fot. © www.kobylka.pl

Wywiad z Alkiem Cieślakiem

3 lutego 2019, 19:00  |  Kategoria: Wywiady  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Kiedyś czołowy zawodnik Samych Swoich, dziś - okazyjnie - Vitasportu. Na co dzień trener seniorów Wichru Kobyłka, z którym porozmawialiśmy o przyszłości tego klubu, ale też o jego planach na najbliższe lata.

Z zespołem z Kobyłki związany jest niemal od początku swojej przygody z piłką. My jednak bardziej kojarzyliśmy go z zespołu Sami Swoi, który swojego czasu był potęgą na mapie amatorskich drużyn piłkarskich w naszej okolicy i łącznie był trzykrotnym mistrzem NLH. Teraz Alek Cieślak swoje wieloletnie doświadczenie wykorzystuje w pracy trenerskiej. Z jakimi problemami musi się mierzyć? Jaka jest jego filozofia prowadzenia zespołu? I czy jeszcze kiedyś zobaczymy go w barwach popularnych "Swojaków"? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie w jednym z najdłuższych, ale też najciekawszych wywiadów jakie udało nam się przeprowadzić. Zapraszamy!

Alek, historia zatacza małe koło, bo w Nocnej Lidze grałeś od samego początku, później pojawiałeś się na parkiecie coraz rzadziej, w końcu odpuściłeś zupełnie, aż wreszcie wróciłeś w barwach Vitasportu. Ciągnie wilka do lasu?

- Wróciłem tylko dlatego, że mogę pograć z zawodnikami których od wielu lat szkoliłem i sprawia mi to dużą frajdę. Długo też się zastanawiałem czy w mojej obecnej formie (nazwijmy to - mało przypominającej gwiazdy piłki z ekranu telewizora), będę w stanie coś wnieść do drużyny, ale myślę sobie - 4 liga, pierwszy sezon, może za mocno nie będę przeszkadzał (śmiech). Do innej drużyny już bym nie wrócił, nawet do Samych Swoich gdzie byłbym pewnie piątym kołem u wozu, a tu nawet jeżeli też tak jest, to chłopaki pewnie krępują się, by mi o tym powiedzieć (śmiech). A czy ciągnęło mnie na parkiety NLH? Do pierwszego meczu Vitasport nie bardzo, uczucia jak pisałem wyżej mieszane, ale od chwili gdy wszedłem na boisko, to teraz czekam na te mecze, zajawka do sprawdzania wyników wróciła, pojawiam się na hali z dużą przyjemnością i fakt - uświadomiłem sobie, że jednak trochę tego brakuje.

Skoro już nawiązałeś do Samych Swoich, to wspólnie wygrywaliście chyba wszystkie lokalne turnieje czy ligi. To była grupa świetnie rozumiejących się chłopaków, zarówno na boisku, jak i chyba poza nim. Co najbardziej zapamiętałeś z tamtego okresu? Wracasz w ogóle myślami do tamtych czasów?

- No pewnie! Fajne czasy :) Czy jest jakaś wyjątkowa chwila to nie wiem, bo dużo było różnych śmiesznych momentów, smutnych, ale też szczęśliwych. Pierwsze co mi przychodzi do głowy i o czym mogę tak publicznie napisać, to przegrany finał turnieju Czeneka. Graliśmy w kategorii open z zawodnikami Team For Fun a tam Jacek Moryc, Buli (Łukasz Mróz), Sosna (Robert Sosnowski) czy Norbert Ciok. Wtedy cała hala nam kibicowała, był super klimat, ogólnie te pojedynki z TFF były jak Nankatsu z Meiwą w filmach o Tsubasie i tu to my byliśmy „ci dobrzy”, lecz nie zawsze wygrywaliśmy (śmiech). A tak już na poważnie to wiadomo – masa fajnych wspomnień, mnóstwo poznanych ludzi czy nawet wieloletnich „rywali”, z którymi do tej pory utrzymujemy kontakt. Ogólnie sport to bardzo fajna „metoda” nawiązywania relacji. W Samych Swoich grałem bardzo długo i przez ten zespół przewinęło się w tym czasie wiele osób które przychodziły i odchodziły, lecz każdy kto u nas zostawał na dłużej, umiał wkomponować się w nasz styl gry i klimat naszej drużyny. Ze szczególnym sentymentem wspominam jednak czasy „turniejowe” jeszcze sprzed NLH gdy grali między innymi Chose, Rudy, Bąku, Termi, Ziółek, Rafał Kwiatek i Paweł Stańczuk. Później każdy poszedł w swoją stronę, lecz na bank każdy z nich wspomina te chwile tak dobrze jak ja.

Sami Swoi

Zdjęcie Samych Swoich sprzed 10 lat. W górnym rzędzie od lewej: Marcin Jackiewicz, Łukasz "Rudy" Cieśluk, Alek Cieślak, Adam Stańczuk, Piotr Stańczuk, Mariusz "Chose" Tymiński. Dolny rząd od lewej: Mariusz "Ziółek" Ziółkowski, Paweł Stańczuk, Michał "Bąku" Niewiadomski, Rafał Kwiatek, Tomek "Termi" Szymański, Rafał Zbiejczyk.

Też jesteśmy o tym przekonani. To teraz trochę o Alku Cieślaku – zawodniku. Pewnie podobnie jak ja, wiele osób zapamiętało Cię jako gracza o dużym zmyśle taktycznym. Może to i Paweł Stańczuk zdobywał najwięcej goli, ale mnóstwo właśnie z Twoich podań. Nie było szansy, by wypłynąć z Twoimi możliwościami na szersze wody?

- Nie będę tu opowiadał bzdur że mogłem, ale wiatr w oczy, że trzeba było mieć znajomości czy zapłacić żeby grać, a teraz jest inaczej, lub że ktoś mnie oszukał itp. itd. Ja po prostu nie miałem charakteru do tego by coś osiągnąć i wolałem inne rozrywki niż trening. Miałem sporo starszych kolegów, którzy też nieźle się zapowiadali, nic z tego nie wyszło i którzy mówili mi: „po co będziesz tam łaził, nic z tego nie będzie, dawaj na piwo i coś pomyślimy”. A ja się słuchałem. Zaznaczam jednak, że to nie jest ich wina, lecz tylko i wyłącznie moja. Może i miałem jakiś „zmysł taktyczny” a może nawet smykałkę czy talent, ale bez pracy na treningach i poza nimi to nic nie znaczy. A jak tak się podchodzi jak ja w liceum, to nie da się „wypłynąć na szerokie piłkarskie wody”, a jedynie „popłynąć na balecie” i potem tych decyzji bardzo się żałuje, gdy jest już po wszystkim i szansa przeminęła.

Obecnie jesteś trenerem seniorskiej drużyny Wichru Kobyłka. Wcześniej trenowałeś młodsze roczniki w tym klubie, więc można powiedzieć, że przeszedłeś taką dość naturalną drogę szkoleniową w tym klubie. Taki też był Twój plan? I czy łatwo jest wydawać polecenia komuś, z kim jeszcze do niedawna grałeś ramię w ramię?

- Drogę przeszedłem od U-12 do seniorów w możliwie najkrótszym czasie. Czy to dobrze to się okaże :) Gdy zaczynałem przygodę z trenowaniem rocznika 2000/01 w 2011 roku, miałem nadzieję, że kiedyś zostanę trenerem pierwszego zespołu, chociaż były to odległe plany. W sytuacji gdy z całą drużyną juniorską przeszliśmy do seniorów nie miałem obaw, choć dużo osób mówiło że spadniemy z ligi, że nie ma sensu, że za młodzi. A że nic tak nie motywuje, jak chęć udowodnienia komuś czegoś, to myślę że idzie nam całkiem dobrze. W pierwszym sezonie 4 miejsce, teraz po rundzie jesiennej zajmujemy drugie - premiowane awansem. Chociaż awans czy jego brak to sprawa tak naprawdę drugorzędna. Najważniejsze żeby młodzi zawodnicy w naszej drużynie się rozwijali i nie poszli „moją” drogą. A teraz zaczyna to wyglądać bardzo fajnie - chłopaki wzbudzają coraz większe zainteresowanie, kluby z wyższych lig im się przyglądają, a to w myśl naszej filozofii jest najważniejsze. Ważne żeby „na koniec dnia” ktoś zrobił karierę, żebyśmy mogli przy „piwku” kiedyś włączyć np. Ekstraklasę i móc powiedzieć, że gra zawodnik czy zawodnicy wychowani u nas. A co do ostatniego pytania, czy łatwo wydawać polecenia niekiedy starszym kolegom z boiska? No jasne że łatwo i jest to bardzo przyjemne (śmiech). Niekiedy „ganiali” mnie bo młodszy, a teraz czas na zemstę :) A tak na poważnie - na boisku chłopaki znają hierarchię. Wiadomo relacja trener – zawodnik opiera się na szacunku na boisku i poza nim. Zasady są z góry określone, trzeba ich przestrzegać, ale nie ma z tym żadnego kłopotu.

A jakim trenerem jest Alek Cieślak? Czy już można mówić o pewnej filozofii prowadzenia przez Ciebie zespołu? I czy fakt, że w seniorskiej drużynie Wichru grają niemal wyłącznie wychowankowie tego klubu, był od początku do końca Twoim pomysłem?

- Jakim trenerem jest Alek Cieślak... Młodym i ambitnym (niekiedy za bardzo), na pewno wiedzącym – z własnego doświadczenia - co należy robić, by nie zostać profesjonalnym piłkarzem (śmiech). Wiem, że dużo nauki na mojej drodze, ale robię co mogę. Wolałbym też, by inni mnie oceniali, a nie ja sam - tak jest lepiej. Druga część pytania jest już łatwiejsza, bo filozofię mamy prostą. Wspólnie z dyrektorem Strejlauem chcemy szkolić w akademii, przesuwać do seniorów, dalej rozwijać i jeżeli zawodnik jest gotowy i ktoś go chce, puszczać do lepszych klubów. To się nie zmieni na pewno do momentu, do kiedy będę trenerem w Wichrze. A to że grają młodzi zawodnicy którzy w dużej większości są wychowankami to tylko potwierdzenie że próbujemy iść tą drogą. Wiemy że A-klasa to jest poziom lub dwa za nisko, a naszym marzeniem jest by była w Kobyłce czwarta liga, ale chcemy by to się odbyło na naszych warunkach, bo inaczej gra na tym poziomie nie ma dla nas sensu. Nie zamierzamy ściągać za spore pieniądze starszych zawodników niezwiązanych z klubem, wolimy grać swoimi i jeżeli takie pieniądze się kiedyś znajdą, zainwestować je we własnych chłopaków. Ściągamy do siebie tylko młodych graczy, z klubów w których nie mają miejsca w pierwszym zespole, lecz głównie wtedy gdy na to miejsce nie mamy jeszcze zawodnika z akademii lub gdy uzupełniamy skład po transferach wychodzących. Chcemy uzależnić wyniki od szkolenia w akademii, a czy to będzie w lidze okręgowej, czwartej czy nawet w A-klasie to sprawa drugorzędna.

Ostatnio wiele razy udzielałeś się na różnego rodzaju forach, by dowiedzieć się jakie są plany potencjalnych włodarzy w stosunku do Wichru. Nie ma co ukrywać – mniejsze kluby i to nie tylko w naszej okolicy borykają się z dużymi problemami, związanymi głównie z infrastrukturą, budynkami klubowymi, etc. Czy w Wichrze idzie to wszystko w dobrym kierunku?

- Ehhh, ciężkie pytanie. Czy idzie dobrze? Idzie na tyle co możemy zrobić w barakach bez żadnego budżetu na seniorów. Trochę lepiej wygląda to w akademii, lecz składka starcza tylko na egzystencję, a za wszystkie „udziwnienia” dopłacają rodzice (turnieje, dresy itp). Sponsorów przy piłce jak na lekarstwo, a gdy miasto ogłosiło że 30 tys w tym roku jest przeznaczone na wszystkie stowarzyszenia sportowe w mieście i z tego możemy jako Wicher dostać z 12 tys na 4 sekcje, to ciężko się nie irytować. ŁKS Łochów z takiego samego konkursu na samą piłkę dostał 100 tysięcy. I to jest główny kłopot. Mamy nadzieję że miasto i sponsorzy gdy zobaczą że nasza filozofia się sprawdza i idzie w dobrym kierunku będą bardziej nas wspierać, by można było mieć środki na zapewnienie lepszych warunków do treningów, leczenie kontuzji, obozy, stypendia, na dojazdy, fizjo, itp... Już nie mówiąc o budynku klubowym i kolejnym boisku które jest niezbędne, bo trenuje już u nas około 400 zawodników. Na ten moment robimy tyle, na ile nas stać.

Otoczka wokół klubu to jedno. A jak oceniasz samych zawodników, ich podejście do treningów, gry, mentalności? Bo wiadomo – kiedyś piłka była jedyną atrakcją dla dzieciaków, a teraz jest jedną z wielu i jest mnóstwo rzeczy, które łatwo potrafią zachęcić młodego człowieka do niewychodzenia z domu czy nie pójścia na trening. Borykasz się z takimi problemami?

- Jeżeli chodzi o zawodników którzy trenowali ze mną wcześniej (r.2000/2001) to duży ewenement, że zostało ich aż tylu w seniorach i nadal widać chęć do treningu. Frekwencja jest dobra i za to wielki szacunek, bo chłopaki naprawdę są zaangażowani pomimo braku pieniędzy w klubie czy nie zawsze idealnych warunków. Zawodnicy którzy zostali też pomimo początkowych problemów z zaangażowaniem i cięższą pracą na treningach, aktualnie dopasowali się do moich standardów i też pracują, że aż miło popatrzeć. Obecnie trwają przygotowania do nowej rundy, treningi są ciężkie, ale nie widzę by komuś sprawiało to kłopot. Oczywiście wszędzie zdarzają się pojedynczy gracze, którzy „chodzą” słabiej i widać że im mniej zależy, ale wiadomo - nie ma złotego środka by przekonać wszystkich do identycznego zaangażowania. Ja jestem jednak bardzo zadowolony, postawa drużyny jest bardzo budująca, część trenuje też indywidualnie i to wszystko napawa nadzieją, że w przyszłości chłopaki osiągną cele, które sami stawiają przed sobą, a i klub dzięki temu pójdzie „wyżej”. Jeżeli chodzi o inne rozrywki to chyba zawsze tak było, tylko w przeszłości były po prostu inne „zabawy”. Nie oszukujmy się - jeżeli trzeba oderwać kogoś granatem od laptopa czy komórki na trening, to on się nie nadaje. Trzeba mieć pasję i bardzo chcieć - to podstawa u dzieci, ale nie tylko u nich. Jak ktoś chce grać w piłkę i pracuje na to, to będzie grał. Ale żeby to osiągnąć nie wystarczy trenować tylko w klubie. Na końcowy sukces składa się dużo czynników – w tym praca indywidualna nad sobą, a jak dużo pracy to i dieta, później suplementacja, odpowiednia regeneracja, itd.

A gdzie za powiedzmy 10 lat widzisz siebie? I jak myślisz – czy po tym okresie Wicher będzie mógł się pochwalić, że kolejny jego wychowanek – po Jacku Morycu i Kamilu Tladze – zahaczy o grę w wyższych ligach czy Ekstraklasie ?

- Ciężko powiedzieć. Za 10 lat mogę być dalej w Wichrze i w Nocnej Lidze (śmiech). Na pewno chciałbym przechodzić kolejne szczeble, ale wiem że to długa droga. Mam nadzieję że takich osób jak Kamil czy Jacek będzie o wiele więcej. Czas pokaże i na razie trzeba skupić się na teraźniejszości a nie wyrokować co będzie za całą dekadę. Pokazuje to przykład Krzysztofa Piątka – to gdzie był 4-5 lat temu, a to gdzie jest teraz, to jest niebo a ziemia. Dlatego pożyjemy zobaczymy :)

Na koniec pytanie o NLH. Jak oceniasz rozwój tych rozgrywek na przestrzeni dekady? I myślisz że jeszcze kiedyś uda Wam się choćby na jakiś turniej zebrać starym składem i powspominać sukcesy z dawnych lat? :)

- Myślę, że liga mniejszymi i większymi krokami poszła bardzo do przodu i to zarówno sportowo, jak i organizacyjnie. Jakbym miał wymienić wszystkie rzeczy na plus które są teraz, a nie było ich 10 lat temu, to by się trochę za długo zeszło :) Dla mnie to wspaniała inicjatywa i oby tak dalej. A czy się zbierzemy na jakiś turniej? Może kiedyś jeszcze Was w tym temacie zaskoczę.

Trzymamy za słowo! Dzięki za wywiad i powodzenia na trenerskiej ścieżce :)

Komentarze użytkowników: