fot. © www.nocnaligahalowa.pl

Opis i retransmisja 6.kolejki 2.ligi!

5 lutego 2023, 15:39  |  Kategoria: Relacje  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Chyba z pełnym przekonaniem można stwierdzić, że 2.liga będzie miała nowego mistrza. Tytułu na pewno nie obroni Zabrodziaczek, który pozbawił się takiej szansy ulegając N-Budowi.

Walki o medale nie odpuszczają za to Burgery Nocą! Po tym, jak ten zespół dostał w ostatnim czasie dwóch rywali z dolnej połowy tabeli, jego sytuacja punktowa mocno się poprawiła. Przed tygodniem Mięsożerni nie dali szans Ferajnie, a teraz jeszcze sprawniej poradzili sobie z JMP. I oczywiście samo zwycięstwo nie jest wielką niespodzianką, ale jego rozmiary już tak. Ekipa Arka Daleckiego nie pozostawiła żadnych złudzeń beniaminkowi i ograła go 8:1, a w pewnym momencie zapachniało tutaj nawet dwucyfrówką. Dawno nie widzieliśmy tak słabo grającego JMP. O ile w poprzednich, również przegranych potyczkach, ekipa z Warszawy była równorzędnym przeciwnikiem dla każdego oponenta, tak tutaj od samego początku niewiele zgadzało się w jej grze. Brakowało przede wszystkim tego, z czego JMP jest znane – organizacji gry w defensywie. Zaskakująco łatwo chłopaki dopuszczali do okoliczności, w których rywale mieli za dużo miejsca, a coś takiego może się skończyć tylko w jeden sposób, jeśli po drugiej stronie boiska jest Patryk Czajka. Często powtarzamy, że temu zawodnikowi nie wolno zostawić nawet kawałka wolnej przestrzeni, tymczasem tutaj napastnik Burgerów robił co chciał i kiedy chciał. No i nic dziwnego, że wykonał egzekucję na JMP, strzelając tej drużynie łącznie aż sześć goli, chociaż gdyby się uparł i nie schodził z boiska, to pewnie zainkasowałby ich drugie tyle. Nie takiego meczu tutaj oczekiwaliśmy i chyba pierwszy raz odkąd Damian Zalewski i spółka dołączyli do rozgrywek, możemy napisać że jesteśmy ich postawą zawiedzeni. Oni swoją pewnie również i można odnieść wrażenie, że chłopaki czekają już chyba na mecz z Silent Impact, jakby zdając sobie sprawę, że wygrana z tym rywalem prawdopodobnie pozwoli im pozostać na drugim poziomie rozgrywkowym. Ale to nie oznacza, że można w taki sposób traktować wszystko, co będzie się działo w tzw. międzyczasie. Z kolei Burgery mają w tej chwili 9 punktów i tak jak pisaliśmy przy okazji poprzednich opisów, to zwycięstwo daje im komfort w kwestii utrzymania i jednocześnie pozwala myśleć o czymś więcej. Tym bardziej, że teraz zagrają z ostatnią ekipą w tabeli, więc przy założeniu kolejnego zwycięstwa, mogą nawet wskoczyć na podium. I jesteśmy pewni, że zrobią wszystko co w ich mocy, by takiej okazji nie przepuścić.

Zupełnie inne emocje dostarczył mecz między Vitasportem a AutoSzybami. Tego się jednak spodziewaliśmy, bo mieliśmy do czynienia z ekipami, które celują w medale, a w dodatku ich styl trochę się od siebie różni. Lider tabeli stawia na spokojne rozegranie piłki, gdzie dominuje balans między obroną a atakiem, a Szyby to ekipa uwielbiająca atakować i która najgorzej czuje się wtedy, gdy nie ma piłki przy nodze. Zestawienie tych dwóch systemów zapowiadało spore emocje i faktycznie otrzymaliśmy tutaj mecz, którzy trzymał w napięciu do samego końca. Początek należał do ekipy Kamila Wiśniewskiego. Wszystko zaczęło się od bramki Bartka Bajkowskiego, a za chwilę mogło być 2:0, lecz Kuba Skotnicki, po naprawdę ładnej akcji całego zespołu, trafił piłką wprost w Łukasza Trąbińskiego. No ale Szyby nie byłyby sobą, gdyby od czasu do czasu same nie skomplikowały sobie sprawy. W 8 minucie niepotrzebną żółtą kartkę łapie Tomek Mikusek, co pozwala wrócić do gry Vitasportowi. Ten zespół umiejętnie rozgrywa przewagę zawodnika i szybko doprowadza do remisu. A potem, za sprawą specjalności zakładu, wychodzi na prowadzenie. Mateusz Trąbiński nic sobie nie robi z obecności dwóch rywali, odwraca się z piłką w kierunku bramki, oddaje niesygnalizowany strzał i jest 2:1. Szybom udaje się jednak wyrównać jeszcze przed przerwą – kapitalnego gola zdobywa Bartek Bajkowski i do przerwy mamy remis. Początek drugiej odsłony należy jednak do lidera tabeli. Najpierw na listę strzelców wpisuje się Łukasz Brutkowski, a lada moment błąd popełnia Artur Jaguszewski, który nie łapie łatwej piłki po strzale Mateusza Trąbińskiego. To zdeterminowało dalszą część meczu. Vitasport nic już nie musiał, a Szybom zaczęło się spieszyć. I jak zwykle w takich chwilach, ten zespół potrafił zepchnąć przeciwnika do obrony, co od razu poskutkowało golem Bartka Bajkowskiego, który tym samym skompletował hat-tricka. Przegrywający musieli poszukać jeszcze jednego trafienia i w 37 minucie doskonałą okazję miał Konrad Kanon, lecz zabrakło mu precyzji i posłał futsalówkę nad poprzeczką. Więcej podobnych szans Szyby już nie stworzyły, przez co drugi mecz z rzędu przegrały w stosunku 3:4, kończąc rywalizację w poczuciu niedosytu. Czego zabrakło? W naszej ocenie za mało dali z siebie zawodnicy ofensywni. Poza Bartkiem Bajkowskim żaden z nich nie stanowił większego zagrożenia dla świątyni Łukasza Trąbińskiego, a nie da się wygrać spotkania z takim rywalem, gdy tylko jeden gracz zdobywa gole. W Vitasporcie sukces rozłożył się na więcej osób, ale niech pewnym pocieszeniem dla Szyb będą słowa Mateusza Trąbińskiego, który stwierdził, że ze wszystkich dotychczasowych rywali, ten był zdecydowanie najtrudniejszy. I na tym AutoSzyby muszą budować optymizm, zwłaszcza że w tym sezonie wciąż mają jeszcze wiele do ugrania.

A niezwykle ważny mecz, tyle że na dole tabeli odbył się między Silent Impact a Ferajną United. Chyba nikt nie ma złudzeń, że przynajmniej jedna z tych ekip będzie musiała pożegnać się z 2.ligą i to starcie miało nam dać odpowiedź, kto tego czarnego scenariusza będzie bliżej. Ze względu na dużo równiejszą formę na przestrzeni ostatnich spotkań lekkim faworytem była Ferajna. I to potwierdziło się również na parkiecie, bo ten zespół od stanu 1:1 zdobył trzy kolejne gole i w sposób wyraźny kontrolował boiskowe zdarzenia. Trudny moment miał tylko przy stanie 3:1, gdy żółtą kartkę obejrzał Marcin Makowski, ale nawet grając w osłabieniu, nie pozwolił przeciwnikom z Wołomina na zmniejszenie strat, a gdy siły się wyrównały, od razu poczęstował ich kolejnym golem. Wydawało się, że tutaj niewiele może się już wydarzyć. Jednak Silent Impact z każdą minutą drugiej połowy grał lepiej. I z coraz większą łatwością dochodził do kolejnych sytuacji bramkowych. O ile jednak początkowo nie przekładało się to na wymierne efekty, to wszystko zmieniło się wraz z bramką, jaką w 29 minucie zainkasował Dominik Ołdak. Dosłownie w następnej akcji było już tylko 4:3 dla Ferajny i widać było, że ten zespół złapał zadyszkę, podczas gdy rywal dopiero się rozkręcał. W 37 minucie Silent Impact doprowadza do wyrównania, gdy po asyście Kacpra Rawskiego, sposób na Damiana Białka znajduje Michał Antol. Przewaga psychologiczna była po stronie zespołu, który wyszedł ze stanu 1:4, z kolei Ferajna zdawała sobie sprawę, że jeśli szybko czegoś nie wymyśli, to lada moment zainkasuje kolejną, bardzo bolesną porażkę. W takich chwilach potrzeba impulsu – i coś takiego dał swojej ekipie Patryk Grzelak. Jego fantastyczne zagranie między obrońców Silentu dotarło do Michała Gałązki a ten zmusił do kapitulacji Pawła Czerskiego. To trafienie wybiło z uderzenia ekipę z Wołomina. Nie pomógł jej nawet zatrzymywany czas gry, bo przeciwnicy dobrze się zaryglowali, a gdy trzeba było to skutecznie odsuwali zagrożenie od własnego pola karnego. Z kolei niemal w akompaniamencie końcowej syreny, gola pieczętującego sukces nocnoligowego debiutanta zdobył Michał Gałązka. Tym samym pierwsza wygrana w historii tej ekipy w NLH została odhaczona. Wydawało się, że pójdzie łatwiej, ale na końcu liczy się efekt. To jednak dopiero pierwszy z kroków, jaki United muszą zrobić w kierunku pozostania w 2.lidze. Trzy punkty to za mało i trzeba poszukać kolejnych, bo porażka w bezpośrednim starciu z JMP stawia ich w gorszej sytuacji, przy założeniu równej liczby "oczek" na koniec sezonu. Ale jest to na pewno zespół, który stać na to, by powalczyć w tej kwestii. Natomiast Silent jest już praktycznie jedną nogą w 3.lidze. Daleko jednak jesteśmy od tego, by szukać tutaj winnych takiego stanu rzeczy. Bo ci zawodnicy którzy przyjeżdżają, na pewno robią co ich mocy, natomiast w 5-6 osób ciężko jest rywalizować przez cały sezon. Mając jednak w perspektywie starcie z JMP, nie wszystko jeszcze stracone, więc dopóki cień szansy będzie się tlił, to trzeba być dobrej myśli. Bo co innego pozostaje?

A teraz przechodzimy do meczu z udziałem - chyba można tak powiedzieć - byłego mistrza 2.ligi. Owszem, jakaś matematyczna szansa, że Zabrodziaczek obroni tytuł wywalczony przed rokiem jest, ale chyba nawet sami zawodnicy nie mają złudzeń w tym temacie. Byłoby inaczej, gdyby udało się pokonać w ostatnią środę N-Bud, lecz zespół z Zielonki okazał się dla nich troszkę za silny. Czy musiało to się tak skończyć? Gdy zobaczyliśmy, że N-Bud przyjechał na spotkanie tylko z jedną zmianą i z Patrykiem Sadurkiem w bramce, to wydawało nam się, że Zabrodziaczek ma spore szanse, by tę potyczkę zapisać na swoje konto. Zwłaszcza nieobecność Bartka Muszyńskiego między słupkami powodowała, że przy naprawdę solidnych napastnikach, jakimi są Karol Chmiel czy Dawid Kamiński, może to się okazać czynnikiem decydującym o wyniku spotkania. Rzeczywistość okazała się inna. N-Bud od samego początku grał bardzo solidnie i nie dawał po sobie poznać, że musi trochę oszczędzać siły, by starczyło ich na cały mecz. Również Patryk Sadurek w wielu sytuacjach bronił naprawdę rewelacyjnie, chociaż ze wspomnianym chwilę wcześniej Dawidem Kamińskim miał pewne problemy. To ten zawodnik przy stanie 0:1 zdobył dwie bramki dla Zabrodziaczka, a miał okazję na jeszcze jedną, lecz w sytuacji sam na sam posłał piłkę obok słupka. To był jednak dobry okres w wykonaniu zespołu Darka Wiąckiewicza, tyle że tego poziomu gry chłopakom nie udało się utrzymać do końca pierwszej połowy. Najpierw strzałem bezpośrednio z rzutu wolnego zaskoczył ich Marcin Zaremba, a potem Mateusz Hopcia wypatrzył niepilnowanego Patryka Ryńskiego, który w rywalizacji oko w oko z bramkarzem przeciwników, wykazał się skutecznym wykończeniem. Przewaga jednego gola stanowiła pewien handicap dla miejscowych, lecz trzeba było poszukać czegoś więcej. I w drugiej połowie N-Bud dwukrotnie wychodził na dwubramkowe prowadzenie, lecz oponent ani myślał odpuszczać i za każdym razem zmniejszał dystans. Ten schemat trwał do 38 minuty. Wtedy gola dla N-Budu zdobył Marcin Zaremba, kolejnego szybko dołożył Kamil Kłopotowski, a rywali dobił najlepszy na placu Mateusz Hopcia. Oczywiście te trzy gole różnicy nie oddają w pełni boiskowych wydarzeń. N-Bud był lepszy, ale według nas to była niewielka przewaga, na poziomie jednego, góra dwóch goli. O wszystkim zdecydowała końcówka, gdzie Zabrodziaczek nie miał już nic do stracenia i musiał się liczyć z tym, że w ramach podjętego ryzyka przegra wyżej niż jedną bramką. Nie było to jednak złe spotkanie w wykonaniu tej ekipy. Jak zwykle zabrakło tutaj kilku zawodników, którzy mogliby zrobić różnicę i chyba to jest największy problem obrońców tytułu. Gdyby regularnie pojawiał się Piotrek Włodek, gdyby na każdym meczu był Michał Zawisza, o Bartku Kapucie w bramce nie wspominając, to ten zespół mógłby szybciej wejść na wyższy poziom zgrania. A tak mamy do czynienia z pewną improwizacją, która na te silniejsze zespoły po prostu nie wystarcza. N-Bud był w tym starciu drużyną bardziej zorganizowaną, wygrał zasłużenie, no i jest w grze o medale szesnastej edycji. Teraz przed nimi kluczowy mecz z Tubą i jeśli go wygrają, to mając w pamięci dość łagodny terminarz (zostaną im mecze z Burgerami i Ferajną), jest duża szansa, by ten sezon skończyć na podium. O determinację miejscowych możemy więc być spokojni, choć nie zapominajmy, że na razie mecze z zespołami z czołówki były w ich wykonaniu kiepskie. Porażka z Vitasportem, przegrana z Kasbudem. Ale może do trzech razy sztuka?

A na koniec meczowej środy rozegrane zostało spotkanie, które miało odpowiedzieć na pytanie, kto w tym momencie jest drugą siłą nocnoligowego zaplecza. Co prawda Tuba od początku sezonu gra bardzo równo i była tutaj delikatnym faworytem, to jednak po tym co Kasbud pokazał siedem dni wcześniej deklasując Zabrodziaczka, niczego nie byliśmy tutaj pewni. Ale warto od razu zaznaczyć, że drużyna z Radzymina daleka była od swojego optymalnego składu. Brakowało Bartka Balcera, nie było Tomka Terpiłowskiego oraz Damiana Kossakowskiego, co wzbudzało w nas pytanie, czy Kasbud będzie w stanie zagrać na takiej intensywności, jak miało to miejsce w poprzedniej kolejce. I okazało się, że nie był. Tuba od samego początku sprawiała lepsze wrażenie i tak naprawdę miała tylko jeden słabszy moment. Po tym, jak dość szybko wyszła na dwubramkowe prowadzenie, trochę dała się rozegrać przeciwnikowi, który dzięki braciom Banaszek i Michałowi Krajewskiemu doprowadził do remisu. Ale był to ostatni taki moment w tym spotkaniu. Jeszcze przed przerwą Juniorzy odzyskali w połowie to co ich i po trafieniu Szymona Gołębiewskiego znów byli bliżej trzech punktów. Z kolei na starcie drugiej połowy Kasbud przespał okazję, by wrócić do meczu. Żółtą kartkę zobaczył bowiem Piotrek Długołęcki, jednak Deweloperzy nie byli w stanie wykorzystać tych okoliczności. Co gorsze – Tuba w ostatnich sekundach gry w osłabieniu wyprowadziła kontrę, w odpowiednim momencie na boisku pojawił się Rafał Wielądek i to on zamknął podanie Maćka Gołębiewskiego, zmieniając wynik na 4:2. Ten rezultat utrzymywał się aż do ostatnich minut spotkania. I wtedy znowu zrobiło się ciekawie. Najpierw Kasbud zmarnował dwie bardzo dogodne okazje, gdzie w jednej zawodnicy w czarnych koszulkach mieli przed sobą tylko bramkarza. To od razu się na nich zemściło, bo bardzo skuteczny tego wieczora Szymon Gołębiewski podwyższył prowadzenie Tuby do trzech goli, co niemal zamykało dyskusję dotyczącą zwycięzcy. Wtedy nie popisał się Piotrek Długołęcki. Po raz drugi został napomniany kartonikiem, z czego Kasbud zrobił użytek i nie tylko zdobył bramkę na 3:5, ale też do końca spotkania mógł grać w przewadze. Czasu nie było może za dużo, lecz wystarczająco, żeby dać sobie jeszcze szansę na choćby remis. Powagi sytuacji chyba nie zrozumiał Kacper Banaszek. Po jednym z fauli powiedział coś w stronę sędziego, za co został odesłany na ławkę kar. To było nieodpowiedzialne i już wtedy było jasne, że Kasbud będzie musiał pogodzić się z porażką. No i tak też się stało, aczkolwiek nie chcemy by zabrzmiało to w ten sposób, że tylko ta jedna sytuacja zdecydowała tutaj o końcowym rezultacie. Nie. Tuba na przestrzeni całego spotkania grała po prostu lepiej, dojrzalej, skutecznie wykorzystywała grę z daleko wysuniętym Kamilem Sadowskim i trzy punkty trafiły w dobre ręce. A jeśli w kolejną środę chłopaki zdobędą tyle samo z N-Budem, to według nas nic nie odbierze im przynajmniej drugiego miejsca na koniec zmagań. Kasbud na podobny scenariusz ma znacznie mniejsze szanse. Ta ekipa dała tutaj z siebie tyle ile mogła, natomiast tak jak pisaliśmy – nieobecność ważnych zawodników ograniczyła jej możliwości. Ale nie wszystko jeszcze stracone, bo przed zawodnikami z Radzymina mecz z Vitasportem. I jeżeli znowu przyjadą do Zielonki na galowo, to lider tabeli musi się mieć na baczności.

Retransmisję wszystkich spotkań drugiej ligi (z komentarzem) można obejrzeć poniżej. Video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 1080p60 HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy! Jednocześnie prosimy Was o weryfikację statystyk z Waszych meczów - jeśli znajdziecie jakiś błąd, to prosimy o jak najszybszą informację.

Komentarze użytkowników: