fot. © www.nocnaligahalowa.pl

Wesoła nowym Mistrzem Nocnej Ligi Halowej!

6 marca 2023, 20:43  |  Kategoria: Relacje  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Po pasjonującym spotkaniu, które zakończyło się rzadko spotykanym na hali remisem 1:1, Wesoła przejęła prymat w rozgrywkach Nocnej Ligi Halowej!

Trzecie miejsce w sezonie 2022/23 zajął z kolei Gold-Dent. Dentyści mogli jednak pokusić się o coś więcej, ale warunki były dwa – wygrana z Al-Marem i strata punktów przez In-Plus w starciu finałowym. Zespół w żółtych koszulkach był faworytem starcia z ekipą Marcina Rychty, ale nie murowanym, bo rywale złapali w ostatnim okresie dobry rytm i perspektywa zajęcia czwartego miejsca była dla nich kusząca. I szybko stało się jasne, że Gold-Dent nie będzie tutaj w stanie narzucić własnych warunków na tyle, by dość spokojnie oczekiwać rozwoju wydarzeń. W żadnym momencie tego spotkania ani jedna z drużyn nie zbudowała sobie przewagi większej, niż jedna bramka i to starcie przebiegało w formacie „cios za cios”. Zaczęło się od bramki Kacpry Jąkały, ale potem swój dobry moment zanotował Al-Mar, który po trafieniach Rafała Błońskiego i Mateusza Adamskiego prowadził. Dentyści nie zamierzali jednak czekać z odrabianiem strat do drugiej połowy i jeszcze pod koniec pierwszej doprowadzili do wyrównania. Dziwnym było, że na dwa trafienia dla Gold-Dentu ani jednego nie zaliczył Janek Szulkowski, ale to zmieniło się w 26 minucie, gdy ten zawodnik skorzystał z podania Maćka Lamenta i dał ponownie prowadzenie swojej ekipie. A kto wie, czy kluczowy moment spotkania nie nastąpił chwilę później. Błąd popełnił Marcin Rychta, który stracił piłkę, lecz Damian Zajdowski zamiast uderzać, szukał podaniem Janka Szulkowskiego, a gdyby Gold-Dent wyrobił sobie tutaj dwubramkową przewagę, to prawdopodobnie miałby z górki. Al-Mar na kolejny sygnał ostrzegawczy już nie czekał i w 31 minucie ponownie mieliśmy remis, a na listę strzelców wpisał się Rafał Błoński. Do końca spotkania było już niewiele czasu i myśleliśmy, że kolejny gol zdeterminuje ostateczny rezultat. A ponieważ zdobył go Gold-Dent, a konkretnie Przemek Tucin, przyjęliśmy że Al-Marowi przyjdzie się pogodzić z minimalną przegraną. Ten zespół widział to jednak zupełnie inaczej. W 38 minucie fantastyczne uderzenie zanotował Maciek Lęgas, którego bramka na pewno będzie kandydowała do miana gola miesiąca. I pewnie gdyby Gold-Dent wiedział, że remis też mu tutaj wystarczy, to być może skupiłby się na jego obronie. A tak szukał zwycięstwa za wszelką cenę, w rozegraniu akcji pomagał jako lotny bramkarz Przemek Tucin i chociaż wielokrotnie ten manewr się powodził, tak teraz przyczynił się do porażki. Po stracie piłki, Rafał Błoński precyzyjnym strzałem na pustą bramkę spowodował, że to Al-Mar mógł się cieszyć z prestiżowego kompletu punktów. Obejrzeliśmy tutaj naprawdę dobre i zacięte zawody. Oczywiście możemy gdybać, czy Gold-Dent grał tutaj na 100%, bo przecież wiedział, że mistrzem już nie będzie. Ale wyglądało to, jakby szczerze zależało mu na całej puli, co tylko lepiej świadczy o Al-Marze. Wydaje nam się, że ta drużyna zagrała nawet lepszy sezon niż ten przed trzema laty, gdzie sięgnęła po historyczny, brązowy medal. Wówczas zdobyła 15 punktów i wywalczyła najniższy stopień podium, teraz miała ich o jeden więcej, a mimo to nie zdołała powtórzyć tamtego osiągnięcia. Ale sama gra, to jak ta drużyna kształtowała się na przestrzeni sezonu – to się naprawdę dobrze oglądało. Marcin Rychta powinien być zadowolony, zwłaszcza że spowodował to również swoimi transferami, które sprawdziły się praktycznie bez pudła. Za ten sezon wystawiamy Al-Marowi 4+. Z kolei 5- dajemy Gold-Dentowi. Ten minus właśnie za to ostatnie spotkanie, bo okazało się, że nawet jeden punkt dałby im tutaj srebro. Ale może i dobrze się stało, bo to spowoduje, że ta ekipa nie osiądzie zbyt szybko na laurach. To i tak jest wielki sukces, biorąc pod uwagę, że część tego zespołu tworzyli zawodnicy, którym poprzednia edycja kompletnie nie wyszła. Nawet ten sezon zaczęli od kompromitującego 3:10 z Alpanem i pomyśleliśmy sobie wtedy, że z tej drużyny chyba nic nie będzie. Dobrze, że tamtą konkluzję zachowaliśmy wówczas dla siebie…

7:4 – takim z kolei rezultatem zakończył się drugi mecz ostatniego dnia 1.ligi. I chociaż być może większość z czytających te słowa, cyfrę 7 przyporządkowałoby Kartonatowi, a 4 Łabędziom, to wynik był odwrotny. To ekipa Maćka Pietrzyka okazała się lepsza a wszystko rozstrzygnęło się tutaj na początku drugiej połowy. Pierwsza była wyrównana, premierowego gola zdobył Adam Marcinkiewicz z Kartonatu, ale im dalej w las, tym Łabędzie łapały odpowiedni rytm, co zaowocowało trafieniem wyrównującym Damiana Bąka. I już wtedy przeszło nam przez myśl, że jeżeli zespół z Sulejówka nie spuści z tonu, to będzie bliżej, by trzy punkty zapisać na swoje konto. No ale takiego startu finałowych 20 minut się nie spodziewaliśmy. Łabędzie praktycznie w pierwszej akcji po wznowieniu gry wyszły na prowadzenie, gdy Kamil Kajetaniak zagrał do Maćka Pietrzyka, a ten mimo że był to jego praktycznie pierwszy kontakt z piłką, ładnie odwrócił się w kierunku bramki Michała Dudka i płaskim strzałem pokonał golkipera przeciwników. W kolejnej akcji było już 3:1. Tym razem źle zachował się bramkarz Kartonatu, który podał piłkę pod nogi Marcina Czesucha, a ten skorzystał z prezentu i podwyższył posiadanie Łabędzi. To wszystko miało negatywny wpływ na dawne Mabo, z kolei prowadzących nakręciło do kolejnych ataków. Efekty były wyśmienite – w 28 minucie bramkę zdobywa Damian Krasnodębski, a potem Łabędzie zaczęły bezlitośnie punktować pogubionego oponenta i po dwóch trafienia Maćka Pietrzyka było już 6:1! Kartonat wyglądał na zespół kompletnie rozbity, ale trochę werwy wykazał Karol Sochocki, którego dublet nieco zmniejszył starty. No ale niestety – za chwilę ten zawodnik zszedł z boiska z kontuzją kostki i nadzieja na emocjonującą końcówkę umarła. Ostatecznie Łabędzie wygrały 7:4 i ligę zakończyły trzema zwycięstwami z rzędu. To był bez dwóch zdań ich najlepszy sezon w elicie. Niewykluczone, że chłopaki żałują, że właśnie się skończył, bo złapali wiatr w żagle, punktowali, grali ładnie dla oka i pewnie skończyłoby się wyżej, niż szósta lokata w tabeli. Zapeszać nie chcemy, ale jeśli udałoby się utrzymać ten skład, to Łabędzie z zespołu, który przez wiele sezonów po prostu był w 1.lidze, mogą stać się drużyną, z którą trzeba się będzie liczyć. I tego im życzymy. Co do Kartonatu, to ta czwartkowa porażka dobrze podsumowała cały sezon w jego wykonaniu. Powiedzmy sobie uczciwie – poza dwoma spotkaniami z Offsidem i Wesołą, te trzy miesiące były dla nich przeciętne. Rok temu grali dużo lepiej, mieli swój styl i zdobyli aż 52 bramki. Teraz zaliczyli ich tylko 30, co było drugim najgorszym wynikiem w lidze. Coś się w tej maszynce ewidentnie zacięło, lecz nie jesteśmy w stanie powiedzieć co i dlaczego. Na znalezienie przyczyn będzie jednak dużo czasu. Ale najlepsze jest to, że mimo iż tak narzekamy na dawne Mabo, to oni byli dosłownie o włos od medalu. Choć nikt nie ma przecież wątpliwości, że za ten sezon on się im po prostu nie należał.

A aż dziwne, że w kontekście medalu i ostatniej kolejki nie piszemy teraz przy okazji meczu z udziałem Offsidu. Ta drużyna ma zresztą szczęście, że potyczka z Auto-Delux nie miała znaczenia dla pozostania w lidze dla trzykrotnych mistrzów NLH, bo gdyby miała, to nawet przy maksymalnym zaangażowaniu zawodników z Wołomina, nie byłoby im łatwo spacyfikować Delux. Inna sprawa, że początkowo kobyłkowska młodzież wyglądała w tym meczu bardzo słabo. Zamiast zagrać agresywnie, zwłaszcza że rywale mieli tylko jedną zmianę, to ekipa Kacpra Pałki jakby czekała na swój moment. Tylko że sytuacja dość szybko zrobiła się bardzo kiepska, bo Offside mimo iż nie forsował tempa, to po 12 minutach prowadził 2:0. To był ostatni sygnał dla Auto-Delux, by coś tutaj zmienić, ale do przerwy udało się tylko minimalnie zmniejszyć straty. Po bramce Remka Muszyńskiego po 20 minutach mieliśmy 1:2, ale wiedzieliśmy, że druga część spotkania będzie dla Offsidu dużo większym wyzwaniem. Zwłaszcza pod kątem kondycji, a wszystko to utrudniła kontuzja Bartka Męczkowskiego, który wchodził tylko na krótkie zmiany. Gracze Delux chyba zrozumieli, że tę ostatnią połowę w 1.lidze trzeba rozegrać odważniej i na efekty nie musieliśmy długo czekać. W 22 minucie Remek Muszyński zdobywa gola dającego wyrównanie, a już w kolejnej akcji ten sam zawodnik wyprowadza drużynę z Kobyłki na pierwsze prowadzenie. Do małej kontrowersji doszło z kolei w 26 minucie. Szymon Klepacki domagał się rzutu karnego, ale sędziowie nie zareagowali, akcja poszła w drugą stronę i Wojtek Jabłoński podwyższył stan posiadania Delux. Myśleliśmy, że Offside jest już w tym momencie pogrzebany, lecz w sukurs przyszła mu żółta kartka dla Kamila Boguszewskiego. Ekipa w czerwonych koszulkach zmniejszyła straty, z kolei w 33 minucie Grzesiek Bajszczak miał wyborną okazję, by na tablicy świetlnej zagościł remis. Gdyby trafił w światło bramki, Kacper Zaboklicki nie miałby żadnych szans, ale zabrakło mu dosłownie centymetrów, bo futsalówka trafiła w słupek. Prowadzący poważnie potraktowali ten sygnał i lada moment rozwiali wątpliwości dotyczące trzech punktów. Asysta Kamila Boguszewskiego, bramka Maćka Jasińskiego i teoretycznie nic tutaj nie mogło się już stać. Tyle że Delux nie byliby sobą, gdyby nie skomplikowali sobie życia. Na kilkadziesiąt sekund przed końcem dali się zaskoczyć Piotrkowi Kowalczykowi. Bramkarz Offsidu pokonał strzałem z własnego pola karnego swojego vis-a-vis i tliła się nadzieja, że uda się wyszarpać remis. Kilka zbyt szybkich decyzji poszczególnych zawodników z Wołomina spowodowało jednak, że wynik nie uległ już zmianie. Offside przegrał i kiepsko zakończył równie kiepski sezon. Niewiele się tu zgadzało, począwszy od formy najlepszych zawodników, na frekwencji kończąc. Nie było tutaj lidera, ciągłe rotacje w zespole nie pomagały i naprawdę duże wyzwanie stoi przed Pawłem Bulą, by to jakoś poukładać. Ta drużyna nie jest przyzwyczajona do takiego miejsca w tabeli, ale powiedzmy sobie uczciwie – ono było zasłużone, bo Offside był w tym sezonie groźny tylko z nazwy. Co do Auto-Delux, to fajnie że udało im się zakończyć zwycięstwem tę krótką przygodę z elitą NLH. Chcieli tutaj być, chcieli sprawdzić swój poziom na tle najlepszych i chyba już wiedzą, że trochę im jeszcze brakuje, ale doświadczenie które zdobyli zaprocentuje. I to na poziomie elity, bo nie mamy wątpliwości, że tylko kwestią czasu jest, kiedy zobaczymy ich tutaj ponownie.

No i w końcu przechodzimy do najważniejszego spotkania całej szesnastej edycji. Meczu, który miał dać nam odpowiedź, czy w NLH zostanie po staremu, co miałoby oznaczać mistrzostwo dla In-Plusu czy też właśnie dochodzi do małego przewrotu, bo tak należałoby traktować złoto dla Wesołej, która zrobiłaby to jako beniaminek. Dodajmy, że z perspektywy In-Plusu bardzo ważna rzecz stała się około 20:50, bo to właśnie wtedy Gold-Dent przegrał z Al-Marem, co oznaczało, że Księgowym nie była już potrzebna dwubramkowa wygrana, ale jakiekolwiek zwycięstwo. Patryk Gall skombinował naprawdę solidny skład i na pewno wierzył, że uda się obronić tytuł. Rafał Sosnowski też nie narzekał, albowiem mógł skorzystać ze wszystkich swoich najlepszy graczy. To powodowało, że tutaj wszystko miało się rozstrzygnąć na poziomie piłkarskim. Początek spotkania był zaskakujący. Gdy wydawało się, że jedni i drudzy będą ze sobą "rozmawiać", od razu zaczęła się bitwa. Najpierw z błędu Kamila Wójcika o mało nie skorzystał Janek Dźwigała, lecz golkiper Księgowych naprawił swoją pomyłkę. W odpowiedzi In-Plus miał przewagę w tercji obronnej Wesołej w stosunku 3 na 1, ale nie wykorzystał jej. Po tym intensywnym początku tempo trochę spadło, ale mniej więcej w połowie premierowej części, znów zrobiło się bardzo ciekawie. W 10 minucie Kamil Wójcik w świetnym stylu broni strzał z bliska Damiana Jacha, a potem okazję dla Wesołej miał Dawid Brewczyński, lecz piłka po jego strzale trafiła w słupek! I choćby te dwie sytuacje powodowały, że pierwszą część spotkania delikatnie zapisaliśmy na konto beniaminka, co jednak nie musiało niczego konkretnego oznaczać. W drugiej połowie, zwłaszcza na starcie widać było, że nikt nie chce tutaj popełnić błędu. Obydwie strony miały świadomość znaczenia pierwszego gola, a zwłaszcza In-Plus, który gdyby dał sobie coś strzelić, to musiałby odpowiedzieć dwukrotnie. Księgowi czekali na odpowiedni moment do ataku, lecz w 33 minucie Bartek Przyborek sfaulował wychodzącego na czystą pozycję Janka Dźwigałę i sędziowie nie mieli wyjścia – wysłali zawodnika In-Plusu na dwuminutowy odpoczynek. To była idealna okazja dla pretendentów, by zdobyć gola i zaszachować obrońców tytułu. Tutaj potrzeba było cierpliwości przy budowaniu ataku pozycyjnego, ale też odrobiny ryzyka w postaci podania, które zmieniłoby oblicze akcji. I takim zagraniem w 34 minucie popisał się Dawid Brewczyński. Kapitalnie odnalazł Janka Dźwigałę, a ten nie miał problemów z wbiciem piłki do bramki – 1:0! Urzędujący mistrz wiedział co to oznacza. Natychmiast z bramki zszedł Kamil Wójcik, a w rolę lotnego golkipera wcielił się Filip Góral. Początkowo efektów jednak nie było. Co więcej – w 37 minucie Michał Alberski miał na nodze piłkę na 2:0 i mimo, że praktycznie wszystko zrobił dobrze, to futsalówka minimalnie ominęła słupek świątyni In-Plusu. Księgowi pewnie nawet nie zdążyli za to podziękować niebiosom, bo już musieli budować własną okazję, albowiem czas uciekał im coraz szybciej. Ale w 38 minucie dopięli swego! Bartek Przyborek idealnie przymierzył z bezpańskiej piłki i Damian Krzyżewski mógł tylko patrzeć, jak Zina wpada przy dalszym słupku jego bramki – 1:1! Niczego lepszego nie mogliśmy sobie wymarzyć. Końcówka była niezwykle emocjonująca a In-Plus dążył w niej, by za wszelką cenę zdobyć gola na wagę złota. I był od tego o milimetry! W 39 minucie Janek Skotnicki uderzył z ostrego kąta w słupek! To nie był jednak koniec akcji, bo piłka zniknęła nam z pola widzenia i nagle zaczęła zmierzać w kierunku bramki Wesołej! Na szczęście dla tego zespołu nad wszystkim czuwał Damian Jach, który nie pozwolił przekroczyć jej linii bramkowej. Księgowi nie zrażali się, czuli że dopóki na zegarze zostało jeszcze trochę czasu, to zdążą zadać śmiertelny cios. Jednak sytuacja się skomplikowała. Na 30 sekund przed końcem Janek Dźwigała bardzo sprytnie ugrał faul na Filipie Góralu i lotny bramkarz In-Plusu otrzymał żółtą kartkę. Przewaga liczebna w tak krytycznym momencie spotkania wydawała się być rozstrzygająca. Pretendenci przez kilkanaście dobrych sekund w sposób wyrachowany utrzymywali piłkę w narożniku boiska, a potem skutecznie powstrzymali samozwańczą szarżę Janka Skotnickiego i nic nie mogło odebrać im zwycięskiego remisu. 3, 2, 1… WESOŁA NOWYM MISTRZEM NOCNEJ LIGI HALOWEJ! Drużyna Rafała Sosnowskiego w swoim debiucie w elicie NLH zdobyła najcenniejsze trofeum z możliwych i pewnie mało kto przypuszczał, że jej przygoda z zielonkowskim parkietem ułoży się w taki sposób. Ale zaznaczmy – to był najrówniej grający zespół 1.ligi i gdyby kogokolwiek spytać, kto najbardziej zasłużył na złoto, to nie mamy wątpliwości, że wskazałby właśnie ich. In-Plus był oczywiście rozczarowany. Dziś możemy się zastanawiać, czy gdyby decyzja o posłaniu w bój Filipa Górala nie zapadła wcześniej, to Księgowi nie dopięliby swego. Bo to wprowadziło duże zamieszanie w szeregi rywala, a przecież to właśnie ten manewr zapewnił In-Plusowi triumf nad Wesołą w Pucharze Ligi. Ale to już historia. Dla nas liczy się fakt, że obejrzeliśmy świetny, czysty i emocjonujący mecz, który zadowolił pewnie nawet najbardziej wybrednych. I bardzo dobrze, że finalnie zakończył się remisem. Bo chociaż ten wynik wyjaśnił kwestię mistrzostwa, to nie rozstrzygnął do końca, która z tych ekip jest lepsza. To rzuca przed Wesołą kolejne wyzwanie, by za rok o analogicznej porze obronić tytuł i zaakcentować go zwycięstwem w wielkim finale. I to wcale nie ma na celu umniejszać tego, czego właśnie dokonali, ale pokazać, że wciąż są cele, które mogą przed sobą stawiać. A za ten zakończony sezon jeszcze raz WIELKIE, WIELKIE BRAWA!

Zostało nam jeszcze do zrelacjonowania spotkanie Alpanu z Dar-Marem. Nie będziemy jednak poświęcali mu nie wiadomo ile czasu, bo wystarczy policzyć liczbę bramek, aby wyobrazić sobie, co się tutaj działo. Na Alpan na pewno nie wpłynął dobrze fakt, że to spotkanie było tak późno. Oni ten ostatni mecz woleliby raczej rozegrać wcześniej, a potem przy chmielowym trunku czekać na pozostałe rozstrzygnięcia. No ale celowo tak to ustawiliśmy, bo trochę się baliśmy, że w innych godzinach Dar-Mar może mieć problem z zebraniem składu. I były drobne obawy, czy Norbert Kucharczyk to poskleja, jednak udało się namówić do gry pięć osób. Co prawda ekipa z Kobyłki nie miała zmian, ale ci zawodnicy którzy dojechali, dawali nadzieję na wytrzymanie trudów spotkania na pełnym dystansie. No i Dar-Mar ostatecznie wygrał ten mecz. Rywale prowadzili w nim tylko na początku, gdy po błędzie bramkarza ekipy w białych koszulkach, gola zdobył Artur Radomski. Potem mieliśmy jeszcze dwa remisy przy stanie 2:2 i 3:3, ale w kolejnych minutach Dar-Mar osiągnął sporą przewagę i wyglądało to tak, że po prostu bardziej mu się chciało. Ten zespół koncentrował się zresztą nie tylko na zdobywaniu goli, ale pilnował też (w miarę możliwości) obrony, czego z kolei zupełnie nie możemy napisać o Alpanie. Z pozytywów jeśli chodzi o dawny KroosDe Team, to na pewno bramka Michała Wytrykusa, który cieszył się, jakby był to jego pierwszy gol w karierze. I właśnie w akompaniamencie jego radości oraz fikołków wybrzmiała ostatnia syrena w 1.lidze. Wynik końcowy brzmiał 11:8, co pozwoliło Dar-Marowi wyprzedzić Auto-Delux i zakończyć zmagania na przedostatniej lokacie. Ich rywale nie ruszyli się natomiast ani o krok i pozostali na siódmym miejscu. W obydwu przypadkach to na pewno spore rozczarowanie, z tą różnicą że Alpan zostanie w 1.lidze, a Dar-Mar zagra o klasę niżej. O ile oczywiście zdecyduje się przystąpić do rozgrywek, bo w tym momencie jest to pewnie ostatnia rzecz, o jakiej Norbert Kucharczyk chce myśleć. Z naszej perspektywy najważniejsze jest to, że chłopaki dokończyli zmagania honorowo i za to szacunek. O Alpan byliśmy w tej kwestii spokojni. A co do spraw piłkarskich, to pewnie moglibyśmy jakoś to podsumować, ale po co, skoro i tak usłyszelibyśmy, że nadrzędny cel w postaci utrzymania został zrealizowany. I to z nawiązką. Dlatego jeśli Alpan jest z siebie zadowolony, to my z niego również.

Drodzy pierwszoligowcy! Dzięki za Wasz wysiłek, frekwencję i mnóstwo adrenaliny, którą serwowaliście nam w każdy czwartkowy wieczór. Wierzymy, że nie żałujecie poświęconego czasu i że spełniliśmy Wasze wymagania. Trzymamy kciuki za ponowne spotkanie przy okazji siedemnastej edycji!

Retransmisję wszystkich spotkań pierwszej ligi (z komentarzem) można obejrzeć poniżej. Video jest dostępne w jakości HD. Wystarczy że kołowrotkiem ustawicie opcję 1080p60 HD i będziecie mogli cieszyć wzrok najwyższej jakości obrazem. Za każdą subskrypcję czy polubienie materiału na stronie YouTube - z góry dziękujemy! Jednocześnie prosimy Was o weryfikację statystyk z Waszych meczów - jeśli znajdziecie jakiś błąd, to prosimy o jak najszybszą informację.

Komentarze użytkowników: