fot. © Nocna Liga Halowa

Wywiad ze Zbyszkiem Turkiem

31 grudnia 2011, 09:34  |  Kategoria: Wywiady  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: Paweł Świnarski  |  komentarze:

Zbyszku, poza Tobą i Piotrkiem Stańczukiem nie znam osoby, która wzbudzałaby tak pozytywne odczucia zarówno na boisku, jak i poza nim. I miała przy tym taki szacunek. Co więcej - ilekroć, gdy widzę Cię po drugiej stronie boiska jako przeciwnika, to zawsze powtarzam swojej drużynie: "Słuchajcie, jeśli wyłączymy z gry Zbyszka, to mamy szansę wygrać". To chyba miłe prawda? No i przede wszystkim: w jaki sposób wciąż udaje Ci się utrzymywać taką formę?:)

- Na pewno miło mi to czytać, chociaż na pewno są to słowa „za zasługi”, ponieważ od myślę jakiś 2 lat nie jestem już zawodnikiem, który mógł decydować o losie drużyny w każdym meczu i nie ukrywam, że nie łatwo mi było pogodzić się z tym stanem rzeczy. Ale muszę się z tym oswoić – czas leci. Tym bardziej miło, jeśli jestem wymieniany wraz z Piotrkiem, z którym znamy się już sporo czasu. Jest to dla mnie osobiście najlepszy, a jeśli nie to jeden z najlepszych zawodników jaki gra w tutejszych amatorskich ligach. Co do formy - jeśli można to w ogóle tak nazwać - to szczerze mówiąc nie robię zbyt wiele...co nie wystawia mi dobrego świadectwa. Raczej gram - jak to się mówi - na „świeżości”. Po prostu musiałem dojrzeć do tego, że nie jestem w stanie poruszać się po boisku jak kiedyś i rozpoczynać większość akcji. Trzeba mierzyć siły na zamiary i więcej zwracać uwagę na to, jak się ustawić na boisku, aby nie biegając dużo, w miarę efektywnie zagrać. Poza tym staram się więcej pomagać chłopakom w obronie, za co nie ukrywam zostałem pochwalony przez kolegów z drużyny. I to jest fajne, że mam wokół siebie zawodników, którzy nie widzą tylko czubek swojego nosa. Ważnym aspektem jest też to, że jeśli mam za sobą takich zawodników jak Cytryn (Marcin Błędowski), czy Kamil (Boratyński) to mogę bez stresu bardziej ryzykować, bo przy stracie wiem, że sobie poradzą.

W tym sezonie jeden sukces - wspólnie z zespołem Gold Dent - już odniosłeś. Ciekawi mnie jednak, skąd wzięła się Twoja obecność w tej drużynie? Zwłaszcza, że nie zawsze była ona kojarzona jak wzór cnót i rycerskich zalet...

- Rzeczywiście, w drużynie tej pojawiłem się niespodziewanie nawet dla samego siebie. Pomijając pewne szczegóły zadzwonił do mnie Przemek i zaproponował mi granie w jego drużynie, w której - jak się okazało - miał grać również znany wszystkim Motorek (Mariusz Rutkowski). W tym momencie nie trzeba było mnie już zbytnio namawiać na grę w tej drużynie. Ale ponieważ miałem podobne zdanie (jak w pytaniu) na temat stylu i podejścia do zawodów drużyn z którymi grał Przemek, powiedziałem mu szczerze, że jeśli nie będzie mi odpowiadała drużyn,a to po prostu szybko się rozstaniemy. Jak widać okazało się, że można dojść do kompromisów i chyba powoli stajemy się drużyną docenianą, a nie tylko wytykaną palcami. Potencjał jak się szybko okazało mieliśmy, ale musieliśmy przekonać wszystkich w drużynie, że jak mamy grać to zespołowo, gdzie wcale nie chodzi mi o to, że bronimy razem i razem atakujemy, bo to jest oczywiste, ale o to, że mamy grać w piłkę, dzięki czemu wszyscy będą usatysfakcjonowani. Przed tym sezonem priorytet to nie kłócić się ze sobą. Jak widać - to wystarczyło i się udało. A przepraszam, zapomniałbym o wzmocnieniach: Kamil, Damian (Waś) i Igor (Rakowski) wydatnie przyczynili się, że na koniec mogliśmy się wszyscy napić szampana. Ale tutaj też trzeba było pracy. I porównując pierwszy mecz z Andromedą schodząc z boiska stwierdziłem, że nie wiem jak grać z nowymi, bo nic nie jest, jak ja bym sobie tego życzył. Ale liga trwała trochę i działało to na naszą korzyść i drugi finałowy mecz z Andromedą już był naprawdę ok, chłopacy zagrali świetnie (czyli tak jak w meczu pierwszym), ale ja chyba już oswoiłem się z ich stylem gry. Ale co się dziwić, w kwestii braku zrozumienia jak „młodzi” mieli (patrząc po roczniku) 1 roczek albo i nie, ja grałem już w pierwszym składzie Huraganu.

No dobrze, a teraz chciałbym wiedzieć, jak przebiegała piłkarska kariera czy też może - przygoda z piłką Zbyszka Turka? I czy jesteś z niej zadowolony, czy może wręcz przeciwnie - jesteś wściekły, bo mogłeś osiągnąć więcej?

- Oczywiście, że nie jestem, jak 99 procent zawodników, którzy całe życie trenowali i wkurza mnie tekst z telewizji: „jak ktoś naprawdę chce to spełni swoje marzenia”. Może tak mówić Messi i nieliczny odsetek ludzi uprawiających sport w różnych dyscyplinach. Od małego byłem przeświadczony o tym, że będę grał i utrzymywał się z piłki. Za małolata naprawdę byłem chyba niezły, zaowocowało to wypożyczeniem do Agrykoli - najlepszej drużyny w tym roczniku na Mazowszu, ale co z tego jak nie weszliśmy do MP, bo przegraliśmy z Jagą, po bramce oczywiście Frankowskiego. Później powrót do Huraganu. I tutaj częsty błąd ludzi z małego miasta - tak sądzę teraz - trzymanie się klubu, bo jak to w drużynie my-wołominiacy mówiliśmy: „jeśli nie my, to Huragan nie przetrwa”. Z perspektywy lat były to super czasy, koledzy i wspomnienia, ale też i chore myślenie. Ogólnie grałem jeszcze kilka lat - jak się sprowadziłem do Kobyłki - w Wichrze i powrót do Wołomina. Dałem sobie w końcu spokój z graniem w wieku chyba 29-30 lat, bo miałem dosyć tego ciągłego upominania się o wszystko i udowadniania kolejnym coraz bogatszym i zmanierowanym prezesom co jestem wart (oni byli tu 5 minut, ja grałem tu większość lat spędzonych na boisku). Najbliższe były szanse na grę wyżej w Polonii, która wtedy awansowała do „starej” 1 ligi, czy będącego na 1 miejscu w 3 lidze Okęcia (z super budżetem jak na tamte czasy). Ale osobista tragedia trenera wszystko zmieniła. A przecież ja chłopak z Wołomina nie będę się narzucał i dzwonił co ze mną. Tak czy inaczej nic specjalnego i trudno mówić o karierze, kiedy widzimy jaki jest poziom w Ekstraklasie, a grało się w niższych ligach. Więc mogę się nazwać co najwyżej kopaczem z Wołomina.

Zdarza Ci się czasem lekko poddenerwować na sędziowskie decyzje, chociaż zawsze w sposób cywilizowany i kulturalny. I pisze o tym nieprzypadkowo, bo samemu też sędziuję i często oglądam mecze w naszych lokalnych ligach. I w związku z tym moje pytanie: Czy nie jest trochę tak, że graczom, którym kiedyś (lub obecnie) udało się "liznąć" piłki na wyższym poziomie niż amatorska, wydaje się, że mogą sobie pozwolić na wszystko? Że czasem nie ma szans, by godnie umieli pogodzić się z porażką? Mówiąc wprost - czy nie jest tak, że niektórym brakuje nie tylko piłkarskiej, ale też ludzkiej kultury i poszanowania dla sędziowskiego wysiłku i zdrowia przeciwnika? I czy to jest problem lokalny, a może tak jest wszędzie?

- Faktycznie temat na czasie. Nie ukrywam, że kilka razy na prośbę kolegów sędziowałem jakieś mecze i wiem jak ciężkie jest to zajęcie. Tym bardziej w takiej strukturze jak liga amatorska. Sędzia jest cały czas pod ciągłą presją drużyn i nie każdy potrafi sobie z tym poradzić. Nie wymagam od sędziego, aby miał oczy dookoła głowy. Może się mylić co do rożnych, karnych itd. ja to rozumiem i nie wydaje mi się, aby ktoś gwizdał pod kogoś w takich rozgrywkach. Natomiast wymagam od sędziego, aby panował nad temperamentem zawodników, którzy powinni grać po męsku, ale nie nadmiernie ostro i złośliwie. Ja - może ze względu na swój wiek - chcę pojechać na mecz zdrowy, pograć z kolegami, przybić piątkę po z sędzią i przeciwną ekipą i do domu wrócić również zdrowy. Przecież jak złapię jakąś poważniejszą kontuzję, to może być dla mnie koniec zabawy w ogóle. I wypadki chodzą po ludziach, ale nie chcę aby przez dopuszczanie do zbyt ostrej gry przez sędziego, ja czy ktokolwiek inny miałby mieć problemy zdrowotne. Dlatego sędzia powinien być stanowczy i nie bać się gwizdania fauli, czy stosowania kar minutowych. Może w każdym meczu będzie więcej przerw i mniej płynności gry ale trudno, myślę że zdrowie jest najważniejsze (bo czego przede wszystkim sobie życzymy - przecież zdrowia, a nie 2 karnych z kapelusza w każdym meczu). I o to mam od początku pretensje do gwiżdżącego nam w NLH sędziego. Poza tym nie powinien zbyt wiele tłumaczyć, bo może się pogubić z czasem w zeznaniach. Po prostu tak zadecydował i powinniśmy to zaakceptować. Jest jeden sędzia, z którym się niestety nie da nic zrobić. Mi znany już chyba od juniorów, czyli nieszczęsny „Pan Prokurator”. Gość nie do życia. Nie dość, że prowokował sam zawodników tekstami w stylu „wstawaj nie udawaj”, to jak się odezwałeś, to groził wyrzuceniem z placu lub od razu to robił. Ale szkoda na niego czasu.

Piąte pytanie zawsze dotyczy Nocnej Ligi. Skądinąd wiemy, że cenisz sobie te rozgrywki, z czego bardzo się cieszymy. Ale chcielibyśmy wiedzieć, czego według Ciebie tym rozgrywkom brakuje? Co spowodowałoby, że jeszcze chętnie przyjeżdżałbyś na halę i uczestniczył w grze? Jeśli coś wymienisz, to potraktujemy to jako wyzwanie, a nie zarzut:)

- Jasne, że cenię te rozgrywki. Bo patrząc na to, że organizatorzy swoją pracą pokazują, że naprawdę chcą wykonać swoje obowiązki uczciwie i rzetelnie, to nie może być inaczej. Trenowałem swego czasu drużynę Wichru rocznik 92, której zawodników przy okazji bardzo pozdrawiam i wiem ile trzeba poświęcić czasu i energii aby czuć, że wykonało się tyle, ile można z siebie dać. Co więcej - wiem i ja i oni jak łatwo wszystko nagle stracić. Więc zachęcam Was do dalszej pracy, bo liga na wysokim poziomie zawsze przyciągnie sporą grupę ciekawych osób na boisko, a i Wy wtedy będziecie zbierać zasłużone pochwały. No i opisy Panowie naprawdę są niesamowite. Rozmawiałem ostatnio z chłopakami z drużyny i stwierdziliśmy, że relacje z meczów są chyba bardziej interesujące od tego, co działo się na boisku. I może powinniście pomyśleć o zawodzie redaktora sportowego. Wtedy czytałbym wasze opisy z meczów Ekstraklasy zamiast oglądać mecze. Podejrzewam, że po jednym sezonie śmiało powiedziałbym, że nasza liga jest jedną z najlepszych w Europie. Brawo. Ale są oczywiście minusy. Pierwszy to Wasze ustalenia z sędzią. Po pierwszym meczu powiedział, że gwiżdże tak a nie inaczej po zaleceniach organizatora. Po czym na Waszej stronie w regulaminie zobaczyłem coś innego, potwierdzającego moje zastrzeżenia. Ale rozumiem, że to z czasem się „dotrze”. Poza tym często widzicie to, czego nie widzi sędzia. Więc jeśli zobaczycie, że ja (lub ktoś inny) uderzę przeciwnika łokciem, czy kopnę w tyłek to po prostu wywalcie mnie z ligi. Poza tym naprawdę nie wiem co Wam powiedzieć żeby było lepiej, bardzo mi się podoba ta liga, świetnie się tu bawię.

Na końcu korzystając z okazji chciałbym, życzyć wszystkim zawodnikom, organizatorom oraz ludziom pomagającym Wam prowadzić NLH wszystkiego najlepszego i spełnienia marzeń w nowym 2012 roku.

Komentarze użytkowników: