fot. © www.nocnaligahalowa.pl

Opis i retransmisja 2.kolejki 4.ligi!

13 grudnia 2025, 15:06  |  Kategoria: Ogólna  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Nie narzekaliśmy na nudę przy okazji poniedziałkowych starć 4. ligi. Działo się sporo, a jednej z ekip udało się nawet odrobić czterobramkowe straty!

Często jest tak, że jeśli pierwszy mecz danego wieczora jest dobry, to pozytywnie nastraja to na resztę czasu spędzonego za mikrofonem komentatorskim. No i trzeba przyznać, że konfrontacja TG Sokół z Byczkami spowodowała u nas spore emocje, bo wynik zmieniał się tutaj jak w kalejdoskopie i ciężko było przewidzieć, do kogo piłkarscy bogowie uśmiechną się na samym końcu. W zespole Sokoła zobaczyliśmy aż trzech nowych graczy, ale to nie oni byli bohaterami początku spotkania, a Patryk Prażmo, który szybko zrehabilitował się za wpadki z poprzedniego meczu i już po trzech minutach miał na swoim koncie dublet. Byczki zaczęły więc fatalnie, ale z biegiem czasu się obudziły. Co prawda na trafienie Alberta Dalby zdołał odpowiedzieć z wolnego Maciej Mutwicki, ale dalsza część premierowej odsłony należała do faworytów. Inna sprawa, że był to klasyczny mecz błędów. Prostych pomyłek widzieliśmy tutaj co niemiara, ale oczywiście trzeba było je jeszcze wykorzystać. A Byczki robiły to dobrze i po serii czterech trafień z rzędu osiągnęły – wydawałoby się – bezpieczne prowadzenie.

Na początku drugiej połowy zobaczyliśmy szybkie dwa gole, po jednym dla każdej ze stron, i myśleliśmy, że ekipa ze Starych Babic mniej więcej w ten sposób będzie kontrolowała dystans nad graczami w żółtych koszulkach – czyli nawet jak rywale coś strzelą, to Byczki szybko odpowiedzą. No ale coś w ich grze się zacięło. Sygnał do ataku dla Sokoła dał Patryk Prażmo. Jego gol sprawił, że zrobiło się ciekawie, a gdy w 34. minucie Bruno Jędrej doprowadził do remisu, było jasne, że czeka nas nerwowa końcówka. Zresztą autor tego gola tuż po jego zdobyciu powiedział coś do zawodników będących na ławce rezerwowych przeciwnika i sędzia odesłał go za to na dwie minuty kary. Zachowanie niepotrzebne, choć podobno wcześniej sam coś od rywali usłyszał. Byczki dostały więc 120 sekund gry w przewadze i należało to wykorzystać. To się jednak nie udało, a na domiar złego w 36. minucie zaskoczył ich Wiktor Starbała. Jego strzału nie zdołał odbić nogami Dawid Pływaczewski i na kilka chwil przed końcem przybysze z Brwinowa i okolic odzyskali prowadzenie. Szybko mógł odpowiedzieć Marcin Częścik, Byczki wprowadziły też lotnego bramkarza, ale mimo usilnych starań z ich strony rezultat już nie uległ zmianie. Na pewno możemy mówić o niespodziance, chociaż ustalając choćby kursy, nie mieliśmy pełnej wiedzy, co zaprezentują nowi gracze Sokoła – a ci okazali się bardzo solidni. Z drugiej strony, jak niemal w każdym tego typu spotkaniu, remis pewnie nikomu by nie zaszkodził, choć po stronie Sokoła dało się wyczuć większą chęć zwycięstwa. Dla nich to cenne trzy punkty (zwłaszcza po przegranej z ProBramem) które mówią nam jasno, że są bardzo solidni i jesteśmy niemal pewni, iż w ich głowach jest przeświadczenie, że mogą coś zwojować w 4. lidze. A my nie zamierzamy wyprowadzać ich z błędu. A Byczki? Pewnie do tej pory nie wiedzą, jak ten mecz wypuściły. Jeden punkt w dwóch meczach to bilans dalece odbiegający od ich założeń i podobnie jak na inaugurację, tak i tutaj nie potrafili utrzymać dobrego poziomu przez całe spotkanie. Czyżby tradycji stało się zadość i znów to druga połowa sezonu miałaby być dla nich lepsza? No ok, ale w takich okolicznościach trudno oczekiwać, że stać ich będzie na coś więcej niż miejsca bezpośrednio za podium...

Wypuścić dwie bramki różnicy na hali pewnie nie jest niczym nadzwyczajnym. Ale wypuścić cztery? To już sztuka. A właśnie takimi „umiejętnościami” popisali się w poniedziałek zawodnicy Lemy Logistic. Szkoda tym większa, że rywalizowali z ProBramem – zespołem, który na pewno będzie się liczył w walce o najwyższe cele i sukces nad nimi mógł Logistikom dać fajne perspektywy na kolejne spotkania. No ale zacznijmy od początku. Lema rozpoczęła od gola w 5. minucie, gdy ładną akcję zespołu wykończył Kuba Kostrzewa. ProBram w mecz wchodził bardzo wolno, ale w 10. minucie Kacper Urban sprawił, że spotkanie niemal zaczęło się od nowa. I chociaż stwierdzenie, że inicjatywa nadal była po stronie drużyny z Radzymina, byłoby przekłamaniem, to konkrety już na pewno. Gracze w pomarańczowych koszulkach, gdy już przenosili ciężar gry na połowę przeciwnika, byli bardzo groźni, co poskutkowało dwoma golami, na które ProBram odpowiedzi nie znalazł. Dobry rytm Lemy trwał także po przerwie. Najpierw 4:1, a potem – po kolejnym błędzie ekipy z Dobczyna – Przemek Jabłoński podwyższył na 5:1. Różnica bramek oraz sposób, w jaki ProBram pozwalał, by te gole padały, powodowały, że powoli zaczęliśmy się przyzwyczajać do myśli, iż Lema ten mecz wygra.

No ale to, co ten zespół zrobił w następnych fragmentach spotkania, powinno stanowić podręcznikowy przykład tego, jak nie grać, mając dużą przewagę. Tu nie chodzi o usprawiedliwianie – wiadomo, piłka to gra błędów – ale Lema zaliczyła trzy asysty pierwszego lub drugiego stopnia przy bramkach rywala! Najpierw pomylił się Kuba Sotomski, potem Emil Dobrygowski zagrał piłkę nie tam, gdzie trzeba, a w 29. minucie najbardziej doświadczony zawodnik Logistic, Hubert Sochacki, tak wybił piłkę z autu, że wystawił ją Kacprowi Urbanowi. To wszystko „weszło na głowę” Lemie i za chwilę mieliśmy już remis 5:5. W 32. minucie „Pomarańczowi” mieli chyba ostatnią okazję, by wrócić na właściwe tory, ale strzał Kuby Kostrzewy kapitalnie obronił Sebastian Wronka. Ta zmarnowana szansa okazała się na dłuższy czas ostatnią dla Lemy, natomiast ProBram był już w gazie nie do powstrzymania. W 33. minucie Janek Greloch dał swojej ekipie pierwsze prowadzenie w meczu, a chwilę później Kamil Rasiński spowodował rzut karny, który autor poprzedniego gola zamienił na kolejną bramkę. Lema była w takim stanie, że było jasne, iż do tego meczu już nie wróci. Rywale zresztą nie pozwolili jej na to i ostatecznie to szalone widowisko zakończyło się sukcesem Bartka Gorczyńskiego i spółki. Wiemy, że w szatni Lemy było po tym meczu głośno. Jasne – to tylko sport – ale nie można w ten sposób podarować zwycięstwa rywalowi. Tym bardziej że takie rzeczy potrafią zostać w psychice i przy kolejnej tego typu przewadze może pojawić się blokada. Oby tak się jednak nie stało. ProBram miał trochę szczęścia, że wszystko tak się potoczyło, ale trzeba im oddać, że nie załamali się przy wyniku 1:5. Poza tym - jeśli dostajesz prezent, musisz jeszcze umieć zrobić z niego użytek – a oni to potrafili. To drugi mecz z rzędu, w którym odrabiają straty z naprawdę trudnymi rywalami. Tym samym sześć punktów na koncie to coś bardzo cennego. Ale fakt, że nie ma dla nich rzeczy niemożliwych, chyba brzmi i smakuje jeszcze lepiej.

Bez punktów pozostaje za to Semola. Znów nie zagrała źle, ale terminarz nie ułożył się dla niej na tyle dobrze, by solidność mogła przełożyć się na zdobycz punktową. Tym razem w pokonanym polu pozostawili ich Mydlarze. Ale wcale nie zapowiadało się na to od samego początku. Co prawda pierwszy cios wyprowadzili gracze z Serocka, jednak nominalni gospodarze wrócili do gry szybciej, niż mogłoby się wydawać, a między 6. a 7. minutą dwukrotnie znaleźli sposób na golkipera przeciwników. Dodajmy, że trafienie na 2:1 było autorstwa debiutującego w ich barwach Mateusza Lisowskiego. Pod koniec pierwszej połowy zobaczyliśmy jeszcze dwa gole, którymi obie strony podzieliły się solidarnie, i Semola mogła mieć całkiem ciekawe perspektywy przed finałową częścią meczu. Ta co prawda zaczęła się dla nich fatalnie, bo już w pierwszej akcji stracili prowadzenie, ale riposta była natychmiastowa. Jednak mniej więcej od tego momentu na parkiecie zaczęła dominować jedna ekipa.

Mydlarze wrzucili wyższy bieg i praktycznie nie schodzili z okolic pola karnego rywali. Ich problem polegał jednak na tym, że nie mogli się wstrzelić. Udało się to dopiero w 28. minucie, gdy na listę strzelców wpisał się wracający do zespołu Gabriel Skiba. Kolejne trafienie wydawało się kwestią czasu, ale Mydlarze zaczęli się prześcigać w tym, kto popsuje lepszą okazję do zdobycia bramki. Sami siebie przeszli w 35. minucie, gdy Gabriel Skiba przelobował bramkarza, a Mariusz Dąbrowski celowo przepuścił piłkę, by nie odbierać koledze pięknego gola, lecz futbolówka zamiast do siatki odbiła się od słupka, a dobitka Mariusza została zablokowana. Zaczęliśmy się zastanawiać, czy przypadkiem graczy z Serocka nie prześladuje pech, który będzie ich trzymał aż do ostatniego gwizdka. Ale nie – w 38. minucie Kacper Stępkowski zagrał do Patryka Olszewskiego, a ten swój debiut na parkietach NLH uczcił kluczowym dla losów spotkania golem. W końcówce meczu mieliśmy jeszcze dwie bramki dla Mydlarzy, które przypieczętowały ich sukces i pozwoliły cieszyć się z pierwszej wygranej w sezonie. Zasłużonej, bo ten zespół miał po prostu więcej argumentów z przodu i tak naprawdę powinien rozstrzygnąć wszystko znacznie wcześniej. Nie ma to jednak większego znaczenia – kluczowe jest to, że worek z punktami wreszcie się otworzył. Semola na taki moment musi jeszcze poczekać. Tak jak pisaliśmy na wstępie, był to niezły występ chłopaków z Ursusa, natomiast w momentach, gdy zostali przyciśnięci, brakowało im kogoś, do kogo można było zagrać długą piłkę, a on byłby w stanie do niej dojść i zrobić z niej użytek. Na miejscu Krzyśka poszukalibyśmy takiego zawodnika, bo choć nie są to porażki na miarę tych z poprzedniego roku – często wręcz frajerskie, które tak bardzo go irytowały – to nadal pozostają porażkami...

W 4. lidze chyba nie wszyscy wierzą jeszcze w moc Pobudki. A przynajmniej tak wnioskujemy po statystykach, jakie po poniedziałkowych starciach otrzymaliśmy od BETFAN. Okazało się bowiem, że w ich meczu z Handyman to ekipa Krzyśka Smolika była częściej wybierana jako potencjalny zwycięzca. Tak naprawdę wyjaśnienia tej zagadki są dwa: albo zachęcił was kurs, który faktycznie był dość atrakcyjny, albo wasza wiedza na temat Pobudki była zbyt mała, by realnie ocenić możliwości obu zespołów. No ale na boisku nie było czego zbierać. Handymani robili, co mogli – jak to oni – i w 2. minucie wyszli nawet na prowadzenie. Tyle że w dalszej części pierwszej połowy tylko przyglądali się, jak rywale ładują im gola za golem. Łukasz Świstak zabezpieczył się zresztą na ewentualność, że Handymani zagrają ponad stan, bo do składu dopisał Krzyśka Możdżonka, kolejnego zawodnika z przeszłością w wysokich ligach MZPN i nie tylko. Po raz pierwszy mogliśmy też zobaczyć Marcina Szymczaka, również z bardzo solidnym CV. Ta konstelacja jakościowych piłkarzy stanowiła niemal gwarancję zwycięstwa. Oczywiście pierwsze skrzypce i tak grał Darek Partyka, natomiast reszta zespołu również nie schodziła poniżej pewnego poziomu. I tym sposobem jeszcze przed upływem kwadransa było już 4:1 dla Pobudki. Oddajmy jednak Handymanom, że także mieli swoje okazje, lecz ich karabinek się zaciął – w przeciwieństwie do strzelby rywali.

Na starcie drugiej połowy przegrywający mogli mieć jeszcze cień nadziei, że uda się coś ugrać. Zdobyli bowiem dwa gole z rzędu, wykorzystując nonszalancję w obozie Pobudki. Te perspektywy na jakiekolwiek punkty trwały jednak dosłownie chwilę, bo Pobudka szybko wróciła na właściwe tory, głównie za sprawą Marcina Szymczaka, który zdobył dwa gole z rzędu. Końcówka to już brak dyscypliny u Handymanów, co faworyci wykorzystali bezwzględnie i ostatecznie zwyciężyli 9:3. Wygrać z tak solidnym zespołem i to w dość gładkim stylu – to powinno dać do myślenia wszystkim, którym przyjdzie jeszcze do głowy stawiać przeciwko Pobudce. Jeśli będą przyjeżdżać w takim składzie, nie będą mieli sobie równych. I choćby z tego względu Handymani nie mają co tej porażki przeżywać – nie oni pierwsi i na pewno nie ostatni.

A jeśli ktoś ma potencjał, by w swojej najlepszej formie zagrozić Pobudce, to Gang Mapeta byłby chyba pierwszy na takiej liście. Ta drużyna zaczyna się rozkręcać w Nocnej Lidze i w poniedziałek boleśnie przekonała się o tym Alpha Omega. Zespół Sebastiana Giery przystąpił do potyczki w nowych strojach i zapewne chciał uczcić to dobrym wynikiem. Dość szybko okazało się jednak, że różnica jakości jest zbyt duża, a nie wszystko da się nadrobić ambicją. Ten mecz od początku nie układał się po myśli ferajny z Radzymina. W 4. minucie z rzutu karnego pokarał ich Damian Bąk, a w 8. minucie na listę strzelców wpisał się Kazik Grotte. Tuż po tym golu trzeci zespół poprzedniego sezonu 5. ligi miał swój najlepszy fragment w tym spotkaniu i stworzył sobie dwie dogodne okazje. Najpierw Damian Boryczko nie trafił w bramkę, a chwilę później Bartek Lipski obił słupek. Mylili się jednak ci, którzy sądzili, że do trzech razy sztuka. Gang nie zamierzał na to pozwolić i w 13. minucie – po golu bramkarza Michała Wiekiery, który lubi zapędzać się na połowę przeciwnika – było już 3:0. Potem smak debiutanckiej bramki w NLH poczuł jeszcze Michał Cholewiński i było jasne, że w tym meczu nie ma innej opcji niż trzy punkty dla Mapeciarzy.

Utwierdził nas w tym początek drugiej połowy. Alpha zaryzykowała i wpuściła lotnego bramkarza, jednak ten manewr – nawet jeśli słuszny, biorąc pod uwagę okoliczności – nie tylko nie przyniósł efektów, ale wręcz spotęgował problemy. W krótkim czasie zrobiło się 0:6 i powoli zaczęliśmy już wyczekiwać końcowego gwizdka. Oddajmy jednak Alphie, że ostatecznie dopięła swego i nie przegrała tego spotkania do zera. Honorowe trafienie zanotował Pavlo Yachnyk. Marne to jednak pocieszenie, bo rywal okazał się po prostu za silny. Teraz muszą wierzyć, że jeszcze przed świętami uda się zapunktować, bo z perspektywy mentalnej byłoby to dla nich bardzo istotne. Co do Gangu Mapeta, to oni specjalnie się tutaj nie zmęczyli. Kontrola od początku do końca pozwoliła im już na długo przed ostatnim gwizdkiem cieszyć się z pierwszego zwycięstwa w NLH. Ale o tym trzeba szybko zapomnieć, bo jeśli faktycznie chcą być zespołem, który będzie deptał po piętach Pobudce, to w najbliższy poniedziałek czeka ich mecz, który oddzieli deklaracje od rzeczywistości.

Retransmisję wszystkich spotkań czwartej ligi (z komentarzem) można obejrzeć poniżej. Video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 1080p60 HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy! Jednocześnie prosimy Was o weryfikację statystyk z Waszych meczów - jeśli znajdziecie jakiś błąd, to prosimy o jak najszybszą informację.

Komentarze użytkowników: