fot. © www.nocnaligahalowa.pl

Opis i retransmisja 4.kolejki 2.ligi!

22 stycznia 2023, 00:16  |  Kategoria: Relacje  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Ze wszystkich spotkań 4.kolejki 2.ligi najbardziej zawiódł nas ten, gdzie liczyliśmy na największe emocje…

A z kolei taki mecz jak Zabrodziaczek – Silent impact, gdzie nie widzieliśmy perspektyw na emocjonującą końcówkę, o mało nie zakończył się sensacją. Co prawda ci drudzy zremisowali ostatnio z Vitasportem, ale tym razem ich skład wydawał się być trochę słabszy niż siedem dni wcześniej. Nie było nominalnego bramkarza, brakowało Dominika Ołdaka czy Sebastiana Skorupki i nie chciało nam się wierzyć, że wołomińska młodzież sprawi psikusa aktualnemu mistrzowi 2.ligi. Co prawda Zabrodziaczek też miał swoje problemy, no ale do Zielonki przyjechał z jasnym nastawieniem – wygrać. Tyle że do przerwy przegrywał 1:3! Zaczęło się świetnie, bo od bramki Mateusza Wrzaszczaka, ale na Silent Impact nie zrobiło to wielkiego wrażenia i wystarczyły trzy minuty, by wynik odwrócił się o 180 stopni. Najpierw Darek Wiąckiewicz tak niefortunnie interweniował po rzucie rożnym, że wpakował piłkę do własnej bramki, a potem pokonał go Michał Antol. No ale jak zwykle w takim meczu zaczęliśmy wyczekiwać momentu, w którym outsider spuchnie. Tyle że nic takiego nie następowało. Gracze w czarnych koszulkach grali dobrze i skutecznie, a na potwierdzenie tych słów niech będzie 16 minuta, gdy bramkę dla nich zainkasował Sebastian Radzki. A z perspektywy Zabrodziaczka mogło być jeszcze gorzej, bo chwilę później Kacper Rawski stanął oko w oko z bramkarzem i na szczęście dla faworyta ten pojedynek przegrał. To jednak nie obudziło zespołu z czołówki 2.ligi. Na początku drugiej połowy znów dopuścili do zagrożenia pod własną bramką, ale opatrzność nad nimi czuwała, bo Bartek Kamiński pomylił się w prostej sytuacji. Zabrodziaczek wreszcie się jednak ocknął i po golu Dawida Kamińskiego skrócił dystans do przeciwnika, ale taki stan rzeczy trwał kilkadziesiąt sekund. Tyle bowiem wystarczyło, aby Bartek Kamiński zrehabilitował się za poprzednie pudło i przywrócił Silent Impact dwa gole zapasu. A potem ponownie była okazja, by mieć już trzy bramki przewagi. Znowu Kacper Rawski stanął oko w oko z Darkiem Wiąckiewiczem i znowu musiał się uznać za pokonanego. Czy to był kluczowy moment spotkania? Niewykluczone, bo później na boisku wreszcie zaczął rządził zespół z Zabrodzia. Zaczęło się od fatalnego podania Pawła Czerskiego, który nabił piłką Mateusza Wrzaszczaka, ta spadła pod nogi Piotrka Włodka i było 3:4. Potem ciężar zdobywania goli wziął na siebie Dawid Kamiński. Temu dobrze zbudowanemu i świetnie chroniącemu piłkę zawodnikowi ciężko było się przeciwstawić i to właśnie on zdobył dwie bramki z rzędu dla faworytów. A gdy po kolejnym fatalnym błędzie Pawła Czerskiego Mateusz Wrzaszczak podwyższył na 6:4 było praktycznie po meczu. Zespół Silent wrócił jeszcze na chwilę do gry, po samobójczym trafieniu Michała Zawiszy, lecz błyskawicznie odpowiedział Piotrek Włodek i mimo iż w końcówce Zabrodziaczek musiał jeszcze grać w osłabieniu, to ostatecznie przepchnął to spotkanie w stosunku 8:5. Tak, przepchnął, nie da się tutaj użyć innego określenia. To nie było dobre spotkanie faworytów a raczej takie z gatunku "wygrać i zapomnieć". Podobać mógł się za to Dawid Kamiński, który w takich spotkaniach gdzie nie idzie, może się przydać, bo widać że grę tyłem do bramki ma opanowaną bardzo dobrze. Jeśli chodzi o Silent Impact to znów zagrali lepiej, niż można się było spodziewać. A gdyby Kacper Rawski miał większą skuteczność w sytuacjach 1 na 1, to niewykluczone, że już drugiemu faworytowi odebraliby punkty. Szkoda tylko, że mówimy o zespole, który zbiera się na ostatnią chwilę i chyba sam nie wie, kim będzie dysponował danego wieczora. Bo potencjał tutaj jest, ale organizacja – delikatnie mówiąc – mogła by być lepsza.

A z lekkim bólem serca i to nawet po tych kilku dniach, jakie minęły od tego spotkania, przechodzimy do meczu z udziałem Ferajny United. Po tym, jak bardzo niewiele zabrakło im, żeby chociaż zremisować z Kasbudem, tym razem na horyzoncie pojawił się jeszcze mocniejszy przeciwnik. Tuby nie da się w tej edycji nie chwalić, bo mimo jednej porażki, w starciach z udziałem tej ekipy zawsze się coś dzieje. Ale nawet jeśli mieliśmy nadzieję, że tutaj będzie podobnie, to scenariusz wydawał nam się dość prosty. Ferajna przez długi czas dzielnie trzyma się przeciwnika, lecz w końcu pęka i zostaje z niczym. To się przez długi czas sprawdzało. Ekipa Damiana Białka grała jak równy z równym, ale pod względem piłkarskich konkretów lepszy był przeciwnik. Co prawda w 13 minucie Rafał Wielądek nie wykorzystał rzutu karnego, bo Damian Białek okazuje się w tej edycji specem od bronienia "jedenastek", ale pod koniec pierwszej połowy Michał Nowaczyński wreszcie znajduje sposób na kapitana Ferajny i jest 1:0. A gdy już na starcie drugiej odsłony fajna zespołowa akcja Juniorów przynosi im kolejnego gola, to spotkanie wydaje nam się rozstrzygnięte. Tyle że często jest tak, że gdy już chcemy jedną z ekip pozbawić szans na sukces, to ona odradza się niczym Feniks z popiołów. I tak było również w tym wypadku. Beniaminek NLH odżył w 23 minucie, gdy akcję Andrzeja Vertuna świetnie spuentował Paweł Marczak. Lada moment, po kolejnej asyście Andrzeja Vertuna i bramce Olafa Ćwierzyńskiego mieliśmy już remis! I to wcale nie był koniec. Autor dwóch poprzednich trafień tym razem był ostatnim ogniwem w akcji swojego zespołu i to on dał Ferajnie pierwsze w tym meczu prowadzenie! Oglądaliśmy to i przecieraliśmy oczy ze zdumienia. Tuba nie wiedziała co się dzieje, a jej zdezorientowanie spotęgowało się w 33 minucie, gdy Patryk Grzelak wykorzystał błąd w rozegraniu Tuby i strzałem na pustą bramkę zmienił wynik na 4:2! Wydawało nam się, że tego nie można już wypuścić. Że nie ma takiej siły, która odebrałaby Ferajnie zwycięstwo lub przynajmniej remis. Ale Tuba nie poddała się. Rafał Wielądek chwycił za znacznik i zaczął pełnić funkcję lotnego bramkarza. Na efekty nie trzeba było długo czekać, bo w 36 minucie Patryk Araźny zmniejszył straty. Ferajna mogła odpowiedzieć błyskawicznie, lecz strzał z własnej połowy Marcina Makowskiego minął opuszczoną świątynię Juniorów. Ale to nie był problem dopóki, dopóty wynik się nie zmieniał. I tak było do 39 minuty. Wtedy Rafał Wielądek odnalazł Szymona Gołębiewskiego a ten mocnym strzałem zmusił do kapitulacji Damiana Białka. Z pewnych trzech punktów Ferajnie pozostawała walka o jeden. Finałowa minuta to już prawdziwy rollercoaster. Najpierw piłkę meczową dla United marnuje Marcin Makowski. Mimo że okazja była naprawdę dobra, to piłka po jego strzale poleciała wprost w Kamila Sadowskiego. Tuba odetchnęła a za chwilę sama stworzyła sobie warunki, by zdobyć gola na 5:4, lecz Michał Nowaczyński zamiast podawać strzelał. Piłka poleciała na rzut rożny a na zegarze było wtedy około 6 sekund do końca. Michał Nowaczyński zagrał futsalówkę do Rafała Wielądka a ten uderzył bez namysłu i zasłonięty Damian Białek nie zdążył zareagować. To był cios, który zabolał pewnie nie tylko zawodników Ferajny, lecz wszystkich postronnych kibiców i widzów. Beniaminek grał bardzo dobrze i nie zasłużył, by wyjechać z Zielonki z niczym. Zabrakło pewnie wszystkiego po trochu – sił, szczęścia, a w niektórych sytuacjach odrobinę precyzji. Szkoda. Co do Tuby to mamy mieszane uczucia. Pierwsza połowa solidna, początek drugiej świetny, a potem blackout. Przez 15 minut tej ekipy praktycznie nie było na parkiecie. I postawmy sprawę jasno – gdyby nie Rafał Wielądek, to wynik byłby odwrotny. A czy powinien być? Na to pytanie niech każdy odpowie sobie sam.

Poprzedni mecz miał być tylko przystawką do dania głównego, w którym N-Bud podejmował Vitasport i chyba każdy nastawiał się tutaj na świetne widowisko. Budowlani wydawali się być w dobrej formie, co w połączeniu z dość kiepskim występem przeciwników z Silent Impact, kazało upatrywać minimalnego faworyta w miejscowych. A nawet jeśli ktoś mógł o tym myśleć inaczej, to nikt nie zakładał, że tutaj zdobywcę trzech punktów poznamy wcześniej, niż pod koniec drugiej połowy. Ale wszyscy daliśmy się oszukać… N-Bud zagrał fatalne zawody. I wracając do gastronomii, jeśli oczekiwaliśmy tutaj ciasteczka czy wisienki na torcie, to otrzymaliśmy zakalca, po którym odbija nam się do tej pory. Miejscowi zagrali tak, jakby po raz pierwszy grali na hali. Bez ładu, składu i z taką ilością banalnych błędów, że można by oddzielić nimi kilka meczów. Już po 7 minutach było 0:3, a dwa błędy popełnił bramkarz N-Budu Bartek Muszyński. Przeciwnicy nawet nie musieli się za bardzo starać, bo wszystko dostawali na talerzu i wykorzystywali z zimną krwią. I ten mecz wyglądał tak od początku do końca. Vitasport niemiłosiernie punktował gospodarzy i gdy tylko różnica robiła się na poziomie dwóch-trzech bramek, natychmiast odjeżdżał z wynikiem. W ogóle nie funkcjonowała obrona N-Budu, w którą oponenci wjeżdżali jak w masło. I chyba ostatecznie obnażona została taktyka ekipy Marcina Zaremby, by grać na dwie czwórki. Trudno powiedzieć kto zdecydował o takim a nie innym podziale, ale czy jest sens, by wszyscy grali po równo, jeśli nie wszyscy dają taką samą jakość? Jeśli założymy, że chłopaki chcą łączyć zabawę z dobrymi wynikami, to ok. Ale czy dobrze się bawili w środę, gdy rywal częstował ich dwucyfrówką? Na tle takiego N-Budu Vitasport wyglądał jak profesor, który przesłuchuje nieprzygotowanego ucznia. Chłopaki udowodnili, że remis z Silent Impact był tylko wypadkiem przy pracy, a swoje zrobił też powrót Mateusza Smoktunowicza, którego solidności zabrakło przed tygodniem. Wynik 11:6 idzie w świat, a triumfatorzy pozostają jedynym zespołem bez porażki na zapleczu elity. Wielki N-Bud spadł na szóste miejsce.

W ścisłej czołówce utrzymał się za to Kasbud. Drużyna z Radzymina miała jednak bardzo trudną przeprawę z JMP, gdzie wyszła z naprawdę sporych opresji. Chyba jednak wszyscy spodziewaliśmy się, że tutaj bracia Banaszek i spółka nie mają co liczyć na spacerek. Każdy mecz z JMP to prawdziwa lekcja cierpliwości, a wiadomo że chłodna głowa nie zawsze bywa atutem młodych zawodników, których w Kasbudzie nie brakuje. Wszystko skończyło się jednak po myśli faworytów, choć początek był dla nich bardzo zły. Zaczęło się od bramki, którą strzelił im Adrian Wrona, a potem kapitalną szarżą popisał się Damian Zalewski i JMP bardzo szybko zbudowało sobie dwubramkową zaliczkę. To była woda na młyn dla beniaminka, który dzięki temu nic już nie musiał, a mógł spokojnie rozgościć się na swojej połowie i reagować na to, co zrobi przeciwnik. A Kasbud się męczył. Wiele jego akcji kończyło się stratami lub niedokładnymi podaniami. Nikt nie potrafił zrobić tutaj przewagi, przez co Tomek Kalinowski nie musiał za często interweniować. A gdy była okazja, to JMP kontratakowało. I gdyby w 18 minucie Adrian Wrona zorientował się, że może podawać do Damiana Zalewskiego i nie kończył akcji sam, to być może zrobiłoby się 3:0. Kasbud musiał wziąć się w garść, bo taką stratę byłoby piekielnie ciężko odrobić. I dopiero na kilkanaście sekund przed końcem pierwszej połowy, dawny AGD Marking zbudował akcję, której potrzebował. A różnicę zrobił Bartek Balcer, którego nieszablonowe podanie do Dawida Banaszka zgubiło defensywę przeciwników i jego kolega z zespołu świetnym strzałem ustalił wynik premierowej odsłony na 1:2. Druga połowa była jeszcze ciekawsza. Zaczęło się od dwóch kartek dla zawodników obydwu stron. Więcej miejsca na parkiecie lepiej wykorzystali reprezentanci Kasbudu – gola wyrównującego zdobył dla nich Kacper Banaszek. To jeszcze bardziej nakręciło radzyminiaków, którzy już trzy minuty później prowadzili. Tym razem strzelał Dominik Grzonkowski a sprawę bramkarzowi JMP dodatkowo swoją obecnością utrudnił Dawid Banaszek. I teraz to beniaminek 3.ligi musiał gonić. Na pewno nie było mu łatwo zmienić całkowicie swoją taktykę, no ale rezultat nie pozostawiał wyjścia. Widać było jednak dość duży upływ sił u zawodników w granatowych koszulkach i tak naprawdę to mieli oni tylko i aż dwie okazje, by wrócić do tego meczu. Ale o ile ta Piotrka Kamińskiego nie klasyfikowała się pod "setkę", to Adrian Wrona był naprawdę blisko, żeby zdobyć bramkę, lecz Zina po jego strzale trafiła tylko w słupek. Na więcej nie starczyło już energii, a przegranych dobił jeszcze strzałem z rzutu karnego Bartek Balcer. JMP przegrywa mecz, w którym długo prowadziło, lecz dalecy jesteśmy stwierdzenia, że trzeba to traktować jak zmarnowaną szansę. Według nas Kasbud z każdą minutą grał lepiej, większa liczba zawodników zaczęła mieć wpływ na wynik i to przełożyło się na zasłużony sukces. JMP brakuje takiej głębi składu, bo tutaj głównie dwóch graczy zdobywa gole i nawet jeśli sprawdzało się to na poziomie 3.ligi, to teraz nie jest takie proste. Brak Piotrka Jędry i Pedro Freire również ma na to wpływ, no ale każda ekipa musi sobie radzić z większymi lub mniejszymi ubytkami. Mimo wszystko szkoda, bo zakładamy, że nie w każdym spotkaniu JMP będzie miało taki start jak tutaj, a przecież gdzieś trzeba punkty gromadzić. Kasbud okazał się trochę za silny, no i brawa dla niego za to, że złamał opór przeciwnika i wyszedł na swoje. Bo bez względu na klasę rywala, to nigdy nie jest proste, a oni zrobili to w całkiem dobrym stylu.

Mateusz Grochowski kontra Kuba Skotnicki – tak z kolei zapowiadał mecz Burgerów Nocą z AutoSzybami Kamil Kłopotowski. I chociaż pewnie sam śmiał się, gdy wysyłał nam ten tekst, to okazało się, że wcale nie był tak daleko od prawdy. Bo o ile Mateusz Grochowski niczym – poza sylwetką – nie wyróżnił się w tym spotkaniu, to Kuba Skotnicki był jednym z jego najlepszych aktorów. No i co najważniejsze – przyczynił się do ważnego zwycięstwa Szyb, które tej ekipie było bardzo potrzebne po porażce z N-Budem. Ale to nie był łatwy mecz dla ekipy Kamila Wiśniewskiego. Mięsożerni dysponowali bowiem silnym składem i na pewno mieli apetyt na punkty. A gdyby na chłodno ocenić pierwszą połowę tego spotkania, to według nas spokojnie mogli po niej prowadzić. Mimo że to rywal otworzył strzelanie w tym meczu, to bardzo szybko wyrównał Patryk Czajka, a w końcówce tej odsłony doskonałą okazję zmarnował Piotrek Jankowski, który zamiast podawać próbował akcję wykończyć sam, ale bez efektu bramkowego. Wynik 1:1 jeszcze długo utrzymywał się na tablicy świetlnej. Jednak okazji do jego zmiany wcale nie było tak dużo i obydwaj bramkarze nie mieli wiele pracy. Ta sytuacja zmieniła się w 29 minucie. To wtedy o swoich niemałych możliwościach przypomniał Konrad Kanon. Mimo, że ten zawodnik dużo lepiej czuje się na dużym boisku, to tutaj zrobił użytek ze swojej prędkości i mocnego uderzenia. Udało mu się bowiem wykorzystać trochę wolnej przestrzeni i świetnym strzałem z lewej nogi pokonał Pawła Wojciechowskiego. A dosłownie w następnej akcji miał już na swoim koncie dublet! Po kolejnej asyście Bartka Bajkowskiego tym razem płaskim strzałem znowu zmusił do kapitulacji bramkarza Burgerów. To była minuta, która wstrząsnęła Mięsożernymi. Ta ekipa długo nie mogła dojść do siebie i chyba zaczynało do niej docierać, że powoli trzeba się godzić z porażką. Tym bardziej, że w 37 minucie było już 1:4, gdy w końcu przełamał się Oskar Bajkowski, który kilka wcześniejszych okazji zmarnował. Burgery walczyły jednak do końca. W 38 minucie piłka po strzale Tomka Bylaka szczęśliwie odbiła się od słupka, pleców Artura Jaguszewskiego i wpadła do siatki. Ten gol spowodował, że na parkiet od razu wrócił Patryk Czajka i to on był autorem gola na 3:4! Do końca spotkania pozostawało jeszcze kilkadziesiąt sekund i nawet Paweł Wojciechowski pofatygował się na połowę przeciwników, by zrobić dodatkowe zamieszenie. Ale mimo chęci, fanom burgerów nie udało się zrobić akcji, która dałaby remis. Szyby dowiozły więc skromne prowadzenie do końca i o tę jedną bramkę ten zespół był lepszy w środowy wieczór. Nie były to może piłkarskie delicje, ale w starciu dwóch równorzędnych ekip trzeba się liczyć z tym, że liczą się punkty, a nie styl. Dla AutoSzyb ta wygrana oznacza zacumowanie na drugim miejscu w tabeli a teraz przed nimi bardzo ważny mecz z Tubą. Wygrana będzie niezwykle cenna. Ale i Burgery będą miały swój mały finał, bo za kilka dni podejmą Ferajnę. I ciekawe jak wypadną w meczu, którego pierwszy raz w tym sezonie będą faworytami.

Retransmisję wszystkich spotkań drugiej ligi (z komentarzem) można obejrzeć poniżej. Video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 1080p60 HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy! Jednocześnie prosimy Was o weryfikację statystyk z Waszych meczów - jeśli znajdziecie jakiś błąd, to prosimy o jak najszybszą informację.

Komentarze użytkowników: