fot. © www.nocnaligahalowa.pl

Opis i retransmisja 4.kolejki 1.ligi!

22 stycznia 2023, 17:58  |  Kategoria: Relacje  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

In-Plus miał być w tym sezonie nietykalny. A niewiele zabrakło, by potknął się na zespole, z którym nigdy nie miał większych problemów…

Kłopotów z ekipą Janka Szulkowskiego nie miał również w tamtym sezonie Kartonat. Jeszcze pod nazwą Mabo chłopaki ograli Vaveosport aż 10:2, czym podstemplowali trzecie miejsce na koniec sezonu. Od tamtego czasu trochę się jednak zmieniło. Vaveo połączyło się z Gold-Dentem i mimo klęski na starcie z Alpanem, w kolejnych meczach ten zespół grał naprawdę dobrze i notował serię dwóch zwycięstw z rzędu. Kartonat pod tym względem wyglądał gorzej – 3 mecze, z czego tylko jeden zwycięski i ogólnie gra tego zespołu na pewno nie jest jeszcze na tym poziomie, na jakim była 12 miesięcy temu. Z tego też powodu to Dentyści byli tutaj faworytem, chociaż wiele zależało od obecności wspomnianego Janka Szulkowskiego. Ostatecznie liderowi Gold-Dentu udało się dojechać i znów miał on niebagatelny wpływ na końcowy wynik z udziałem swojej ekipy. Ale rezultat tej potyczki rozstrzygnął się dopiero w drugiej połowie. Pierwsza była wyrównana, może z lekkim wskazaniem na Gold-Dent, natomiast Kartonat trzymał się nieźle. Zdarzało mu się co prawda zaspać w obronie i trochę za łatwo dopuścić przeciwnika do sytuacji strzeleckiej, ale póki wszystko udawało się nadrabiać z przodu, to nie stanowiło to wielkiego problemu. Do przerwy wynik brzmiał 2:2 i przy tej klasie zawodników po obydwu stronach, tutaj wszystko mogło się jeszcze zdarzyć. Druga odsłona rozpoczęła się od bramki Damiana Zajdowskiego, no i powstawało pytanie czy i tym razem ekipie Wojtka Kuciaka uda się szybko zrewanżować. Była taka szansa, bo w 25 minucie Arek Stępień miał na nodze piłkę na 3:3, ale nie zdołał zmieścić jej w bramce. Gold-Dent drugiej okazji już oponentowi nie dał i lada moment po kolejnej akcji duetu Damian Zajdowski – Jan Szulkowski, ten pierwszy znów wpisał się na listę strzelców. Od tego momentu przewaga faworytów była już większa. Kartonat nie był w stanie obronić się przed stratą następnego trafienia i po bramce Maćka Lamenta przewaga wynosiła trzy gole. I mimo, że Karolowi Sochockiemu udało się ją trochę zmniejszyć, to błyskawicznie odpowiedział Maciek Lament, który płaskimi strzałami nie dawał żadnych szans Michałowi Dudkowi. Wynik 6:3 nie pozostawiał tutaj złudzeń. W ekipie Kartonatu nie widzieliśmy już potencjału na kolejny zryw, no i trzecia z rzędu porażka stała się rzeczywistością. To chyba koniec jakichkolwiek marzeń o zaatakowaniu podium w tym sezonie i teraz trzeba się martwić, by szybko wydostać się z dołu tabeli. Ale to nie będzie proste, bo tak jak pisaliśmy – chłopaki są daleko od tego, co grali w minionej edycji i co przynosiło im super efekty. Najważniejsze, by szybko się przełamali, bo kolejne porażki mogłyby pogłębić ich trudne położenie. Nie ma z kolei wątpliwości, że Gold-Dent będzie grał o najwyższe cele. Tu są ambicje poparte konkretną jakością i nie ma ekipy, która w tym momencie zasługiwałaby bardziej na trzecią lokatę, niż właśnie Dentyści. Chociaż oni celują wyżej.

A bardzo podobny mecz jak ten pierwszy oglądaliśmy od 20:50. Łabędzie podejmowały Wesołą i chociaż pewnie nie było takich, którzy wieszczyli tutaj niespodziankę, to chyba też nikt nie liczył na to, że Wesoła przejedzie się po niżej notowanym rywalu walcem. Inna sprawa, że w obozie Detoxu brakowało tego wieczora kilku bardzo ważnych ogniw – Marcina Czesucha, Michała Szymańskiego oraz Karola Kopcia. To nie ułatwiało zadania ekipie z Sulejówka, chociaż po drugiej stronie boiska Rafał Sosnowski też miał swoje problemy. I to takie, że pierwszy raz w tym sezonie musiał stanąć na bramce, ale akurat o to, że spokojnie da sobie tutaj radę, byliśmy spokojni. Przechodząc już do samego spotkania, to zaczęło się ono dobrze dla Łabędzi. Przemek Laskowski, grający jako lotny bramkarz Detoxu pokusił się o zaskakujący strzał z daleka i piłka ugrzęzła w siatce. Wesoła potrzebowała trochę czasu, by się do tego trafienia ustosunkować, ale gdy już przełamała impas strzelecki, to od razu dwukrotnie. Najpierw gola zdobył Patryk Jach, a chwilę później Kamil Wróbel, który wykorzystał pustą bramkę przeciwników. Mylił się jednak ten, który sądził, że to jest właśnie ten moment, gdy drogi obydwu zespołów się rozminą. Łabędzie nadal były w grze, a w 14 minucie na listę strzelców wpisał się Maciek Pietrzyk, który na parkiecie pojawił się chwilę wcześniej. W tym zespole mógł się też podobać Damian Krasnodębski. Filigranowy pomocnik, którego w Zielonce widzieliśmy po raz pierwszy, stwarzał sporo zamieszania i początkowo był jednym z pozytywnych bohaterów spotkania. To on w 18 minucie zanotował strzał w słupek bramki Wesołej, ale chwilę później zapisał się w protokole żółtą kartką. Oponenci szybko to wykorzystali i po bramce Michała Alberskiego, faworyt prowadził do przerwy 3:2. A tuż po krótkim odpoczynku, vicelider tabeli pokazał dlaczego zajmuje taką, a nie inną pozycję. Rafał Sosnowski zagrał do Kamila Wróbla, a ten mocnym strzałem pod poprzeczkę zmusił do kapitulacji Przemka Laskowskiego. Lada moment było już 5:2 i powoli przestawaliśmy wierzyć, że Łabędzi stać na podjęcie rękawicy. Szansa ku temu stworzyła się w 29 minucie, gdy żółtą kartkę obejrzał Rafał Kolasa. Ale gra w przewadze nie kleiła się ekipie w białych koszulkach, a jakiekolwiek nadzieje na dobry wynik uleciały wraz z drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartką dla Damiana Krasnodębskiego. Ten zawodnik nie utrzymał nerwów na wodzy, powiedział kilka słów za dużo, a skutki jego zachowania odczuła drużyna. Grając o jednego mniej przez pięć minut chłopaki stracili kolejne dwa gole i ostatecznie przegrali mecz 2:7. Za wysoko jak na to, co widzieliśmy na boisku, no ale jak się gra łącznie siedem minut w osłabieniu, to trudno się dziwić. Wesoła nie zagrała może wielkiego meczu, lecz była bardzo konsekwentna, popełniła mniej błędów niż rywal i wygrała zasłużenie. Co do Łabędzi, to nadal stoimy na stanowisku, że postawa tej ekipy gwarantuje w tym sezonie względny spokój, jeśli chodzi o walkę o utrzymanie. Trzeba się jednak wystrzegać takich głupich kar jak w ostatni czwartek, bo z Wesołą porażka była w jakimś stopniu wkalkulowana, ale z rywalem na podobnym poziomie, strata punktów w ten sposób może być brzemienna w skutkach.

Zespołem, który w 4.kolejce musiał liczyć się ze stratą oczek był Al-Mar. 2:9, 2:11, 1:8 – to wyniki trzech ostatnich meczów z In-Plusem, co pokazywało jak bardzo niewygodnym przeciwnikiem dla ekipy Marcina Rychty są Księgowi. Jednak gdy zobaczyliśmy, że Patryk Gall ledwo uzbierał meczową piątkę, że nie w pełni sił jest Filip Góral, a na boisku w ogóle nie pojawił się Bartek Przyborek, to już wtedy byliśmy niemal pewni, że do pogromu nie dojdzie. Że owszem, In-Plus wygra, ale różnicą kilku bramek, co nie będzie żadnym dyshonorem dla Al-Maru. Tymczasem okazało się, że drużyna z Wołomina spokojnie mogła tutaj przynajmniej zremisować. Dobra postawa tego zespołu, zestawiona z kiepską dyspozycją przeciwników spowodowała, że obejrzeliśmy bardzo wyrównane widowisko, gdzie detale decydowały o sukcesie urzędujących mistrzów. To spotkanie miało kilka kluczowych momentów. Pierwszy, gdy przy stanie 1:0 dla obrońców tytułu, Czarek Szczepanek zdobył bramkę na 1:1 strzałem z własnego pola karnego, gdzie dosłownie chwilę wcześniej jego vis-a-vis obił słupek jego bramki. Kolejny moment, o którym warto wspomnieć, to kara 2-minutowa dla Igora Zielińskiego, niewykorzystana przez Al-Mar mimo wielu okazji. Z kolei kulminacyjna sytuacja całego spotkania to okolice 30 minuty. Przy stanie 2:2 Mateusz Adamski i Maciek Lęgas zawiązują kontrę, po której zespół z Wołomina wychodzi na sensacyjne prowadzenie. I po chwili ta drużyna wyprowadza kolejny groźny atak, gdzie wydaje się, że faulowany jest Mateusz Adamski. Sędziowie pozostają niewzruszeni, a od razu idzie akcja w drugą stronę i In-Plus zdobywa szczęśliwego gola po samobójczym trafieniu jednego z obrońców Al-Maru. Mamy więc 3:3, a w 34 minucie nikt nie kryje Daniela Smoczyńskiego, który po asyście Marcina Kura pakuje piłkę praktycznie do pustej bramki. Przegrywający walczą do końca, stratę na poziomie jednego gola świetnie utrzymuje Czarek Szczepanek, ale z przodu brakuje konkretów. Tak naprawdę, to Al-Mar miał już tylko jedną okazję, by wyrównać, lecz Maciek Lęgas odrobinę za mocno podał w trudnej sytuacji do Mateusza Błońskiego, a gdyby tę piłkę udało się przyjąć, to droga do bramki stałaby otworem. W końcowych sekundach dwukrotni mistrzowie NLH wykazali się już wyrachowaniem, mądrze dzielili się piłką i nie pozwolili, by wynik zmienił swoje oblicze. Po ostatnim gwizdku In-Plus mógł odetchnąć. To był słaby mecz w jego wykonaniu, jednak pod nieobecność wspomnianych Filipa Górala (wchodził tylko na krótkie zmiany) i Bartka Przyborka, nie było komu uspokoić gry. Zupełnie nie funkcjonował też atak pozycyjny. Dlatego Księgowi mogą mówić o szczęściu, bo śmiemy twierdzić, że gdyby "złapał" ich tutaj rywal wyżej notowany, to skończyłoby się porażką. Al-Marowi zabrakło niewiele i z boiska remis nie byłby wynikiem nieuczciwym. Dlatego domyślamy się, że w ich obozie dominowało zmieszanie, bo z jednej strony była dobra gra, tyle że nie przyniosła ona żadnego, wymiernego efektu. A szkoda, bo coś nam się wydaje, że drugi tak słaby In-Plus szybko im się nie trafi…

Po dwóch porażkach z rzędu odblokował się za to Alpan. Tego jednak należało oczekiwać, bo przeciwnikiem zespołu z Duczek było Auto-Delux, a więc ekipa która nie poznała jeszcze smaku nie tylko zwycięstwa, ale nawet remisu. I nic się w tej kwestii nie zmieniło. Ciężko nawet napisać, że tym razem było tego blisko, bo tak naprawdę tylko pierwsza połowa była tutaj w miarę równa. Ale i tak prowadził po niej Alpan. A byliśmy niemal pewni, że im dłużej to starcie będzie trwało, tym przewaga faworytów będzie rosła. I to się potwierdziło. Tak naprawdę, to Auto-Delux miało w drugiej połowie tylko na początku okazję, by napsuć trochę krwi dawnemu KroosDe Team, lecz Michał Wytrykus wygrał pojedynek z Remkiem Muszyńskim. Reszta to już historia. Gracze w niebieskich koszulkach zaczęli bardzo konsekwentnie powiększać swój dorobek i szybko ze stanu 2:1 doszli do bardzo bezpiecznego 5:1. Przegrywającym nie pomógł nawet Patryk Dybowski, który po raz pierwszy w tym sezonie pojawił się w barwach drużyny z Kobyłki i miał nawet udział przy dwóch bramkach. Jedną zdobył sam, a w drugiej sytuacji wywalczył rzut karny, którego na gola zamienił Remek Muszyński. No ale z pozytywów to byłoby na tyle. Alpan kontrolował mecz, nie odczuwał żadnej presji i dość spokojnie doprowadził do szczęśliwego finału. Przeciwnikom udało się co prawda trochę przypudrować rezultat, bo w ostatnich minutach zdobyli dwie bramki z rzędu, ale to jedynie kosmetyka. Na razie Auto-Delux po prostu odstaje do reszty pierwszoligowych ekip. Piszemy "na razie", bo to może się jeszcze zmienić, zwłaszcza że w swoim rozkładzie mają jeszcze kilka meczów, gdzie rywal będzie na podobnym poziomie. Jednak z taką grą, którą obecnie oglądamy w ich wykonaniu, nie można mieć wielkich złudzeń. I sami się zastanawiamy, jaki jest ich plan na drugą część sezonu, bo tutaj trzeba coś zmienić, żeby dać sobie impuls do walki o utrzymanie. Pytanie tylko czy oni mają jakikolwiek plan B. Co do Alpanu, to chłopaki chyba się nawet za bardzo nie spocili. Sam Filip Gac miał tyle okazji, że gdyby wykorzystał wszystkie, to wynik mógł być dwucyfrowy. To świadczy o ogromnej przewadze, jaką miała ta ekipa. Najważniejsze, że udało się wrócić na zwycięską ścieżkę a teraz przed nimi bardzo ważny mecz z Wesołą. I oni wcale nie stoją tutaj na straconej pozycji. Bo jeżeli Alpan zagra w pełnym składzie i na miarę swoich umiejętności, to wcale byśmy się nie zdziwili, gdyby Wesołej wcale nie było wesoło po ostatnim gwizdku.

A tak się złożyło, że na koniec 4.kolejki przypadł mecz dwóch bardzo zasłużonych ekip dla NLH. Dar-Mar kontra Offside to klasyk naszej ligi, nawet jeśli te zespoły mają w tej edycji pewne problemy i nie wydaje się, by miały powalczyć o mistrzostwo. Tak naprawdę, to jedna z tych drużyn z wyścigu o tytuł miała się wycofać właśnie po tym spotkaniu i chodziło oczywiście o przegranego. Offside pokonał ostatnio Alpan i widać było, że nie złożył jeszcze broni w kontekście medali. Z tego też powodu to jego bukmacherzy wskazywali na faworyta, natomiast nie takiego, żeby obstawiać tutaj za maksymalną możliwą kwotę. Dar-Mar choćby w poprzednim sezonie potrafił pokonać ferajnę Pawła Buli i na pewno miał apetyt, by powtórzyć tamto osiągnięcie. Tyle że wynik końcowy tego starcia był dla Dar-Maru druzgocący. Nawet w najczarniejszych snach nie można było zakładać, że dojdzie do takiego pogromu – ba! Coś takiego nie przychodziło nam do głowy nawet po pierwszej połowie, która zakończyła się bardzo skromnym prowadzeniem Offsidu w stosunku 2:1. Można się nawet zastanawiać, czy ten rezultat był zasłużony, bo według nas to Dar-Mar prezentował się trochę lepiej, natomiast obydwie bramki po prostu sprezentował przeciwnikowi. Najpierw należytej koncentracji nie zachowała obrona, która dała się zaskoczyć Szymonowi Klepackiemu po strzale z rzutu wolnego. Z kolei przy stanie 1:1 błąd popełnił Bartek Kucharczyk. Próba wybicia piłki od własnej bramki była tak nieudolna, że futsalówka spadła pod nogi Bartka Męczkowskiego, a ten dopełnił formalności. Druga odsłona to z kolei totalny zjazd Dar-Maru. Kilka szybko straconych goli pozbawiło ochoty do gry zawodników z kluczem na piersi i Offside wykorzystywał to bezlitośnie. O mało nie skończyło się tutaj dwucyfrówką, ale i tak różnica ośmiu goli to duży policzek dla przegranych. Bo to nie jest tak, że nie było tutaj składu. Poza Norbertem Kucharczykiem i kontuzjowanym Ernestem Zęgotą byli wszyscy, którzy odgrywają w tej ekipie najważniejsze role. Nie jest to dobry znak przed drugą częścią sezonu, w której losy Dar-Maru będą się rozstrzygały. Z kolei Offside potwierdził, że tej edycji nie spisał jeszcze na straty. O złoto będzie ciężko powalczyć, bo ta drużyna musi liczyć, że trochę pomogą jej inni. Ale już w tej kolejce było tego blisko, dlatego Offsidowi nie pozostaje nic innego, jak robić swoje i czekać.

Retransmisję wszystkich spotkań pierwszej ligi (z komentarzem) można obejrzeć poniżej. Video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 1080p60 HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy! Jednocześnie prosimy Was o weryfikację statystyk z Waszych meczów - jeśli znajdziecie jakiś błąd, to prosimy o jak najszybszą informację.

Komentarze użytkowników: