fot. © www.nocnaligahalowa.pl

Opis i retransmisja 1.kolejki 2.ligi!

10 grudnia 2022, 16:38  |  Kategoria: Ogólna  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Z pełną odpowiedzialnością stwierdzamy, że inauguracja szesnastej edycji w wykonaniu drugoligowców nie zawiodła! Mecze były zacięte, a różnica bramek w żadnym nie przekroczyła trzech.

Gdybyśmy mieli jednak wskazać, gdzie dysproporcje pomiędzy drużynami były największe, to chyba w pierwszej parze. Bo chociaż Vitasport pokonał Burgery Nocą tylko 4:1, to był zespołem zdecydowanie lepszym. A wiele w kontekście końcowego wyniku rozstrzygnęło się na samym początku spotkania. Dawna Moja Kamanda zdobyła dwie bramki w premierowych dziewięciu minutach i ustawiła sobie ten mecz. Dopiero po upływie kwadransa przeciwnicy zaczęli odpowiadać na ich ataki i Mateusz Grochowski miał nawet piłkę na 1:2, ale w prostej sytuacji nie potrafił zmieścić futsalówki w siatce. To szybko się zemściło, bo na początku drugiej połowy piękną asystę Mateusza Trąbińskiego na bramkę zamienił Łukasz Brutkowski. Te straty wydawały się nie do odrobienia, tym bardziej że w obozie Mięsożernych niewidoczny był Patryk Czajka. Na palcach jednej ręki można policzyć dryblingi, które ten zawodnik wykonał, a przecież jego charakterystyczne zwody to coś, z czego najbardziej kojarzymy mecze Burgerów. Ale mimo że mecz się nie układał, to ferajna Arka Daleckiego miała okazję by wrócić do gry. W 32 minucie Mateusz Grochowski zrehabilitował się za pudło z pierwszej połowy i w sytuacji sam na sam pokonał Łukasza Trąbińskiego. A za chwilę powinno być już tylko 2:3, lecz Burgery nie wykorzystały wybornych okoliczności, bo zamykający akcję Patryk Czajka trafił w słupek. Dziś możemy gdybać, co byłoby w sytuacji, gdyby piłka jednak wpadła do siatki. A tak kilka minucie później było już po meczu – niepotrzebny faul Arka Daleckiego, sędzia wskazuje na rzut karny a wynik ustala Mateusz Trąbiński. Vitasport wygrał zasłużenie i tak naprawdę miał tylko jeden słabszy moment w tej potyczce. Fajnie pokazał się nowy zawodnik Maciek Zambrzycki, na którego warto zwrócić uwagę przy okazji kolejnych meczów dawnej Mojej Kamandy. Burgery muszą z kolei przemyśleć swoją grę, bo chyba zdają sobie sprawę, że dalecy byli od dyspozycji, z której ich znamy i lubimy. Ale oddajmy rywalom, że pozwolili im na bardzo niewiele i nawet gdyby udało się wycisnąć jak cytrynę ten lepszy fragment gry w drugiej połowie, to tylko zaciemniłoby nam obraz ich postawy. Stać ich bowiem na dużo więcej i mamy nadzieję, zobaczyć to „więcej” przy okazji najbliższej potyczki.

Dużo bardziej otwarte i bramkostrzelne widowisko zobaczyliśmy przy okazji drugiego spotkania. Silent Impact podejmował Tubę Juniors i chyba dla większości neutralnych kibiców, ale trochę orientujących się w realiach NLH faworytem byli ci drudzy. Zwłaszcza, że w ich obozie zadebiutował Rafał Wielądek, który uprzedzając fakty, był jednym z głównych ojców sukcesu ekipy z Rembertowa. Po stronie Silent Impact dała się zauważyć nieobecność braci Roguskich. Skład był jednak bardzo szeroki i to na tyle, że Kamil Dąbrowski i Przemek Bielski nie weszli na boisko nawet na chwilę. Ale pewnie wynikało to również z ich odpowiedzialności – po prostu widzieli, że mecz jest na styku i woleli, by na boisku przebywali najlepsi. Ale nawet oni nie byli w stanie zapobiec porażce. Tuba była w tej potyczce drużyną dojrzalszą, która miała więcej pomysłu na rozegranie akcji i co najważniejsze – dobrze zaczęła grać już od pierwszej minuty, bo już w swojej premierowej akcji zdobyła gola na 1:0. Dawna StimaWell potrzebowała więcej czasu, by wejść na odpowiednie obroty, ale problem polegał na tym, że wynik szybko robił się niebezpieczny. W 25 minucie, po trafieniu Patryka Araźnego było już 1:4, a za chwilę zrobiło się 2:5. Te trzy bramki przewagi trochę uśpiły Tubę, co wykorzystali oponenci. Najpierw bardzo aktywny tego wieczora Kacper Rawski wykorzystał podanie Bartka Kamińskiego, a potem kolejną asystę tego zawodnika wykorzystał Dominik Ołdak. Jeden gol różnicy zmusił zawodników z Rembertowa do powrotu na właściwą ścieżkę. W 34 minucie gola zdobywa Rafał Wielądek, ale niemal od razu odpowiada Dominik Ołdak. Silent Impact decyduje się, by ostatnich kilka minut zagrać z wysoko wysuniętym bramkarzem – w tę rolę wcielił się Kamil Śliwowski. No ale niestety – praktycznie pierwszy kontakt z piłką popularnego Śliwy w nowej roli zakończył się tragicznie – prosta strata i Michał Nowaczyński zdobywa łatwą bramkę na 7:5. Przegrywający walczyli do końca, znów zbliżyli się na odległość jednego trafienia, lecz ich marzenia prysły po indywidualnej szarży i bramce Damiana Wyrobka. Tuba trochę na własne życzenie sprowadziła mecz do nerwowej końcówki. To nie musiało tak wyglądać, ale na końcu najważniejsze są punkty. To co nas trochę dziwi to fakt, że na osiem bramek triumfatorów, ani jednego nie zdobył Szymon Gołębiewski, ale to też pokazuje, jakim potencjałem dysponują Juniorzy. A Impact? Szkoda tej kiepskiej pierwszej połowy, natomiast było jasnym od początku że ten projekt potrzebuje trochę czasu. Nie ma więc mowy o żadnej „załamce”, bo jak na takie pospolite ruszenie i pierwszy wspólny mecz na hali – plusów było zdecydowanie więcej niż minusów.

A o godzinie 21:35 mieliśmy okazję przyjrzeć się jak gra pierwsza z dziewięciu nowych ekip, jakie przystąpiły do kolejnego sezonu NLH. Ferajnę United czekała trudna przeprawa, bo nie dość, że na własne życzenie rozpoczęli granie od 2.ligi, to na dobry wieczór dostali za rywala niezwykle solidną drużynę JMP. W zapowiedziach pisaliśmy, że to mogą być trochę piłkarskie szachy, że nie spodziewamy się wielu bramek i ogólnie tempo spotkanie może nie być ultra-wysokie. To wszystko się potwierdziło. Obejrzeliśmy mecz, gdzie dominowała przede wszystkim dyscyplina taktyczna, tutaj nikt nie chciał się odsłonić ani przesadnie ryzykować, co zwłaszcza w przypadku Ferajny było zrozumiałe. Oni wpierw musieli oswoić się trochę z warunkami, wymienić między sobą kilka prostych piłek, natomiast już na początku mieli kilka okazji, by wyjść na prowadzenie. Ale nawet gdyby im się to udało, to pewnie na drużynie JMP nie zrobiłoby to większego wrażenia. Obóz Damiana Zalewskiego nie poddaje się atmosferze meczu, zawsze gra swoją grę i w naszej lidze daje im to doskonałe efekty. W dodatku ten zespół miał też trochę szczęścia przy okazji bramki na 1:0. Wynik mógł być bowiem odwrotny, ale doskonałej sytuacji dla Ferajny nie wykorzystał Michał Wątkowski, akcja od razu poszła w drugą stronę i niezawodny Adrian Wrona znalazł sposób na Damiana Białka. To był jedyny gol jaki zobaczyliśmy w pierwszej połowie, lecz w drugiej było pod tym względem dużo lepiej. I co ciekawe – strzelanie rozpoczęli tutaj debiutanci. Patryk Grzelak wykorzystał swoje umiejętności w grze tyłem do bramki i za chwilę został historycznym autorem premierowego gola dla Ferajny United. To zapowiadało jeszcze większe emocje w ostatnich 10 minutach spotkania, ale tutaj wyszło już doświadczenie rywali. Gracze JMP skutecznie oddalili niebezpieczeństwo od własnej świątyni i coraz częściej przebywali w okolicach pola karnego oponentów. Aż w końcu w 32 minucie Damian Zalewski przypomniał, dlaczego został uhonorowany mianem MVP poprzedniego sezonu 3.ligi i przywrócił prowadzenie faworytom. Ferajna zdawała sobie sprawę, że w takich okolicznościach będzie musiała za chwilę zaryzykować. I mimo, że decyzja była słuszna, to skończyła się dla nich wbiciem gwoździa do ich trumny. Damian Białek nie zdążył wrócić do bramki po własnym strzale, co skrzętnie wykorzystał Adrian Wrona i mecz zakończył się wynikiem 3:1. Ekipa JMP zrobiła więc to, co do niej należało. Może bez fajerwerków, natomiast trzeba docenić ich solidność. Tym bardziej, że rywal okazał się naprawdę wymagający. Ferajna jak na debiut pokazała się z dobrej strony a czas będzie grał na jej korzyść, bo są jeszcze tutaj spore rezerwy. Najważniejsze, że chłopaki wiedzą już z czym się je Nocna Liga i to powinno przyspieszyć proces otwarcia dorobku punktowego.

A kto by pomyślał, że w gronie drużyn, które również będą musiały odłożyć na później zdobywanie oczek będzie GS Zabrodziaczek. Zespół Darka Wiąckiewicza mógł grać przecież w 1.lidze, jest aktualnym mistrzem 2.ligi, a jednak nie był w stanie wygrać z ekipą, która zajęła w tamtym sezonie 4 miejsce w 3.lidze. Ale gdybyśmy tak to zostawili, to bardzo spłycilibyśmy temat. Każde wie, że AutoSzyby to drużyna z niesamowitymi umiejętnościami, która jednak wciąż dojrzewa piłkarsko i trudno powiedzieć, którą wersję siebie zaprezentuje danego wieczora. Ale w środę to była jedna z najlepszych wersji ekipy Kamila Wiśniewskiego. Zdeterminowana, wybiegana, skuteczna, a przy okazji wykorzystująca błędy rywala. No właśnie – oczywiście nie pamiętamy przebiegu wszystkich meczów z udziałem Zabrodziaczka w tamtym sezonie, no ale nie licząc feralnego spotkania z Wesołą, to nie przypominamy sobie, by ten zespół popełniał tyle prostych błędów. Ale zacznijmy od początku – w odróżnieniu do innych meczów tutaj nie było żadnego wyczekiwania, tylko jedni i drudzy od razu zaczęli wyprowadzać ciosy. Zaczął Bartek Bajkowski, ale szybko odpowiedział Michał Zawisza. Potem mieliśmy dłuższy okres bez bramki, gdzie Zabrodziaczek starał się wykorzystywać do rozegrania własnego bramkarza. Bartek Kaput, czyli lotny golkiper tej ekipy grał dość ryzykownie, natomiast wydawało nam się, że koledzy z zespołu nie zawsze potrafili wykorzystać tworzoną przez niego przewagę. Na domiar złego w 17 minucie defensywa ekipy w białych koszulkach nie powstrzymała duetu Bartek Bajkowski – Tomek Mikusek i było 1:2. A po tym trafieniu fatalna pomyłka przytrafiła się Krzyśkowi Lewandowskiemu. W banalny sposób popularny „Lewy” stracił piłkę na rzecz Bartka Bajkowskiego, a ponieważ bramka była pusta, to koniec tej historii można sobie wyobrazić. Zabrodziaczek zdołał jednak tuż przed przerwą zmienić rezultat na 2:3 i wciąż nie wszystko było stracone. Tyle że faworyci znów sami podcięli sobie skrzydła. Tak rozegrali własny rzut rożny, że nie zaasekurowali swojej bramki i strzałem z własnej połowy pokarał ich Łukasz Flak. Sytuacja była już bardzo zła i chociaż wiarę Zabrodziaczkowi przywrócił gol Karola Chmiela, to był to tylko łabędzi śpiew. W końcówce przegrywający przerzucili już siły do ofensywy, z czego dwukrotnie skorzystali oponenci, a konkretnie Łukasz Flak i strzałem na pustą bramkę Kuba Skotnicki. Szyby wygrały więc 6:3 i to prawdopodobnie jeden z cenniejszych skalpów w ich przygodzie z NLH. Wreszcie był balans między obroną a atakiem, do tego doszła dobra skuteczność i można było świętować cenne zwycięstwo. Zabrodziaczek trochę z kolei zawiódł. Oczywiście – pozbawiony swojego najlepszego zawodnika, Piotrka Połodziuka nie miał takiej siły rażenia jak zwykle, ale ogólnie wrażenie było takie, że tym graczom którzy przyjechali i których było dość sporo, ciężko było złapać odpowiedni rytm. Mówi się jednak trudno, ta porażka niczego jeszcze nie przekreśla. Zwłaszcza że mamy do czynienia z zespołem, który umie wyciągać wnioski i jesteśmy pewni, że na drugiej kolejce zobaczymy ich w takiej odsłonie, do jakiej jesteśmy przyzwyczajeni.

No i czas by trochę opowiedzieć o ostatnim meczu, który kończył pierwszy dzień nowego sezonu. Kasbud, a więc dawny AGD Marking mierzył swoje siły z N-BUDem. Tę konfrontację obwieszczaliśmy jako kolejny rozdział rywalizacji między Mazurem Radzymin a Orłami Zielonka, bo to właśnie z tych klubów pochodzą przedstawicieli obydwu ekip. Ostatnio więcej powodów do radości miały Orzełki, lecz tym razem to oni musieli po ostatnim gwizdku pogratulować zwycięstwa rywalom. Jak do tego doszło? Zacznijmy od tego, że N-BUD zjawił się na mecz bez swojego kapitana, Marcina Zaremby. To było potężne osłabienie dla Budowlanych, bo nawet jeśli można dyskutować, czy pod względem umiejętności to najlepszy zawodnik w swojej ekipie, ale jest to gracz posiadający coś, co zdecydowanie wyróżnia go na tle kolegów – spokój. A przeciwko tak zmotywowanej i zdeterminowanej drużynie z Radzymina, ten czynnik był konieczny. I na początku kolegom Marcina udawało się ten spokój zachowywać. To również dzięki niemu wyszli na prowadzenie 1:0, gdy Mateusz Muszyński otworzył wynik. Ale później do głosu doszli gracze w białych koszulkach. I im dłużej ta potyczka trwała, tym ich przewaga zarysowywała się nie tylko w ogólnym obrazie, ale też w statystykach. Do przerwy było już 1:1, a zaraz po niej Kamil Kośnik dał Kasbudowi pierwsze prowadzenie w tym meczu. Lada moment zrobiło się 3:1, a na listę strzelców wpisał się świetnie grający Maciek Roguski. Ten sam zawodnik w 29 minucie znowu znalazł sposób na Bartka Muszyńskiego i było jasne, że N-BUD potrzebuje cudu, by cokolwiek tutaj zdziałać. Ale cud nie nadszedł. Jednak trudno powiedzieć, czy przegrani mogą mieć do siebie jakieś pretensje. Według nas nie tyle co sami zagrali słabo, ale trzeba oddać Kasbudowi, że zaprezentował bardzo przyjemny dla oka futsal. Mamy porównanie tej ekipy z poprzednim sezonem i ówczesny AGD Marking głównie biegał i walczył. Teraz dołożył do tego jakość. Wymiana pozycji, asekuracja, fajny atak pozycyjny – to się naprawdę dobrze oglądało. I N-BUD nie miał na to recepty. Nieobecność kapitana, wąska ławka rezerwowych, a do tego pechowa kontuzja Mateusza Hopci, który biegał z rozciętą wargą – to oczywiście nie pomogło. Jednak dalecy jesteśmy od stwierdzenia, że nawet gdyby skład był pełny, to N-BUD ugrałby tutaj więcej. I choćby z tego powodu z tą porażką pewnie łatwiej jest się pogodzić. Wygrał po prostu lepszy.

Retransmisję wszystkich spotkań drugiej ligi (z komentarzem) można obejrzeć poniżej. Video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 1080p60 HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy! Jednocześnie prosimy Was o weryfikację statystyk z Waszych meczów - jeśli znajdziecie jakiś błąd, to prosimy o jak najszybszą informację.

Komentarze użytkowników: