fot. © www.nocnaligahalowa.pl

Opis i retransmisja 7.kolejki 2.ligi!

12 lutego 2023, 17:11  |  Kategoria: Relacje  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Po porażce Vitasportu z Kasbudem, sytuacja w górze tabeli jeszcze bardziej się skomplikowała. Z kolei na dole jedną nogą w 3.lidze jest już Silent Impact.

A nowym liderem 2.ligi została Tuba! Ten zespół pewnie miał świadomość, że jeśli będzie w stanie wygrać z N-Budem, to potem pozostanie mu czekać na dobre wiadomości ze starcia Vitasportu. No i jak się okazało – wszystko ułożyło się po myśli ekipy Pawła Długołęckiego. A jak wyglądał ich mecz z Budowlanymi? Prawdę mówiąc spodziewaliśmy się więcej po tym starciu, ale dotyczy to zwłaszcza miejscowych. W tym momencie możemy już z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że nie jest przypadkiem iż Marcin Zaremba i spółka nie byli w stanie pokonać nikogo ze ścisłej czołówki tabeli. Z Tubą też zagrali poniżej oczekiwań i tylko w krótkich fragmentach spotkania prezentowali poziom, który w szerszej perspektywie mógł dać nadzieję na wywalczenie czegoś więcej. To wszystko źle się zaczęło dla N-Budu, bo dwie niemal bliźniacze akcje Tuby zakończyły się bramkami i trzeba było odrabiać straty. Najpierw strzałem z dystansu Bartka Muszyńskiego pokonał Michał Nowaczyński, a potem to samo zrobił Kamil Sadowski, chociaż prędkość piłki nie była zbyt duża i wydawało się, że albo obrońca albo bramkarz N-Budu musi ją zablokować. Tak się jednak nie stało i zespół z Rembertowa szybko wyszedł na bezpieczne prowadzenie. To spowodowało, że wreszcie obudzili się przeciwnicy. W 12 minucie Kamil Kłopotowski zmniejszył straty, a tuż przed upływem kwadransa okazję na remis miał Mateusz Muszyński, lecz nie potrafił wygrać pojedynku z Kamilem Sadowskim. Do przerwy mieliśmy więc skromne, ale zasłużone prowadzenie Juniorów. A w drugiej połowie, na którą dojechał już Rafał Wielądek, przewaga Tuby była większa. Bardzo szybko przełożyło się to na kolejnego gola Michała Nowaczyńskiego, co zdeterminowało dalsze losy spotkania. N-Bud musiał już grać na ryzyku, które jednak w 30 minucie obróciło się przeciwko nim. Nazar Troshun popełnił błąd, stracił piłkę na rzecz rywali, którzy mając przed sobą tylko bramkarza, skutecznie wykończyli akcję i Tuba była praktycznie pewna, że z Zielonki wyjedzie z kompletem oczek. Szansę przeciwników delikatnie odżyły, gdy Marcin Zaremba zmienił rezultat na 4:2, ale kolejne gole dla gospodarzy nie padły i trzecia ligowa porażka ekipy z Zielonki stała się faktem. Na ich miejscu bylibyśmy rozczarowani, bo skład mają naprawdę dobry, natomiast to czego nam brakowało, to zawziętości, piłkarskiego zęba. Bo patrząc na tabelę, to był dla nich praktycznie ostatni dzwonek, by powalczyć o medale, a wyglądało, jakby podeszli do tego spotkania jak do każdego innego. Trochę ich już znamy i wiemy, że stać ich na dużo więcej, niż zaprezentowali w środę, chociaż być może tak wyglądało to tylko z perspektywy trybun, a z boiska więcej zrobić się nie dało. Jeśli tak, to trzeba oddać jeszcze większy hołd Tubie, która skutecznie wyhamowała rywala i ten mecz niemal od początku do końca prowadziła na swoich warunkach. Ten rezultat oznacza, że już chyba żadna siła nie odbierze temu zespołowi medalu 2.ligi i warto w tym momencie przypomnieć, że oni już dwa razy byli na podium tego poziomu rozgrywkowego, zajmując 2 i 3 miejsce. Puentę niech każdy dopowie sobie sam.

Do ścisłej czołówki zaplecza elity doszlusowały natomiast Burgery Nocą. Tego należało się spodziewać, bo Mięsożerni rywalizowali z Silent Impact, więc nie przewidywaliśmy większych komplikacji. Co prawda ekipa z Wołomina swoich spotkań nie odpuszcza, jednak ciężko jej rywalizować w sytuacji, gdzie na kolejny mecz przyjeżdża z tylko jednym rezerwowym. No i w sumie ten mecz wyglądał trochę tak, że dopóki Silent mieli siły, to wyglądało to całkiem nieźle. Co prawda chłopaki ani razu nie byli w tym starciu na prowadzeniu, ale jeszcze do 31 minuty przegrywali maksymalnie różnicą dwóch goli. Czasami to była jedna bramka, w pierwszej połowie dwukrotnie doprowadzali do remisu, natomiast chyba każdy miał świadomość, że nadejdzie moment, gdzie rywal odjedzie, a oni nie będą w stanie na to odpowiedzieć. Tak też było – pod koniec spotkania sprawy w swoje nogi wziął Patryk Czajka, który zanotował trzy gole z rzędu i pozbawił złudzeń ostatnią ekipę 2.ligi. Mimo wszystko, mimo zaangażowania graczy z Wołomina, to był trochę mecz bez historii. W żadnym momencie tej potyczki nie pomyśleliśmy, że Burgerom może się tutaj stać krzywda. Sami zawodnicy pewnie też to czuli, dlatego nie forsowali tempa, a mimo to wynik 10:5 i tak wygląda dość zacnie. Ten rezultat sprawia, że Silent Impact muszą już liczyć na cud, by utrzymać się w 2.lidze. Chociaż prawda jest taka, że oni grają już głównie po to, by dograć ten sezon, żeby nie oddać żadnego walkowera, bo wiedzą, że ich los i tak jest przesądzony. To jednak nie oznacza, że każdy kto będzie z nimi rywalizował może liczyć na spacerek, bo oni tylko jeden mecz oddali dość łatwo, a w każdym z pozostałych walczyli na tyle, na ile mogli. Co do Burgerów, to chłopaki mają w tym momencie 12 punktów i mecze z Tubą oraz N-Budem na horyzoncie. Gdyby udało się obydwa wygrać, to jest całkiem spora szansa na podium. Ale trzeba pamiętać o drugiej stronie – jedna wpadka i będzie praktycznie po wszystkim. Jednak sam fakt, że po kilku sezonach, gdzie o takiej sytuacji mogli tylko pomarzyć, znaleźli się tak blisko celu, powoduje że można być pewnym, iż zrobią wszystko co w ich mocy, by w grze o medale pozostać do samego końca.

A teraz idziemy do meczu, który naszym zdaniem zapowiadał się jako absolutny hit 7.kolejki. Być może dla niektórych tutaj nie było szans na inne rozstrzygnięcie, niż cała pula dla Vitasportu, natomiast my zakładaliśmy, że jeżeli Kasbud przyjedzie w pełnym składzie, to w naszym mniemaniu będzie nawet lekkim faworytem tej rywalizacji. I gdy zobaczyliśmy, że wśród zawodników z Radzymina nie brakuje Bartka Balcera i Damiana Kossakowskiego, to wiedzieliśmy, że czekają nas mega zacięte zawody. A o tym, jak ważny jest to duet dla Kasbudu pokazała już 3 minuta, bo to właśnie po akcji tych graczy dawny AGD Marking wyszedł na prowadzenie. Od razu dało się zauważyć, że energia w tej drużynie jest zupełnie inna niż przeciwko Tubie. Intensywność i bliska obecność przy przeciwniku komplikowały sprawy Vitasportowi, natomiast ekipa braci Trąbińskich przetrwała ten trudny okres i powoli zaczęła wprowadzać swoje warunki. Tempo się uspokoiło, Kasbud nie grał już tak agresywnie, co pozwoliło ówczesnemu liderowi tabeli na doprowadzenie do wyrównania – w 14 minucie płaski strzał Mateusza Strzeleckiego zmusił do kapitulacji, powracającego do bramki Kasbudu, Igora Różańskiego. W pierwszej połowie więcej goli nie uświadczyliśmy, z kolei druga znów zaczęła się od mocnego akcentu braci Banaszek i spółki. W 26 minucie ciekawie rozegrany rzut wolny, przyniósł tej drużynie bramkę na 2:1, a za chwilę na 3:1 podwyższył Patryk Drużkowski! Wiele wskazywało na to, że doświadczamy punktu zwrotnego w tej konfrontacji, natomiast szybko się przekonaliśmy, że Vitasport ma w tym temacie inne zdanie. Mateusz Trąbiński sprytnie doprowadził do 2-minutowego wykluczenia Patryka Drużkowskiego i grając o jednego więcej, zawodnicy w czarnych koszulkach odrobili połowę strat. A dosłownie kilkanaście sekund później był już remis, gdy Mateusz Trąbiński przedłużył tor lotu piłki głową, po zagraniu Mateusza Smoktunowicza, Igor Różański nie zdołał jej opanować i zrobiło się 3:3. I to nie był koniec ofensywy Vitasportu. Pogubiony Kasbud miał mnóstwo szczęścia, że w 33 minucie nie przegrywał, bo rywale mieli 100% okazję, lecz Mateusz Smoktunowicz na spółkę z Mateuszem Trąbińskim, nie wykorzystali doskonałej szansy. I to się na nich zemściło – lada moment Damian Kossakowski zagrał z rzutu rożnego do Bartka Balcera, a ten precyzyjnym strzałem z pierwszej piłki pokonał Łukasza Trąbińskiego. Samo uderzenie było palce lizać, ale ewidentny błąd popełnił Vitasport, bo nikt nie krył strzelającego, co wzięło się z niepotrzebnie przeprowadzonej zmiany, gdy to rywal miał piłkę. Nic dziwnego że Mateusz Trąbiński był wściekły. Ale jak się okazało – ten zespół zupełnie nie wyciągnął wniosków z tej lekcji. W 38 minucie Vitasport chciał skorzystać z lotnego bramkarza, lecz przez chwilę na parkiecie było o jednego zawodnika za dużo, co dobrze wychwycił sędzia. Ten błąd był brzemienny w skutkach. Kasbud mając jednego gracza więcej zbudował świetną akcję, którą idealnie wykończył Kacper Banaszek i ekipie z Radzymina nie mogła się już stać krzywda. Rywali dobił jeszcze Dawid Banaszek i pierwsza porażka Vitasportu w sezonie stała się rzeczywistością! Z jednej strony ten zespół jest sam sobie winny, bo przy kluczowych golach dla oponentów zachował się fatalnie. Z drugiej strony – rywal był po prostu trochę lepszy. Wykazywał więcej inicjatywy, był aktywniejszy i choć trzy bramki różnicy to zdecydowanie za dużo, natomiast jeden gol przewagi właściwie oddałby to, co widzieliśmy na parkiecie. Tym samym Kasbud wraca do gry o najwyższe cele i można jedynie żałować, że z Tubą czy Burgerami nie dysponował takim składem jak w środę. I to jest też pewne usprawiedliwienie dla Vitasportu, który miał trochę pecha, bo trafił na najlepszą wersję Kasbudu. Natomiast domyślamy się, że dla nich to nie ma znaczenia, bo oni patrzą przede wszystkim na siebie. Dziś możemy gdybać, czy jeśli w 33 minucie udałoby się wyjść na prowadzenie, to trzy punkty nie pojechałyby z braćmi Trąbińskimi. Słusznie to wszystko na transmisji podsumował Damian Białek, twierdząc że na 10 rozegranych meczów między tymi rywalami, bilans byłby zbliżony do równego. Akurat tego wieczora lepszy był Kasbud, jednak to nic nie zmienia w Vitasporcie odnośnie celu na ten sezon. Bo on pozostaje ten sam, nawet jeśli droga do niego trochę się wydłużyła.

A prawdopodobnie decydujący krok w kierunku utrzymania się w lidze zrobiła właśnie drużyna JMP. Ostatnio w ich stronę poleciało kilka cierpkich słów, bo przeciwko Burgerom zagrali słabiutko. I pewnie to spowodowało, że mało kto wierzył, iż mogą utrzeć nosa AutoSzybom. Rywale nawet jeśli przegrywali swoje ostatnie mecze, to grali z ligowymi hegemonami, natomiast z tymi słabszymi przeciwnikami zwykle nie miewali wielkich problemów. Nie można było jednak przemilczeć, że w tamtej edycji JMP było w stanie pokonać Szyby, więc to sugerowało, że styl prezentowany przez Damiana Zalewskiego i spółkę może być niewygodny dla graczy w szaro-zielonych koszulkach. No i te słowa znalazły odzwierciedlenie w boiskowej rzeczywistości. Faworyci dali się bardzo szybko zaskoczyć i już po pięciu minutach przegrywali 0:2. Pierwszego gola dla JMP zdobył Damian Zalewski, a drugiego Adrian Wrona. „Spokojnie, spokojnie” – pewnie tak myśleli sobie fani AutoSzyb, spodziewając się rychłego powrotu do meczu swoich pupili. Ale nic takiego nie nastąpiło. JMP skutecznie wybijało z uderzenia przeciwników i nawet Bartek Bajkowski miał spore problemy, by coś tutaj wymyślić. Z kolei w 14 minucie, po kolejnym golu Adriana Wrony, było już 0:3! Oddajmy strzelcowi, że to trafienie było najwyższej jakości i na pewno znajdzie się w naszym głosowaniu na najładniejszą bramkę lutego. Prowadzącym nie udało się jednak dowieźć wysokiego prowadzenia do końca pierwszej połowy. W 16 minucie żółtą kartkę obejrzał bowiem Michał Gostkowski i Szyby za sprawą Bartka Bajkowskiego zmieniły wynik na 1:3. A gdy tuż po wznowieniu gry w drugiej połowie, Tomek Mikusek zanotował trafienie kontaktowe, chyba każdy przed oczami widział scenariusz, w którym faworyci dopadają swoją zwierzynę i już jej ze swoich sideł nie wypuszczają. To był trudny moment dla JMP, lecz ten zespół nie spanikował, trzymał się swojej taktyki i został za to wynagrodzony. Bo nie dość, że nie stracił gola, to w 32 minucie Adrian Wrona skompletował hat-tricka, co dawało niemal gwarancję, że ubiegłorocznym mistrzom 3.ligi krzywda się tutaj nie stanie. Szyby próbowały jeszcze manewru z lotnym bramkarzem, ale na nic to się zdało. Ekipę Kamila Wiśniewskiego dobili jeszcze Rafał Marchewka i Piotrek Kamiński i JMP wygrało sensacyjnie, acz zasłużenie w stosunku 6:2. No i na taki zespół Damiana Zalewskiego czekaliśmy. Kompaktowość, skuteczność, niemal 100% realizacja założeń i AutoSzyby były bezbronne. Brawo dla zwycięzców, tym bardziej że to praktycznie zapewnia im grę w 2.lidze na przyszły sezon. Co do AutoSzyb, to niby można mówić o rozczarowaniu, natomiast nie jest niczym nowym, że ta ekipa ma problemy z rywalem, który oddaje im piłkę i tylko czeka na ich błąd. Swoje zrobiły tutaj również nieobecności, bo być może z Łukaszem Flakiem i Konradem Kanonem szansa na rozerwanie dobrze ustawionej defensywy JMP byłaby większa. Cóż, być może teraz, gdy ten zespół stracił nadzieję na medal i nie grozi mu też spadek, będzie w stanie poeksperymentować w dwóch ostatnich spotkaniach. Bo warto poszukać nowych możliwości, które sprawią, że takie mecze jak ten, AutoSzyby będą w przyszłości rozstrzygały na swoją korzyść.

Wygrana JMP była z kolei bardzo złą wiadomością dla Ferajny United. Team Damiana Białka wiedział co to oznacza – margines porażek się wyczerpał i z Zabrodziaczkiem trzeba było powalczyć o choćby jeden punkt, by zachować nadzieję na utrzymanie się w 2.lidze. Jakie były na to szanse? Odpowiedź na to pytanie korelowała ze składem przeciwników, a ten był tego wieczora konkretny. Wreszcie dojechał Bartek Kaput, nie zabrakło Michała Zawiszy, pojawił się również Marcel Wysocki. Gorzej wyglądało to po stronie Ferajny, bo z tych, którzy są niemal zawsze, nie przyjechali Michał Walętrzak oraz Marcin Makowski. No ale wraz z pierwszym gwizdkiem przestało to mieć jakiekolwiek znaczenie. Liczyło się tylko to, co tu i teraz. Sam mecz praktycznie od samego początku aż do finałowych minut był bardzo wyrównany. Gdy jedni mieli jakąś sytuację, to drudzy szybko odpowiadali i nawet jeśli wynik długo nam się nie zmieniał, to nie mieliśmy poczucia zmarnowanego czasu. W pierwszej połowie najlepszej okazji dla Zabrodziaczka nie wykorzystał Michał Zawisza, który przegrał pojedynek sam na sam z bramkarzem Ferajny. Po drugiej stronie pewne pretensje do siebie powinien mieć duet Patryk Grzelak – Michał Gałązka, bo w 18 minucie mieli przed sobą tylko bramkarza, a mimo to nie potrafili zamienić tej okazji na bramkę. 20 minut upłynęło nam więc pod znakiem bezbramkowego remisu, ale na początku drugiej połowy impas został dość szybko przełamany. Na strzał zdecydował się Bartek Wojtaszek i chociaż Damian Białek dobrze odbił piłkę do boku, to na jego nieszczęście czekał tam już Michał Zawisza i nie miał on problemów z dobitką. To trochę ożywiło nam zawody, zwłaszcza w kontekście sytuacji podbramkowych. Za chwilę Michał Zawisza mógł zdobyć swojego drugiego gola w tym spotkaniu, lecz tym razem trafił w poprzeczkę, a w odpowiedzi uderzał Patryk Grzelak, lecz i jemu zabrakło dosłownie centymetrów, bo obił jedynie słupek. Ferajna mogła więc mówić o pechu, jednak nie sposób nie wspomnieć o dobrej postawie Bartka Kaputa. I paradoksalnie – właśnie wtedy, kiedy golkiper Zabrodziaczka na chwilę opuścił swój posterunek, ten moment wykorzystali rywale. Bramkarz zespołu w białych strojach chciał pomóc przy rzucie rożnym, piłka po jego strzale dość szczęśliwie znalazła się w bliskiej odległości od Patryka Grzelaka, a ten zorientował się, że bramka rywali jest pusta i płaskim strzałem doprowadził do remisu. Ten wynik był korzystny dla Ferajny, ale wiemy nie od dziś, że chłopaki już nie raz zremisowany mecz potrafili przegrać. I w tym przypadku demony powróciły. W 37 minucie Bartek Wojtaszek zdecydował się na bardzo odważny strzał z dystansu i mimo, że od bramki Damiana Białka dzieliło piłkę dobrych kilkanaście metrów, to ta wpadła przy słupku i Zabrodziaczek wrócił na prowadzenie. No i już go nie wypuścił, bo mimo ambitnej postawy Ferajny, rezultat nie uległ zmianie i tradycji, w postaci minimalnej porażki przedostatniej ekipy w tabeli, stało się zadość. To już czwarta taka przegrana w tej edycji, co na pewno musi boleć. Przypominamy sobie, że kilka dobrych minut po ostatnim gwizdku, Patryk Grzelak zapytał nas, czy jest jakaś nagroda za tyle minimalnych porażek. Otóż jest i nazywa się 3.liga, bo tam niechybnie zmierzają przedstawiciele Ferajny. A Zabrodziaczek? Jego sytuacja jeśli chodzi o miejsca na podium nadal jest skomplikowana. Tu już trzeba liczyć nie tylko na siebie, ale i na pomoc innych ekip. Nam wydaje się mało prawdopodobne, że skończy się to happy endem, natomiast grać trzeba do końca. I cieszymy się - widząc ich frekwencję oraz postawę na boisku - że oni wyszli z tego samego założenia.

Retransmisję wszystkich spotkań drugiej ligi (z komentarzem) można obejrzeć poniżej. Video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 1080p60 HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy! Jednocześnie prosimy Was o weryfikację statystyk z Waszych meczów - jeśli znajdziecie jakiś błąd, to prosimy o jak najszybszą informację.

Komentarze użytkowników: