fot. © Nocna Liga Halowa

Wywiad z Przemkiem Tucinem

30 grudnia 2014, 22:17  |  Kategoria: Wywiady  |  Źródło: inf.własna  |   dodał: roberto  |  komentarze:

Przemku, zacznijmy od bieżących wydarzeń. W tamtym sezonie wyczyn bez precedensu w historii Gold Dentu - pudło Nocnej Ligi. Teraz jednak po czterech meczach nie macie nawet punktu i Wasza sytuacja jest naprawdę trudna. Jakie są tego przyczyny? Przecież nagle nie zapomnieliście, jak się gra w piłkę?

- W poprzednim sezonie w końcu zdjęliśmy z drużyny klątwę wiecznie czwartego miejsca. Zdobyliśmy vice mistrzostwo i to w jakich okolicznościach:) Smakowało to nieziemsko, jakbyśmy zajęli pierwsze miejsce. Jesteśmy przeszczęśliwi tym osiągnięciem i do dzisiaj wspominamy to szczęście które nam wtedy dopisało z uśmiechem. Chyba to był ten moment, gdzie nastąpiła kumulacja tego szczęścia, może trochę też za poprzednie sezony, gdzie widzieliśmy się w tej pierwszej trójce a jednak nie mogliśmy się na to pudło wdrapać. I w końcu się udało! A w tym sezonie… Cóż, patrząc na tabelę pod kątem poprzedniego sezonu, to Gold-Dent, Team4Fun czy Szóstka dołują strasznie i każdy przeciera chyba oczy ze zdumienia, ale czy tak do końca słusznie?! To jest dowód na to, że Liga zrobiła się MEGA mocna. Przychodzą nowi, młodsi ale przede wszystkim klubowi gracze którzy są w treningu. Stare drużyny też się wzmacniają a my?! Jesteśmy przecież tylko amatorami, gdzie lata lecą i sama ambicja już nie wystarczy. Po prostu trzeba być w formie! Pewnie przydałyby się i u nas jakieś super wzmocnienia, ale czy tego chcemy?! Gramy ze sobą już kilka lat i lubimy swoje towarzystwo nie tylko na boisku. Jesteśmy jedną wielką rodziną na dobre i złe a tego dobrego już trochę razem przeżyliśmy i chyba nie chcemy nic zmieniać. Oczywiście znamy swoją wartość i taki kubeł zimnej wody da nam może w końcu motywację do pracy nad sobą i powrotu do optymalnej dyspozycji, bo wiadomo - tutaj leży największy problem… Do tego kontuzje: Damian Waś, Radek Benbenkowski, Mateusz Dudek, Kamil Boratyński który nie może wskoczyć na swój poziom, gdyż nie może wygrać z bólem kręgosłupa. Przecież to są chłopaki którzy swoją postawą wnosili jakość do drużyny! Ponadto wydaje się że to drobny szczegół, ale dla nas chyba istotny - zmiana terminu gry z wtorku na czwartek, gdzie halę mieliśmy zakontraktowaną na treningi w piątki, strasznie nam pokomplikowało sytuację, bo wpierw dwa dni z rzędu grania a później prawie cały tydzień wolnego robi swoje. Ale cóż - jest jak jest. Teraz przerwa świąteczno-noworoczna, która chyba nam się przyda na zebranie do kupy, złapanie świeżej, pozytywnej energii do gry i mocno w to wierzę, że od stycznia zaczniemy w końcu wygrywać, bo zostało jeszcze sporo kolejek do końca i na pewno możemy swoją sytuację w tabeli poprawić. Będziemy o to walczyć!

W ostatnim meczu z Team4Fun wszystko ułożyło się pod Was. Prowadziliście 3:2, mieliście 5 minut gry w przewadze, a mimo to znów polegliście. Nie boisz się, że porażka w takich okolicznościach odbierze chłopakom wiarę we własne umiejętności? No i dlaczego nie mogliśmy zobaczyć Cię na parkiecie?

- Żeby się dobrze czuć na boisku potrzebuję dużo gry, dlatego szukam ku temu okazji. Taka nadarzyła się we wtorek, gdzie skręciłem kostkę. Nic poważnego i na pewno pojawię się po Nowym Roku, ale niestety zagranie w czwartek z Team4Fun było niemożliwe. Co do samego meczu… Człowiek bardziej się denerwuję z ławki niż będąc na boisku, dlatego nienawidzę oglądać spotkań z boku! Moja ocena jest taka, że mieliśmy multum okazji żeby dobić rywala i ten mecz wygrać, ale ich nie wykorzystaliśmy gdyż zabrakło spokoju i precyzji. A wiadomo jak to jest w piłce - niewykorzystane sytuacje lubią się mścić i tak było w tym przypadku. Rozpamiętujemy jednak przegrany mecz tylko w szatni… Wychodząc zamykamy drzwi razem z użalaniem się nad porażką! Staramy się z każdej takiej lekcji wyciągnąć wnioski i przełożyć to na kolejny mecz. Na razie co prawda tylko na staraniu się kończy, ale wierzę że to się zmieni:)

Jest pewnie mało osób w naszym lokalnym środowisku które Cię nie kojarzą. Od wielu lat biegasz po wołomińskich orlikach, gdzie wspólnie z drużyną zdobywaliście masę trofeów. Znany jesteś z tego, że do każdego spotkania podchodzisz z ogromną koncentracją i determinacją. Potrafisz przyjechać na mecz kilkadziesiąt minut wcześniej i rozpocząć motywację własną i kolegów. Niektórym to imponuje, dla niektórych jest to pewnie powód do żartów. Co o tym myślisz? I co decyduje, że nawet w amatorskich rozgrywkach podchodzisz do wszystkiego w sposób tak bardzo profesjonalny?

- Wszystko do czego się zabieram nie tylko na boisku, ale chyba i w życiu prywatnym wkładam całe swoje serce. Stając naprzeciwko nawet Goliatowi główkuję jak go pokonać. Tworząc drużynę Gold-Dentu myślałem tylko o najwyższych celach. Po trzech sezonach "docierania" machina była gotowa. Zdobyliśmy pięć razy z rzędu ligę PLP i tak naprawdę przez ten okres pożeraliśmy wszystkich, byliśmy nie do zatrzymania. A kluczowym momentem który nas scementował był mecz finałowy o pierwsze mistrzostwo z drużyną Andromedy, który pewnie Robercie pamiętasz, bo w nim grałeś, gdzie po pierwszej połowie przegrywając 0:2 zdołaliśmy przechylić szalę na swoją korzyść, wyciągając wynik na 4:3! Pokazaliśmy w drugiej połowie charakter, który właśnie wtedy się ukształtował! Dało to nam kapitalnego pozytywnego kopa, którego czujemy do dziś dnia! Będąc nawet w tej części tabeli w jakiej znajdujemy się w tej chwili nie oddałbym żadnego chłopaka za miejsce wyżej. Nie wyobrażam sobie Gold-Dentu bez Zbyszka, Kaczorka, Cytryna, Maksa, Torby czy naszych małolatów, którzy dali mi tyle radości i szczęścia! Piłka nożna dla nas grających jest również odskocznią od szarej rzeczywistości - osobiście nie umiem wejść na boisko prosto z samochodu. Lubię przyjechać wcześniej, poczuć atmosferę meczową a przede wszystkim spotkać się i pogadać z chłopakami, bo dla mnie mecz to nie tylko "wyjść, zagrać i pojechać do domu". Nasze pomeczowe spotkania trwają nieraz do późnych godzin nocnych. Druga sprawa jest taka, że mam już prawie czterdzieści lat i niestety bez rozgrzewki nie wejdę na boisko - muszę mieć czas żeby rozprostować stare kości, bo może to też ma wpływ na to że jeszcze - odpukać:) - do tej pory gram i dobrze się czuję a zamierzam jeszcze trochę pograć i prześcignąć Ryana Giggsa:) Czy chociażby chłopaków z Foto-Elki, których serdecznie pozdrawiam.

W zespół Gold Dentu wkładasz mnóstwo zdrowia, serca, ale też pieniędzy. Stroje, dresy, wynajmowanie orlików, regulowanie wpisowego, itd. Czy w związku z tym bardzo dbasz o selekcję zawodników do zespołu? Czy każdy może grać w Gold Dencie? I przede wszystkim - co Cię skłania by tak wiele czasu poświęcać drużynie?

- Staram się abyśmy regularnie spotykali się i jak najwięcej razem grali, bo wiadomo że „trening czyni mistrza”. W każdej drużynie jest koordynator, który musi to wszystko wiązać, aby to trwało. Sprawia mi to przyjemność, więc może dlatego mam po tylu latach dalej energię na trzymanie tego wszystkiego. Chociaż obecnie nie muszę się tyle angażować, bo wszyscy wykazują chęci:) Zapraszając kogoś do drużyny patrzę przede wszystkim na charakter, bo na pewno musi być chemia i miłość od pierwszego wejrzenia a wszyscy dobrze wiemy, że pokochać mnie jest sprawą trudną i nieraz dziwię się, że tyle lat ze mną wszyscy wytrzymują…:) Stroje?! (śmiech) Zabawna historia… W czasach świetności drużyna miała wspaniałych mediatorów (Cytryna i Kaczora). Przed każdym sezonem zapraszali najpierw na "piankę" a jak miałem za sobą dwie, to przechodzili do "ataku"…:) Bajerowali mnie, że jak zdobędziemy mistrza to coś nowego im kupię. A ja głupi się godziłem, no bo wiadomo - po chmielu człowiek odważniejszy:) A że parę tych wygranych było, to w ten sposób chłopaki ubrali się od "stóp do głów" a ja mogłem zrobić słonia z kieszeni:) Oczywiście nie żałuję, bo sam z tego korzystałem i cieszyłem się, że wyglądamy jak prawdziwa drużyna.

Wiemy, że do tej pory oprócz gier w ligach amatorskich, swoje umiejętności pokazujesz też w rozgrywkach A-klasy. No właśnie - czy Przemek Tucin od zawsze marzył by być profesjonalnym zawodnikiem? I co stanęło na drodze, że nie zakotwiczyłeś gdzieś wyżej?

- Przede wszystkim ciężkie czasy, bo pochodzę z rodziny typowo robotniczej i oczywiście ważniejsza była praca rodziców niż wożenie mnie na jakąś piłkę a na Huragan miałem za daleko, więc mama bała się mnie puszczać samego. Teraz na pewno jest łatwiej, bo jest więcej tego wszystkiego - czy to boisk, szkółek, lig amatorskich, klubów piłkarskich i z tego na pewno należy się tylko cieszyć. Oczywiście że są niespełnione marzenia, ale nie ma co użalać się nad i tak już rozlanym mlekiem. Teraz swoje marzenia staram się przelać na syna i zarazić go tą chorobą, jaką jest piłka nożna:) A ja? Będę biegał po boiskach dopóki starczy mi tylko sił - czy to w A-klasie czy w Warszawskiej Lidze Oldbojów - bo tam też próbuję swoich sił - czy w lidze ósemek w Sulejówku z Gold-Dentem czy w NLH. Nawet w 2.lidze będę się pojawiał wszędzie do ostatniego tchu, aby tylko zdrowie na to pozwoliło:)

Na koniec pytanie o Nocną Ligę. Jak ją oceniasz pod względem sportowym i organizacyjnym? I czego jej brakuje, byś bez chwili zastanowienia wskazał ją jako tę, która oferuje zawodnikom wszystko co najlepsze?

- Przejście z Kobyłki do Zielonki było krokiem milowym dla podniesienia prestiżu tych rozgrywek, gdyż obiekt jest wspaniały - duże trybuny na których pojawia się widownia, szatnie, wszystko jest tak jak należy! Sama organizacja i strona działają na najwyższym poziomie! Jeżeli miałbym się doszukiwać jakiś zastrzeżeń to pewnie na chwilę zatrzymałbym się na sędziowaniu... Przede wszystkim wiadomo, że to są tylko ludzie i tak jak wszędzie pomyłki się zdarzają, nawet rażące których i tu też nie brakuje. Moim zdaniem system na dwóch sędziów się nie sprawdza. Nie widzę żadnej różnicy przy prowadzeniu spotkania przez jednego arbitra, tak jak to było do tej pory. Zastanawiam się czy przypadkiem nie jest nawet trochę gorzej, gdyż sędziowie patrząc na siebie gubią przez to koncentrację! Jednak najważniejszą sprawą jest ta, że strasznie trudno przewidzieć ich zachowanie, gdyż identyczna sytuacja - tyle że np w trzech różnych meczach - może być inaczej zinterpretowana! Raz może być puszczona gra, raz odgwizdany faul a w innym przypadku może zawodnik dostać żółtą kartkę i to jest najbardziej frustrujące, ale wiadomo - to wszystko zależy od wyszkolenia samego sędziego a nie od Organizatora.

Korzystając z okazji chciałem dedykować swoją bramkę - którą mam nadzieję że szybko uda mi się strzelić - swojej rodzince: córce Anieli, synowi Adamowi oraz swojej żonie Marcie, z którą jestem już prawie dwadzieścia lat a ona za każdym razem kiedy wychodzę na gierkę zgrzyta zębami, bo nienawidzi piłki i chyba już nigdy nie zaakceptuje mojej drugiej miłości:)

Na koniec życzę wszystkim fanatykom piłki nożnej, zawodnikom, kibicom oraz Wam-Organizatorom  zdrowych i wesołych Świąt oraz Szczęśliwego Nowego Roku (rozmowa została przeprowadzona jeszcze przed 24 grudnia).

Dziękujemy i do zobaczenia na parkietach NLH!

Komentarze użytkowników: