się na ich postawie w dalszej części meczu. W 28 minucie żaden z obrońców nie powstrzymał Mateusza Nowaczyńskiego, który przywrócił Tubie prowadzenie, z kolei w 34 minucie zawodnicy Wesołej tylko stali i patrzyli, jak Szymon Gołębiewski ratuje piłkę wychodzącą na rzut rożny i z bliska pakuje ją do siatki. Przegrywający mieli o tę sytuację pretensje do arbitra, ale jak pokazały powtórki – nie mieli racji. I chociaż emocje w nich buzowały a strata dwóch bramek wydawała się być trudna do odrobienia, oni się nie poddali. I stworzyli sobie przynajmniej dwie doskonałe okazje, by jeszcze do tego meczu wrócić, ale jeśli nie wykorzystuje się takich okoliczności, jak pusta bramka, to nie można myśleć o sukcesie. A chwilę po tym, jak Adrian Wieczorek przegrał nierówny pojedynek z opuszczoną świątynią Tuby, "Juniorzy" zdobyli piątego gola i podstemplowali swoją bardzo cenną zdobycz. I nawet z perspektywy czasu ciężko ocenić ten mecz jednoznacznie. Nie wiemy, czy gdyby nie wykluczenie Patryka Jacha, to wynik byłby podobny, ale nawet gdyby Wesoła straciła w tamtej sytuacji bramkę, to nic wielkiego by się nie stało. Dziwne, że tak doświadczony zawodnik zupełnie tego nie przemyślał. A zobaczmy co ta porażka pozmieniała w tabeli – jeśli w 8.kolejce Rafał Sosnowski i spółka stracą punkty z Auto-Delux (co przecież nie jest niemożliwe), to ten zespół może spaść nawet na trzecie miejsce! Chłopaki muszą się więc maksymalnie spiąć, bo wystarczy wejść na transmisję meczów z ich udziałem, aby zorientować się, jak wielu widzom ich potknięcia sprawiają radość. Co do Tuby, to dalecy jesteśmy od stwierdzenia, że zagrała wybitny mecz, natomiast w 100% wykorzystała okoliczności jakie się przytrafiły. A ponieważ zostały jej spotkania z Klimagiem i Burgerami, to trzeciego miejsca raczej już z rąk nie wypuszczą. Zresztą – po tym czego dokonali w środę, pewnie liczą na więcej i mają sporo argumentów by sądzić, że to wcale nie musi się skończyć na brązie.

Mecz z godziny 22:20 odbywał się na oczach ekipy Zabrodziaczka. I ten zespół doskonale zdawał sobie sprawę, co oznacza porażka Wesołej. Powodowała ona, że jeśli podopieczni Darka Wiąckiewicza wygrają z Burgerami Nocą, to nikt już nie odbierze im medali za debiutancki sezon w NLH, a dodatkowo zostaną samodzielnymi liderami 2.ligi na dwie kolejki przed końcem. I nie zadawalibyśmy sobie pytania czy to jest możliwe, gdyby faworyci dysponowali w tej konfrontacji swoim optymalnym zestawieniem. No ale koronawirus i okoliczności z nim związane mocno przerzedziły kadrę zespołu, gdzie przede wszystkim brakowało Piotrka Połodziuka, a więc absolutnego lidera Zabrodziaczka we wszystkich statystykach. No ale ta sytuacja nie mogła wyprowadzić z równowagi faworytów. Należało to potraktować jako wyzwanie, by udowodnić wszystkim, że i bez niego ten zespół potrafi wygrywać i zasługuje na miejsce, w którym się obecnie znajduje. No i jak wszyscy już wiecie, misja zakończyła się sukcesem. Ale wcale nie było łatwo udowodnić swoją wyższość nad Burgerami, co zresztą odzwierciedla końcowy wynik. Mięsożerni grali przez długie fragmenty jak równy z równy i wcale nie było widać, że te zespoły dzieli w ligowej hierarchii kilka dobrych miejsc. Co więcej – gdyby Arek Dalecki miał tego wieczora trochę szerszą kadrę, bo i tutaj nie brakowało osłabień, to niewykluczone, że rezultat zakręciłby się koło remisu. Natomiast podstawowa różnica między Burgerami a Zabrodziaczkiem była w środę taka, że ci pierwsi zupełnie nie mogli wstrzelić się w bramkę. Na przestrzeni całego spotkania nie brakowało im okazji, mieli kilka takich, które w swoich notatkach opisaliśmy z kilkoma wykrzyknikami, ale albo strzelali obok bramki albo na wysokości zadania stawał Darek Wiąckiewicz. Z kolei Zabrodziaczek był w tej statystyce znacznie lepszy. W 12 minucie strzał z dystansu oddaje Mateusz Paź a piłka chyba po drodze ociera się o Dominika Zulczyka i zaskakuje Pawła Wojciechowskiego. Burgery mogą szybko odpowiedzieć, ale najpierw Damian Mogielnicki zamiast podawać to uderza i piłka ląduje obok słupka a potem Tomek Bylak nie potrafi pokonać w sytuacji "oko w oko" bramkarza przeciwników. To się mści na początku drugiej połowy, gdy bramkę inkasuje Krzysiek Lewandowski i po tym trafieniu faworyci mogli odetchnąć. Co prawda mówi się, że wynik 2:0 to niebezpieczny rezultat, ale oni wszystko mieli pod kontrolą i tak naprawdę parafkę na umowie dotyczącej trzech punktów mogli postawić znacznie wcześniej, a ostatecznie zrobili to na 90 sekund przed końcem spotkania. I wygrali zasłużenie, bo byli zespołem dojrzalszym i skuteczniejszym, a fakt iż odnieśli zwycięstwo bez swojego najlepszego zawodnika, na pewno dużo dla nich znaczy. Co teraz? Trzeba wygrać mecz z 8.kolejki, bo to dwa gwarancję przynajmniej srebrnego medalu. A może się okazać, że i złotego, chociaż z perspektywy organizatora na pewno byłoby ciekawiej, aby wszystko rozstrzygnęło się jak najpóźniej i tutaj więcej niż od Zabrodziaczka, będzie zależało od Wesołej. Co do Burgerów, to zagrały nieźle, natomiast okazało się, że nieprzypadkowo w klasyfikacji zdobytych bramek są na przedostatnim miejscu w 2.lidze. I trzeba nad tym popracować, bo o ile brak goli w starciu z liderem nie jest może bardzo bolesny, to skutki podobnej indolencji w następne środy, mogą być opłakane.

Skróty wszystkich spotkań drugiej ligi pojawiły się już w raportach meczowych. Na ich podstawie uzupełniliśmy statystyki, jakkolwiek jeśli widzicie jakiś błąd, to dajcie znać. Jak zwykle video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 1080p HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy!

Komentarze użytkowników: