fot. © www.nocnaligahalowa.pl

In-Plus zdobywcą Pucharu Ligi NLH!

20 lutego 2023, 00:06  |  Kategoria: Ogólna  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Stało się to, na co się zapowiadało! Ekipa Patryka Galla zgarnęła pierwsze trofeum w tym sezonie, pokonując w wielkim finale Wesołą.

Zmagania fazy finałowej przebiegły bardzo sprawnie. Więcej turbulencji było przed ich rozpoczęciem, albowiem wiele ekip z powodu problemów kadrowych, zrezygnowało z gry mimo awansu. To przykre doświadczenie spotkało Tubę Juniors, Alpan oraz Ferajnę United. W ich miejsce dość szybko musieliśmy znaleźć zastępcze ekipy, a czasami szukaliśmy już po czwartych miejscach w grupie. Najważniejsze jednak, że się udało i że nie było żadnego walkowera. Jak więc wyglądały starcia fazy play-off? Otóż...

1/8 FINAŁU

Tak naprawdę, to tylko dwa spotkania pierwszej fazy były jednostronne. Semola nie miała nic do powiedzenia z Wesołą, podobnie jak Joga Bonito z AutoSzybami. Ale dla tych ekip sukcesem był sam awans, dlatego takiego scenariusza chyba można się było spodziewać. Trzykrotnie oglądaliśmy za to rzuty karne - najpierw w parze Auto-Delux kontra Gold-Dent. W regulaminowym czasie gole nie padły, chociaż okazji nie brakowało, a najlepszą zmarnował Remek Muszyński. W karnych więcej zimnej krwi zachowali podopieczni Kacpra Pałki i Dentyści musieli wracać do domu. W ten sam sposób swoje spotkanie przegrali zawodnicy Łabędzi. Ich konfrontacja z Ternovitsią to był prawdziwy rollercoaster. Gracze z Ukrainy mieli sporo okazji, lecz świetnie bronił Kamil Kajetaniak. Trzecioligowcom udało się w końcu wyjść na prowadzenie i wydawało się, że dowiozą je do samego końca. Ale żółta kartka dla Ivana Pastukha spowodowała, że Łabędzie dostały szansę od losu i wykorzystały ją! Na sekundy przed końcem do remisu doprowadził Rafał Raczkowski. W rzutach karnych początkowo nikt nie chciał się pomylić, ale w szóstej kolejce fatalne pudło zanotował wspomniany Kamil Kajetaniak i Łabędzie szybko spadły z nieba do piekła. Przygoda z fazą finałową była również krótka dla Al-Maru. Ta ekipa wskoczyła za Tubę i dostała wdzięcznego rywala. Gencjana przyjechała bowiem na zmagania bez zmian i bez wielu swoich kluczowych zawodników, a mimo to potrafiła doprowadzić do rzutów karnych i tam okazać swoją wyższość nad Marcinem Rychtą i spółką. W kiepskich nastrojach Zielonkę opuszczała z kolei ekipa JMP. Ferajna Damiana Zalewskiego stoczyła bardzo wyrównany bój z Offsidem, gdzie jedni i drudzy mieli sporo okazji, a o wszystkim zdecydował rzut karny. Co prawda przegrani mieli co do niego obiekcje, ale sędziowie podjęli dobrą decyzję, natomiast nigdy nie jest fajnie, w tak równym spotkaniu pogodzić się z golem straconym w takich okolicznościach. Zupełnie inaczej przebiegła potyczka Vitasportu z Chłopcami z Manhattanu. Tym drugim trzeba w ogóle podziękować, że przyjechali, bo z Serocka kawałek jest, a przecież wiedzieli, że być może ich przygoda z tą fazą potrwa tylko 12 minut. No i tak ostatecznie było, chociaż Chłopcy walczyli dzielnie i za to im chwała. Podobnie możemy spuentować grę Netservisu Dobczyn z In-Plusem. To była rywalizacja Dawida z Goliatem, natomiast ekipa Kamila Zbrzeźniaka nie przestraszyła się rywala, grała odważnie, do przodu i napędziła strachu Księgowym. W pewnym momencie było już tylko 1:2, ale ostatnie słowo należało do przeciwników, którzy tym samym uzupełnili stawkę ćwierćfinalistów.

ĆWIERĆFINAŁY

W tej części drabinki rozpoczęliśmy od dwóch bliźniaczo wyglądających potyczek. Obydwie skończyły się wynikiem 1:0 i w obydwu przegrani starali się, walczyli, ale to było za mało na przeciwników. Mowa tutaj o Wesołej i Offsidzie, którzy uporali się z Auto-Delux oraz AutoSzybami. Jednostronnej potyczki oczekiwaliśmy z kolei w parze Ternovitsia - Gencjana. Nie wierzyliśmy, że ci drudzy dokonają cudu i będą w stanie oprzeć się intensywnej grze oponenta. I gdy Olexandr Rudchyk zdobył gola dla faworytów, to kwestią czasu wydawały się kolejne. Tymczasem Fioletowi ani myśleli się poddać, po ładnej, drużynowej akcji wyrównali, a potem mieli kapitalną okazję, by rozstrzygnąć mecz w regulaminowym czasie gry. Doskonałą szansę z najbliższej odległości zmarnował jednak Mariusz Fiodorow, którego intencje świetne przeczytał Roman Shulzhenko. Więcej goli w tym meczu nie padło i Gencjana po raz drugi doprowadziła do karnych. Ale tym razem miała w nich mniej szczęścia. A konkretnie dotyczy to Przemka Kura, który już na poziomie 1/8 finału nie wykorzystał swojej próby, lecz wtedy nie spotkała go za to kara. Tutaj znowu się pomylił, a ponieważ rywale odpowiedzieli golem, to dla Gencjany to był koniec zabawy. A za chwilę pakować mogli się też przedstawiciele Vitasportu. W normalnych warunkach, czyli gdyby ten zespół dysponował Mateuszem Trąbińskim i kilkoma innymi ważnymi zawodnikami, to starcie z In-Plusem uchodziłoby za hit. No ale w tych realiach Księgowi szybko ustawili sobie mecz dwoma błyskawicznymi golami i było pozamiatane. Na arenie zmagań zostały więc tylko cztery drużyny.

PÓŁFINAŁY

Walkę o finał rozpoczęliśmy od mocnego akcentu, a więc batalii między Wesołą a Offsidem. Ci pierwsi bardzo cierpliwie wiercili dziurę w bloku obronnym ekipy z Wołomina i po tym, jak gola zdobył dla nich Janek Dźwigała, mogli zaprosić Offside na własną połowę i czekać na swoje okazje. Mimo starań Szymona Klepackiego oraz reszty zawodników trzykrotnych mistrzów NLH, nie udało im się sforsować dobrze zorganizowanej obrony Wesołej, a na domiar złego, w samej końcówce dostali gola na pustą bramkę i tym samym poznaliśmy pierwszego uczestnika wielkiego finału. W drugim półfinale nie było tylu emocji. Ternovitsia nie była w stanie odsunąć zagrożenia od swojego pola karnego i gol dla In-Plusu wisiał w powietrzu. I gdy wpadł, to zespół z Ukrainy musiał zaryzykować i chociaż było to konieczne, to nie przyniosło żadnych bramkowych efektów. In-Plus kontrolował mecz, a gdy trzeba było to umiejętnie przyspieszał i w ten sposób dopisał do swojego konta jeszcze dwa gole. A to oznaczało, że w decydującej potyczce spotkają się nie tylko dwie najlepsze ekipy tych konkretnych zmagań, ale i całej szesnastej edycji Nocnej Ligi.

WIELKI FINAŁ

Ostatni mecz turnieju wyglądał dokładnie tak, jak można to było przewidzieć. Zespół będący przy piłce starał się rozgrywać swój atak pozycyjny, wykorzystując do tego własnego bramkarza. Przewaga w posiadaniu futsalówki była po stronie ekipy Patryka Galla, natomiast Damian Krzyżewski nie miał wiele pracy, bo nawet jeśli rywale oddawali strzały, to rzadko musiał przy nich robić cokolwiek innego, niż odprowadzać piłkę wzrokiem. Wynik długo się nie zmieniał, ale w końcówce In-Plus dopiął swego. Zawodnicy Wesołej zbyt głęboko dali wejść z piłką bramkarzowi rywali, Filipowi Góralowi, jakby lekceważąc jego umiejętności strzeleckie. Ten wykorzystał okazję i mocnym strzałem z lewej nogi nie dał żadnych szans swojemu vis-a-vis. To zmusiło przegrywających to skomasowanego ataku i trzeba przyznać, że w niełatwej sytuacji, pod dużą presją czasu, Wesoła stworzyła sobie dwie dogodne okazje do zdobycia gola na wagę rzutów karnych. Najpierw zabrakło jednak precyzji, a potem odrobinę dłuższej nogi i stało się jasne, że NIC NIE ODBIERZE IN-PLUSOWI PIERWSZEGO MIEJSCA W PUCHARZE LIGI! Wielkie brawa dla triumfatorów, dla których jest to pierwszy tego typu sukces na zielonkowskim parkiecie. Ale uznanie kierujemy też w stronę srebrnych medalistów i jeśli podobne spotkanie mamy obejrzeć w ich wykonaniu za 1,5 tygodnia, w ramach wielkiego finału 1.ligi, to już nie możemy się doczekać!

Dodajmy, że królem strzelców turnieju z ośmioma golami został Michał Madej z In-Plusu. I chyba nie będziemy uzupełniać końcowej klasyfikacji dotyczącej bramek, bo nikt nawet nie zbliżył się do wyniku tego zawodnika. Dodajmy, że dla popularnego "Mejdiego" to drugie z rzędu identyczne wyróżnienie. Gratulujemy! Z kolei najlepszego zawodnika oraz bramkarza wybierzemy na uroczystym zakończeniu zmagań.

Na koniec chcielibyśmy podziękować wszystkim zespołom, które przystąpiły do zmagań pucharowych. Mamy nadzieję, że dobrze się bawiliście w tym krótkim formacie, że możliwość rywalizacji z ekipami z wyższych lig była dla Was nie tylko cenną lekcją, ale i fajną okazją, by podpatrzeć co Was czeka być może za kilka lat. Natomiast to, że dziś tak wiele czasu musieliśmy poświęcić, by połatać wszystkie dziury, jakie zrobiły się po wycofaniu niektórych ekip, powoduje że poważnie zastanowimy się co zrobić, by w przyszłej edycji Pucharu Ligi coś takiego nie miało. Ale o tym będziemy myśleć za rok. Teraz skupiamy się na dwóch ostatnich kolejkach ligowych, z czego przedostatnia startuje już kilkanaście godzin! Do zobaczenia na parkiecie!

Komentarze użytkowników: