fot. © www.nocnaligahalowa.pl

Opis i retransmisja 8.kolejki 4.ligi!

25 lutego 2023, 14:07  |  Kategoria: Relacje  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Gencjana i Joga Bonito spotkają się w wielkim finale 4.ligi! Z kolei o krok od brązowego medalu jest Lema, chociaż za jej plecami czai się Sokół Brwinów.

Poniedziałkowe granie rozpoczęło się od starcia zespołów ze skrajnych rejonów tabeli – wspomniana wcześniej Joga Bonito podejmowała "czerwoną latarnię" rozgrywek Serce Kotwica. Ci drudzy zapowiadali walkę, aczkolwiek musieli sobie radzić bez dwóch podstawowych zawodników – najlepszego napastnika Michała Kuleszy i najlepszego obrońcy, Damiana Boruty. Jak się okazało – te braki były bardzo odczuwalne i zespół Kamila Lubańskiego nie miał w tej potyczce wiele do powiedzenia. Pierwsza połowa jeszcze nie zwiastowała tragedii, bo chociaż faworyci prowadzili 2:0, to drużyna z okolic Józefowa od czasu do czasu zapędzała się w pole karne przeciwników i Kuba Joniak musiał być czujny. Z kolei najlepszą okazję dla Serc zmarnował na starcie drugiej odsłony Filip Gągorowski. Miał przed sobą praktycznie pustą bramkę, ale nie zmieścił piłki w siatce, a za chwilę poszła akcja w drugą stronę, gola na 3:0 dla Jogi zainkasował Maciek Pasek, a wszystko co działo się dalej, to już historia. Serca zaczęły grać tak, jak prezentowały się na początku tego sezonu. Nie było już żadnej dyscypliny taktycznej, co rywale skrzętnie wykorzystali i o mało nie wygrali, częstując oponenta dwucyfrówką. Ostateczny wynik to 9:1, który w pełni oddał nam to, co widzieliśmy na parkiecie. Tym samym Joga Bonito przypieczętowała swój awans do 3.ligi, a jednocześnie zapewniła sobie udział w meczu o wszystko z Gencjaną. Serca zagrały z kolei jedno z najsłabszych spotkań w trwającej kampanii, gdzie co prawda można ich trochę usprawiedliwić brakiem dwóch kluczowych graczy, natomiast najgorsze było to, że wróciły stare błędy, gdzie wydawało się, że chłopaki ten etap mają już za sobą. Oby w ostatniej kolejce wrócili na właściwe tory, bo chociaż z Joga Finito faworytem nie będą, to ważne by ostatni mecz w sezonie zagrali tak, jak chcieliby aby wyglądał każdy ich mecz w kolejnym sezonie.

5:0 – takim wynikiem zakończył się z kolei mecz między Gencjaną a Semolą. I jest to pewnego rodzaju zaskoczenie, bo spodziewaliśmy się tutaj czegoś zupełnie innego. Oczywiście wiedzieliśmy, że nie padnie dużo goli, że długo to będą piłkarskie szachy, natomiast zakładaliśmy, że wszystko rozstrzygnie się dopiero w końcówce, ale Gencjana nie chciała tak długo czekać. Ekipa Maćka Zbyszewskiego w tym spotkaniu wystąpiła bez Rafała Malinowskiego czy kontuzjowanego Pawła Józwika i te nieobecności również sugerowały, że tutaj nie dojdzie do szybkiego rozstrzygnięcia. Po stronie Semoli brakowało bramkarza Maćka Szewczuka, nie było też kilku graczy z pola, natomiast skład przedstawiał się całkiem nieźle. Ale Semoli w całym spotkaniu brakowało siły przebicia. Artur Fiodorow był bardzo rzadko zatrudniany do interwencji, z kolei jego vis-a-vis Krzysiek Jędrasik musiał być w ciągłej gotowości. Spisywał się jednak na tyle dobrze, że po 20 minutach na tablicy świetlnej widniał bezbramkowy remis. Tyle że druga część spotkania to już zdecydowana przewaga „Fioletowych”. Co prawda wspomniany Krzysiek Jędrasik znów zaczął od kilku dobrych interwencji, lecz w 28 minucie nie miał żadnych szans, gdy mocnym strzałem pod poprzeczkę zaskoczył go Evgenio Asinov. To był początek końca Semoli. Rywale poszli za ciosem i praktycznie w następnej akcji podwyższyli stan posiadania, a w 32 minucie było już 3:0, gdy na listę strzelców wpisał się Przemek Kur. Defensywa przegrywających wyglądała na rozbitą, z kolei z przodu nie było zawodnika, który zrobiłby coś z niczego. Gencjana bardzo skutecznie rozbijała wszelkie próby ofensywne Semoli już w zarodku i miała pełną kontrolę nad tym, co działo się na parkiecie. Klasą dla siebie był Piotrek Hereśniak, który w końcówce meczu dwukrotnie zapuścił się w okolice bramki przeciwników i najpierw zaliczył asystę przy trafieniu Tomka Wasaka, a potem dokończył dzieła zniszczenia, zamykając rezultat w stosunku 5:0. Gencjana nie pozostawiła tutaj złudzeń kto jest lepszy. Wygrało doświadczenie, zgranie i przede wszystkim pomysł na grę z przodu, bo Semola w tym temacie zaproponowała w poniedziałek wyjątkowo niewiele. To na pewno rozczarowanie dla jej kapitana Krzyśka Jędrasika, który pewnie liczył, że przeciwko swoim byłym kolegom z Samych Konkretów, a więc Przemkowi Kurowi i Tomkowi Wasakowi, uda się powalczyć trochę skuteczniej. Ten wynik ostatecznie pozbawił ten zespół nadziei na walkę o podium i teraz jedynym celem pozostaje batalia o miejsce w górnej połowie tabeli, lecz i o to nie będzie łatwo. Z kolei Gencjana pokazała, że jest w dobrej formie przed wielkim finałem i będzie faworytem tego starcia. Tym bardziej, że do pełni szczęścia potrzebuje remisu, co stanowi ważny handicap, bo to rywal zostanie zmuszony do ataku, co dla Fioletowych może być wodą na młyn. Czy tak faktycznie będzie? O tym przekonamy się w poniedziałek już od godziny 22:20 – wielki finał 4.ligi zapowiada się naprawdę godnie!  

Czwarty poziom rozgrywkowy słynął w tym sezonie z tego, że nieważne kto grał, można było w ciemno założyć, iż emocje będą od pierwszej do ostatniej minuty. Ale w 8.kolejce tylko jedno spotkanie wpisało się w ten scenariusz – była to potyczka Sokoła Brwinów ze Szmulkami. Ci pierwsi walczyli o to, by pozostać w grze o brązowy medal, natomiast drudzy zdawali sobie sprawę, że nawet gdyby udało im się wygrać, to szanse na najniższy stopień podium będą iluzoryczne. Ale to niczego w ich postawie nie zmieniało – ekipa z warszawskiej Pragi przyjechała by wygrać, tym bardziej, że w tej edycji za wiele zwycięstw na swoim koncie nie miała. Sam mecz zaczął się dla tej drużyny wyśmienicie – już w 8 sekundzie gola na 1:0 zdobył dla nich Dawid Wierzchołowski. Sokół dał się zaskoczyć w bardzo prosty sposób, ale nie wpłynęło to na jego postawę i dość szybko udało się doprowadzić do remisu. Patryk Prażmo zagrał do Kacpra Lewandowskiego, a lotny bramkarz ekipy z Brwinowa uderzył na bramkę, piłka zaliczyła jeszcze po drodze mały rykoszet i zaskoczyła Bartka Grzybowskiego, który tego wieczora bronił dostępu do świątyni Szmulek. Jak się okazało – te dwa dość szybko strzelone gole były ostatnimi w tej części gry. Ale powinno być ich więcej, bo najpierw Szmulki zmarnowały dogodną okazję, gdy Filip Pacholczak przelobował bramkę rywali, z kolei w 16 minucie Sokół dysponował rzutem karnym. W naszej ocenie został on jednak podyktowany niesłusznie, lecz na szczęście Bartek Grzybowski wyczuł intencje Kacpra Lewandowskiego i wynik się nie zmienił. Z kolei druga połowa rozpoczęła się identycznie jak pierwsza – znów Sokół zaspał w obronie, co znakomicie wykorzystał Dawid Wierzchołowski, zapisując drugą bramkę na swoje konto. To zapoczątkowało nam bardzo bramkostrzelny okres, albowiem ekipa Kamila Książka błyskawicznie doprowadziła do wyrównania za sprawą Konrada Kępki, po czym wyszła pierwszy raz na prowadzenie, a autorem bramki był Wiktor Starbała. Radość z tego faktu trwała jednak tylko kilka chwil – po stronie Szmulek odpowiedział bowiem Alex Wolski i mieliśmy kolejny remis. Ten festiwal strzelecki skończył w 29 minucie Wiktor Starbała i wtedy nikt jeszcze nie wiedział, że gol zdobyty przez tego zawodnika będzie ostatnim, jaki zobaczymy w tej potyczce. Szmulki próbowały wyszarpać punkt a najlepszą okazją zmarnował Filip Pacholczak, trafiając w 31 minucie w słupek. Sokół tym razem nie popełnił błędu ze starcia z Joga Finito i dowiózł prowadzenie do ostatniego gwizdka, dzięki czemu pozostaje w grze o medal. Co prawda musi liczyć na wpadkę Lemy Logistic i co ciekawe, będzie tutaj trzymał kciuki za... Szmulki, bo to właśnie ta ekipa będzie ostatnim rywalem Logistycznych. Wpierw trzeba będzie jednak zrobić swoje i pokonać Chłopców z Manhattanu, a jak wiemy, to nie jest rywal z którym można dopisać sobie punkty przed pierwszym gwizdkiem. Najważniejsze jednak, że chłopaki mają o co walczyć, bo zawsze przyjemniej grać w ostatniej serii o coś, aniżeli o pietruszkę. Z kolei Szmulki, nawet jeśli o podium mogą już zapomnieć, to jesteśmy przekonani, że wyjdą zdeterminowani na mecz z Lemą. Jest bowiem kilka zespołów, które mogą przeskoczyć w tabeli dzięki trzem punktom, a z drugiej strony istnieje ryzyko, że przy niekorzystnym zbiegu okoliczności, zakończą rywalizację na przedostatnim miejscu w tabeli. I choćby z tego powodu o ich motywację Sokół może być chyba spokojny;)

Skok w górę tabeli zaliczyły za to ostatnio Byczki. Stało się tak za sprawą zasłużonego zwycięstwa nad Chłopcami z Manhattanu, chociaż nie deprecjonując tego osiągnięcia, trzeba powiedzieć, że nie wymagało ono od triumfatorów wielkiego nakładu sił. Z prostej przyczyny – rywale znów mieli problemy frekwencyjne i na spotkanie dojechali bez zmian i bez swojego nominalnego bramkarza. Wiedzieliśmy, że to spowoduje, iż konkurencyjni dla Byczków będą tylko przez chwilę. Że nawet jeśli do pewnego momentu wynik będzie się kręcił wokół remisu, to dojdzie do sytuacji, w której rywale im odjadą z wynikiem i powrót do meczu stanie się niemożliwy. Ale trochę potrwało, zanim faktycznie do tego doszło. Chłopcy nie dawali się złamać, z kolei w 16 minucie, po szybko rozegranym rzucie wolnym, wyszli nawet na prowadzenie. Jednak nie byli w stanie utrzymać tego wyniku do końca pierwszej połowy. Najpierw gola dla Byczków zanotował Kacper Krzyt, a potem niedogadanie w obozie ekipy z Serocka wykorzystał Krystian Tymendorf. Gracze Dawida Pływaczewskiego mieli jeszcze okazję, by ich przewaga przed drugą połową wynosiła dwie bramki, lecz doskonałej okazji nie wykorzystał Konrad Wiśniewski. Czego jednak nie udało się zrobić wtedy, dość szybko Byczki zrealizowały na starcie drugiej połowy. Zatroszczył się o to duet Kacper Krzyt – Krystian Tymendorf. Pierwszy strzelał, drugi podawał i z 2:1 zrobiło się 4:1. Pewną nadzieją dla Chłopców była żółtka kartka dla Kuby Sierocińskiego, lecz obóz Gabriela Skiby nie wykorzystał gry w przewadze, a gdy siły się wyrównały, to przyjął jeszcze dwa ciosy i było po herbacie. Przegranych stać było jeszcze na pewien zryw w końcówce, dzięki któremu dokonali małej kosmetyki finałowego rozstrzygnięcia, które brzmiało 6:3. Tak naprawdę, to ten wynik równie dobrze mógł wyglądać 10:7 albo coś w tym stylu, bo ilość niewykorzystanych okazji po jednej i drugiej stronie była ogromna. Chłopców jak zwykle możemy pochwalić za ambicję, no ale co z tego, skoro po raz wtóry utrudniają sobie życie, przyjeżdżając okrojonym składem. I to prawdopodobnie spowoduje, że rywalizację zakończą na przedostatnim miejscu w tabeli, bo odkładając na bok sympatie, na więcej – i to na własne życzenie – nie zasłużyli. Byczki powalczą z kolei o 4 miejsce w ligowej hierarchii, chociaż łatwo nie będzie, bo nie dość, że muszą wygrać z Semolą, to jeszcze liczyć na wpadkę Sokoła Brwinów. I pewnie w takich okolicznościach najbardziej żałują głupich strat punktowych ze Szmulkami czy Joga Bonito, bo gdyby nie one to dziś nie patrzyliby na walkę o medale z boku, lecz byliby w samym jej centrum.

Z kolei zdecydowanie najbliżej brązowego krążka na koniec sezonu jest w tym momencie Lema Logistic. Aby do tego doszło, Logistyczni musieli pokonać inny zespół zainteresowany najniższym stopniem podium, czyli Jogę Finito. Dla nas Joga była tutaj minimalnym faworytem, natomiast gdy okazało się, że będzie musiała sobie radzić bez Dominika Forysia i Radka Tkaczyka, a jej jedyną opcją w ataku będzie Piotrek Śliwa, to już wtedy wiedzieliśmy, że ten zespół czekają kłopoty. No i nie pomyliliśmy się. Solidnie grająca Lema wykorzystała zaistniałe okoliczności i w swoim stylu przechyliła losy zwycięstwa na własną korzyść. Fundament pod trzy punkty został wylany już w pierwszej połowie, gdzie ekipa z Radzymina prowadziła 2:0, a gole zdobywali Mateusz Kostrzewa, który wykorzystał nieszczęśliwą interwencję Łukasza Świstaka, natomiast tuż pod koniec tej części spotkania, kontrę Kacpra Piątkowskiego skutecznie wykończył Piotrek Ohde. Joga podobnym okazji nie miała, Marek Gajewski rzadko był zatrudniany do pracy, a tu musiało się zmienić, jeśli gracze z Sulejówka liczyli na odwrócenie losów spotkania. Aktywny był Maciek Banasek, widać że zależało mu na dobrym wyniku, lecz nawet jeśli pokazywał się do gry i nie bał się brać odpowiedzialności na siebie, to problemem była skuteczność. W 26 minucie zmarnował on doskonałą szansę na zmniejszenie strat, lecz na jego szczęście Joga Finito i tak zdobyła bramkę kontaktową za sprawą Piotrka Śliwy. I to był moment, w którym ta drużyna złapała wiatr w żagle. Tutaj można było pokusić się o doprowadzenie do remisu, a kluczowa okazała się 28 minuta. Wtedy Piotrek Śliwa miał na nodze piłkę na 2:2, ale trafił w słupek, z kolei dobitka Rafała Kaczorowskiego nie zmieściła się w bramce. Lepszej sytuacji Joga już sobie nie stworzyła, a gdy w 35 minucie Darek Piotrowicz zaliczył trafienie na 3:1, stało się jasne, że Lema właśnie ustawia się na pole position do trzeciego miejsca w tabeli. „Pomarańczowi” w samej końcówce dobili jeszcze rywala i losy brązowego medalu mają już tylko w swoich rękach. I jeżeli przeciwko Szmulkom zagrają podobnie, czyli konsekwentnie w obronie, licząc na swoje okazje z przodu, to wszystko wskazuje na to, że cel zostanie osiągnięty. Byle tylko nie traktować tego jako coś pewnego, bo ten sezon 4.ligi nie takie cuda już widział. Co do Joga Finito, to można jedynie żałować, że na tak ważny mecz w kontekście ich losów, nie mogli skorzystać ze wszystkich swoich najlepszych zawodników. Same chęci to było tutaj za mało, choć mając w pamięci, że ta ekipa miała po trzech kolejkach tylko dwa punkty na swoim koncie, to fakt iż o medale walczyła do przedostatniej serii i tak trzeba traktować w kategoriach umiarkowanego sukcesu. 

Retransmisję wszystkich spotkań czwartej ligi (z komentarzem) można obejrzeć poniżej. Video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 1080p60 HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy! Jednocześnie prosimy Was o weryfikację statystyk z Waszych meczów - jeśli znajdziecie jakiś błąd, to prosimy o jak najszybszą informację.

Komentarze użytkowników: