fot. © www.nocnaligahalowa.pl

Opis i retransmisja 8.kolejki 3.ligi!

15 lutego 2025, 18:26  |  Kategoria: Ogólna  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Stało się to, na co zapowiadało się od samego początku – Kolos i Ternovitsia są już pewne awansu do wyższej klasy rozgrywkowej.

Na początek przybliżmy Wam okoliczności uzyskania promocji przez Ternovitsię. Patrząc na wynik ich spotkania z Klimagiem, można powiedzieć, że wielkiej historii tutaj nie było. Nie do końca, bo zwłaszcza w pierwszej połowie było do pewnego momentu bardzo ciekawie. Warto rozpocząć od tego, że spece od klimatyzacji mieli tylko trzech zawodników ze swojego nominalnego składu, przez co dwóch mogli sobie dobrać. W innym wypadku nie mieliby nawet meczowej piątki, a wszystko z racji ferii. W tych okolicznościach perspektywa wyrównanego boju z Ternovitsią jawiła się mgliście i raczej z góry można było założyć, że rywale gładko to spotkanie wygrają. Ale początek był zaskakujący. Klimag dobrze się trzymał, a w 7. minucie potrafił nawet wyjść na prowadzenie, gdy gola w swoim stylu zdobył Tomek Bicz. Potem żółtą kartkę zobaczył Volodymyr Hrydovyi, co oznaczało, że zespół z Ukrainy musiał sobie radzić o jednego zawodnika mniej. I niewiele zabrakło, by przegrywał już 0:2, bo wyśmienitą okazję zmarnował Arek Stępień. Jednak gdy siły się wyrównały, mecz z każdą minutą nabierał coraz bardziej jednostronnego charakteru. W 13. minucie Ternovitsia wreszcie przełamała impas i otworzyła worek z bramkami. A potem rozstrzelał się Volodymyr Hrydovyi, który zaliczył trzy gole z rzędu. W końcówce pierwszej połowy padły jeszcze dwa trafienia i w ten sposób po 20 minutach rywalizacji było 6:1. Biorąc pod uwagę, że zmęczenie w obozie Klimagu się nakładało, a nie było ani jednego zmiennika, można się było obawiać, jak wysoko to się skończy. Oddajmy jednak przegrywającym, że nie odpuścili, grali do końca i w drugiej odsłonie dali się pokonać tylko dwa razy, ostatecznie przegrywając 1:8. Ta porażka nie przynosi im jednak wstydu. Robili, co mogli, troszkę nawet postraszyli rywali, aczkolwiek szkoda, że właśnie w takich okolicznościach pożegnali się z marzeniami o podium. Bo jak się później okazało – Gencjana swój mecz wygrała, co spowodowało, że Klimag nie ma już żadnych szans, by skończyć ligę z brązowymi medalami. Tym samym pozostanie mu powalczyć o utrzymanie 4. lokaty. Natomiast Ternovitsia, zgodnie z tym, co napisaliśmy na wstępie, ma już gwarancję awansu do 2. ligi. Ten mecz nie był jej wielkim występem, ale wiadomo, że starcia jak to, gdzie rywal nie ma ani jednej zmiany, są meczami-pułapką, bo jesteś skazany na wygraną, a ewentualna wpadka będzie traktowana jako kompromitacja. Udało się tego uniknąć i podopieczni Romana Shulzhenki mogą już przygotowywać się do walki o złoto. Z racji gorszego bilansu bramkowego będą musieli wygrać z Kolosem, jeśli marzy im się mistrzostwo, ale najważniejsze, że podejdą do tej potyczki ze świadomością, że podstawowy cel został osiągnięty. Złoto będzie jedynie dodatkiem, choć jakże spektakularnym.

Przed chwilą wspomnieliśmy o Gencjanie, a tak się składa, że ten zespół też już jest pewny swojego losu. Maciek Zbyszewski i spółka we wtorek pokonali minimalnie HandyMan i nic nie odbierze im już brązowego medalu. Ale wcale nie było łatwo do takiego stanu doprowadzić, zwłaszcza że ta potyczka mogła się przechylić na każdą stronę. Zacznijmy od tego, że po obydwu barykadach były spore osłabienia – Gencjana bez Piotrka Hereśniaka i Marka Zbyszewskiego, z kolei Krzysiek Smolik nie mógł oprzeć składu na Kubie Koszewskim i Sylwku Florowskim, co zabierało bardzo dużo z ofensywnego potencjału tej ekipy. Sam mecz okazał się bardzo wyrównany, a sposób gry jednych i drugich spowodował, że wielu okazji nie uświadczyliśmy. W pierwszej połowie przypominamy sobie dwie, o których warto wspomnieć. Najpierw okazję Patryka Wieczorka obronił Artur Fiodorow, a potem próbę z bliska Kuby Strzały spacyfikował Daniel Pszczółkowski. Musieliśmy więc czekać do drugiej odsłony, by wreszcie któryś z bramkarzy uznał się za pokonanego. I stało się to dość szybko. W 22. minucie Michał Orzechowski ładnie wszedł z piłką w strefę przeciwnika, dograł do Eugenio Asinova, a ten precyzyjnym strzałem otworzył wynik. Na odpowiedź HandyMan czekaliśmy blisko 10 minut. I chociaż to Gencjana słynie z dobrze wykonywanych stałych fragmentów gry, to tym razem to ona dała się zaskoczyć. Sebastian Laskowski znalazł Mateusza Wróbla, a ten doprowadził do remisu. Apogeum emocji nastąpiło z kolei tuż przed finałową syreną. Tutaj jednym i drugim zależało na trzech punktach i wydawało się, że zgarną je nominalni goście. Mieli ku temu wyborną okazję w 39. minucie, gdy Patryk Wieczorek podał piłkę jak na tacy Arturowi Kielczykowi, a ten z bliskiej odległości, praktycznie na pustą bramkę, trafił w słupek! Zemsta była okrutna, bo kilkadziesiąt sekund później błąd popełnił Daniel Pszczółkowski, który, będąc daleko od swojej świątyni, podał piłkę wprost pod nogi Michała Orzechowskiego, a ten sprytnym zwodem oszukał golkipera i strzał był jedynie formalnością. Gencjana w tych niesamowitych okolicznościach zapewniła sobie wygraną i, tak jak wspomnieliśmy na wstępie, jest pewna najniższego stopnia podium. I na pewno smakuje ono lepiej niż rok temu, bo wówczas to była ostateczność, natomiast teraz stanowi efekt bardzo trudnej walki, bo zainteresowanych tym miejscem było sporo. Ciekawe, czy Fioletowi za rok wreszcie zaatakują lokaty premiowane awansem. Z kolei HandyMan mogli sobie tym meczem zapewnić utrzymanie, natomiast stało się inaczej i w ostatniej kolejce stoczą bój o wszystko ze Szmulkami. Jeśli przegrają, to spadną tam, skąd przyszli. Będą jednak faworytami tej potyczki, bo biorąc pod uwagę cały sezon, nie zasługują na relegację. Ale w sporcie niczego nie ma za zasługi, dlatego HandyMan muszą wyjść na to spotkanie w pełni zdeterminowani. I jeśli zagrają swoje, bez głupich prezentów dla rywali, to powinno być dobrze.

Trudno z kolei jednoznacznie ocenić aktualną sytuację Adrenaliny. Było jasne, że wygrana tej drużyny nad MR Geodezja spowoduje, że szanse na zachowanie trzecioligowego bytu znacząco wzrosną. I rysowały się ku temu dość fajne perspektywy, bo chociaż zespół z Ząbek nie mógł skorzystać choćby z Roberta Śwista, to osłabienia po drugiej stronie boiska były większe – znów zabrakło m.in. Serka Modzelewskiego, Tomka Freyberga czy Rafała Kudrzyckiego. To należało wykorzystać i bez wątpienia Adrenalinę było stać na zgarnięcie 3 punktów. Mecz zaczął się od okazji z obu stron, gdzie forma obu bramkarzy dość szybko została przetestowana. W 10. minucie mieliśmy z kolei pierwszego gola. Na bramkę Adrenaliny uderzył Arek Major, piłka odbiła się jeszcze po drodze od Mikołaja Świderskiego i totalnie zaskoczyła Adama Kurysia. Lada moment w poprzeczkę trafił Kamil Ryński i gdy wydawało się, że drugi gol dla Geodezji wisi w powietrzu, role się odwróciły. W 15. minucie na silny strzał z dystansu zdecydował się Antek Jemioł i Błażej Kaim był bez szans. Licznik okazji rósł, lecz ostatnie słowo w premierowej odsłonie należało do Eryka Kopczyńskiego, którego płaski strzał zaskoczył bramkarza ekipy z Wołomina i do przerwy było 2:1. Trudno natomiast spekulować, co dokładnie stało się podczas krótkiego odpoczynku w obozie Adrenaliny, ale ten zespół kompletnie przespał start finałowej części spotkania. W 5 minut, ze stanu 2:1, zrobiło się 2:4! Najpierw do wyrównania doprowadził Marcin Błoński, następnie Antek Jemioł strzelił gola samobójczego, a potem na listę strzelców wpisał się Kamil Ryński. To i tak był dość niski wymiar kary, jak za tak fatalną grę w tym okresie, bo mogło być jeszcze gorzej. Dla Adrenaliny to wszystko brzmiało jak wyrok, natomiast sygnał do ataku dał ten, po którym pewnie najmniej się tego spodziewaliśmy. Miłosław Świst był raczej żelaznym rezerwowym, ale w 31. minucie zmusił do błędu Błażeja Kaima i spowodował, że przegrywający zaczęli wierzyć. I zaraz był remis. Eryk Kopczyński zdecydował się na indywidualną akcję i ładnym strzałem z lewej nogi wyrównał stan posiadania. Końcówka meczu należała jednak do Geodezji, a Adrenalina może mówić o szczęściu, że nie przegrała tego spotkania. Najpierw bardzo dogodną okazję zmarnował Marcin Błoński, a na kilka sekund przed końcem Adam Kuryś fenomenalną interwencją powstrzymał Sebastiana Ryńskiego i gdyby nie on, to Geodezja zabrałaby całą pulę do Wołomina. Ostatecznie musiała się zadowolić jednym punktem, ale wydaje się, że nawet on niemal zapewnia chłopakom grę w 3. lidze w przyszłym sezonie. Tu w grę wchodzi już wyższa matematyka, natomiast musiałoby się zgrać w czasie wiele niekorzystnych rzeczy, by ekipa Marcina Rychty spadła o klasę niżej. Wydaje się więc, że jak na Geodetów przystało, chłopaki policzyli to wszystko co do milimetra. A Adrenalina? Z jednej strony ten remis wciąż utrzymuje ją w grze, aczkolwiek po pierwszej połowie można było sądzić, że uda się ugrać więcej. Co teraz? Trzeba wygrać w ostatniej serii z Bad Boys i to powinno wystarczyć do realizacji celu. W teorii nawet porażka nie wyklucza, że skończy się happy endem, ale wtedy wszystko będzie zależało od wyników innych spotkań. Cóż, nazwa tej drużyny nie jest przypadkowa – adrenalina musi być do samego końca!

Również remisem zakończyło się inne starcie drużyn, które także za wszelką cenę chciałyby uciec z zagrożonej strefy. Podział punktów nie za bardzo im na to pozwolił, natomiast nie jest to wynik, którego w parze Szmulki – Razem Ponad Promil nie należało się trochę spodziewać. Biorąc pod uwagę, że są to zespoły, które zdobywają stosunkowo mało goli, można było oczekiwać piłkarskich szachów i takie coś dostaliśmy. Obydwaj bramkarze nie mieli wiele pracy, aczkolwiek zdarzyło im się wyjmować piłkę z siatki. Jako pierwsi groźniej zaatakowali gracze Promila, lecz Norbert Marat nie wykorzystał niezłej okazji. Takich problemów po drugiej stronie boiska nie miał Borys Sułek, który w 3. minucie popisał się efektownym strzałem w okienko i Łukasz Głażewski musiał skapitulować. Odpowiedź była jednak błyskawiczna. Piotrek Radomski wyłuskał piłkę spod nóg jednego z rywali, ta trafiła do Piotrka Paćkowskiego, a biorąc pod uwagę, że Karola Dębowskiego nie było w bramce, to popularny „Paćka” nie mógł się pomylić. Ten dość dynamiczny początek zwiastował kolejne okazje, natomiast tempo w premierowej odsłonie trochę wyhamowało. Z kolei druga miała bardzo podobny przebieg. Tutaj także doszło do sytuacji, w której obydwa gole padły w odstępie kilkudziesięciu sekund. Znów to Szmulki objęły prowadzenie, dzięki trafieniu Krystiana Rzeszotka, ale co z tego, skoro ekipa z Pragi sama prosiła się o kłopoty i lada moment po złym zagraniu Karola Dębowskiego strzałem do pustej bramki popisał się Szymon Strychalski. No właśnie – Promil żył głównie z błędów oponenta, z kolei Szmulki wykazywały ciut więcej inicjatywy, natomiast sam remis wydaje się zasłużony. Co prawda jedną okazję miał jeszcze Norbert Marat, ale to nie był jego dzień i podział punktów stał się faktem. Według nas to był prawdopodobnie pocałunek śmierci dla jednych i drugich. Głównie dlatego, że mają oni trudnych rywali w ostatniej kolejce. Szmulki na pewno nie będą faworytem z HandyMan, podobnie jak Promil z Gencjaną. Nie chcemy być złymi wróżbitami, ale łatwo się domyślić, do czego zmierzamy. W żadnym wypadku nie odbieramy jednak temu duetowi szans. Szczególnie że czy to w tym, czy w zeszłym sezonie wiele razy zdarzało nam się tak robić i zwykle nie mieliśmy racji. Zadanie nie jest proste, ale tym większa będzie radość, jeśli uda się je zrealizować.

13:4 – takim wynikiem zakończył się z kolei ostatni mecz 3. ligi w 8. kolejce. Wygląda na szokujący, bo nawet jeśli założymy, że FSK Kolos jest drużyną lepszą niż Bad Boys, to rezultat wskazuje na różnicę kilku klas. Prawda jest trochę inna. Źli Chłopcy mieli we wtorek ogromne problemy kadrowe i na mecz dojechało ich ledwie pięciu. Grać bez zmian, bez nominalnego bramkarza, bez wielu kluczowych graczy, w dodatku z liderem – to musiało się skończyć źle i tak się skończyło. Chwała rodzinie Woźniak i Pawłowi Szczapie, że podjęli tę rękawicę, natomiast już po kilku minutach było jasne, że skończy się to bardzo wysoką porażką. Kolos szybko wyrobił sobie przewagę i jedyną zagadką było, jak wysoko tutaj wygra. Gracze z Ostrówka od czasu do czasu potrafili się odgryźć i zwłaszcza w drugiej połowie zdobyli kilka bramek, lecz trudno mówić o podjęciu wyrównanej rywalizacji. Ta porażka, przy równoległej wygranej Gencjany, spowodowała, że Źli Chłopcy nie mają już szans na podium, natomiast w ostatniej kolejce na pewno będą chcieli powalczyć, by ten – mimo wszystko niezły w swoim wykonaniu – sezon zakończyć wygraną. Z kolei Kolos, podobnie jak Ternovitsia, zabukował sobie bilety do 2. ligi i przynajmniej srebrne medale. Jednak w naszej ocenie chłopaki będą faworytem braterskiej potyczki z kolegami z Ukrainy, bo według nas są lepiej zbilansowani i mają też ważny handicap w postaci remisu, który może się okazać bardzo cenny. W turnieju przed ligą lepsza okazała się Ternovitsia, jednak na pełnym dystansie Kolos powinien wziąć skuteczny rewanż. A czy tak się stanie, przekonamy się we wtorek od godziny 22:20. I pewnie nawet Bad Boysi odpalą telewizor, by to arcyciekawe starcie obejrzeć ;)

Retransmisję wszystkich spotkań trzeciej ligi (z komentarzem) można obejrzeć poniżej. Video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 1080p60 HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy! Jednocześnie prosimy Was o weryfikację statystyk z Waszych meczów - jeśli znajdziecie jakiś błąd, to prosimy o jak najszybszą informację.

Komentarze użytkowników: