fot. © www.nocnaligahalowa.pl

Opis i retransmisja 3.kolejki 3.ligi!

3 stycznia 2025, 02:08  |  Kategoria: Ogólna  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Specyficznie ułożyła się tabela 3. ligi po 3. kolejce. Trzy ekipy odłączyły się od peletonu, bez punktu jest Adrenalina, a cała reszta zgromadziła solidarnie po trzy oczka. Robi się ciekawie!

Nie będziemy ukrywać, że w gronie drużyn, które w ostatniej kolejce w starym roku odniosą zwycięstwa, nie widzieliśmy MR Geodezji. Do tego momentu ten zespół nie zachwycał, a teraz mierzył się z Gencjaną, która dodatkowo przyjechała wzmocniona Piotrkiem Hereśniakiem. I biorąc pod uwagę, że Geodeci jak na razie – mimo fajnych nazwisk – nie mogą stworzyć zespołu na boisku, z kolei ich rywale znani są z fajnej, kompaktowej gry, widzieliśmy tutaj tylko jeden scenariusz. Naszej oceny nie zmienił początek, gdzie nie było wielkiego tempa, bo jakby do tego jesteśmy przyzwyczajeni, oglądając Fioletowych. Oni często usypiają przeciwnika, by w odpowiednim momencie zaatakować. I w 9. minucie mieli nawet okazję za sprawą Evgenio Asinova, ale jej nie wykorzystali. No i to ich sporo kosztowało, bo w 11. minucie Kamil Ryński łatwo wyprzedził Piotrka Hereśniaka i mierzonym uderzeniem pokonał Artura Fiodorowa. Wydawało się, że ten gol będzie jedynym w pierwszej połowie, chociaż okazję dla Gencjany miał Paweł Józwik, lecz zabrakło mu skuteczności. Co innego Geodezja. Ten zespół nie dość, że był skuteczny, to drugi cios w tej części gry zadał w ważnym momencie, dosłownie tuż przed przerwą, a na listę strzelców wpisał się Przemek Godlewski. To trafienie dobrze wpłynęło na zespół Marcina Rychty. W drugiej połowie chłopaki dość łatwo radzili sobie z atakami oponentów i gdyby Kamil Ryński wykazał się w 23. minucie większą precyzją, to byłoby po meczu. Ale co się odwlekło, to nie uciekło. Po błędzie Tomka Wasaka, o piłkę powalczył Serek Modzelewski, ta trafiła do Tomka Mikuska i zrobiły nam się trzy gole przewagi. Gencjana była w odwrocie i co gorsza – nie widzieliśmy symptomów, że coś nagle może się odmienić. Ale wtedy swoje winy za poprzednie trafienie częściowo odkupił Tomek Wasak i z perspektywy Geodezji zrobiło się nerwowo. Atmosfera zagęściła się, gdy w 35. minucie sędzia odesłał na ławkę kar Tomka Mikuska, a Gencjana, wykorzystując lotnego bramkarza w osobie Evgenio Asinova, zamknęła przeciwników na ich własnym polu karnym. Ale efektów nie było. Co więcej – gdy siły się wyrównały, Geodezja zadała decydujący cios, i chociaż chwilę później straciła gola, to nie mogła roztrwonić dwóch trafień w dwie minuty. Prowadzenie udało się dowieźć i zasłużone zwycięstwo stało się faktem. Stwierdzenie, że Geodeci rozegrali wielki mecz, byłoby przesadzone, ale pod wieloma względami wreszcie wyglądali tak, jak tego oczekiwaliśmy od nich od pierwszej kolejki. Dużo wniosła obecność Serka Modzelewskiego, który był wszędzie i wywalczył kilka ważnych piłek. Pozostali gracze zagrali – wreszcie – na swoim poziomie i to dało pozytywny efekt. Z drugiej strony – to był pewnie jeden ze słabszych meczów Gencjany od dawien dawna. Wyglądało to, jakby brakowało im wiary, pomysłu, a wielu zawodników spisało się poniżej własnych możliwości. Nie wydaje nam się, że kalkulowali w sposób, iż ten mecz wygrają na stojąco, ale faktem jest, że dawno nie widzieliśmy ich tak anemicznych. Dlatego chyba dobrze, że po tym meczu przyszła przerwa, bo w nowym roku oczekujemy z ich strony zupełnie nowej energii.

Innym zespołem, na który raczej nie stawialiśmy, a on zrobił nam na przekór, były Szmulki. I to nawet nie jest tak, że ich dotychczasowa gra nas nie przekonywała. Wręcz przeciwnie – docenialiśmy to, że mimo trudnych rywali potrafili powalczyć jak równy z równym, ale mimo wszystko to Klimag wyglądał na personalnie silniejszy, a dodatkowo miał na swoim koncie cenną wygraną z Adrenaliną. No i wtorkowy mecz też zaczął doskonale. Duet Tomek Bicz – Piotrek Bergiel już w 4. minucie świetnie wymanewrował defensywę Szmulek i zrobiło się 1:0. I wtedy nikt nie miał prawa przypuszczać, że ten gol będzie jedynym na przestrzeni kolejnych 35 minut dla ekipy Michała Antczaka. Bo tak się złożyło, że im dłużej ta potyczka trwała, tym to Szmulki czuły się na parkiecie coraz pewniej. A najpewniej czuł się Kuba Kaczmarek, który w 10. minucie zdobył fenomenalnego gola niemal z połowy boiska, kapitalnym technicznym strzałem w samo okienko. Majstersztyk! Ta bramka dała dodatkowego animuszu zawodnikom z Warszawy, chociaż niewiele brakowało, by w 15. minucie znowu zaskoczył ich Piotrek Bergiel. Szczęście było jednak przy nich, podobnie jak tuż przed końcem pierwszej połowy, gdy za sprawą Adriana Kaczmarka po raz pierwszy objęli prowadzenie. Kluczowy moment spotkania to z kolei początek finałowej odsłony. Najpierw dobrej okazji dla Klimagu nie wykorzystał Tomek Bicz, a w odpowiedzi efektownego gola dla Szmulek zanotował Adrian Ciepliński. Gdyby sekwencja była odwrotna, to pewnie ten mecz sprowadziłby się do nerwowej końcówki, a tak Szmulki bardzo mądrze trzymały oponenta na dystans, a gdy przychodził dobry moment, zadawały celny cios. Pod koniec spotkania było już 5:1 i dopiero na chwilę przed ostatnim gwizdkiem Mateusz Kowalczyk wreszcie znalazł sposób na Karola Dębowskiego. To było jednak zdecydowanie za późno i Klimag musiał się pogodzić z dość bolesną porażką. Bolesną z tego względu, że jednak prowadzili, że mieli dobry skład, a mimo to ten mecz po prostu im nie wyszedł. I duża w tym zasługa Szmulek, z którymi, jak się okazuje, po prostu ciężko się gra. Dla nich to na pewno duża rzecz, że wygrali swoje pierwsze spotkanie w 3. lidze i wydaje się, że dzięki temu grono osób, które ich docenia, znów się pomniejszyło. Sami kilku takich gagatków znamy ;)

Na sukces Szmulek pewnie z zazdrością patrzyli gracze Adrenaliny. W ich przypadku na podobny scenariusz raczej się nie zapowiadało, bo po drugiej stronie boiska ustawiła się Ternovitsia, będąca wręcz murowanym faworytem w tej parze. Chociaż z drugiej strony – właśnie Szmulki pokazały tydzień wcześniej, że przy dobrej organizacji wcale nie trzeba się bać zawodników z Ukrainy. Wydaje się, że Robert Świst wyciągnął wnioski z tamtej potyczki i postawił na jedyną słuszną taktykę, czyli obronę i kontry. I to przez bardzo długi czas przyniosło fantastyczne efekty. Nie dość, że Ternovitsia nie za bardzo mogła się rozwinąć w ataku, a nawet gdy to czyniła, to świetnie bronił Adam Kuryś, to faworyci dwukrotnie pogubili się w obronie i po 11 minutach gry przegrywali 0:2! Zdawaliśmy sobie sprawę, że taki stan nie może trwać wiecznie, natomiast celem Adrenaliny stało się dowiezienie przewagi do końca pierwszej połowy, co by trochę sfrustrować przeciwnika i zmusić go do jeszcze bardziej otwartej gry. No ale niestety. Ternovitsia wzięła się do roboty szybciej, niż ktokolwiek mógł przypuszczać. W 14. minucie straty zmniejszył Volodymyr Hrydovyi, potem ten sam zawodnik skorzystał z za krótkiego podania bramkarza oponentów, a potem drużyna Romana Shulzhenko zdobyła bramkę na 3:2 za sprawą Serhija Romanovskiego. Z prowadzenia graczy w granatowych koszulkach pozostały wspomnienia i było jasne, że nie będzie łatwo po czymś takim się dźwignąć. Adrenalina mimo wszystko walczyła do końca, lecz w drugiej połowie, konkretnie w okresie od 26. do 28. minuty, straciła kolejne dwa gole i mecz był rozstrzygnięty. Końcówka tej partii była już z kolei do zapomnienia przez przegrywających, bo dali sobie wbić kilka łatwych trafień i przegrali ostatecznie 2:8. Mimo wszystko są pewne pozytywy po tej potyczce i trzeba też sobie jasno powiedzieć, że na tak wysoką porażkę Adrenalina nie zasłużyła. Wiadomo, że 15 minut bardzo solidnej postawy to trochę mało, ale wyobrażamy sobie, że z innym rywalem ten dobry okres mógłby potrwać dłużej i wystarczył do czegoś więcej niż honorowa porażka. Dlatego nie ma co spuszczać głowy. Co do Ternovitsii, ta ekipa skutecznie wyszła z początkowych opresji i udowodniła, że potrafi dobrze grać nie tylko wtedy, gdy wszystko idzie po ich myśli, ale także w trudniejszych momentach. To może okazać się cennym doświadczeniem, zwłaszcza że coraz więcej zespołów zna ich styl gry. Jak jednak pokazuje rzeczywistość, na przełożenie wiedzy teoretycznej na praktykę na razie się nie zapowiada.

Kroku Ternovitsii dotrzymują Bad Boys. Źli Chłopcy właśnie zanotowali trzecią kolejną wygraną, chociaż ta ostatnia przyszła im zdecydowanie najtrudniej ze wszystkich. Poprzeczkę bardzo wysoko postawił im zespół Razem Ponad Promil, wzmocniony dawno nieoglądanym w Zielonce Patrykiem Woźniakiem. Zanim jednak doszło do bardzo emocjonującej końcówki, początek należał do Bad Boys. Pierwsze skrzypce niemal jak zwykle grał Kacper Przybyło, który w 6. minucie strzałem z prawej nogi nie dał szans Łukaszowi Głażewskiemu. W kolejnej akcji powinno być już 2:0. Tyle tylko, że Krzysiek Stańczak, zamiast podawać do lepiej ustawionego Huberta Padamczyka, chciał kończyć wszystko sam i efektów możemy się domyśleć. Na szczęście nie spotkało się to z karą w wykonaniu Promila. Ta drużyna nie wyglądała tak dobrze jak w minionej serii gier i można było odnieść wrażenie, że zbyt długo zwleka z wzięciem się do roboty. Musiała aż paść druga bramka dla oponentów, by w końcu weszli na wyższy poziom, a ponieważ ich odpowiedź na trafienie Złych Chłopców miała miejsce tuż przed końcem pierwszej połowy, to do przerwy było 2:1 dla graczy z Ostrówka. Ale w drugiej połowie role trochę się odmieniły. Promil coraz częściej gościł w polu karnym Karola Jankowskiego, który do pewnego momentu trzymał wynik, ale w 27. minucie zaskoczył go Patryk Woźniak. Zacieraliśmy ręce na to, co może się wydarzyć dalej i faktycznie – było na co czekać. W 34. minucie w słupek trafił Rafał Kubuj, z kolei Promil był bardziej skuteczny i 120 sekund później Piotrek Paćkowski z bliskiej odległości znalazł sposób na golkipera konkurentów, tym samym wyprowadzając RPP na pierwsze prowadzenie. Radość z niego trwała krótko – trafienie Bartka Woźniaka spowodowało, że nadal nie wiedzieliśmy, komu jest tutaj bliżej do wygranej. A skoro tak, to remis wydawał się sprawiedliwy. I najprawdopodobniej właśnie na nim by stanęło, gdyby nie nieodpowiedzialne zachowanie tuż przed ostatnim gwizdkiem Norberta Marata. Ten gracz popełnił fatalną stratę w newralgicznej strefie i Bad Boys doszli do sytuacji dwóch na bramkarza! Takiego prezentu nie mogli nie wykorzystać, a gola na wagę trzech punktów strzelił Krzysiek Stańczak. Triumfatorzy mogą mówić o małej pomocy fortuny, natomiast piłka nożna to gra błędów i Promil popełnił ich o jeden za dużo. To też doskonały przykład, jak w tydzień wszystko może się zmienić. Norbert Marat był absolutnym bohaterem starcia z HandyMan i niewykluczone, że teraz też chciał nim zostać. Gdyby jego ryzykowny manewr przyniósł efekt, mówilibyśmy, że w tym szaleństwie była metoda. Skończyło się inaczej, z bolesnym skutkiem dla drużyny i pewnie nauczką dla samego zawodnika. Szkoda, bo Promil zasłużył na ten punkt i pozostaje mieć nadzieję, że w końcowym rozrachunku nie okaże się on specjalnie istotny.

A teraz czas na potyczkę, która spuentowała 3. ligę w 2024 roku. FSK Kolos, zespół, który w każdym meczu jest przynajmniej o klasę lepszy od swojego rywala, podejmował HandyMan. Oceniając szanse w tym meczu, pewnie każdy kalkulował podobnie – może i Kolos wygra, lecz znając charakter zespołu Krzyśka Smolika, zawodnikom zza wschodniej granicy nic nie przyjdzie tutaj łatwo. Tak naprawdę można się było obawiać jedynie tego, że Kolos szybko napocznie przeciwnika, zdobędzie kilka goli, bo wówczas mogło to się skończyć jednostronnie. Ale nic takiego nie nastąpiło. Zgodnie z przewidywaniami, HandyMani trzymali się bardzo dzielnie i ograniczali nie tylko do skutecznej defensywy, ale i potrafili ugrać coś z przodu, jak choćby w 5. minucie, gdy Kuba Jankowski wykorzystał nieporozumienie w szeregach obronnych faworyta i otworzył wynik. Tym samym Kolos po raz pierwszy w tej edycji musiał odrabiać straty. I zareagował na to tak, jak trzeba – w 11. minucie wyrównał Paweł Paduk, a dosłownie 60 sekund później HandyMani dali się zaskoczyć drugi raz w krótkim odstępie czasu. To wszystko mogło sugerować, że powoli stan posiadania jednych i drugich zacznie się rozjeżdżać. Ale nic takiego nie następowało. Co więcej – HandyMani w 18. minucie znów za sprawą Kuby Jankowskiego doprowadzili do remisu, a potem grali nawet w przewadze po żółtej kartce dla Andrzeja Kachmara, lecz nie potrafili tego wykorzystać. Mimo to wynik 2:2 dawał im wszelkie nadzieje na powstrzymanie ukraińskiego giganta. W drugiej połowie napór Kolosa rósł. Rywal był jednak nieugięty, wiele strzałów blokował, świetnie pracował w obronie i rezultat nie ruszał z miejsca. Wszystko zmieniło się w 33. minucie. To, co się wówczas wydarzyło, do tej pory jest dla nas trudne do zrozumienia. Po tym, jak Volodymyr Grabowski czysto zablokował drogę do piłki Bartkowi Jankowskiemu, został bezpardonowo kopnięty przez przeciwnika, który z hukiem opuścił boisko z czerwoną kartką na koncie. Coś absolutnie niewytłumaczalnego. I wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, że to, co się stało, prawdopodobnie zaprzepaści wysiłek zarówno tego zawodnika, jak i pozostałych z jego zespołu. I tak się stało. Kolos, grając o jednego więcej, był bezwzględny i po trzech golach Pawła Paduka, wygrał 5:2. Oczywiście nie wiemy, jakby to się wszystko skończyło, gdyby nie ta sytuacja. Natomiast gracze HandyMan byli wściekli, że nie dane im było tego sprawdzić. Przeciwnik bił głową w mur, widać, że mu się spieszyło, i wystarczyło trzymać nerwy na wodzy, a można było dokonać spektakularnego osiągnięcia. Mimo wszystko nie sposób nie pochwalić przegranych za ten występ, bo przez 33 minuty byli godnym partnerem dla trzecioligowego hegemona. Pokazali, że rywal ma ludzką twarz i tym bardziej żal, że ten mecz nie zostanie zapamiętany właśnie z ich postawy, ale - nazwijmy rzecz po imieniu - z idiotycznej postawy kogoś, kto pomylił parkiet z oktagonem.

Retransmisję wszystkich spotkań trzeciej ligi (z komentarzem) można obejrzeć poniżej. Video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 1080p60 HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy! Jednocześnie prosimy Was o weryfikację statystyk z Waszych meczów - jeśli znajdziecie jakiś błąd, to prosimy o jak najszybszą informację.

Komentarze użytkowników: