fot. © www.nocnaligahalowa.pl

Opis i retransmisja 7.kolejki 3.ligi!

11 lutego 2023, 22:38  |  Kategoria: Relacje  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Coś, na co kilka tygodni temu tylko się zanosiło, teraz jest już niemal pewne. Nic już nie odbierze Squadrze, Góralom i Ternovitsii miejsc na podium 3.ligi.

A z całej tej trójki chyba najtrudniejsze zadanie czekało we wtorek na Squadrę. Zespół z Serocka mierzył się z Razem Ponad Promil, a więc drużyną, która siedem dni wcześniej sensacyjnie ograła Górali. I oczywiście istniała szansa, że drużyna Łukasza Głażewskiego pójdzie za ciosem, chociaż chyba każdy zdawał sobie sprawę, że tutaj Promil nie będzie mógł liczyć na strzały z połowy boiska na pustą bramkę. Squadra gra zupełnie inaczej, rzadko kiedy decyduje się na wysokie wyjście bramkarza, więc Promil oprócz dobrej defensywy musiał też dołożyć znacznie więcej w ataku. Tyle że bez nieobecnego Patryka Woźniaka było to mocno utrudnione. Początek ułożył się jednak wyśmienicie dla graczy w żółtych koszulkach, bo w 3 minucie Michał Gajdek przeprowadził kapitalny rajd, który zakończył precyzyjnym strzałem między nogami Michała Sokołowskiego. Promil miał więc to co chciał – prowadził i mógł czekać co zrobi rywal. Squadra wyglądała jednak całkiem nieźle w ataku pozycyjnym i regularnie zagrażała bramce Łukasza Głażewskiego. Ten początkowo bronił równie dobrze i szczęśliwie jak tydzień wcześniej, ale w 14 minucie był bez szans. Patryk Pawlik sfaulował w polu karnym Kubę Czarneckiego a ten wykorzystał rzut karny i mieliśmy remis. A za chwilę na boisku pojawił się Michał Czarnecki. Co prawda jego kontuzja uniemożliwia mu grę na 100%, jednak chęć pomocy zespołowi była tak duża, że zdecydował się na kilkuminutowy występ. I praktycznie od razu zdobył gola! Dostał dobrą piłkę od Kuby Pawlaka i precyzyjnym strzałem przypomniał o sobie nocnoligowej społeczności. Za chwilę jego wyczyn powtórzył Kuba Czarnecki i Squadra była na dobrej drodze, żeby zapisać ten mecz na swoje konto. Delikatne turbulencje pojawiły się na starcie drugiej części spotkania, gdy Promil za sprawą Kamila Pamrowskiego zmniejszył straty, jednak faworyt nic sobie z tego nie zrobił, Kuba Czarnecki dość szybko odpowiedział na to trafienie, a potem wykorzystał prosty błąd Łukasza Głażewskiego i było po meczu. Całość domknęła bramka Kuby Cegiełki i plan ekipy z Serocka został zrealizowany w 100%. I trzeba przyznać, że chłopaki zagrali naprawdę solidne zawody, nawet gdy coś się nie układało, to konsekwentnie realizowali swoje założenia i dość spokojnie dowieźli trzy punkty do ostatniego gwizdka. Tym samym do trzech najważniejszych meczów w sezonie, z zespołami które zajmują miejsca TOP 4, podejdą jako lider. A czy skończą jako lider? O tym się dopiero przekonamy. Z kolei Promil mimo, że swojej postawy wstydzić się nie musi, to pewnie liczył na coś więcej. Brak Patryka Woźniaka na pewno był odczuwalny, natomiast inna sprawa, że ta ekipa nie była takim monolitem jak z Góralami. Na szczęście to był praktycznie ostatni z meczów z zespołem z czołówki. Teraz czeka ich trochę niżej zawieszona poprzeczka i będą mieli aż trzy próby, by zaliczyć jedno zwycięstwo, które prawdopodobnie pozwoli im się utrzymać. Ale nie mogą zapominać, że im dłużej będą czekać, tym pętla na ich szyi może się w końcu zacisnąć.

Gdy pisaliśmy na początku artykułu, że nie zanosi się na to, by zespoły z TOP 3 spadły poza podium, chodziło nam głównie o to, że krzywdy nie wyrządzi im ostatnia ekipa, która mogła mieć takie aspiracje. Mowa o KSB Warszawa. Ten zespół we wtorek został dość niespodziewanie zdeklasowany przez Las Vegas i tak naprawdę już po kilkunastu minutach było tutaj po wszystkim. Parano rozpoczęli tę potyczkę bardzo zdecydowanie, widać było u nich duże zaangażowanie, co od razu przeniosło się na konkret. Już w 33 sekundzie Michał Szukiel zdobył pierwszego gola dla ekipy w granatowych koszulkach, a po 4 minutach na 2:0 podwyższył Tomek Skoneczny. Być może ekipa KSB myślała, że za chwilę wszystko się uspokoi, że swoją cierpliwością prędzej czy później dopadnie rywala, ale nic takiego nie miało miejsca. Gracze Las Vegas ani myśleli się zatrzymywać i po trafieniu Grześka Ampta prawdopodobnie czuli, że tego wieczora nic nie jest w ich w stanie powstrzymać. Kwintesencją była z kolei 12 minuta – Piotrek Kwiecień zagrał kapitalną asystę do Konrada Orlika, a ten nie zmarnował podania kolegi i było już 4:0! Przegrywający nie wyglądali wtedy na zespół, który jest w stanie odmienić losy meczu. Nic w tym myśleniu nie zmienił gol Dominika Kopca, tym bardziej, że tuż przed przerwą na listę strzelców wpisał się Piotrek Kwiecień. A gdy na początku finałowej odsłony Tomek Skoneczny po raz szósty zmusił do kapitulacji Kubę Strzałę, to pewnie nawet najwierniejsi fani KSB wiedzieli co się święci. O dalszej części spotkania nie ma nawet co pisać, tym bardziej, że w pewnych fragmentach mniej było grania w piłkę, a więc gadania. Zespół ze stolicy próbował jeszcze zmniejszyć straty, natomiast Robert Leszczyński, który powrócił po dłuższej przerwie do Nocnej Ligi, pokazał swoim młodszym kolegom z KSB, że czeka ich jeszcze sporo pracy nad swoimi umiejętnościami wykańczania akcji. Ostatecznie Las Vegas wygrali 7:2 i z drużyny, która jeszcze nie tak dawno widniała w tabeli w czerwonej strefie, chłopaki awansowali już na piątą pozycję. I to jak się ostatnio prezentują, powoduje że spokojnie mogą przeprowadzić szturm nawet na czwartą, bo złapali dobrą formę i nie chcielibyśmy być na miejscu zespołu, z którym zmierzą się w następnej kolejce. Co do KSB, to potwierdziło się, że ta młoda ekipa nie lubi grać z drużynami, które grają zdecydowanie, które czasami nie przebierają w środkach, bo wtedy tracą wiele ze swoich atutów. Inna sprawa, że po raz kolejny brakowało im kilku ważnych graczy, no ale też nie możemy za każdym razem usprawiedliwiać ich właśnie tym. Zwłaszcza, że to wtorkowe spotkanie było po prostu średnie w ich wykonaniu, co niemal do zera zminimalizowało ich nadzieje na podium 3.ligi. I teraz przed nimi trudne zadanie, bo czekają ich trzy mecze, gdzie bez względu na osiągane wyniki, ani nie powalczą o podium, ani też nie mają co się martwić o spadek. Pytanie o mobilizację wydaje się więc zasadne.

Zwycięski marsz kontynuuje z kolei Ternovitsia. Zawodnicy z Ukrainy, po tym jak na własne życzenie męczyli się z Las Vegas, na pewno chcieli załatwić sprawę szybciej, by nie sprowadzać wyniku meczu z MR Geodezją do nerwowej końcówki. I nie zapowiadało się na to, bo Geodeci chociaż ostatnio wygrali z Adrenaliną i okoliczności tego zwycięstwa na pewno dodały im dodatkowej energii, to jednak sceptycznie ocenialiśmy szansę na dokonanie przez nich powtórki z rozrywki. No i parkiet dość szybko to potwierdził, bo zdeterminowana Ternovitsia strzelanie rozpoczęła już w 6 minucie, a chwilę później, po trafieniu samobójczym, miała już przewagę dwóch trafień. I pewnie nie byłoby takiego, który w tym momencie dawałby jakiekolwiek szanse ekipie z Wołomina. Przegrywający nie chcieli się jednak poddać bez walki. W 12 minucie udało im się oszukać defensywę oponenta i do meczowego protokołu wpisał się Tomek Freyberg. To spowodowało, że Geodeci jakby zrozumieli, że rywal wcale nie jest nie do ruszenia, tylko trzeba dać sobie szansę i spróbować zagrać trochę odważniej. Wcześniej praktycznie w ogóle nie zagrażali bramce Romana Shulzhenko, ale im dłużej trwała premierowa odsłona, tym golkiper Ternovitsii musiał być bardziej skoncentrowany. Tyle że nawet on nie miał nic do powiedzenia, gdy w 16 minucie Maciek Makarow strzałem tuż przy słupku zmieścił piłkę w bramce. Do przerwy mieliśmy więc małą sensację i zastanawialiśmy się, czy to będzie kolejna potyczka, gdzie gracze zza naszej wschodniej granicy będą czekali z rozstrzygnięciem do ostatniej chwili. Druga połowa w dużej mierze rozwiała jednak te wątpliwości. Faworyt zostawiał bardzo mało miejsca przeciwnikom i w tej części gry akcji ofensywnych Geodezji było jak na lekarstwo. Teraz trzeba było tylko zatroszczyć się o swój dorobek bramkowy, a kto miał to zrobić lepiej, jak nie Volodymyr Hrydovyi. Lider Ternovitsii w 26 minucie przywrócił prowadzenie swojej ekipie i tak naprawdę, to aż do 34 minuty, mimo iż wynik się nie zmieniał, to podopieczni Romana Shulzhenko mieli pełną kontrolę nad meczem. Wtedy ostatnią szansę dla Geodezji miał Serek Modzelewski. Ale ku swojemu rozczarowaniu, nie potrafił pokonać z bliska bramkarza oponentów, co za chwilę spotkało się z karą i po kolejnym trafieniu Volodymyra Hrydovyia było już 4:2. Ten sam zawodnik chwilę przed końcem spotkania skompletował jeszcze klasycznego hat-tricka i Ternovitsia wygrała w końcowym rozrachunku różnicą trzech goli. Geodezja starała się, miała swój dobry moment w pierwszej połowie, ale to było po prostu za mało. Rywal na niewiele im pozwolił, ale tutaj chyba każdy był świadomy, że punktów potrzebnych do utrzymania trzeba będzie poszukać innym razem. Z kolei Ternovitsia wykonała swoją robotę i wreszcie zrobiła to bez niepotrzebnych nerwów. Wielkich fajerwerków nie odpaliła, natomiast intensywność jej gry i to że rywal praktycznie nie miał czasu, by zastanowić się co zrobić z piłką, wystarczyło do odniesienia zwycięstwa. Czy podobnie będzie z Góralami i Squadrą? Na ten moment nie wiemy, ale nie ukrywamy, że na odpowiedź na żadne inne pytanie w 3.lidze nie czekamy z takim zaciekawieniem, jak właśnie na to.

A teraz przechodzimy do najbardziej szalonej potyczki, jaka odbyła się we wtorkowy wieczór. To widowisko stworzyli Ryńscy oraz Bad Boys, a więc drużyny których sytuacja w ligowej hierarchii jest bardzo poważna. Jedni i drudzy okupują miejsca w zagrożonej strefie i chyba nie musimy nikomu tłumaczyć, jak ważnym było, żeby tutaj zgarnąć całą pulę. Bad Boys przyjechali mocnym składem, ze wszystkimi braćmi Woźniak. U Ryńskich wyglądało to trochę gorzej, natomiast z zawodników mających największy wpływ na wynik, nikogo nie brakowało. I gdyby tak jednym zdaniem podsumować tę konfrontację, to ciśnie się na usta „mecz niewykorzystanych szans”. I tyczy się to obydwu stron, bo liczba zmarnowanych okazji, zwłaszcza w samej końcówce, była niesamowita. Ale zanim przejdziemy do ostatnich minut, przypomnijmy co działo się w pierwszych. Na prowadzenie dość szybko wyszli Źli Chłopcy, tyle że na trafienie Krzyśka Stańczaka bardzo szybko odpowiedź znalazł Sebastian Ryński. Potem oglądaliśmy wyrównaną potyczkę, gdzie w oczy rzuciły nam się trzy niewykorzystane szanse przez Daniela Chrzanowskiego. Ryńscy byli dużo bardziej konkretni i dzięki skuteczności zaprezentowanej pod koniec tej części gry, na drugą schodzili z wynikiem 3:1. Ich radość z dość bezpiecznego prowadzenia trwała jednak krótko. W 23 minucie Bartek Woźniak zdobył bramkę kontaktową dla chłopaków z Ostrówka i mniej więcej właśnie po tym rozpoczął się festiwal popsutych okazji. Nie starczyłoby nam czasu, żeby wymienić wszystkie, ale po stronie Ryńskich najlepszą zmarnował Grzesiek Pański, z kolei po drugiej stronie boiska nie popisał się Krzysiek Stańczak, który miał przed sobą praktycznie pustą bramkę. Impas przełamał w 36 minucie Paweł Woźniak i Bad Boys doprowadzili do remisu. Determinacja obydwu zespołów, żeby nie skończyło się tutaj po punkcie była spora. Może nawet zbyt duża, bo chęć zdobycia zwycięskiego gola spowodowała, że po jednej i po drugiej stronie praktycznie nie było obrony. Tym samym gdy jedni atakowali, drudzy natychmiast odpowiadali i bramka mogła paść absolutnie w każdym momencie. Recital pudeł zapoczątkował Grzesiek Pański, marnując szansę z bliskiej odległości. Bad Boys nie chcieli być gorsi i najpierw pomylił się Daniel Woźniak, a potem Krzysiek Stańczak. Deweloperzy wyszli więc z opresji, by lada moment mieć piłkę meczową, jednak Karol Jankowski kapitalną interwencją zapobiegł zdobyciu bramki przez Łukasza Grochowskiego. Ostatnie słowo należało do Bad Boys, którzy mieli doskonałą okazję, ale jedyne co z niej wycisnęli, to faul, którego egzekucja odbyła się już po końcowym gwizdku. Strzał Mateusza Woźniaka odbił się jednak od muru i mecz zakończył się remisem. I nie ma się nawet co zastanawiać - to był zasłużony wynik. Nikt nie zasłużył na zwycięstwo, bo jeśli marnuje się tyle szans, to jakaś kara musi być. A tak interpretujemy stratę dwóch punktów, która może się okazać brzemienna w skutkach. Ale abstrahując od niewykorzystanych okazji, to sam mecz był ciekawy i drużynom nie wolno odmówić ambicji. Dlatego nawet jeśli ten nie wynik nie przybliżył ich do upragnionego celu, to niczego też w ich sytuacji nie przekreślił. Zwycięstwa trzeba będzie poszukać przy kolejnej okazji.

Podsumowanie 3.ligi kończymy batalią Adrenaliny i Górali. Był to mecz ekip, które były na pewno rozgoryczone po poprzedniej serii gier. Drużyna Roberta Śwista tylko w sobie znany sposób wypuściła zwycięstwo nad Geodezją, natomiast Górale oddali być może najwięcej strzałów w jednym meczu ze wszystkich drużyn w naszej lidze, a mimo to nie zdołali ugrać nawet punktu z Promilem. To wszystko powodowało, że tutaj zwłaszcza ci drudzy nie wyobrażali sobie kolejnej wpadki, bo gdyby do takiej doszło, to ich nadzieje na miejsca 1-2 zostałyby ograniczone. Adrenalina mogła sobie jednak pomyśleć, że skoro Promil mógł, to czemu nie oni? I trzeba przyznać, że zespół z Ząbek bardzo długo trzymał tutaj korzystny dla siebie wynik. Głównie za sprawą Mariusza Gołocińskiego, który zdobył dla tej ekipy dwie z trzech bramek w pierwszej połowie i pokazał się naprawdę z dobrej strony. Premierowego gola w NLH zainkasował też Kuba Kamiński, po którego trafieniu gracze w białych koszulkach prowadzili 2:1. Ale ani tego prowadzenia, ani tego które osiągnęli w 17 minucie za sprawą Mariusza Gołocińskiego, nie udało im się utrzymać. Górale za każdym razem odpowiadali i podobnie było na początku drugiej połowy. Zaczęła się on od gola Roberta Śwista, lecz Janek Endzelm przypomniał sobie stare, dobre czasy z dużego boiska i wykazując się sprytem w polu karnym, doprowadził do kolejnego wyrównania. I jak się później okazało – to był ostatni moment, gdy te zespoły miały ze sobą bramkowy kontakt. Potem sprawy w swoje nogi wziął Daniel Matwiejczyk. W 24 minucie dał Góralom skromną, jednobramkową zaliczkę, a od razu w kolejnej akcji przejął piłkę po złym zagraniu jednego z rywali i mocnym strzałem pokonał Marka Pałysa. Odrobienie tej różnicy okazało się ponad siły Adrenaliny. Tej ekipie nigdy nie brakuje woli walki, jednak przeciwnik miał dużo większą łatwość w budowaniu swoich ataków i w pewnym momencie miał już cztery gole zapasu. To zamknęło ten mecz i faworyci spokojnie pilnowali korzystnego rezultatu aż do ostatnich sekund. Ich wygrana nie podlegała dyskusji, natomiast nie był to taki spacerek, na jaki wskazuje wynik. Różnicę zrobiły indywidualności a być może również sportowa złość, która siedziała w ekipie Marcina Lacha po przegranej z Promilem. Tam nic im nie wchodziło, tutaj zdobyli aż dziewięć goli i udowodnili, że zapomnieli o tym wypadku przy pracy i nadal marzy im się mistrzostwo. I nie można tego traktować w kategoriach pobożnych życzeń, bo Górale są zdolni do wszystkiego, natomiast w tych najważniejszych spotkaniach muszą być dużo bardziej odpowiedzialni i kompaktowi, bo jak pokazał mecz z Promilem, nie zawsze wszystko co popsują w defensywie, będą w stanie odrobić w ataku. A Adrenalina? Podopieczni Roberta Śwista nie oddali tego meczu za darmo. Tyle, że to nie zmienia faktu, iż właśnie zanotowali piąty z rzędu mecz bez zwycięstwa. Ta passa robi się niebezpieczna i ten zespół szybko musi sobie przypomnieć, jak się wygrywa. Bo perspektywa, gdzie przełamania będzie szukał już na poziomie 4.ligi, robi się z każdym tygodniem coraz bardziej realna…

Retransmisję wszystkich spotkań trzeciej ligi (z komentarzem) można obejrzeć poniżej. Video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 1080p60 HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy! Jednocześnie prosimy Was o weryfikację statystyk z Waszych meczów - jeśli znajdziecie jakiś błąd, to prosimy o jak najszybszą informację.

Komentarze użytkowników: