fot. © www.nocnaligahalowa.pl

Opis i retransmisja 5.kolejki 2.ligi!

29 stycznia 2023, 17:31  |  Kategoria: Relacje  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Jest wielce prawdopodobne, że Zabrodziaczek nie obroni tytułu 2.lidze NLH. A przynajmniej nie z taką grą, jaką zaprezentował w środę.

Z kolei duży apetyt na to, by wreszcie zmagania zaplecza elity skończyć na pierwszym miejscu ma Tuba. Ta ekipa w piątej serii odniosła bardzo ważne i cenne zwycięstwo nad AutoSzybami. No ale był to prawdziwy dreszczowiec i tak naprawdę centymetry decydowały o tym, że ekipa z Rembertowa wyjechała z Zielonki z trzema, a nie z jednym punktem. Po pierwszej połowie Tuba prowadziła 2:1, chociaż i tutaj mogło być różnie. Późniejszym zwycięzcom trzeba oddać, że w tym starciu świetnie uderzali z dystansu i właśnie po dwóch takich strzałach (gdzie jeden był autorstwa ich bramkarza, Kamila Sadowskiego) mieli dwa gole zapasu. A Szyby jak to Szyby – potrzebowały wpierw zmarnować wiele okazji, by wreszcie wstrzelić się w bramkę. Dobrą okazję zmarnował Przemek Gronek, po strzale Łukasza Flaka piłkę z linii bramkowej wykopał Paweł Długołęcki, a było też kilka sytuacji, w których drużyna Kamila Wiśniewskiego nie potrafiła wykorzystać przewagi 3 na 1. I dopiero na sekundy przed końcem premierowej odsłony impas przełamał Łukasz Flak, chociaż niewiele brakowało, by natychmiast odpowiedział Szymon Gołębiewski, lecz w 100% sytuacji posłał piłkę obok bramki. Druga połowa była przez długi czas bliźniaczo podobna do pierwszej. Zaczęło się od celnego uderzenia z dystansu Michała Nowaczyńskiego, potem Szyby trafiły w poprzeczkę, a w 30 minucie było już 4:1 dla Tuby po kolejnym uderzeniu zza pola karnego, tym razem Pawła Długołęckiego. Przegrywający nie mieli już nic do stracenia i uznali, że warto wymienić Artura Jaguszewskiego na lotnego bramkarza. W tej roli dobrze odnalazł się Bartek Bajkowski i to właśnie on zaliczył asystę przy trafieniu na 4:2 Zbyszka Gago. Od tego momentu napór AutoSzyb rósł z każdą akcją. Tuba chciała już tylko dowieźć wynik do ostatniego gwizdka i wydawało się, że dwa gole zapasu powinny spokojnie wystarczyć. Nerwowo zrobiło się w 39 minucie, gdy przypomniał o sobie Konrad Kanon, którego uderzenie zaskoczyło zasłoniętego Kamila Sadowskiego. To oznaczało, że graczom z Wołomina brakowało już tylko jednego gola, by zainkasować ważny punkt. Na zegarze było wtedy około 90 sekund do końca i drużynie w szaro-zielonych koszulkach udało się dojść do ostatniej w tym meczu stuprocentowej szansy. W bramce nie było już nawet Kamila Sadowskiego i wydawało się, że Oskar Bajkowski zmieści piłkę miedzy słupkami. Ale wtedy jak spod ziemi wyrósł Michał Nowaczyński i szczęśliwie zablokował piłkę, która niechybnie leciała do bramki. Wszyscy w obozie Szyb złapali się za głowy, ale pewnie nawet wśród zawodników Tuby byli tacy, którzy nie mogli uwierzyć, że na tablicy nie zrobiło się 4:4. Tym samym Juniorzy z jednej strony mogą mówić o szczęściu, natomiast w naszej ocenie o tego jednego gola byli minimalnie lepsi. Zagrali na pewno dojrzalej niż przeciwko Ferajnie, chociaż w obydwu przypadkach wszystko sprowadziło się do nerwowej końcówki. Najważniejszy był jednak wynik i tutaj trzeba oddać chwałę Michałowi Nowaczyńskiemu, bo to jego reakcja uratowała dwa punkty. Co do AutoSzyb, to po raz kolejny chłopaki nie potrafią utrzymać równego tempa na przestrzeni całego spotkania. Z N-Budem też musieli dostać kilka bramek, by zacząć grać na swoim poziomie. Natomiast trzeba oddać Szybom, że jest to ekipa która jak przyciśnie, to trudno znaleźć na nią receptę. Szkoda tylko, że tego momentu nadepnięcia na gaz nie wybiera sobie sama, tylko wtedy, gdy stoi już na skraju przepaści.

Nieważne z kolei w jakim momencie sezonu ustawilibyśmy starcie JMP – Vitasport, bo bez względu na formę, jaką jedni i drudzy prezentują, mecz między tymi ekipami nie miałby dla nas faworyta. Zdajemy sobie sprawę, że brzmi to być może mało przekonująco, ale kto śledzi historię starć tych drużyn ten wie, że dla Vitasportu jest to być może najbardziej niewdzięczny rywal w całych rozgrywkach. Grali ze sobą dwukrotnie i dwa razy wygrała ekipa JMP, dlatego nawet pamiętając, że w tabeli te zespoły dzieliło wiele miejsc, nie skreślaliśmy tutaj szans drużyny z Warszawy. Ale nawet my nie przypuszczaliśmy, że w pierwszej połowie obejrzymy starcie, w którym JMP będzie miało aż tyle stuprocentowych okazji do zdobycia bramki. Trudno sobie zresztą wytłumaczyć, że Vitasport, który ma przecież wielu świetnych graczy i ogromne doświadczenie, nie potrafił w tak wielu sytuacjach ustawić się w defensywie i doprowadzał do tak regularnego zagrożenia pod własną bramką. Już na spokojnie, po analizie video, naliczyliśmy łącznie sześć okazji, po który JMP miało obowiązek zdobyć bramkę. Oczywiście to nie jest tak, że tutaj mogło być 6:0, bo wykorzystanie jednej szansy spowodowałoby, że drugiej by prawdopodobnie nie było, ale gdyby po kwadransie gracze w granatowych koszulkach prowadzili 2:0 lub 3:0, to nikt nie mógłby mieć pretensji. A paradoks jest taki, że JMP zdobyło pierwszego gola z sytuacji, po której bramki padają rzadko, a więc po rzucie rożnym. No ale najważniejsze że wpadło i gdy już myśleliśmy, że ten zasłużony wynik utrzyma się do końca pierwszej połowy, Mateusz Trąbiński zdobył gola strzałem z rzutu wolnego i do przerwy mieliśmy remis. To nie był rezultat oddający boiskową rzeczywistość, a przecież zawodnicy JMP musieli zdawać sobie sprawę, że w drugiej połowie na pewno nie będą mieli tylu okazji. I to się potwierdziło. Dawna Moja Kamanda w tej odsłonie zaprezentowała się znacznie lepiej i to ten zespół był bliżej, by zdobyć kluczowego dla losów spotkania gola na 2:1. Najpierw strzał w dwa słupki zanotował Mateusz Strzelecki, aluminium zanotował również Mateusz Smoktunowicz, a w tzw. międzyczasie okazję sam na sam z bramkarzem zmarnował przedstawiciel JMP Adrian Wrona, który tego dnia nie mógł się wstrzelić. Dużo wyższą skuteczność miał z kolei Mateusz Trąbiński. To on w 34 minucie precyzyjnym uderzeniem pokonał Tomka Kalinowskiego i wszystko zmierzało w stronę zwycięstwa faworytów. Być może w głowach zawodników JMP było już przeświadczenie, że chyba lepszych okazji niż w pierwszej połowie mieć nie będą, bo w końcówce, poza szansą Pedro Freire, nic konkretnego sobie nie wyklarowali, a dodatkowo dobił ich niemal równo z końcową syreną Łukasz Brutkowski. Na miejscu przegranych byłoby nam takiego meczu szalenie żal. Prowadzenie do przerwy było absolutnym obowiązkiem. Zamiast tego chłopaki zaprosili nas na swój recital nieskuteczności, gdzie niewykorzystanymi okazjami można by obdzielić kilka spotkań. To też powoduje, że ciężko nam ocenić postawę i zwycięstwo Vitasportu. Bo owszem – udało im się przerwać czarną serię spotkań z tym konkretnym przeciwnikiem. Ale czy możemy napisać, że przełamali kompleks JMP i teraz będą już wiedzieli, jak grać z tym rywalem? Mamy co do tego spore wątpliwości…

A bez punktu na poziomie 2.ligi pozostaje Ferajna United. Myśleliśmy, że z Burgerami Nocą, które również okupują miejsca w dolnej części tabeli, będzie im łatwiej zdobyć punkty, natomiast okazało się, że Ferajna lepiej radzi sobie z zespołami trochę bardziej uporządkowanymi. Natomiast z takimi, gdzie wiele zależy od jednego zawodnika, idzie im ciężej. W Burgerach nie do powstrzymania dla obrony Ferajny był Patryk Czajka. W wielu spotkaniach tego sezonu ten zawodnik nie mógł się rozwinąć, każdy go dobrze zna i wie, że nie można zostawić mu nawet kawałka wolnej przestrzeni. Ferajna tej wiedzy chyba nie posiadała, bo to właśnie popularny „Czaja” okazał się jej katem. No ale początek nie zapowiadał, że tutaj musi się skończyć porażką. Zespół Damiana Białka dwukrotnie wychodził na prowadzenie i nawet jeśli trzeba było wkalkulować, że Patryk Czajka przyczyni się do strzelenia im kilku bramek, to póki wynik był na styku, można to było zaakceptować. Niestety przy wyniku 2:2 błąd popełnił Artur Aksamit, który za bardzo uwierzył we własne możliwości, stracił piłkę na rzecz zawodnika którego już kilkukrotnie w tej relacji wspominaliśmy i po 20 minutach to Burgery prowadziły 3:2. Na domiar złego – koncert Patryka Czajki nie skończył się po pierwszej połowie. W drugiej to on zdobył kolejnego gola w tym spotkaniu i było już 4:2. Ferajna walczyła, natomiast nie miała tego dnia szerokiej ławki, z lekką kontuzją grał Łukasz Czajka i ciężko było odwrócić losy meczu. Sytuacja pogorszyła się, gdy na trzy bramki przewagi wyprowadził oponentów Przemek Nieszporek i tutaj trzeba już było zacząć ryzykować. Ferajnie po akcji Michała Gałązki z Michałem Walętrzakiem udało się zmniejszyć straty, co poskutkowało decyzją o grze z lotnym bramkarzem, lecz ten schemat nie przyniósł beniaminkowi bramkowych korzyści. I zamiast gola na 4:5, skończyło się na 3:6, gdy w ostatnich sekundach na listę strzelców wpisał się jeszcze Piotrek Jankowski. Jest to pewien paradoks, że Ferajna dużo lepsze mecze grała z zespołami z czuba tabeli. Natomiast tak jak mówiliśmy – czasami łatwiej jest grać z ekipą, z którą wiesz czego się spodziewać, niż z Burgerami, które dzięki Patrykowi Czajce czy Bartkowi Sosnówce, są po prostu bardzo nieobliczalne. To był tego koronny przykład, a inna sprawa, że w ostatnich potyczkach Ferajnie brakuje trochę tlenu, co na tym poziomie również może generować problemy. Co do Burgerów, to ta ekipa zagrała tak, jak się tego spodziewaliśmy. Byli faworytem, zrobili co do nich należało i są na dobrej drodze, by już w następnej kolejce zapewnić sobie utrzymanie. A gdyby udało się to zrobić, to wtedy jakiś cień szansy, by powalczyć o coś więcej, będzie się jeszcze tlił.

Mecz, o którym trzeba jak najszybciej zapomnieć – tak z kolei z perspektywy Zabrodziaczka można ocenić ich konfrontację z Kasbudem. Chyba w najczarniejszych snach obóz Darka Wiąckiewicza nie zakładał, że spotka ich tutaj takie upokorzenie, bo przegrać aż 2:10 to na pewno ogromny cios, którego nikt się nie spodziewał. Ba! Według naszych informacji na BETFAN stawialiście właśnie na zespół z Zabrodzia, więc dla Was również musiało to być ogromne rozczarowanie. A co się tak naprawdę stało? Przypominamy sobie, gdy na początku tego starcia doszło do małego pojedynku siłowego między Dawidem Kamińskim a Bartkiem Balcerem. Pomyśleliśmy sobie wtedy – oho, na taki mecz, na takie zwarcia czekaliśmy. No ale niestety. Dla Zabrodziaczka wszystko zaczęło się nieszczęśliwie, gdy już w 2 minucie piłkę do własnej bramki po rzucie rożnym wbił Piotrek Włodek. Gdy jednak Dawid Kamiński strzelił w słupek świątyni Kasbudu, a potem szansą dysponował też Bartek Wojtaszek, wydawało się, że remis to kwestia czasu. Tyle że Zabrodziaczek podciął za chwilę gałąź, na której siedział. Darek Wiąckiewicz nie dogadał się z Karolem Chmielem, piłkę przejął Damian Kossakowski i było już 0:2. A potem było tylko gorzej. Ekipa z Radzymina była bardzo czujna i ilekroć widziała choć trochę niepewne zagranie przeciwnika, natychmiast go atakowała i w ten sposób przejmowała wiele piłek, po których miała łatwe okazje do zdobycia bramki. Pod koniec pierwszej połowy Kasbud zaczął punktować Zabrodziaczka i ze stanu 0:2 zrobiło się 0:6! Tutaj nie było już czego zbierać. Druga odsłona była już konsekwencją pierwszej i jedyne za co można pochwalić przegranych, to że walczyli o honorowego gola i ostatecznie nie skończyli z zerem, bo mecz skończył się wynikiem 2:10. No ale marne to dla nich pocieszenie. Trzeba jednak oddać Kasbudowi, że wyszedł na mecz niczym pies spuszczony ze smyczy. Chłopaki byli bardzo zdeterminowani, nie dawali nawet chwili oddechu i swoją intensywnością po prostu zdominowali zespół z Zabrodzia. Owszem, przegrani troszkę w tym sezonie improwizują ze składem, brakuje tutaj pewnej stabilizacji i wielu zawodników, którzy mogliby coś zdziałać, przyjeżdża nieregularnie. No ale nie wypada szukać wymówki dla zespołu, który przegrywa różnicą ośmiu trafień. Trzeba szybko te 40 minut wymazać z pamięci, zwłaszcza, że mimo dwóch porażek na koncie, nie wszystko jest jeszcze stracone. Ale chyba nikogo nie oszukamy twierdząc, że to nie jest ten Zabrodziaczek z poprzedniej edycji i te nowe nazwiska potrzebują jeszcze trochę czasu. Co zaś tyczy się Kasbudu, to za ten mecz wielkie brawa dla nich. Kontrola niemal od początku do końca, intensywność, skuteczność, walka o każdy centymetr parkietu. Z takim zespołem niejedna ekipa z 1.ligi miałaby w środę problem. I jak tak dalej pójdzie i ten zespół utrzyma taką dyspozycję, to faktycznie w kolejnej edycji będziemy się mogli o tym przekonać.

Króciutki akapit poświęcimy za to absolutnie jednostronnej potyczce między N-Budem a Silent Impact. Nie tak sobie wyobrażaliśmy to spotkanie. Bo z jednej strony dochodziły do nas głosy, że dla Silent godzina 23:05 to nie jest optymalna pora do gry, no ale gdy okazało się, że mają aż czterech na zmianę, uznaliśmy że jak już przyjechali, to żeby powalczyć. No ale zawiedliśmy się. Przeciwnik bardzo szybko ich spacyfikował, po 10 minutach było 4:0 i już wtedy to spotkanie było praktycznie rozstrzygnięte. Zespołowi z Wołomina niewiele wychodziło i nawet obecność Dominika Ołdaka, który rzadko tak wcześnie się poddaje, nie pomogła. N-Bud był z kolei bardzo aktywny, głodny goli i ilekroć pokonywał Pawła Czerskiego, to natychmiast wyciągał piłkę z siatki, stawiał ją na środku boiska i szedł po kolejne trafienia. W końcowym rozrachunku rozgromił oponenta aż 14:3, natomiast możemy się domyślać, że pewnie po stokroć wolałby zagrać równe zawody z ryzykiem przegranej, niż dostać taki spacerek. Mimo wszystko to jest trochę dziwne, bo Silent Impact zdobył punkt z Vitasportem, dzielnie walczył z Zabrodziaczkiem, a tutaj grał jakby bez wiary, że może cokolwiek ugrać. Szkoda. Teraz czeka ich kluczowe starcie z Ferajną United, lecz jeżeli podejdą do niego w identyczny sposób, to nawet z rywalem który w tym momencie nie ma punktu na swoim koncie, też będzie im ciężko. N-Bud na dół tabeli nawet już nie patrzy. Tutaj nie ma żadnego ryzyka spadku, co powoduje że siłą rzeczy trzeba zerkać w górę. Strata do podium jest niewielka i dla nich również starcie z kolejnego tygodnia może być w tym temacie kulminacyjne. Bo jeśli zwyciężą z Zabrodziaczkiem, to medale trzeba będzie traktować w kategoriach celu. Natomiast porażka spowoduje, że to będzie kolejny, typowy sezon w ich wykonaniu. Dlatego trzeba ten mecz wygrać, by w kolejnych trzech grać o coś, a nie o pietruszkę. 

Retransmisję wszystkich spotkań drugiej ligi (z komentarzem) można obejrzeć poniżej. Video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 1080p60 HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy! Jednocześnie prosimy Was o weryfikację statystyk z Waszych meczów - jeśli znajdziecie jakiś błąd, to prosimy o jak najszybszą informację.

Komentarze użytkowników: