fot. © Google

Opis i magazyn 7.kolejki pierwszej ligi!

9 lutego 2022, 17:34  |  Kategoria: Ogólna  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

In-Plus został samodzielnym liderem nocnoligowej elity. Wszystko za sprawą porażki Frodo KroosDe – zespołu, który stracił punkty w ostatniej akcji spotkania.

A znamy już pierwsze rozstrzygnięcie, jeśli chodzi o sezon 2021/22 w 1.lidze. Goryczy spadku doznał Gold-Dent, który aby przedłużyć swoje nadzieje na pozostanie w ekstraklasie musiał przynajmniej zremisować z Vaveosport. Ale nie dawaliśmy temu scenariuszowi większych szans na realizację. Forma Dentystów oraz fakt, że rywale rozgromili ostatnio Dar-Mar były głównymi czynnikami, dla których nie widzieliśmy tutaj nadziei dla ekipy Przemka Tucina. Poza tym Vaveo, widząc że coraz więcej ekip z czołówki traci punkty, mogło dzięki zwycięstwu przybliżyć się do walki o medale, dlatego dla nich liczyły się tylko trzy "oczka". Chłopaki musieli sobie jednak radzić bez swojego bramkarza, Marcina Marciniaka, któremu kilka dni wcześniej zmarł tata, przez co spotkanie rozpoczęło się od minuty ciszy a zawodnicy Vaveo wystąpili w ciemnych strojach. Między słupki wskoczył początkowo Krystian Hargot, aczkolwiek rotacja na tej pozycji była bardzo duża, co jednak nie miało większego wpływu na przebieg spotkania. Tak jak można się było spodziewać przewaga faworytów była tutaj spora, zwłaszcza że oni mieli podwójną motywację w tym spotkaniu, albowiem po drugiej stronie boiska biegał ich trener z boiska 11-osobowego, czyli Kamil Boratyński. Ale mimo że zarówno on, jak i cała ekipa Gold-Dentu, bardzo się tutaj starali, to wystarczyło to jedynie do honorowej porażki. Tak naprawdę, to wszyscy byli świadomi, że jeśli Vaveo osiągnie dwubramkową przewagę, to będziemy oglądali mecz do jednej bramki, ale Dentyści tak długo jak mogli, odwlekali ten moment w czasie. Po 20 minutach przegrywali tylko 1:2, jednak pętla na ich szyi zaciskała się coraz mocniej. No i w 2.połowie tego bliskiego kontaktu bramkowego nie udało się już utrzymać. W 24 minucie Janek Szulkowski zmienił wynik na 3:1, potem szybko kolejnego gola dołożył Krystian Hargot, no i sprawa była rozstrzygnięta. Vaveo w końcowych fragmentach starało się grać z wysoko wysuniętym bramkarzem, wiedząc że nie spotka ich za to kara, a być może uda się dorzucić do koszyczka kilka goli. Skończyło się na wyniku 6:2, co tylko potwierdza nam, że nie był to mecz o którym będziemy pamiętać latami. Vaveo wygrywa i zachowuje szansę, aby na koniec sezonu cieszyć się z podium, chociaż na to musi się złożyć wiele warunków i nie wszystko zależy od chłopaków z Kobyłki. Z kolei dla Gold-Dentu nie ma już ratunku w kontekście utrzymania i ta ekipa zaliczyła bardzo krótką przygodę z najwyższą klasą rozgrywkową w NLH. Ale ponieważ jest już pewna swojego losu, to bez stresu może przystąpić do ostatnich meczów. Teraz walka będzie szła o przynajmniej jeden punkt, który mógłby stanowić chociaż chwilowe ukojenie po rozczarowującym sezonie. I mimo że szanse są nikłe, to nieprzypadkowo mówi się, że drużyny niemające nic do stracenia, potrafią być szalenie groźne. A Gold-Dent takim zespołem właśnie się stał.

Tylko króciutki akapit poświęcimy spotkaniu Offsidu z Al-Marem. Może nie spodziewaliśmy się tutaj sensacji, jaką byłoby, gdyby ekipa Marcina Rychty wyszarpała jakieś punkty obrońcom tytułu, ale liczyliśmy, że ten zespół podejmie chociaż walkę i dzięki temu obejrzymy w miarę wyrównane spotkanie. Ale niestety – Al-Mar zaprezentował się bardzo słabo, został praktycznie rozjechany przez urzędującego mistrza, a najgorsze jest to, że w wielu przypadkach po prostu sam mu się pchał pod koła. Wcale się nie dziwimy niektórym komentarzom na czacie podczas transmisji tego spotkania, że to nie był mecz godny 1.ligi. Różnica w jakości była tak ogromna, że faktycznie można byłoby pomyśleć, że tutaj spotkały się zespoły z różnych klas rozgrywkowych. Offside bardzo szybko zastosował wysoki pressing, błyskawicznie odbierał piłkę a gdy już ją miał, to wtedy wystarczyło poszukać Adama Matejaka. Ten zawodnik zaliczył tutaj łącznie cztery gole i pięć asyst i gdyby uważnie ten mecz przewertować, to niewykluczone, że był to po prostu bezbłędny występ tego gracza. Na nieszczęście Al-Maru tego dnia w koszulce Offsidu pojawił się też inny super-snajper, czyli Damian Gałązka, dla którego to było pierwsze spotkanie w tym sezonie. I oczywiście ten gość także zrobił swoje. Ale jeżeli mieliśmy do czynienia z sytuacjami, gdzie Al-Mar nawet z autu, rozgrywanego na wysokości własnego pola karnego, potrafił podać piłkę do przeciwnika, to chyba nie musimy nic więcej pisać. Mimo tej porażki obóz Marcina Rychty na razie może spać spokojnie, bo nie wydaje się, by będące za nim Progresso mogło się pokusić o cztery punkty w dwóch spotkaniach, a tylko taki scenariusz mógłby spowodować, że Al-Mar miałby powody do obaw. Natomiast fajnie by było, gdyby zespół z Wołomina liczył nie tylko na indolencję innych, ale też dał coś jeszcze od siebie, bo jeśli prawdą jest powiedzenie, że jesteś tak dobry jak Twój ostatni mecz, to Al-Mar ma w tym temacie coś do zrobienia. A Offside? Tak jak można się było spodziewać ten zespół zrobił pierwszy z trzech kroków, jakie ma do wykonania w ostatniej fazie sezonu. Teraz pozostaje mu pokonać Łabędzie oraz Progresso, czyli zrobić swoje i liczyć, że inni zrobią coś dla niego. A zespołem, za którym Paweł Bula i spółka będą trzymać szczególnie kciuki, jest…

Frodo KroosDe! Powodów chyba nie trzeba tłumaczyć, tyle że Frodo ma swoje problemy i sytuacja tej ekipy mocno skomplikowała się po ostatniej serii. Ferajna Michała Wytrykusa rywalizowała z Dar-Marem, który po dotkliwej klęsce z Vaveosportem chciał wrócić na właściwe tory. Przed spotkaniem stawialiśmy tutaj na KroosDe, bo wydawało nam się, że pod nieobecność Norberta Kucharczyka, Dar-Mar zastosuje manewr z wysoko wysuniętym bramkarzem w osobie Daniela Matwiejczyka, co skończy się dla nich podobnie jak z Vaveosportem. Ale zupełnie nie przewidzieliśmy, że drużyna z Kobyłki zdecyduje się na inne rozwiązanie, czyli odkurzenie Bartka Kucharczyka. Dzięki temu Dar-Mar nie stracił nic ze swojej siły ognia, z kolei Bartek godnie zastąpił swojego tatę i jak się okazało, dołożył cegiełkę do sukcesu swojego zespołu. Poza tym potwierdziło się, że KroosDe nie potrafi grać z Dar-Marem. Sprawdziliśmy statystyki i odkąd drużyna z kluczem w herbie zmieniła swój skład i postawiła na takich graczy jak Daniel Gomulski czy Daniel Matwiejczyk, to dwukrotnie pokonała przybyszów z Duczek. Co więcej – przed dwoma laty Dar-Mar wygrał z KroosDe po dwóch golach Daniela Gomulskiego, gdzie jeden z nich również padł dosłownie chwilę przed zakończeniem spotkania! I tutaj było identycznie, ale zanim do tego doszło, to Dar-Mar losy meczu starał się rozstrzygnąć znacznie wcześniej. I robił to świetnie, bo najpierw prowadził 2:0, potem 3:1 i w naszej ocenie kontrolował ten mecz. Z kolei przeciwnicy strasznie się męczyli, zupełnie niewidoczni byli Rafał Radomski czy Mateusz Marcinkiewicz i nie za bardzo było komu pociągnąć ten wózek w obozie KDT. Sygnał do ataku dał Mateusz Lewandowski. To jego indywidualna szarża spowodowała, że w 29 minucie przegrywający zdobyli gola kontaktowego, a potem fatalny błąd popełnił Krystian Rogala, który zakiwał się we własnym polu karnym, po czym sfaulował Daniela Kanię, a Mikołaj Prybiński skutecznie wyzegzekował rzut karny. W tym momencie zdecydowanie wyżej w kontekście bramki na 4:3 stały akcje Frodo, natomiast czas uciekał bardzo szybko i prawdę mówiąc zaczynaliśmy wątpić, że zobaczymy tutaj kolejnego gola. Przełom nastąpił w ostatniej minucie. Najpierw piłkę meczową miał Mateusz Lewandowski, który popisał się kapitalnym strzałem z dystansu, ale ku rozczarowaniu i jego i jego kolegów, piłka trafiła jedynie w poprzeczkę. Dar-Mar mógł więc głęboko odetchnąć, ale równocześnie chciał maksymalnie wykorzystać czas, jaki pozostał mu na rozegranie ostatniej akcji. I wtedy znowu przypomniał o sobie Daniel Gomulski. Mimo, że bardzo blisko niego był Rafał Radomski, a odległość do bramki była znaczna, ten zawodnik huknął spod linii autowej nie do obrony i piłka zatrzepotała w siatce! Gol z gatunku "hale świata", który dał drużynie z Kobyłki coś, na co być może nawet już nie liczyła. Dar-Mar zaczyna się powoli specjalizować w trafieniach w ostatnich sekundach, natomiast autor tego gola to prawdziwy kat KroosDe, bo trzeci raz gra przeciwko tej drużynie i trzeci raz zdobywa najważniejsze bramki i zgarnia miano MVP. I chyba właśnie tutaj była ta kluczowa przewaga triumfatorów – oni mieli zawodnika, który potrafił zrobić coś z niczego. Teoretycznie KroosDe też takowych posiada, ale poza Mateuszem Lewandowskim, żaden z nich nie zagrał na swoim poziomie. Dlatego według nas Dar-Mar wygrał zasłużenie i tym samym wrócił do gry nawet o tytuł. Ale chyba na tym etapie nie ma sensu dywagować jak to się może skończyć, bo wystarczy spojrzeć na tabelę, by ocenić jak bardzo cała sytuacja jest pogmatwana. Nie zapominajmy jednak, że większość ekip z czołówki ma już za sobą mecz z In-Plusem, z kolei na KroosDe ta potyczka dopiero czeka. I naszym zdaniem to może być decydujący czynnik, że tej ekipy na podium 1.ligi prawdopodobnie nie zobaczymy. A już na pewno nie z taką grą, jak w dwóch ostatnich meczach.

A skoro zahaczyliśmy o In-Plus, to tylko dodajmy z organizatorskiego obowiązku, że ten zespół wygrał w czwartek z Progresso. Ale nie ma co się nad tym meczem rozwodzić, Progresso przyjechało do Zielonki głównie po to, żeby nie oddać walkowera i grając bez zmian, z dwoma zawodnikami którzy po raz pierwszy zagrali w tym sezonie, byli skazani na pożarcie. Ostatecznie przegrali 2:15, zrobili co mogli i to chyba na tyle, jeśli chodzi o ten mecz. Nie oszukujmy się – Marcin Jadczak i spółka chyba już nawet nie patrzą w tabelę, nie analizują ile trzeba zdobyć punktów potrzebnych do utrzymania, tylko po prostu chcą tę edycję dokończyć w sposób honorowy. Z kolei In-Plus, dzięki porażce Frodo KroosDe jest w tym momencie na czele tabeli i jeżeli upora się z Gold-Dentem, to wtedy wystarczy punkt w ostatniej kolejce i nastąpi oficjalny powrót na szczyt Nocnej Ligi Halowej. Sytuacja jest więc bardzo komfortowa, aczkolwiek nie zapominajmy że perspektywa pozostania największym wygranym tego sezonu ma też swoją drugą stronę. Jeśli bowiem Księgowi zaprzepaszczą tę okazję, to łatka największego przegranego tegorocznej kampanii przyklei się do nich na bardzo długo.

A jak na to wszystko, co zadziałało się w górnej połowie tabeli zareagowała ekipa Mabo? Wydawało się, że nie stoi przed nią super wielkie wyzwanie, bo pokonanie Łabędzi to jest coś, co spokojnie udało się wszystkim ekipom ze ścisłej czołówki. I jeśli dawny Fil-Pol chciał w tych rejonach pozostać, musiał uczynić to samo. Co prawda przeciwnicy zaczęli ostatnio grać coraz lepiej, wreszcie wychylili głowę znad strefy spadkowej, jednak nawet jeśli wiedzieliśmy, że są w stanie postraszyć w czwartek faworyta, to nie na tyle, by urwać mu jakieś punkty. No i dosłownie kilkunastu sekund zabrakło, żebyśmy na tym stwierdzeniu mocno się przejechali. Łabędzie zagrały bowiem dobry mecz i chyba nie będzie przekłamaniem, jeśli napiszemy, że nie tyle co zabrakło im umiejętności by sprawić niespodziankę, ale po prosty odrobiny szczęścia. A mecz zaczął się dla nich idealnie, bo po tym, jak Łukasz Świadek strzałem na pustą bramkę pokonał Michała Dudka (który wcześniej niedokładnie zagrał do jednego z kolegów), objęli prowadzenie i utrzymywali je aż do drugiej połowy. Co prawda z każdą minutą napór przeciwnika rósł, natomiast ekipa Maćka Pietrzyka wcale nie uskuteczniała Obrony Częstochowy, tylko dobrze się broniła i już wtedy wiedzieliśmy, że Mabo czekają tutaj ciężary. Ten zespół chciał jak najszybciej doprowadzić do wyrównania, natomiast nie mógł przy tym zapominać o defensywie, a zdarzyło się, że wykorzystując do rozegrania akcji swojego golkipera, pozostawiał pustą bramkę i gdyby Łabędzie miały lepiej nastawiony celownik, to spokojnie mogły prowadzić 2:0. Aż w końcu doszliśmy do momentu, że twierdza strzeżona przez Mateusza Perzanowskiego padła. W 33 minucie Karol Sochocki uderzył mocno z rzutu wolnego, a ponieważ odległość od bramka była niewielka, to gracze w czarnych koszulkach mogli krzyknąć "tak jest!" i brać się za szukanie zwycięskiego trafienia. Jednak przedarcie się przez zasieki obronne Łabędzi wciąż sprawiało im ogromne problemy. Tak naprawdę, to od stanu 1:1 tylko raz poważniej zagrozili bramce Mateusza Perzanowskiego, ale ten popisał się dobrą interwencją. I gdy myśleliśmy, że to właśnie on będzie jednym z głównych bohaterów tego spotkania, przyszła 40 minuta. Golkiper Łabędzi podjął ogromne ryzyko i chcąc dograć do jednego z kolegów zdecydował się na zagranie wysokiej piłki. Tyle że próbując to zrobić, włożył w to podanie za mało mocy i futsalówka nie przeszła pierwszej przeszkody, jaką był Karol Sochocki. Napastnik Mabo zgrał piłkę do Krzyśka Włodygi, dostał od niego podanie zwrotne i technicznym strzałem pokonał Mateusza Perzanowskiego, dając swojej ekipie arcyważny komplet punktów! Stracić gola w taki sposób, w takim momencie i wkładając w to spotkanie tyle wysiłku – to wszystko pewnie jeszcze długo leżało na sercu golkiperowi przegranych. Zabrakło mu centymetrów, może nawet mniej a porażka w takich okolicznościach musi boleć podwójnie. Naszym zdaniem Łabędzie nie zasłużyły tutaj na przegraną i ten remis absolutnie im się należał. Byli dobrze ustawieni, grali kompaktowo i sytuacje jakie stworzył rywal, można policzyć na palcach jednej ręki. Sam fakt, że obydwie bramki dla faworytów nie padły z akcji, ale ze stałego fragmentu gry i po ewidentnym błędzie pokazują, że Mabo przeszło tutaj przez drogę krzyżową i może mówić o uśmiechu fortuny. Nie sposób jednak nie pochwalić Karola Sochockiego, który w kluczowym momencie zachował zimną krew i mimo, że sytuacja wcale nie była prosta, wyliczył wszystko z zegarmistrzowską precyzją. A o prawdziwej wadze tej bramki przekonamy się za kilka tygodni.

Skróty wszystkich spotkań pierwszej ligi pojawiły się już w raportach meczowych. Na ich podstawie uzupełniliśmy statystyki, jakkolwiek jeśli widzicie jakiś błąd, to dajcie znać. Jak zwykle video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 1080p HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy!

Komentarze użytkowników: