fot. © www.nocnaligahalowa.pl
Opis i retransmisja 3.kolejki 1.ligi!
Trudno, po tylu latach, odtworzyć wszystkie kolejki 1. ligi w historii. Ale można w ciemno założyć, że ta z 19 grudnia była prawdopodobnie najlepszą z najlepszych.
Czy się na nią zapowiadało? Dobrze ku temu nastroił nas pierwszy mecz, który miał być spacerkiem dla Łabędzi, a o mało co nie zakończył się dla nich katastrofą. Nie oszukujmy się – poprzednie występy Gato FS sugerowały, że mimo dużego zaangażowania tego zespołu w grę, piłkarskie umiejętności są jednak po stronie przeciwników i w rywalizacji dwóch ekip bez zwycięstwa, to oni będą zmuszeni pogodzić się z trzecią z rzędu porażką. A byliśmy tego pewni, gdy już po 8 minutach było 2:0 dla Łabędzi. Najpierw, po naprawdę koronkowej akcji niemal całego zespołu, gola strzelił Damian Parys, a potem do meczowego protokołu wpisał się Rafał Raczkowski. Wiedząc, że Gato ma duże problemy z kreowaniem okazji, to brzmiało jak wyrok. Ale w 17. minucie przyszła pomoc z dość niespodziewanej strony. Prostą stratę zaliczył Karol Kopeć, a skorzystał z niej Siarhei Zhukouski. Tyle że lada chwila, po drugiej stronie boiska, identyczny błąd popełnił Andrii Rosinskyi i do przerwy było 3:1. Mimo wszystko niczego jeszcze nie przesądzaliśmy, bo widać było, że drużyna z Ukrainy powoli się rozkręca. No i w drugiej połowie czekał nas szok. W 26. minucie świetnym strzałem w róg bramki Przemka Laskowskiego popisał się Oleksandr Ichanskyi, a w 31. minucie był już remis, a strzelcem gola okazał się Dmytro Zharik. Łabędzie patrzyły na to wszystko z niedowierzaniem, a ich dezorientacja spotęgowała się w 34. minucie, gdy kolejny błąd popełnił Karol Kopeć, jego podanie przejął Maksym Drobotey i strzałem na pustą bramkę dał pierwsze prowadzenie Gato w Nocnej Lidze. Przegrywający musieli już ryzykować i kilkukrotnie dochodziło do sytuacji, że gdyby przeciwnicy lepiej pocelowali na ich pustą świątynię, to sensacja stałaby się faktem. No ale nic nie wpadało, z kolei w 39. minucie Przemek Laskowski zdecydował się na zaskakujący strzał z lewej nogi i piłka wpadła do siatki obok zaskoczonego Siarheia Hvazdou. Podopieczni Maćka Pietrzyka ruszyli po kolejnego gola i niemal równo z końcową syreną „patelnię” miał Adrian Raczkowski, chociaż wydaje się, że jego strzał (i tak niecelny) został oddany już po czasie. Tym sposobem, w meczu dwóch pierwszoligowych outsiderów, padł remis. Łabędzie wypuściły z rąk zwycięstwo i wydaje się, że wiedzą, iż to oznacza bardzo trudną resztę sezonu. Dobiły ich proste błędy, które okazały się prezentami dla przeciwników, a ci skrzętnie z nich korzystali. Z perspektywy Gato ten punkt jest wart dużo więcej, nawet jeśli wcale nie było daleko do całej puli. Ten mecz pokazał, że ich gra się zazębia, a sporo pozytywów wniosła obecność Artema Kopusa, którego wcześniej nie oglądaliśmy. W ten sposób gracze z Ukrainy wysłali czytelny sygnał, że – parafrazując słynny cytat Kazimierza Grenia w kierunku Zbigniewa Bońka – drodzy przeciwnicy z 1. ligi, my jeszcze żyjemy!
Trzecia kolejka to już odpowiedni moment, by parować ze sobą drużyny, które chcą walczyć o najwyższe cele. Jednym z takich meczów była bez wątpienia potyczka Al-Maru z Wesołą, czyli mieliśmy do czynienia z dwoma niepokonanymi ekipami, które bardzo chciały podtrzymać pozytywną passę. W obozie Wesołej brakowało Daniela Gomulskiego, ale jeszcze większy problem miał kapitan ekipy z Wołomina, bo Marcin Rychta nie mógł skorzystać z Patryka Czajki. Biorąc to pod uwagę i dodając do tego, że już w 4. minucie Wesoła po ładnej akcji objęła prowadzenie, byliśmy bardzo sceptyczni co do szans Al-Maru na korzystny rezultat. Nasze obawy okazały się jednak niepotrzebne, bo czwarta drużyna poprzedniego sezonu bardzo szybko wzięła się w garść i w 8. minucie do wyrównania doprowadził Dominik Ołdak. To zbiło z tropu Wesołą, która lada moment popełniła błąd w kryciu – piłka spadła z rzutu rożnego pod nogi Damiana Bąka, a ten uderzył nie do obrony i zrobiło się 2:1. Al-Mar miał dobry fragment i w 16. minucie poszedł za ciosem. Dominik Ołdak zagrał ze stałego fragmentu gry w pole karne, a tam Marcin Rychta nic sobie nie zrobił z obecności przeciwnika i pokonał Damiana Krzyżewskiego po raz trzeci. Widzieliśmy to wszystko i nie dowierzaliśmy. Z drugiej strony – ta idylla nie mogła trwać wiecznie. Już przed przerwą Damian Krasnodębski powinien zmniejszyć straty, lecz w sobie tylko znany sposób przegrał pojedynek z pustą bramką. Odrobienie strat trzeba było przełożyć na drugą połowę, ale mimo zaciekłych prób ekipy Patryka Jacha, wynik długo się nie zmieniał. W końcu Maciek Sobota dał się jednak pokonać Mateuszowi Olszakowi, co spowodowało, że Wesoła jeszcze podkręciła tempo. W rolę lotnego bramkarza wcielił się Dawid Brewczyński. Ataki nie ustawały i chociaż Al-Mar potrafił się odgryźć, to w 34. minucie powinno być 3:3. Daniel Matwiejczyk pobił jednak wyczyn Damiana Krasnodębskiego z pierwszej połowy i zmarnował jeszcze bardziej dogodną okazję. Zemściło to się natychmiast po kontrze Marcina Rychty i Damiana Bąka, ale radość zespołu z Wołomina z dwubramkowego prowadzenia trwała dosłownie sekundy, bo błyskawicznie odpowiedział Janek Dźwigała. Wesoła nadal wierzyła, że ten mecz można nie tylko zremisować, co nawet wygrać, i gdy na 4 minuty przed końcem Mateusz Olszak zdobył bramkę na 4:4, to wiele wskazywało na pozytywny scenariusz dla byłych mistrzów NLH. Tym bardziej, że Al-Mar był zmęczony, jednak resztkami sił zdołał obronić punkt i mecz zakończył się bez wyłonienia zwycięzcy. I dobrze się stało. Wesoła, owszem, miała sporo okazji, lecz wiele jej ataków było chaotycznych i chyba wszyscy mamy świadomość, że stać ich na dużo więcej. Z kolei Al-Mar łączył w swojej postawie wiele aspektów. Heroizm, szczęście, ale też cały czas był groźny, gdy tylko przekraczał połowę rywala. Zabrakło odrobiny paliwa w baku. Natomiast symboliczny był fakt, iż tutaj nikt nie rozpaczał po ostatnim gwizdku. Dlatego można śmiało stwierdzić, że chyba każda ze stron uznała, że tej drugiej też się coś należało.
Remis w starciu na szczycie był dobrą wiadomością choćby dla AGD Marking. W ten sposób, zakładając własne zwycięstwo, chłopaki z Radzymina mogli zostać nawet samodzielnym liderem tabeli 1. ligi. Zadanie nie wydawało się specjalnie trudne, bo Kartonat jawił się jako rywal solidny, natomiast spokojnie do ogrania, co niedawno udowodnił chociażby Offside. Ale Wojtek Kuciak dokonał ciekawego transferu przed spotkaniem. Do składu dopisał Damiana Suchockiego, nota bene dobrego kolegę zawodników będących po drugiej stronie barykady, bo z wieloma z nich grał wspólnie w Mazurze Radzymin. I nie piszemy o tym przypadkowo, bo okazało się, że ten gracz był jednym z głównych elementów układanki, która doprowadziła tutaj do sensacyjnego rozstrzygnięcia. Już początek meczu był nieprawdopodobny, bo Kartonat potrzebował 2 minut, by wyjść na prowadzenie 3:0! Zaczęło się w 26. sekundzie, potem Karol Sochocki pokonał Szymona Knapa po raz drugi, a w następnej akcji Damian Suchocki zablokował podanie Kacpra Banaszka i strzelił celnie na pustą bramkę. Napisalibyśmy 100 scenariuszy tego meczu i pewnie żaden z nich nie zakładałby czegoś takiego. Oczywiście jasnym było, że AGD się podniesie. Przegrywającym zajęło 10 minut, by otrząsnąć się po tych ciosach, bo właśnie wtedy gola na 1:3 zanotował Dominik Sobieraj. W oczach wyobraźni widzieliśmy kolejne gole dla Markingu, a zamiast tego zobaczyliśmy... czerwoną kartkę dla Kacpra Banaszka! Kapitan AGD sfaulował wychodzącego na czystą pozycję Karola Sochockiego i sędziowie nie mieli wyjścia. Wydawało się, że to musi rozstrzygnąć mecz, lecz Kartonat, grając w przewadze, radził sobie nieudolnie. Dodatkowo złapał żółtą kartkę i ostatecznie, z jego perspektywy, dobrze się stało, że sam gola nie stracił. Ale już na początku drugiej połowy AGD zdobyło bramkę kontaktową, co oznaczało wielkie emocje. Marking cisnął, lecz w tym wszystkim nie ustrzegł się błędów. W 28. minucie stracił gola na 2:4, lecz błyskawicznie odpowiedział. Potem powinien wyrównać, jednak Kamil Kośnik trafił z bliska tylko w słupek, co spotkało się z karą w postaci bramki niezawodnego Karola Sochockiego. Nic jednak nie było jeszcze rozstrzygnięte. W 33. minucie pięknym strzałem z dystansu popisał się bramkarz AGD, Szymon Knap, i znów różnica w golach była minimalna. Temperatura sięgała wrzenia. Czas leciał, Kartonat umiejętnie się bronił, a w samej końcówce klasę pokazał Mateusz Bajkowski, który najpierw obronił próbę Marcina Jadczaka, a potem Dominika Sobieraja. W końcu wybrzmiała syrena, którą podopieczni Wojtka Kuciaka przyjęli z ulgą, bo ten mecz kosztował ich sporo zdrowia. Ale zrobili to. Mało kto na nich stawiał, a oni pokazali, że mogą w tym sezonie coś znaczyć w 1. lidze. Zwłaszcza w pełnym składzie, bo Karol Sochocki wreszcie może liczyć na wsparcie czy to Marcina Kura, czy – tak jak teraz – Damiana Suchockiego. A to powoduje, że chłopaki będą groźni dla każdego. AGD przekonało się o tym dość boleśnie, chociaż nie sposób nie skwitować tego inaczej niż porażką na własne życzenie. Fatalny początek, czerwona kartka, niewykorzystane okazje – to była gotowa recepta na przegraną. A mimo to, ten mecz i tak można było wygrać lub przynajmniej zremisować! I pomyśleć, że to wcale nie było najbardziej szalone spotkanie, jakie rozegraliśmy 19 grudnia...
Na to miano chyba jeszcze bardziej zasługuje konfrontacja Auto-Delux z Gold-Dentem. Niezwykle ważna z perspektywy jednych i drugich, bo obydwie strony słabo (pod względem punktowym) rozpoczęły sezon i zdawały sobie sprawę, że jeśli teraz nie otworzą dorobku, to potem będzie jeszcze trudniej. Mecz miał więc sporą stawkę i nie zaczął się najlepiej dla Dentystów, a konkretnie dla Nikodema Laskowskiego. Bramkarz zespołu z Wołomina zastępował między słupkami wykartkowanego Emila Anusiewicza i już przy pierwszej interwencji nie spisał się optymalnie, puszczając strzał Kamila Boguszewskiego. Na szczęście tego dnia w Gold-Dencie dobrze funkcjonował duet Michał Antol – Damian Zajdowski. I to właśnie oni zadbali o szybkie doprowadzenie do remisu. Po tym energetycznym początku na kolejne gole musieliśmy trochę poczekać. W 10. minucie na listę strzelców wpisał się Remek Muszyński, ale i tego prowadzenia nie udało się utrzymać braciom Bartochowskim i spółce, bo znów wspomniany wyżej tandem zatroszczył się o gola na 2:2. Takim też wynikiem skończyła się pierwsza odsłona. W drugą dużo lepiej weszli zawodnicy z Kobyłki. Po dwóch kontrach zdołali sobie nawet zbudować dwubramkową przewagę i chyba myśleli, że wszystko jest pod kontrolą. Zamiast tego mecz zaczął im się wymykać z rąk. I kto o to zadbał? Nie musimy chyba mówić. W 33. minucie Michał Antol, po podaniu Damiana Zajdowskiego, notuje trafienie kontaktowe, a potem, po asyście drugiego z nich, gola zdobywa Jakub Spychaj. Tyle że remis dla obydwu stron był ostatecznością, a już zwłaszcza dla graczy Delux. Oni mieli świadomość, że nie powinni wypuścić swojej przewagi i tak bardzo chcieli wrócić na prowadzenie, że dopuścili się fatalnej w skutkach pomyłki. W ostatniej minucie spotkania Bartek Muszyński popełnił błąd, o piłkę powalczył Michał Antol, ta spadła pod nogi Artura Borovkova, który uruchomił Damiana Zajdowskiego, i Dentyści byli o kilkadziesiąt sekund od arcycennej wygranej. Należało teraz dobrze się ustawić z tyłu i odeprzeć najbliższy atak oponenta. Zrobili to jednak w sposób fatalny, totalnie nie panując nad kryciem. Remek Muszyński znalazł się przed bramkarzem, zgrał piłkę do nieobstawionego Kamila Boguszewskiego, a ten uratował punkt dla graczy w czarnych koszulkach. Tym samym mieliśmy dwie rozczarowane ekipy, bo każda z nich, tyle że w różnych momentach spotkania, była blisko wygranej i pewnie dopisywała sobie trzy punkty do ligowego dorobku. To, jak to się ostatecznie skończyło, pokazuje jednak, że nieprzypadkowo te drużyny znajdują się tak nisko w ligowej hierarchii. Żadna z nich nie potrafiła definitywnie przeciągnąć meczu na swoją stronę i obydwie będą musiały pogodzić się z dłuższą obecnością w dolnych rejonach tabeli. A wcale by nas nie zdziwiło, gdyby zostały tam do końca sezonu, bo to właśnie między nimi, Łabędziami i Gato, prawdopodobnie rozstrzygnie się, kto zajmie dwie ostatnie bezpieczne pozycje na koniec obecnego sezonu.
No a też przyszła pora na nocnoligowy klasyk. Bez względu na numer kolejki czy miejsce w tabeli, spotkania AbyDoPrzodu z Offsidem to niemal zawsze była gwarancja sporych emocji. Teraz ten mecz także miał swoją rangę, bo gdyby wygrał Offside, to różnica między nimi wynosiłaby już 6 punktów, co stawiałoby ogromny znak zapytania w kontekście obrony tytułu przez drużynę z Duczek. Dla Michała Wytrykusa i spółki wygrana miała też o tyle duże znaczenie, że tabela w czołówce po dwóch remisach się spłaszczyła i trzy punkty dawały gwarancję doszlusowania do ligowego topu. Sam mecz nie mógł się zacząć lepiej dla postronnego widza. Już w 17. sekundzie Bartek Bajkowski oszukał Damiana Gałązkę i płaskim strzałem pokonał Piotrka Kowalczyka, dając ADP prowadzenie. Offside pewnie nic sobie z tego nie zrobił, zwłaszcza że w tej edycji był już w podobnych tarapatach z Kartonatem i wyszedł z nich obronną ręką. Ale tutaj nie mógł złapać rytmu. W dodatku popełniał sporo prostych błędów, które mogły się skończyć kolejnymi bramkami. I w końcu trafienie na 0:2 padło. Po skutecznej kontrze gola zdobył Rafał Radomski. To już musiało zadziałać na wyobraźnię graczy w czerwonych koszulkach, którzy jednak nie potrafili zmienić wyniku. Próbował to zrobić choćby dawno nieoglądany w NLH Konrad Budek, ale i on nie błyszczał dyspozycją. Co innego rywale – niemal równo po upływie kwadransa na 3:0 podwyższył Rafał Radomski i przecieraliśmy oczy ze zdumienia. Z drugiej strony – chyba każdy wiedział, że Offside w końcu się ogarnie, natomiast ważnym było, kiedy to zrobi. Na szczęście dla siebie wyższy bieg wrzucił niemal od razu po rozpoczęciu drugiej połowy. Przełożyło się to na gola Grześka Trzonkowskiego, a kolejnych okazji nie brakowało. Dobrze spisywał się jednak Piotrek Koza, a w dodatku jeden z ataków AbyDoPrzodu pozwolił im wrócić na odległość trzech trafień. Wówczas zespół Pawła Buli podjął decyzję o wycofaniu bramkarza i wprowadzeniu za niego Janka Szulkowskiego. I chociaż trochę trwało, zanim Offside poukładał sobie grę, to również dzięki postawie tego zawodnika trzykrotni mistrzowie NLH wrócili do meczu. Najpierw gola zdobył Piotrek Manaj, a potem Damian Gałązka. Do końca pozostawały 4 minuty i jasnym było, że AbyDoPrzodu czeka obrona Częstochowy. Zdziwiło nas jedynie, że Offside zmienił lotnego golkipera. Z Jankiem Szulkowskim to naprawdę dobrze funkcjonowało, a z Adamem Pazio na efekty musieliśmy poczekać. Niestety wiele szans uciekło w dość łatwy sposób, ale w 39. minucie Offside miał okazję na wagę remisu. Po zagraniu piłki w pole karne, nogę do futsalówki dołożył Piotrek Manaj i chyba wszyscy widzieliśmy ją w siatce. Tyle że Piotrek Koza w sobie tylko znany sposób zatrzymał ją, co okazało się kulminacyjnym momentem spotkania. Drugiej tak dobrej okazji brązowi medaliści poprzedniego sezonu nie wykreowali i trzeba się było pogodzić z porażką. Zasłużoną, bo prawda jest taka, że tutaj już w pierwszej połowie powinno być po herbacie. Taktyka AbyDoPrzodu wyraźnie nie leżała ekipie Pawła Buli. Okazało się, że same umiejętności indywidualne to nie wszystko, a problemy w defensywie nie zawsze da się przykryć ofensywą. Z drugiej strony – mówimy jednak o zespole, który spotyka się w tym składzie raz na rok i gdy przeciwnik jest dobrze ustawiony, to nie da się wszystkiego załatwić improwizacją. Dlatego nie można mówić o wielkiej sensacji czy niespodziance. Wygrała po prostu drużyna lepsza, która była bardziej zbilansowana, no i gdzie znów każdy dołożył od siebie ważną cegiełkę. Tym samym AbyDoPrzodu wykorzystało remisy najgroźniejszych rywali i wciąż jest w grze o drugi tytuł z rzędu. A fakt, że chłopaki dokonali na Offsidzie, w dobrym stylu, na pewno znaczy dla nich bardzo dużo.
Retransmisję wszystkich spotkań pierwszej ligi (z komentarzem) można obejrzeć poniżej. Video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 1080p60 HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy! Jednocześnie prosimy Was o weryfikację statystyk z Waszych meczów - jeśli znajdziecie jakiś błąd, to prosimy o jak najszybszą informację.