fot. © www.nocnaligahalowa.pl

Opis i retransmisja 2.kolejki 3.ligi!

14 stycznia 2023, 18:45  |  Kategoria: Relacje  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Aż dwa z pięciu wtorkowych meczów 3.ligi skończyły się remisami. Zapowiadało się nawet na więcej, bo równie dobrze mogło ich być nawet cztery!

Tak naprawdę, to jedynym meczem gdzie daleko było od podziału punktów, było spotkanie na inaugurację. Chociaż tak może sugerować wynik, natomiast nie sposób nie wspomnieć o okolicznościach, jakie towarzyszyły starciu Razem Ponad Promil – KSB Warszawa. Było to dowiem spotkanie dwóch, zupełnie różnych połów – pierwszej bardzo wyrównanej, która zakończyła się wynikiem 3:3 i drugiej, gdzie Promil miał już gigantyczną przewagę i tę część wygrał aż 8:1. Skąd wzięła się ta różnica? Przede wszystkim z tego, że zespół KSB optymalnym składem grał tylko przez premierowe 20 minut. I wtedy to był naprawdę bardzo fajny mecz, gdzie oglądaliśmy cios za cios i niewiele zabrakło, by to ekipa Dominika Kopca schodziła na przerwę minimalnie prowadząc. W finałowej części spotkania ekipa z Warszawy zagrała już zupełnie innym składem. Na treningi swoich drużyn 11-osobowych musieli się udać Eryk Rogowski, Dominik Kopiec, Krystian Zbrzeski, Kacper Grotek i Mateusz Kepal, a w ich miejsce weszli gracze rezerwowi. No i tę zmianę jakości łatwo było zauważyć. Co prawda początek drugiej połowy nie wskazywał na katastrofę, ale gdy Promil zdobył gola na 4:3 a potem na 5:3, to worek z bramkami rozwiązał się na dobre. Ekipa Łukasza Głażewskiego punktowała swoich rywali niemiłosiernie i ostatecznie poczęstowała ich dwucyfrówką, triumfując aż 11:4. Możemy jedynie żałować, że przegranym nie udało się zagrać całego spotkania w optymalnym zestawieniu. Oczywiście nie wiemy, czy to coś by zmieniło w kontekście punktów, natomiast chyba wszyscy jesteśmy przekonani, że mielibyśmy tutaj emocje aż do ostatniego gwizdku. Bo gdy po stronie KSB byli wszyscy kluczowi gracze, to ten zespół miał delikatną przewagę, fajnie operował piłką, z kolei Ponad Promil bardzo skutecznie kontrował. To się naprawdę dobrze oglądało i z tego powodu najbardziej żal, że nie dane nam było sprawdzić, jakby to wyglądało dalej, przy założeniu identycznych kadr. Nie jest to jednak problem zwycięzców. Oni wykorzystali okoliczności i zanotowali pierwsze zwycięstwo w sezonie. Co więcej – pod względem jakości zagrali dużo lepiej niż z Adrenaliną, w czym duża zasługa Damiana Szwarca. Ten zawodnik debiutował w Nocnej Lidze, ale od razu dało się zauważyć, że będzie wartością dodaną swojej ekipy. Dużo lepiej niż na inaugurację zaprezentowali się też inni zawodnicy, którzy być może potrzebowali trochę czasu, by wejść na swój poziom. Tym samym chyba musimy skorygować swoje stwierdzenie, że Promil będzie piłkarsko słabszy niż przed rokiem. To będzie po prostu trochę inny zespół, ale równie groźny co w poprzedniej edycji.

A czy powinniśmy też zrewidować swoją opinię odnośnie Ternovitsii? Zapowiadaliśmy, że w 3.lidze ciężko będzie komukolwiek postawić się drużynie z Ukrainy, tymczasem już w 2.kolejce ta sztuka udała się Adrenalinie! Nie był to jednak typowy mecz na remis, gdzie oglądaliśmy piłkarskie szachy i wyczekiwanie na to, co zrobi druga strona. Ta potyczka bardzo długa była pod kontrolą faworytów, którzy grali bardzo solidnie i po pierwszej połowie nic nie wskazywało na to, że poniosą pierwszą stratę punktów. Prowadzili bowiem 2:0, rzadko dopuszczali do zagrożenia pod własną bramką, a gdy trzy minuty po przerwie podwyższyli na 3:0, nie widzieliśmy innej opcji jak ich zwycięstwo. Trudno było bowiem wyobrazić sobie, żeby nagle jednych dopadła niemoc, a w drugich wstąpiły nowe siły. Tym bardziej, że Adrenalina do tego momentu miała tylko jedną dogodną okazję by zdobyć gola, lecz Robert Świst nie wykorzystał sytuacji sam na sam z bramkarzem. Z kolei w 28 minucie mogło już być 4:0, lecz Marek Pałys kapitalną interwencją nie pozwolił na radość z trafienia Maksykowi Myshakowi. No i gdy tak wygaszaliśmy emocje, sądząc że jedni i drudzy są pogodzeni z losem, w 32 minucie Ternovitsia dostała karę za złą zmianę. To była niegroźna sytuacja, natomiast zawodnik tej ekipy zszedł w zupełnie innym miejscu, niż powinien i arbiter przytomnie to wychwycił. Adrenalina grała więc o jednego zawodnika więcej i bardzo szybko wykorzystała okazję, zmieniając wynik na 3:1. To spowodowało małą nerwowość u faworytów, a jednocześnie wyzwoliło w ekipie z Ząbek dodatkową energię. I za chwilę było już tylko 2:3! Gola samobójczego zanotował Olexandr Rudchyk, który próbował interweniować po strzale Roberta Śwista, piłka odbiła się od słupka, a potem od nadbiegającego gracza z Ukrainy, po czym wylądowała w siatce. I dało się zauważyć, że Ternovitsia zgubiła pewność siebie. Ekipa Romana Shulzhenko próbowała co prawda uspokoić grę i na jakiś czas to się udało, ale Adrenalina nie odpuszczała i w 39 minucie doprowadziła do remisu! Gola zainkasował Kacper Waniowski i sami nie wiedzieliśmy, czy to na pewno ostatnia bramka w tej potyczce. Zespół z Ukrainy nie chciał bowiem pogodzić się z takim stanem rzeczy i grał ryzykownie, przez co istniała szansa, że Adrenalina zgarnie tutaj więcej niż jeden punkt. Piłka meczowa należała jednak do faworytów. Na kilkadziesiąt sekund przed końcem Olexandr Rudchyk uderzył z dość ostrego kąta i zabrakło mu dosłownie centymetrów, by piłka zmieściła się w siatce. Spotkało się to z ogromnym rozczarowaniem samego strzelającego, jak i kolegów, szczególnie że za chwilę wybrzmiał końcowy gwizdek arbitra. No i stało się! Faworyzowana Ternovitsia nie była w stanie dowieźć trzybramkowej przewagi do końca i została za to ukarana. Z boiska ten zespół był lepszy, no ale swoją przewagę trzeba jeszcze udokumentować odpowiednią ilością bramek, a tego nie udało się zrobić. Brawa dla Adrenaliny, która do pewnego momentu grała po prostu o przetrwanie, ale gdy wyczuła swoją szansę, to wykorzystała ją w 100%. Ten punkt musi smakować bardzo dobrze i to nie tylko im, lecz wszystkim przed którymi starcie z ukraińskim zespołem dopiero na horyzoncie. Bo okazało się, że nawet jeśli trzeba przed nim czuć respekt, to wcale nie trzeba się go bać.

Na hali znacznie trudniej niż na dużym boisku przewidzieć przebieg konkretnego spotkania. No ale gdy zastanawialiśmy się, jak będzie wyglądała rywalizacja Bad Boys z MR Geodezja, to w ciemno zakładaliśmy, że zobaczymy spokojne spotkanie, z niewielką ilością okazji podbramkowych, gdzie goli będzie jak na lekarstwo. Zawodnicy nasz plan zrealizowali niemal w 100%, a dołożyli do tego trzymającą w napięciu końcówkę, co ostatecznie pozwoliło wystawić temu spotkaniu naprawdę wysoką ocenę. Początkowo dużo bardziej podobali nam się Bad Boys. To oni mieli więcej z gry, to ich akcje wyglądały płynnej i w 10 minucie podstemplował to wszystko Krzysiek Stańczak, który z najbliższej odległości wpakował piłkę do bramki powracającego po kontuzji Błażeja Kaima. Geodeci musieli więc odrabiać straty i w miarę upływu czasu ich akcje zaczęły się zazębiać. Kwintesencją tego była okazja na wyrównanie Tomka Freyberga, ale filigranowy pomocnik ekipy z Wołomina nie trafił z dogodnej sytuacji w bramkę. Okazało się jednak, że co się odwlecze to nie uciecze. W 28 minucie ten sam zawodnik skorzystał na pomyłce Michała Szczapy i strzałem obok Karola Jankowskiego doprowadził do wyrównania! Remis, zważywszy na fakt, że obydwie ekipy do tego momentu nie miały punktów na swoim koncie, być może nie był taki zły. Ten rezultat dość długo się zresztą nie zmieniał, a wiedzieliśmy, że im bliżej końca, tym mniejsza szansa, aby ktoś chciał zaryzykować. No ale w 36 minucie sprawy w swoje nogi wziął Jarek Przybysz. Mimo, że sytuacja nie była oczywista, zdecydował się na niesygnalizowany strzał, po którym piłka wpadła do świątyni totalnie zaskoczonego bramkarza Geodetów. Źli Chłopcy mieli więc trzy punkty na wyciągnięcie ręki. I pewnie wróciliby z nimi do domu, gdyby w 39 minucie wykorzystali 200% okazję, jaką sobie wyklarowali. Bartek Woźniak miał przed sobą tylko Błażeja Kaima, ale zamiast rozegrać tę akcję ze swoim tatą Albertem, rozwiązał to wszystko sam i za chwilę musiał ukryć twarz w dłoniach. Ta sytuacja pewnie byłaby jedynie wspomnieniem, gdyby nie to, że jej niewykorzystanie miało swoje konsekwencje. Tuż przed końcem spotkania w polu karnym Bad Boys doszło do zamieszania i w jego wyniku piłkę do własnej bramki skierował… Bartek Woźniak. Niesamowity pech tego zawodnika spowodował, że starcie zakończyło się wynikiem 2:2. Według nas remis słusznie oddaje boiskową rzeczywistość, natomiast prowadząc 2:1 i mając tak wyborną okazję, by zabić mecz, Bad Boys wracali do domów z poczuciem niedosytu. Wiemy jednak, że nie będzie tutaj polowania na czarownice i poszukiwania winnego. Bartek Woźniak na pewno sam wyciągnie wnioski i na drugi raz będzie wiedział, jak zachować się w takiej sytuacji. Co do Geodetów, to chyba wszyscy widzimy, że tutaj potrzeba czasu na zgranie. Ta ekipa będzie się docierała w trakcie rozgrywek i naszym zdaniem z każdą kolejką będzie groźniejsza. Dlatego ten remis trzeba uszanować i traktować jako początek marszu w górę ligowej tabeli.

A kolejny szalony mecz w 3.lidze dopisała do swojego konta Squadra. Przeciwko Las Vegas sprawa ich zwycięstwa rozstrzygnęła się w doliczonym czasie gry a z Ryńskimi było bardzo podobnie, bo i tutaj o wszystkim decydowały finałowe minuty. Nie stanowi to jednak zaskoczenia, bo kto dobrze zna potencjał tych zespołów, ten wiedział, że tutaj nie ma możliwości, by jedna z ekip wyrobiła sobie dużą przewagę i tylko czekała na dalszy rozwój wypadków. Aczkolwiek potencjał na taki scenariusz istniał, bo Squadra po pierwszej połowie prowadziła 3:1. Strzelanie zaczął Michał Czarnecki, szybko odpowiedział Sebastian Ryński, a potem dwa trafienia z rzędu zanotowała ekipa z Serocka. Ale to wcale nie musiało się tak skończyć, bo okazji po obydwu stronach nie brakowało, a ostatnią zmarnował Kamil Ryński. Była ona naprawdę bardzo konkretna i zastanawialiśmy się, czy Deweloperom długo przyjdzie czekać, aby stworzyć sobie podobną. Tym czasem po zmianie stron ekipa z Marek potrzebowała niecałych trzech minut by wyrównać! Najpierw gola strzelił Mateusz Morawski, a potem na listę strzelców wpisał się Grzesiek Pański i mieliśmy remis. Ryńscy grali w tym okresie naprawdę dobrze, z kolei ich rywale wyglądali na zagubionych. Doświadczona drużyna w zielonych koszulkach wykorzystała ten dobry fragment i w 32 minucie po raz pierwszy wyszła w tym starciu na prowadzenie. Ba! W ciągu następnych kilku minut miała jeszcze dwie okazje, by podwyższyć swój stan posiadania, ale dobrze bronił Michał Sokołowski, a raz po strzale Mateusza Morawskiego pomógł mu słupek. Squadra musiała się wziąć w garść, a jeśli ktoś miał ten wózek pociągnąć, to tylko Michał Czarnecki. To on w 35 minucie skorzystał z podania Jakuba Cegiełki i wyrównał stan spotkania. To był cios dla Ryńskich, bo oni mogli ten mecz już rozstrzygnąć, a teraz nie było jasne, na czyją stronę przechyli się szala. I wtedy znów przypomniał o sobie MVP poprzedniego sezonu 4.ligi. W bocznym sektorze wyprzedził przeciwnika, wyłożył piłkę jak na tacy Mariuszowi Dąbrowskiemu a ten dołożył nogę i Sqadra była o 1,5 minuty od całej puli. I nie dała sobie wyrwać zwycięstwa, a tuż przed końcową syreną zdobyła jeszcze jednego gola, którego autorem był Kuba Czarnecki. Radość w obozie triumfatorów była duża, lecz nie ma się co dziwić. To był kolejny mecz z gatunku wyszarpanych i równie dobrze mógł się skończyć porażką. Ale takie sukcesy smakują im na pewno znacznie lepiej, niż te w 4.lidze, gdzie wielu rywali po prostu miażdżyli bez większych emocji. Ryńscy zawiesili im poprzeczkę bardzo wysoko, a ten zespół jest znany z tego, że umie się spiąć na przeciwników z wyższej półki. No ale jedno się nie zmienia – Deweloperzy rzadko kiedy potrafią takie spotkanie przeciągnąć na swoją stronę. I w tej edycji (na razie) nic się w tej kwestii nie zmieniło.

Drugie zwycięstwo Squadry było niejako wyzwaniem dla innej ekipy, która do 3.ligi też dopiero co awansowała. Mowa o Góralach, którzy mieli już jedno zwycięstwo na swoim koncie i zależało im, by przeciwko Las Vegas dołożyć drugie. Jednak rywale właśnie przeciwko wspomnianej Squadrze udowodnili, że nie są zespołem przypadkowym i nie ma opcji, by wygrać z nimi nie grając na 100% swoich możliwości. Górali czekała więc ciężka misja, a poziom trudności trochę podwyższyli sobie sami, bo na to spotkanie nie dojechał choćby Daniel Matwiejczyk. Brakowało również kapitana i bramkarza w jednym, a więc Marcina Lacha, którego między słupkami zastępował Jan Endzelm. W obozie Vegas nie uświadczyliśmy Piotrka Kwietnia, podobnie jak Artura Flago i gdy tak zestawialiśmy sobie te dwa składy, to mimo wszystko ciut wyżej stały akcje Górali. No i jak widzimy po końcowym wyniku, teoria zbiegła się tutaj z praktyką, chociaż ekipa Las Vegas może mieć do siebie pretensje, że nie powalczyła o coś więcej. Bo była ku temu okazja, tylko że w takim starciu nie możesz liczyć na to, że wygrasz mecz zdobywając tylko jednego gola. Zwłaszcza, że tych okazji naprawdę było wystarczająco, by tutaj jeszcze bardziej postraszyć przeciwnika. Przy stanie 0:0 dwóch bardzo dogodnych szans nie wykorzystali Stasiek Leszczyński i Konrad Orlik, co spotkała się z surową karą, bo gola po pięknym strzale z dystansu zaaplikował im Kacper Smoderek. I tak to trochę wyglądało. Przedstawiciele Parano się starali, ale to konkurencja była bardziej konkretna i do przerwy było 2:0, gdy najpierw sytuacji sam na sam z Jankiem Endzelmem nie wykorzystał Konrad Orlik, a w odpowiedzi gola zdobył Marcin Świstak. Dopiero na początku drugiej połowy Las Vegas udało się przełamać impas. Konrad Orlik w końcu znalazł sposób na golkipera przeciwników i myśleliśmy, że to zapowiedź kolejnej emocjonującej końcówki. Weto w tej kwestii postawił Kacper Smoderek. W 31 minucie ładnie oszukał dryblingiem Piotrka Wąsowskiego i precyzyjnym strzałem przywrócił Góralom bezpieczny bufor. Przegrywający starali się ponownie zmniejszyć straty, lecz Janek Endzelm był bardzo czujny, grał praktycznie jako ostatni obrońca, a gdy trzeba było, to wykazywał się umiejętnościami bramkarskimi i w dużej mierze to również jego zasługa, że skończyło się tutaj 3:1. Górale niczym wytrawny bokser wypunktowali Vegas, chociaż podobnie jak przy okazji ich meczu z Bad Boys, tak i teraz towarzyszy nam przeświadczenie, że obecna forma nie wystarczy na zespoły ze ścisłego topu. Ale tym chłopaki będą się martwić później. Co do Las Vegas, to drugi mecz, gdzie walczą, starają się, mają swoje okazje, tyle że nie przekłada się to na wymierne korzyści. I trochę nam to przypomina poprzedni sezon, gdzie również fajnie walczyli z najlepszymi i wydawało się, że to przełoży się na mecze z tymi teoretycznie słabszymi. A jak to się skończyło – wszyscy pamiętamy…

Retransmisję wszystkich spotkań trzeciej ligi (z komentarzem) można obejrzeć poniżej. Video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 1080p60 HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy! Jednocześnie prosimy Was o weryfikację statystyk z Waszych meczów - jeśli znajdziecie jakiś błąd, to prosimy o jak najszybszą informację.

Komentarze użytkowników: