fot. © Google

Opis i magazyn 8.kolejki pierwszej ligi!

21 lutego 2022, 16:18  |  Kategoria: Ogólna  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

W kontekście góry tabeli, ostatnia seria niewiele nam wyjaśniła. Natomiast mamy już pełną wiedzę dotyczącą spadkowiczów – do Gold-Dentu dołączyło Progresso.

Zespołem, który teoretycznie mógł się jeszcze obawiać relegacji były Łabędzie. Aby temat zostawić za sobą, trzeba było pokusić się o jakieś punkty z Offsidem, albo liczyć, że Progresso przegra z Frodo KroosDe. I chociaż jesteśmy pewni, że zawodnicy Łabędzi nie chcieli uzależniać się od wyniku drużyny z Radzymina, to prawdopodobnie kalkulowali, że chyba jednak prędzej swój mecz przegra Progresso, aniżeli oni pokonają ligowego faworyta. No i stety lub niestety – tak było. Będziemy jednak z Wami szczerzy – spodziewaliśmy się po ekipie Maćka Pietrzyka dużo więcej w czwartkowy wieczór. Nie dość, że ostatnio grali naprawdę nieźle, to przecież swojego czasu potrafili dużo silniejszemu Offsidowi urwać punkty i zadawaliśmy sobie pytanie, dlaczego mieliby tego nie zrobić teraz. No ale nic z tego nie wyszło. Tak naprawdę, to jako-tako możemy ich pochwalić za premierowy kwadrans, gdzie mieli trochę okazji, gdzie nie grali źle, gdzie potrafili się odgryzać, ale już wtedy przegrywali 0:1, a wszystko załamało się po tym, gdy grając jednego zawodnika mniej (po żółtej kartce dla Rafała Raczkowskiego) stracili gola na 0:2. Potem rywale dołożyli też trafienie z rzutu karnego, no i w tym momencie mecz nam się skończyć. Druga połowa to już całkowita dominacja urzędujących mistrzów, którzy nie mieli żadnych problemów z klarowaniem sobie kolejnych okazji, w pewnym momencie prowadzili już 7:0, a w końcowym rozrachunku wygrali 8:1. Nastawialiśmy się na zupełnie inny mecz. Nie wiemy, czy Łabędzie były tak pewne, że co by się tutaj nie stało, to i tak zachowają ligowy byt, no ale zagrały słabiutko. Bez werwy, bez odwagi – szkoda. Z kolei dla Offsidu to był kolejny spacerek i wyobrażamy sobie, że oni nie wrzucili tutaj nawet 4 biegu. A przecież kilka sezonów temu Łabędzie znacząco utrudniły im walkę o tytuł, dlatego Paweł Bula mógł przypuszczać, że teraz też trzeba się nastawić na ciężki bój. Okazało się to jednak fałszywym alarmem. Tym samym obrońcy tytułu pozostają w grze o złoto, zwłaszcza że w ostatniej kolejce grają z Progresso i nie widzimy innej opcji, niż pewne trzy punkty. Ale to do pełni szczęścia może być za mało, bo oprócz tego potrzebna jest jeszcze porażka In-Plusu. A czy Księgowi powinni się obawiać…

Frodo KroosDe Team? Gdybyśmy mieli podejmować decyzję na bazie ostatnich meczów z udziałem zespołu Michała Wytrykusa, to nie widzimy powodów do obaw. Bo ekipa z Duczek w poprzednich tygodniach niczego wielkiego nie gra, a kolejnym dowodem na to było spotkanie z Progresso. Ktoś pomyśli, widząc wynik 7:3, że faworyci nie mieli tutaj żadnych problemów i wszystko poszło im jak z płatka. Bzdura. W naszej opinii oni mogą mówić o dużym szczęściu, że zgarnęli tutaj całą pulę, bo spotkanie długo im się nie układało. Progresso na ten mecz przyjechało w solidnym składzie i widać było, że chce powalczyć o swój pierwszoligowy byt. Do tego dochodziła też chęć zmazania plamy po klęsce z In-Plusem. No i premierowe minuty tej potyczki to zaskoczenie. Progresso wychodzi na prowadzenie, potem notuje też strzał w słupek i widać, że nic sobie nie robi z tego, że przez niemal wszystkich jest skazywane na pożarcie. BA! W 18 minucie pięknego gola zdobywa Bartek Balcer i faworyci przegrywają już 0:2! No i dziś możemy gdybać, jak to spotkanie by się zakończyło, gdyby nie feralna końcówka pierwszej połowy w wykonaniu ekipy z Radzymina. Zaczęło się od niewykorzystanej, 100% sytuacji przez Marcina Jadczaka, gdzie wystarczyła odrobina szczęścia, a Przemek Wycech wyciągałby piłkę z siatki po raz trzeci. Potem fatalny błąd popełnił Janek Lech. Bramkarz Progresso w niegroźnej sytuacji podał piłkę pod nogi Maćka Kamińskiego, a ten z prezentu skorzystał i zmniejszył straty. A gdyby tego było mało, to w ostatniej akcji tej części gry Adrian Mariak źle podał w kontrze do swojego kolega, KroosDe przechwyciło futsalówkę, akcja poszła w druga stronę, a za chwilę próbujący naprawić swoją pomyłkę Adrian Mariak wpakował Zinę do własnej świątyni. Mogło być 3:0, a zamiast tego zrobiło się 2:2. No i to musiało mieć wpływ na drużynę Marcina Jadczaka. Chłopaki nie byli w stanie podnieść się po tym co się wydarzyło, z czego skorzystali konkurenci, którzy w trakcie pięciu minut drugiej połowy zdobyli trzy gole z rzędu i na tym emocje się skończyły. Naprawdę szkoda, że tak szkolne błędy przyczyniły się do porażki Progresso i jednocześnie do spadku tej ekipy. Gdyby utrzymali prowadzenie trochę dłużej i zmusili Frodo do ataku pozycyjnego, to naszym zdaniem mogliby sprawić sensację. Ale to tylko nasze projekcje, w które w tym momencie nie mają już większego sensu. Przegrani żegnają się z elitą NLH, jednak na pocieszenie trzeba napisać, że dobrze iż stało się to w takich okolicznościach, a nie po meczu z In-Plusem. Wiemy, że inaczej to sobie wyobrażali, ale plus dla nich, że walczą do końca i liczymy, że tak samo będzie w ostatniej serii z Offsidem. Z kolei Frodo wygrało to trudne spotkanie i tym samym nadal liczy się w grze o podium. Tyle że tak jak napisaliśmy wcześniej – z taką grą, przy założeniu że In-Plus będzie miał optymalny skład, nie mają czego szukać w spotkaniu "o wszystko". Wiadomo - to tylko piłka, ale jak mawia klasyk – jeśli coś nie działa przez kilka tygodni, to naiwnym byłoby wierzyć, że zadziała w najważniejszym momencie. Ale wierzyć oczywiście trzeba.

A po czwartkowych meczach już wiemy, że mistrzem Nocnej Ligi na pewno nie zostanie Dar-Mar. Prawdopodobnie tej ekipy zabraknie nawet na podium, bo po porażce z Mabo odłączyła się od peletonu goniącego In-Plus i będzie walczyła jedynie o miejsca 4-5. To na pewno spory cios dla Norberta Kucharczyka i spółki, a teraz przyjrzymy się jak do tego doszło, bo jak wszyscy doskonale wiecie, okoliczności porażki z obozem Wojtka Kuciaka były nieprawdopodobne. Zacznijmy od tego, że pierwsza połowa to były typowe piłkarskie szachy. Okazji było jak na lekarstwo, nikt nie chciał podjąć zbędnego ryzyka i wiedzieliśmy, że mecz otworzy się dopiero wtedy, gdy zobaczymy tutaj jakąś bramkę. No i na szczęście w drugiej połowie padła ona dość szybko – po źle przeprowadzonej zmianie przez Dar-Mar, Arek Stępień stanął oko w oko z Norbertem Kucharczykiem i precyzyjnym strzałem nie dał mu żadnych szans. To rozochociło dawny Fil-Pol, który w krótkim odstępie czasu stworzył sobie dwie kolejne okazje, które mogły mu przynieść bramkę na 2:0. Najpierw jednak Arek Stępień nie zamknął podania Karola Sochockiego, a potem Krzysiek Włodyga pomylił się w sytuacji, gdy bramka przeciwników była praktycznie pusta. I to się zemściło. W 31 minucie Krystian Rogala wyłożył Zinę jak na tacy Danielowi Matwiejczykowi, a ten z najbliższej odległości wpakował ją do siatki. Od tego momentu to Dar-Mar wyglądał lepiej i to jemu było bliżej do bramki na 2:1. W 35 minucie chłopaki nie wykorzystali co prawda 100% sytuacji, gdy Mariusz Piórkowski nie był w stanie pokonać z bliska Michała Dudka, ale co się odwlekło, to nie uciekło – chwilę później Piotrek Manaj efektowną główką z kilkunastu metrów dobił uderzenie Daniela Matwiejczyka i to Dar-Mar znowu był na prowadzeniu. Mabo odpowiedziało jednak natychmiast – Krzysiek Włodyga zagrał do Karola Sochockiego, ten odwrócił się w kierunku bramki i efektu można się domyślić – 2:2! Tyle że remis nikomu tutaj nie pasował. Żeby pozostać w walce o złoto trzeba było wygrać, z czego jedni i drudzy świetnie zdawali sobie sprawę. Końcówka spotkania to były już gigantyczne emocje, bo obydwa zespoły miały swoje okazje, by zadać decydujący cios. Najpierw piłki meczowej nie wykorzystał Karol Sochocki, który w dogodnej sytuacji przeniósł piłkę nad poprzeczkę. Dar-Mar odpowiedział za to strzałem w słupek Piotrka Manaja. Czas mijał, wynik pozostawał bez zmian i gdy do końca było 14 sekund Dar-Mar zagrał ALL-IN. Znowu wycofał bramkarza, wcielił się w niego Daniel Gomulski i to właśnie on oddał strzał rozpaczy, który łatwo złapał jednak Michał Dudek. Golkiper Mabo wiedział, że Dar-Mar zostawił swoją bramkę pustą, dlatego w swoim stylu posłał ją w tamtym kierunku i… dalej wszystko już wiecie. Piłka wpadła do siatki, a bramkarz Mabo w ramiona swoich kolegów. Coś niesamowitego, by w tak kulminacyjnym momencie, przy wyniku 2:2 i kilku sekundach na zegarze, wykazać się taką odpornością psychiczną i precyzją. WOW. Dar-Mar nie miał już czasu, by podnieść się po tym ciosie i tak jak kilka tygodni wcześniej sam odczuwał ogromną euforię po golu z ostatniej sekundy (przeciwko Offsidowi), tak teraz był po tej drugiej stronie. Czy zasłużył na porażkę? Naszym zdaniem remis byłby tutaj optymalnym rozstrzygnięciem, ale Dar-Mar podjął ryzyko i miał po prostu pecha. Ale nie zapominajmy, że we wspomnianym wcześniej starciu z Offsidem miał z kolei furę szczęścia, bo na zwycięstwo nie zasługiwał, a trzy punkty dopisał. Taki jest futbol. Konsekwencje tej porażki są oczywiste i Dar-Maru na 99% zabraknie na podium 1.ligi. A Mabo w tym temacie wszystko ma swoich nogach. Złota raczej nie będzie, bo jednak porażki z In-Plusem czy Offsidem robią swoje, a poza tym przed nimi arcytrudny rywal, czyli Vaveosport. Ale każdy kolor medalu byłby bardzo cenny, bo w tak silnej stawce, przy tylu kandydatach, nie ma co wybrzydzać. Zwłaszcza, że być tak blisko celu i ostatecznie go nie osiągnąć – to siedziałoby w ich głowach jeszcze bardzo, bardzo długo…

A co wszystkie powyższe wyniki oznaczały dla Vaveosportu? Chłopaki z Kobyłki liczyli oczywiście na wpadki największych konkurentów do walki o podium, ale tak naprawdę to nic nie ułożyło się po ich myśli. Dlatego tym prędzej trzeba było o tym zapomnieć i skupić się na swojej robocie, co w tym przypadku oznaczało pokonanie Al-Maru. A po tym, jak Vaveo wygrało w dobrym stylu Puchar Ligi, to chyba nikt nie spodziewał się tutaj innego rozstrzygnięcia, niż cała pula dla Janka Szulkowskiego. Ale Al-Mar który zapewnił sobie utrzymanie, wcale nie stał na straconej pozycji. Wystarczyło, żeby trzymał się prostej zasady – nie wdawał się w wymianę ciosów. Bo jeśli z tym konkretnym przeciwnikiem będziesz chciał grać otwarty futbol, to możesz skończyć jak Dar-Mar. Marcin Rychta był tego świadomy, dobrze ustawił swój zespół i wcale nie był daleko od sukcesu. Co prawda Vaveosport miał sporą przewagę niemal we wszystkich statystykach, ale dalecy jesteśmy od stwierdzenia, że dominował, że nie dawał przeciwnikowi złapać oddechu, a już na pewno nie zdobywał goli z koronkowych akcji. Sporo bramek jakie tutaj padły dla zespołu z Kobyłki, to trafienia z gatunku lekko pół-śmiesznych – zwłaszcza te w pierwszej połowie. Ale na każdą bramkę tej ekipy, nieważne czy zdobytą z akcji czy po własnym błędzie, Al-Mar umiał odpowiedzieć. I ten stan utrzymywał się aż do 33 minuty, gdy wynik brzmiał 3:3 i wtedy naprawdę nie było jasne, kto tutaj zgarnie komplet punktów. Co więcej – to Al-Mar miał jako pierwszy doskonałą okazję, by zmienić rezultat na 4:3, ale dobrze bronił Marcin Marciniak. Ostatecznie decydujący cios zadali jednak faworyci, którzy na 3 minuty przed końcem po raz kolejny znaleźli sposób na Pawła Wysockiego i to skromne prowadzenie dowieźli do finału. I z jednej strony – wygrali zasłużenie. Natomiast z drugiej – Al-Mar wcale nie musiał tutaj skończyć z zerem. Ogólnie to odnosiliśmy wrażenie, że Vaveo grało jakby na zaciągniętym hamulcu. Być może już wiedzieli, że to zwycięstwo tak naprawdę niewiele im daje? Że podium chyba odjechało bezpowrotnie? Kto wie. Trochę wyhamowała ich defensywna taktyka przeciwników, no ale ci nie mogli tutaj zagrać inaczej. No i w sumie, patrząc tak z perspektywy czasu, obydwie strony mogą być po tym meczu zadowolone – Vaveo mniej z gry, a bardziej z wyniku, z kolei Al-Mar odwrotnie, ale przynajmniej ten zespół udowodnił, że zasługuje na to, by pozostać w 1.lidze na kolejny sezon. No i tym sposobem możemy płynnie przejść…

… do kolejnego meczu. Niestety spotkania bez historii, czyli takiego, jakich niestety wiele w tym sezonie 1.ligi. Było jasnym, że In-Plus nie da żadnych szans Gold-Dentowi i nie przeszkodziło mu w tym nawet to, że przez całą pierwszą połowę musiał sobie radzić bez zmian. Nie miał też nominalnego bramkarza, między słupkami stał Daniel Smoczyński, jednak nie miało to wpływu na końcowy rezultat tej potyczki. Gold-Dent do przerwy jeszcze się trzymał, może nawet miał nadzieję na to, że w drugiej połowie pokusi się o jakieś bramki i nie skończy się pogromem, ale ta nadzieja uleciała, gdy na placu gry pojawił się Tomek Warszawski. Dzięki jego obecności Księgowi zyskali dodatkową siłę rażenia i drugą połowę wygrali w stosunku 8:1. Chcielibyśmy napisać o tym spotkaniu coś więcej, ale nie bardzo jest co. In-Plus zachował przed ostatnią kolejką trzy punkty przewagi nad goniącym go peletonem, a to oznacza, że w rywalizacji z Frodo KroosDe potrzebuje punktu, by po raz drugi w historii Nocnej Ligi Halowej, zostać mistrzem rozgrywek. A czy tego dokona przekonamy się od godziny 20:05 w najbliższy czwartek. Gold-Dent zagra później, bo o 22:20 z Dar-Marem. I są tutaj pewne smaczki, bo w drużynie z Kobyłki nie brakuje zawodników, którzy przez wiele sezonów grali z Przemkiem Tucinem po tej samej stronie. I choćby z tego powodu liczymy, że to wreszcie będzie takie spotkanie z udziałem Dentystów, po którym wreszcie będziemy mieli o czym opowiadać.

Skróty wszystkich spotkań pierwszej ligi pojawiły się już w raportach meczowych. Na ich podstawie uzupełniliśmy statystyki, jakkolwiek jeśli widzicie jakiś błąd, to dajcie znać. Jak zwykle video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 1080p HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy!

Komentarze użytkowników: